Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Jagoda Lee

Kącik naszej poezji.

Polecane posty

Dlaczego wciąż widzę ten uśmiech boleśnie piękny smutku strapione oblicze i rozpacz jak otwartą ranę Ciszę zbyt pustą zostawiłaś po sobie tylko słowa fruną wsród obłoków nimi dotykam skrawka błękitu Gdy czuję iskierki ciebie inni mówią- wariat bo kocha niemożliwe a świerszcze przecież grają o nutę twego życia niżej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lea_i
Gdy czuję iskierki ciebie inni mówią- wariat bo kocha niemożliwe mozliwe, bo ja to cala soba czuje:) i wariuje, gdy ciebie nie ma gdy jestes ale ja che wiecej calegooooooooooooooooooooooooooooooooo:)❤️ a świerszcze przecież grają o nutę twego życia niżej i ja to slysze te melodie grana swierszczem w kominie niehc plynie i trwa kocham cie i jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa:)❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja zamykam czasem oczy i słysę nad maim ramieniem szelest skrzydeł i słowa tak zbyt ciche... nie rozumiem nie muszę, to Bóg jest adresatem tego listu nie ja...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Mamo dlaczego anioł jest biały a dziadek chrapie w altanie czemu las pachnie zielenią i mech bliżej nieba rośnie Po co kropki bożej krówce to takie zabawne liczyć je na wietrze czasem któraś spadnie Tylko dokąd szczęście poszło przecież byłem grzeczny i łzy wielkie jak słońce albo żółty liść klonu Mamo kiedy tata wróci tak bardzo mnie przeraża że śpi już od roku w tym smutnym kąciku cmentarza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Izydaaa
Tak jak dawniej mysli ukladam w nierealne ksztalty Wracam wspomnieniem do scian nabrzmialych naszym tlumionym jekiem rozkoszy i rozpaczy Wygiety w luk fotel i goraca od Twojego szeptu zarowka Kiedy mowisz:"chodz"... anioly po kryjomu rozkladaja karty a na Wiezy Mariackiej peka na pol serce dzwonu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do nieba składam zażalenie na anioły zbyt niewidzialne księdza zmęczonego życiem msze jak za długie litanie Modlitwę pospieszną wykaz próśb i pogróżek niedokładne kochanie pozbawione złudzeń Choć źle jest po to aby było dobrze i diabeł jakby złagodniał na starość pamiętam że życie jak spóźniony pociąg co pusty odjedzie na mój własny pogrzeb

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Izydaaa
Dziekuje.Mam troche takich rozpaczliwych niby-wierszy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ankaaaaaaaaaa
Jagoda,pozdrawiam rowniez!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
PO CO SMUTEK TUTAJ RZADZI LZA ZA LZA JAKOS BLADZI SPOJRZ NA DRZEWA - TE ZIELONE SLONCA CIEPLEM OTULONE WCHLANIAJ W SIEBIE SMIECH ,NADZIEJE TO TWE SMUTKI WNET ROZWIEJE MYSLISZ SOBIE - LATWO MOWIC O USMIECHU , OPTYMIZMIE JESTES SWEGO PANA ZYCIEM LZY NIECH ZNIKNA NA MIELIZNIE ! STERUJ SWEGO ZYCIA STATEK -- DOBRYCH MYSLI-- AZYMUTEM TO CO CZARNO MALOWANE -WDEPTAJ W ZIEMIE WOLI SWEJ BUTEM ! TYLKO TUTAJ DZIS I TERAZ JEST CZAS TWEGO WEDROWANIA DO CHOLERY Z PESYMIZMEM - KOPNIJ W TYLEK TEGO DRANIA ! Pozdrawiam *Szefowa\" tej internetowej strony =Jagoda Lee*** i prezentuje moje totalnie czestochowskie rymy - przed minuta sklecone - ale jest mi fatalnie zle i to byla takze dla mnie taka terapia uzdrowcza, co by wyjsc z ciemnosci na blekit-amen:)) v.v.v.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gdzieś Między słowem a niewypowiedzianym Między Dotykiem a dłoni podaniem Między Uśmiechem a grymasu bólem Gdzieś Między szeptem a wielkim wołaniem Gdzieś między MIĘDZY Będę ja Ukochany

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jejku...o zgrozo !!!...przy \"drugim czytaniu\" podpadl natychmiast \"wspanialy\" styl MEGO DZIELA ..hehe...do tego mialo byc--jestes swego zycia panem, a nie jak wyzej w pospiechu wystukane...i co teraz ? ach...rumieniec zazenowania tym co napisane , boz to makulatura zupelna, wiec wybaczcie Czytelnicy - schowam sie ze wstydu w piwnicy;-))) Co mam na swoja obrone ? szelmowski usmiech i smieje sie z tamtych linijek czestochowskich --czyli--polepszam zdrowie narodowe- z serii: smiech --to zdrowie! Pozostane lepiej Waszych Dziel konsumentka i jeszcze raz pozdrawiam: 1. Jagoda Lee 2. JOACHIM 3. Reszte Swiata amen:-))) v.v.v.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość szdfasdfgasdgh

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien za dniem mija... Jeden inny od drugiego... Radosc, smutek i nadzieja Przeplataja sie wzajemnie Poprawiaja humor i nadaja rytm Rozbudzaja umysl i pragnienia Wprawiaja w nastroj blogiej rozkoszy Rozkoszy marzen i melancholii...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Po cichej uliczce wielkiego miasta szedł sobie drobny staruszek, Powłócząc nogami w jesienne popołudnie. Zeschłe liście przypominały mu każde przeszłe lato. Przed sobą miał długą, samotną noc w oczekiwaniu na kolejny czerwiec. Aż nagle w stercie liści w pobliżu sierocińca, mała kartka papieru zwabiła jego wzrok. Zatrzymał się więc i podniósł ją trzęsącymi się dłońmi. Czytając dziecinne literki, starzec wybuchnął płaczem, Bo słowa paliły jego wnętrze niczym piętno. \"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!\" Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i dostrzegły małą dziewczynkę Z nosem smętnie przyklejonym do szyby. I wiedział już, że wreszcie znalazł przyjaciółkę, Więc pomachał do niej i posłał jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą zimę razem, naśmiewając się z deszczu. Naprawdę spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody, Rozmawiając przez płot i obsypując się drobnymi podarkami, które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej przepiękne zabawki, Dziewczynka zaś rysowała mu obrazki, na których piękne panie Spacerowały w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali. Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka podbiegła do płotu, By pokazać starcowi swój nowy rysunek, a jego tam nie było. Przeczuwała jakoś, że on już nie wróci, Pobiegła więc do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała... \"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham. Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję. Nie mam nawet z kim zamienić słowa, Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!\"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Joahim - to Twoje .....? Opowieść o wiecznym poszukiwaniu drugiego człowieka i o ciągłej , niezniszczalnej , nigdy nie umierającej nadziei na znalezienie swojej miłości...... Dziękuję......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JA BAŁWAN Tego dnia pozwoliłem sobie na nieco dłuższy sen. Było już piętnaście po dziesiątej, gdy wreszcie zdecydowałem się zwlec z łóżka. Okazało się to tym bardziej trudne, ponieważ w całym mieszkaniu panował straszliwy ziąb. Wieczorem wrzuciłem do pieca resztkę węgla, z myślą, że może ciepło utrzyma się do rana. Niestety, jak wiecie, noce końca listopada zazwyczaj nie należą do najcieplejszych. Teraz więc siedziałem na łóżku, z podkurczonymi nogami, owinięty kołdrą i zastanawiałem się jak wskoczyć w to, na pewno zimne, ubranie i ruszyć d....ę do piwnicy po węgiel. Metoda \"na trzy\". - Raz ... dwa ... trzzzy ...... - siedzę dalej. - Razdwatrzy! - podkoszulek, sweter, spodnie, skarpety. - Brrrrrr! A niech to. Skłony, podskoki, bieg w miejscu - lepiej. - Na pewno jest minus - pomyślałem, kierując się w stronę okna, gdzie miałem zawieszony termometr. - O kurde! śnieeeggg!!! - jakoś dziwnie to słowo zabrzmiało w moich ustach. Chyba dlatego, że dawno go już nie wypowiadałem. - śnieg, śnieg, śnieg! - zacząłem krzyczeć i skakać po pokoju jak siedmioletni malec. Nie trwało to jednak długo. - Poj..ało cię facet! Masz czterdzieści cztery lata (ok. bez dwóch miesięcy), zachowuj się, z czego tu się cieszyć? Nie jesteś małym dzieckiem! Tyle z tego pożytku, że teraz, co dziennie, trzeba będzie biegać do piwnicy po węgiel i od czasu do czasu wywinie człowiek orła idąc po zakupy - spuściłem głowę. Racja. to już nie te lata. Nie pójdziesz na sanki, nie ulepisz bałwana, nie wybijesz komuś szyby śnieżką , bo po prostu nie wypada . - Ech, młodość - westchnąłem. Dlaczego, gdy mamy dziesięć lat, tak bardzo chcemy być dorośli, a gdy to już nastąpi i wydawało by się, że powinniśmy być szczęśliwi, wtedy jeszcze bardziej pragniemy powrócić do lat dzieciństwa. Wzdrygnąłem się. Pierwszy śnieg wywołuje we mnie zawsze jakieś takie dziwne uczucie. Może dlatego że wtedy wszystko ulega zmianie. W zwykle dni tego nie zauważamy. Gdy jednak pokryją wszystko pierwsze płatki białego puchu i cała okolica zostanie przemalowana na ten właśnie biały kolor, zdajemy sobie sprawę z przemijającego czasu. Oto minął kolejny rok, kolejny okres naszego żywota. - Tak panie Lepik - usłyszałem swój cichy głos - życie mija szybko więc korzystajmy z niego póki jeszcze można. - Taak! - krzyknąłem, przeciągając się aż do bólu mięśni. - Tak! Tak! TAK! - podskoczyłem, dotykając sufitu, a następnie stanąłem na głowie, opierając się nogami o ścianę.- Mam dopiero czterdzieści cztery lata (i to bez dwóch miesięcy), więc dlaczego mam się zachowywać jak zdziadziały ramol?! - Jeszcze dwa podskoki i przewrót w przód - huuurrraaaa!!! Huuu ... Łup! Łup! Łup! - usłyszałem walenie w ścianę. - Ciszej tam do k...y nędzy! To nie hala sportowa! - rozległ się baryton. - Sam bądź ciszej, zboczeńcu! Spać w nocy nie można! - odkrzyknąłem. - Słyszałaś, słyszałaś?! Pismak jeden! - usłyszałem za ściany. - Daj spokój kochanie - barytonowi wtórował sopran. - A niech cię - pomyślałem. - Nie możesz mi teraz zepsuć dobrego humoru. - Hura, hura, hura - wyszeptałem i pokazałem język ścianie za którą czaił się baryton. Nastawiłem wodę na kawę. Wskoczyłem w zimowe buty, nałożyłem ciepłą kurtkę i zaciągnąłem czapkę na uszy. Nigdy nie lubiłem schodzić do piwnicy, była jak odrażający, stary loch. Tam jednak, znajdowało się coś co w tej chwili mogło mi dać największą rozkosz - czarne kamyki dające ciepło - węgiel. Po drodze na dół postanowiłem sprawdzić co z tym śniegiem. Wyszedłem na zewnątrz. - O kurde, jak na pierwszy raz, nieźle nasypało - wyszeptałem. Schyliłem się i podniosłem garść białego puchu. Dawał się wspaniale formować. Ulepiłem sporą śnieżkę i cisnąłem nią w budynek stojący naprzeciwko. Trafiła tuż obok okna. - Co ja wyprawiam -skarciłem sam siebie. Rozejrzałem się do koła. Chyba nikt nie zauważył. Złapałem swoje stare dziurawe wiadro na węgiel i zbiegłem schodami do piwnicy. Nie wiem dlaczego w drodze powrotnej wyjrzałem jeszcze raz na zewnątrz. Może odezwały się we mnie instynkty chłopięce, chęć odmłodzenia się, nie wiem. W każdym razie jakaś siła kazała mi lepić. Więc lepiłem. Lepiłem kulę za kulą , wygładzałem, masowałem, aż wreszcie oniemiałem ze zdziwienia. Ulepiłem ... BAŁWANA! I to całkiem niezgorszego. Tułów zrobiłem z dwóch kul tak, że stanowił jedną całość. No i oczywiście głowa, wielka głowa, głowa dzięki, której mój bałwan wyglądał na intelektualistę. - To ci bałwan! - wykrzyknąłem, obchodząc do koła swoje dzieło. - Nie wiedziałem, że mam takie zdolności - pochwaliłem sam siebie. - Prawdziwe dzieło sztuki. Podniosłem wiadro z węglem i dumnym krokiem ruszyłem w stronę bramy. - Ej, facet, pojebało cię? - usłyszałem głos za plecami. A jednak ktoś widział jak bawię się w śniegu. - Co za wstyd - pomyślałem, odwracając się powoli w kierunku głosu. Cała duma i dobry nastrój uleciały gdzieś bezpowrotnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy za swoimi plecami nie zobaczyłem nikogo. Rozejrzałem się dwa razy wokoło. - To niemożliwe - wyszeptałem, - nigdy nie miałem halucynacji słuchowych. Wzruszyłem ramionami i ponownie skierowałem się w stronę drzwi. - świr jesteś, czy tylko udajesz? - usłyszałem ten sam głos. Tym razem obróciłem się najszybciej jak tylko mogłem. Kilka węgli z wiadra wysypało się na śnieg. Ledwo złapałem równowagę na śliskiej powierzchni. - Słuchaj no pan, nie pozwolę .... - zacząłem, zdecydowany zabronić mu odzywania się do mnie w ten sposób. Niestety moje słowa nie znalazły adresata. Na całym placu nie było żywego ducha, tylko ja i bałwan .....BAŁWAN! Poruszający z niezadowoleniem głową w moim kierunku! - Dobrze się bawiłeś, Lepik, co? - Skąd znasz moje nazwisko? - spytałem całkowicie osłupiały, choć właściwie powinienem być zdziwiony tym, że w ogóle się do mnie odzywa. - No nie, tylko mi nie mów, że tak masz na nazwisko, to już przesada, ha, ha, ha - powiedział rozbawiony. - Masz coś do mojego nazwiska? - Nie tylko .... A co , może jesteś z niego dumny? - przestał się śmiać. - Może jesteś dumny z tego co zrobiłeś? Kto dał ci prawo rozporządzać czyimś życiem? Kto dał ci prawo mnie lepić? Kto? - Zaraz, zaraz , - przerwałem mu - czyż nie powinieneś być mi wdzięczny za to, że cię stworzyłem? - Patrzcie państwo, stwórca się znalazł! - wykrzykną wzburzony. - Za kogo ty się uważasz? Wiesz ile będzie leżał ten śnieg? Za dwa, góra trzy dni przyjdzie ocieplenie. Czym wtedy będzie twoje dzieło? Jak będziesz się czuł, patrząc na górkę roztopionego śniegu, tatuśku? Stałem zawstydzony. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Czułem się jak morderca. - Przepraszam - wyszeptałem. - Co mogę zrobić? - Nic - czułem smutek w jego głosie. - Po prostu następnym razem pomyśl, zanim będziesz chciał się zabawić. Czułem się naprawdę okropnie. - Przepraszam - powiedziałem jeszcze raz. Byłem bezradny. Nagle wpadł mi do głowy szalony pomysł. - Wiesz co, mam w domu dużą lodówkę i do tego, praktycznie, całkowicie pustą. - Naprawdę, zrobiłbyś to dla mnie? - Zauważyłem iskrę nadziei w jego węglowych oczach. - Jestem ci to winny - ucieszyłem się, że akceptuje mój pomysł. - Poza tym, w jakimś stopniu, jesteśmy, hm .... spokrewnieni. - Oczywiście tatuśku - podskoczył tak wysoko, że przy upadku, o mało nie pękł na pół. - Dawaj - złapał wiadro z węglem, położył swoje zimne ramię na moim barku i ruszyliśmy do mojego mieszkania. - Niezły kącik - powiedział bałwan , gdy weszliśmy do środka. - Dzięki - odpowiedziałem nalewając gorącą kawę, - napijesz się? - spytałem i od razu, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, schowałem z powrotem drugą filiżankę. - Przepraszam - powiedziałem zawstydzony. - Spoko, masz może zimne piwo? - Co? - zdawało mi się, że niedosłyszę. - Piwo, taki napój, który otrzymuje się z chmielu. - Ależ wiem co to jest piwo, tylko .... - odpowiedziałem nadal zdziwiony podając mu butelkę ?Budweizera? - Dziwisz się, że piję piwo? - spytał. - Właściwie powinienem być zdziwiony, że w ogóle mówisz i poruszasz się - odparłem . - Co ty nigdy nie widziałeś bałwana? - teraz on zrobił zdziwioną minę. - Widziałem, mnóstwo, ale żaden tak się nie zachowywał. - Cha, cha - zaśmiał się, - chodzi ci o te śnieżne ?bałwanki - tumanki?, Ja kolego jestem prawdziwy śniegowy bałwan - tu wziął potężny łyk piwa. - Naprawdę nigdy nie spotkałeś prawdziwego bałwana? - Nie i wątpię, aby ktokolwiek miał przyjemność - stwierdziłem, lekko wkurzony, że ktoś próbuje zrobić ze mnie bałwana. - Nigdy nie czytałeś Andersena? - spytał opróżniając butelkę. - Masz jeszcze browar? Podałem mu następne piwo. - Przepraszam, ale nie mam teraz ochoty wysłuchiwać bajek - odparłem. - Andersen, bajki, co ty? To najprawdziwsza prawda, rzeczywistość ... - zaczął wpadać w trans. - Słuchaj, straciłem już sporo czasu, muszę trochę popracować, więc może ... - wskazałem znacząco na lodówkę. - Popracować? Nad czym? - spytał zaciekawiony. - Piszę opowiadanie. - O, jesteś pisarzem? O czym piszesz? - Czy to w tej chwili takie ważne? - Ej, naprawdę chciałbym wiedzieć o czym piszesz. - O takim jednym gościu, który połkną krzesło i ... - Co? Facet połkną krzesło? Przecież to niemożliwe. To jakaś bujda - był wyraźnie rozbawiony. Prawdę mówiąc, zacząłem go mieć coraz bardziej dosyć. - Nie większa bujda niż o mówiącym bałwanie, pijącym piwo - odparłem. - Baa! - bekną głośno. - Uważasz, że za dużo piję? - Nie, uważam, że powinieneś schować się do lodówki, albo wziąć szmatę i wiadro i sprzątać po sobie - wskazałem na coraz większą kałużę tworzącą się na podłodze. - Łups, chyba zaczynam się nadmiernie pocić. Ok. kopsnij jeszcze jeden browarek i znikam w pojemniczku - powiedział wyraźnie już podpity. - Co ja narobiłem - pomyślałem zamykając za nim drzwi lodówki - stworzyłem alkoholika. W nocy zbudziło mnie głośne dudnienie. Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza trzydzieści. - Kto to może być? - pomyślałem zaspany. Otworzyłem drzwi. Klatka schodowa była pusta. - Łup, łup, łup! - dudnienie się powtórzyło. - Bałwan! - rozbudziłem się całkowicie. - Zapomniałem o .... - BACH !!! - ledwo zdążyłem do kuchni, gdy z mojej lodówki wypadła góra śniegu. - I po bałwanie - powiedziałem sam do siebie stojąc w drzwiach kuchni. - Mów mi Eryk - powiedziała wystająca z kupy śniegu głowa. Stałem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w to coś, kłębiące się na podłodze. Wstyd się przyznać, ale naprawdę myślałem, że już po wszystkim. Po prostu koniec jeszcze jednego koszmaru. - Długo jeszcze będziesz tak sterczał? - spytało monstrum , - może byś mi pomógł? Cóż miałem robić? Zacząłem lepić. Lepiłem, utwardzałem, wygładzałem. Czułem jakbym tylko to robił w życiu. - W porządku - powiedziałem po skończonej pracy. Cofnąłem się dwa kroki do tyłu i próbowałem spojrzeć na swoje nowe dzieło z dystansu. Niestety, muszę przyznać, nie robiło już takiego wrażenia jak poprzednie. - No, może już nie jestem tak przystojny jak kiedyś, ale jestem - stwierdził bałwan. - No, a skoro jestem, to może ... po browarku? - Nie ma mowy - odparłem wkurzony. - Koniec z piwem. Poza tym wypiłeś już cały mój zapas na tydzień. - Ej, bądź kolegą, skocz do sklepiku tatuśku - błagał . - Nie ma mowy. Koniec z piciem i koniec z dyskusją w środku nocy. Zamykaj okno i właź do lodówki! - ze zdziwieniem stwierdziłem, że zacząłem krzyczeć. - Ani mi się śni - odparł opierając się łokciami o parapet okna, dając mi do zrozumienia, że to jest jego miejsce i dobrowolnie z niego nie zrezygnuje.- Nie mam zamiaru wracać do tej śmierdzącej, ciasnej lodówki! - Dobra, jak chcesz, ja w każdym razie zamykam okno. Nie będę dłużej siedział w tej lodowni . Niezadowolony zaczął mruczeć coś pod nosem. Nie zrozumiałem ani słowa, ale wiedziałem, że są to obelgi pod moim adresem. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Otworzył powoli lodówkę. Wszedł do środka, Trzasnął znacząco drzwiami. Poczułem ulgę. Odczekałem jaszcze pięć minut stojąc nieruchomo, po czym wyłączyłem wtyczkę z gniazdka. Jagódko nie wyłączaj wtyczki🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wiedziałem, że mam takie zdolności - pochwaliłem sam siebie. - Prawdziwe dzieło sztuki. Podniosłem wiadro z węglem i dumnym krokiem ruszyłem w stronę bramy. - Ej, facet, pojebało cię? - usłyszałem głos za plecami. A jednak ktoś widział jak bawię się w śniegu. - Co za wstyd - pomyślałem, odwracając się powoli w kierunku głosu. Cała duma i dobry nastrój uleciały gdzieś bezpowrotnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy za swoimi plecami nie zobaczyłem nikogo. Rozejrzałem się dwa razy wokoło. - To niemożliwe - wyszeptałem, - nigdy nie miałem halucynacji słuchowych. Wzruszyłem ramionami i ponownie skierowałem się w stronę drzwi. - świr jesteś, czy tylko udajesz? - usłyszałem ten sam głos. Tym razem obróciłem się najszybciej jak tylko mogłem. Kilka węgli z wiadra wysypało się na śnieg. Ledwo złapałem równowagę na śliskiej powierzchni. - Słuchaj no pan, nie pozwolę .... - zacząłem, zdecydowany zabronić mu odzywania się do mnie w ten sposób. Niestety moje słowa nie znalazły adresata. Na całym placu nie było żywego ducha, tylko ja i bałwan .....BAŁWAN! Poruszający z niezadowoleniem głową w moim kierunku! - Dobrze się bawiłeś, Lepik, co? - Skąd znasz moje nazwisko? - spytałem całkowicie osłupiały, choć właściwie powinienem być zdziwiony tym, że w ogóle się do mnie odzywa. - No nie, tylko mi nie mów, że tak masz na nazwisko, to już przesada, ha, ha, ha - powiedział rozbawiony. - Masz coś do mojego nazwiska? - Nie tylko .... A co , może jesteś z niego dumny? - przestał się śmiać. - Może jesteś dumny z tego co zrobiłeś? Kto dał ci prawo rozporządzać czyimś życiem? Kto dał ci prawo mnie lepić? Kto? - Zaraz, zaraz , - przerwałem mu - czyż nie powinieneś być mi wdzięczny za to, że cię stworzyłem? - Patrzcie państwo, stwórca się znalazł! - wykrzykną wzburzony. - Za kogo ty się uważasz? Wiesz ile będzie leżał ten śnieg? Za dwa, góra trzy dni przyjdzie ocieplenie. Czym wtedy będzie twoje dzieło? Jak będziesz się czuł, patrząc na górkę roztopionego śniegu, tatuśku? Stałem zawstydzony. Nie wiedziałem co mam mu odpowiedzieć. Czułem się jak morderca. - Przepraszam - wyszeptałem. - Co mogę zrobić? - Nic - czułem smutek w jego głosie. - Po prostu następnym razem pomyśl, zanim będziesz chciał się zabawić. Czułem się naprawdę okropnie. - Przepraszam - powiedziałem jeszcze raz. Byłem bezradny. Nagle wpadł mi do głowy szalony pomysł. - Wiesz co, mam w domu dużą lodówkę i do tego, praktycznie, całkowicie pustą. - Naprawdę, zrobiłbyś to dla mnie? - Zauważyłem iskrę nadziei w jego węglowych oczach. - Jestem ci to winny - ucieszyłem się, że akceptuje mój pomysł. - Poza tym, w jakimś stopniu, jesteśmy, hm .... spokrewnieni. - Oczywiście tatuśku - podskoczył tak wysoko, że przy upadku, o mało nie pękł na pół. - Dawaj - złapał wiadro z węglem, położył swoje zimne ramię na moim barku i ruszyliśmy do mojego mieszkania. - Niezły kącik - powiedział bałwan , gdy weszliśmy do środka. - Dzięki - odpowiedziałem nalewając gorącą kawę, - napijesz się? - spytałem i od razu, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, schowałem z powrotem drugą filiżankę. - Przepraszam - powiedziałem zawstydzony. - Spoko, masz może zimne piwo? - Co? - zdawało mi się, że niedosłyszę. - Piwo, taki napój, który otrzymuje się z chmielu. - Ależ wiem co to jest piwo, tylko .... - odpowiedziałem nadal zdziwiony podając mu butelkę ?Budweizera? - Dziwisz się, że piję piwo? - spytał. - Właściwie powinienem być zdziwiony, że w ogóle mówisz i poruszasz się - odparłem . - Co ty nigdy nie widziałeś bałwana? - teraz on zrobił zdziwioną minę. - Widziałem, mnóstwo, ale żaden tak się nie zachowywał. - Cha, cha - zaśmiał się, - chodzi ci o te śnieżne ?bałwanki - tumanki?, Ja kolego jestem prawdziwy śniegowy bałwan - tu wziął potężny łyk piwa. - Naprawdę nigdy nie spotkałeś prawdziwego bałwana? - Nie i wątpię, aby ktokolwiek miał przyjemność - stwierdziłem, lekko wkurzony, że ktoś próbuje zrobić ze mnie bałwana. - Nigdy nie czytałeś Andersena? - spytał opróżniając butelkę. - Masz jeszcze browar? Podałem mu następne piwo. - Przepraszam, ale nie mam teraz ochoty wysłuchiwać bajek - odparłem. - Andersen, bajki, co ty? To najprawdziwsza prawda, rzeczywistość ... - zaczął wpadać w trans. - Słuchaj, straciłem już sporo czasu, muszę trochę popracować, więc może ... - wskazałem znacząco na lodówkę. - Popracować? Nad czym? - spytał zaciekawiony. - Piszę opowiadanie. - O, jesteś pisarzem? O czym piszesz? - Czy to w tej chwili takie ważne? - Ej, naprawdę chciałbym wiedzieć o czym piszesz. - O takim jednym gościu, który połkną krzesło i ... - Co? Facet połkną krzesło? Przecież to niemożliwe. To jakaś bujda - był wyraźnie rozbawiony. Prawdę mówiąc, zacząłem go mieć coraz bardziej dosyć. - Nie większa bujda niż o mówiącym bałwanie, pijącym piwo - odparłem. - Baa! - bekną głośno. - Uważasz, że za dużo piję? - Nie, uważam, że powinieneś schować się do lodówki, albo wziąć szmatę i wiadro i sprzątać po sobie - wskazałem na coraz większą kałużę tworzącą się na podłodze. - Łups, chyba zaczynam się nadmiernie pocić. Ok. kopsnij jeszcze jeden browarek i znikam w pojemniczku - powiedział wyraźnie już podpity. - Co ja narobiłem - pomyślałem zamykając za nim drzwi lodówki - stworzyłem alkoholika. W nocy zbudziło mnie głośne dudnienie. Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza trzydzieści. - Kto to może być? - pomyślałem zaspany. Otworzyłem drzwi. Klatka schodowa była pusta. - Łup, łup, łup! - dudnienie się powtórzyło. - Bałwan! - rozbudziłem się całkowicie. - Zapomniałem o .... - BACH !!! - ledwo zdążyłem do kuchni, gdy z mojej lodówki wypadła góra śniegu. - I po bałwanie - powiedziałem sam do siebie stojąc w drzwiach kuchni. - Mów mi Eryk - powiedziała wystająca z kupy śniegu głowa. Stałem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w to coś, kłębiące się na podłodze. Wstyd się przyznać, ale naprawdę myślałem, że już po wszystkim. Po prostu koniec jeszcze jednego koszmaru. - Długo jeszcze będziesz tak sterczał? - spytało monstrum , - może byś mi pomógł? Cóż miałem robić? Zacząłem lepić. Lepiłem, utwardzałem, wygładzałem. Czułem jakbym tylko to robił w życiu. - W porządku - powiedziałem po skończonej pracy. Cofnąłem się dwa kroki do tyłu i próbowałem spojrzeć na swoje nowe dzieło z dystansu. Niestety, muszę przyznać, nie robiło już takiego wrażenia jak poprzednie. - No, może już nie jestem tak przystojny jak kiedyś, ale jestem - stwierdził bałwan. - No, a skoro jestem, to może ... po browarku? - Nie ma mowy - odparłem wkurzony. - Koniec z piwem. Poza tym wypiłeś już cały mój zapas na tydzień. - Ej, bądź kolegą, skocz do sklepiku tatuśku - błagał . - Nie ma mowy. Koniec z piciem i koniec z dyskusją w środku nocy. Zamykaj okno i właź do lodówki! - ze zdziwieniem stwierdziłem, że zacząłem krzyczeć. - Ani mi się śni - odparł opierając się łokciami o parapet okna, dając mi do zrozumienia, że to jest jego miejsce i dobrowolnie z niego nie zrezygnuje.- Nie mam zamiaru wracać do tej śmierdzącej, ciasnej lodówki! - Dobra, jak chcesz, ja w każdym razie zamykam okno. Nie będę dłużej siedział w tej lodowni . Niezadowolony zaczął mruczeć coś pod nosem. Nie zrozumiałem ani słowa, ale wiedziałem, że są to obelgi pod moim adresem. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Otworzył powoli lodówkę. Wszedł do środka, Trzasnął znacząco drzwiami. Poczułem ulgę. Odczekałem jaszcze pięć minut stojąc nieruchomo, po czym wyłączyłem wtyczkę z gniazdka. Jagódko nie wyłączaj prądu🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"biała kartka papieru" wyrwana z wielkiego zeszytu na stole spoczęła samotna kartka obok, pióro ... z niebieskim atramentem i... niezapalona lampka dłonie... błądzące bez celu nagle... jak wiatr wpada do pokoju mały brzdąc, ... szum, łoskot, tupot stóp....gromki śmiech.... i .... cisza... wybiegł... pozostały: pióro, kartka .... dłonie... błądzące bez celu. niezapalona lampka... i myśl, o Nauczycielu... nagle... zawachały się dlonie kartkę pochwyciły szaleńczo.... zmięły ją !!! rzuciły na stół prędko, chlapnęło otwarte pióro... by zebrać atrament właczyła się lampka... tak narodzilo się dzieło. cień pomiętej kartki plama z wiecznego pióra... stworzyły je dłonie mędrca lub zwykłego gbura.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wskazałem znacząco na lodówkę. - Popracować? Nad czym? - spytał zaciekawiony. - Piszę opowiadanie. - O, jesteś pisarzem? O czym piszesz? - Czy to w tej chwili takie ważne? - Ej, naprawdę chciałbym wiedzieć o czym piszesz. - O takim jednym gościu, który połkną krzesło i ... - Co? Facet połkną krzesło? Przecież to niemożliwe. To jakaś bujda - był wyraźnie rozbawiony. Prawdę mówiąc, zacząłem go mieć coraz bardziej dosyć. - Nie większa bujda niż o mówiącym bałwanie, pijącym piwo - odparłem. - Baa! - bekną głośno. - Uważasz, że za dużo piję? - Nie, uważam, że powinieneś schować się do lodówki, albo wziąć szmatę i wiadro i sprzątać po sobie - wskazałem na coraz większą kałużę tworzącą się na podłodze. - Łups, chyba zaczynam się nadmiernie pocić. Ok. kopsnij jeszcze jeden browarek i znikam w pojemniczku - powiedział wyraźnie już podpity. - Co ja narobiłem - pomyślałem zamykając za nim drzwi lodówki - stworzyłem alkoholika. W nocy zbudziło mnie głośne dudnienie. Spojrzałem na zegarek. Była pierwsza trzydzieści. - Kto to może być? - pomyślałem zaspany. Otworzyłem drzwi. Klatka schodowa była pusta. - Łup, łup, łup! - dudnienie się powtórzyło. - Bałwan! - rozbudziłem się całkowicie. - Zapomniałem o .... - BACH !!! - ledwo zdążyłem do kuchni, gdy z mojej lodówki wypadła góra śniegu. - I po bałwanie - powiedziałem sam do siebie stojąc w drzwiach kuchni. - Mów mi Eryk - powiedziała wystająca z kupy śniegu głowa. Stałem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w to coś, kłębiące się na podłodze. Wstyd się przyznać, ale naprawdę myślałem, że już po wszystkim. Po prostu koniec jeszcze jednego koszmaru. - Długo jeszcze będziesz tak sterczał? - spytało monstrum , - może byś mi pomógł? Cóż miałem robić? Zacząłem lepić. Lepiłem, utwardzałem, wygładzałem. Czułem jakbym tylko to robił w życiu. - W porządku - powiedziałem po skończonej pracy. Cofnąłem się dwa kroki do tyłu i próbowałem spojrzeć na swoje nowe dzieło z dystansu. Niestety, muszę przyznać, nie robiło już takiego wrażenia jak poprzednie. - No, może już nie jestem tak przystojny jak kiedyś, ale jestem - stwierdził bałwan. - No, a skoro jestem, to może ... po browarku? - Nie ma mowy - odparłem wkurzony. - Koniec z piwem. Poza tym wypiłeś już cały mój zapas na tydzień. - Ej, bądź kolegą, skocz do sklepiku tatuśku - błagał . - Nie ma mowy. Koniec z piciem i koniec z dyskusją w środku nocy. Zamykaj okno i właź do lodówki! - ze zdziwieniem stwierdziłem, że zacząłem krzyczeć. - Ani mi się śni - odparł opierając się łokciami o parapet okna, dając mi do zrozumienia, że to jest jego miejsce i dobrowolnie z niego nie zrezygnuje.- Nie mam zamiaru wracać do tej śmierdzącej, ciasnej lodówki! - Dobra, jak chcesz, ja w każdym razie zamykam okno. Nie będę dłużej siedział w tej lodowni . Niezadowolony zaczął mruczeć coś pod nosem. Nie zrozumiałem ani słowa, ale wiedziałem, że są to obelgi pod moim adresem. Starałem się nie zwracać na niego uwagi. Otworzył powoli lodówkę. Wszedł do środka, Trzasnął znacząco drzwiami. Poczułem ulgę. Odczekałem jaszcze pięć minut stojąc nieruchomo, po czym wyłączyłem wtyczkę z gniazdka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×