Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Anuska32

Żony DDA i DDD jak wam się układa w małżeństwie??

Polecane posty

W moim małżeństwie nie do końca jest tak jak powinno. W moich marzeniach, wyobrażeniach miało być zupełnie inaczej. Nie mam do męza zaufania, nie wierze że mnie kocha - choc mnie o tym zapewnia. Nie jest ideałem (ale chyba takich nie ma). Czasem zdarza mu się mnie zdołować nieźle różnymi bzdurnymi odzywkami do których wcale nie przykłada wagi a ja to rozpamiętuje tygodniami. Częściowo wie że moje dzieciństwo nie nalezało do najszczęśliwszych ale nie rozumie jaki to mogło miec na mnie wpływ, bo sam tego nie przeżył. Czasem mysle że jest zbyt mało dojrzały na to aby mnie zrozumieć. Jeśli macie podobne problemy to piszcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wierze ze samo bycie DDA czy DDD predysponuje do wybierania \"trudnych partnerow\". Mechanizmu tego nie bede wyjasniac bo pewnie jeszcze bardzoej bym zaplatala watek. Gdybys wrocila pamiecia do Waszych poczatkow i sprobowala je uczciwie zanalizowac to (poza nielicznymi wyjatkami kiedy nie bylo okazji) sama zobaczysz ze byly przeslanki do takiego zachowania ale Ty z uporem wierzylas ze \"po slubie za dotknieciem rozdzki wszystko sie zmieni\", bo on taki nie jest, mial zly dzien etc a nawet czasem gotowa bylabys przyznac mu racje - ze slusznie pozwolil sobie na uwage ktora Cie zabolala. Nam, DDA i DDD wydaje sie ze musimy zniesc wszystko z przyleglosciami i wtedy zasluzymy na prawdziwe uczucie, zrozumienie - musimy byc wyrozumiali i bron Boze nie zadac, nie wymagac. Nie stawiamy sie na pierwszym miejscu bo uczono nas ze nie jestesmy wazni a jak mimo wszystko poczujemy sie wazni to dopada nas poczucie winy i wstyd. Problem, wbrew pozorom, nie jest w naszych partnerach tylko w nas samych. I to my musimy sobie w tym pomoc. Czesto osoby z rodzin dysfunkcyjnych wybieraja sobie partnerow ktorzy stwarzaja im \"znana\" atmosfere niepokoju, ktorzy nie daja im wsparcia, ktorzy ich wykorzystuja - czyli powielaja schematy z dziecinstwa. Nie potrafia inaczej bo jesli chca wychylic sie poza schemat dopada ich treser - poczucie winy i wstyd. Toksyczny wstyd ktory z prawdziwym, moralnym wstydem nie ma nic wspolnego. Z pojeciem toksycznego wstydu spotkalam sie w ksiazce Johnas Bradshawa \"Homeciming - reclaiming and championing your inner child\" - wogole Bradshaw we wszystkich swoich pozycjach uzywa owego okreslenia jako czynnika utrzymujacego w rownowadze dysfunkcyjne rodziny. Zaczelam sie zastanawiac nad soba i odkrylam ze jestem DDD wlasnie przez problemy w zwiazku, ogolnie w zwiazkach. Mialam tendencje do wiazania sie z ludzmi do ktorych nie moglam miec zaufania, nie moglam na nich polegac, czesto zaburzonych, z problemami. moje zwiazki nie byly (oprocz jednego wyjatku) udane i prowadzily donikad. Pomyslalam nad tym jak dobieralam tych partnerow, jakie kryteria stosowalam, co wtedy myslalam - trzeba bylo wrocic do przeszlosci), jak patrzylam na nich z perspektywy ich rodzin etc. I co bylo tak naprawde powodem wiazania sie z takimi a nie innymi osobami. I tak po nitce do klebka. Odkrylam ze prawie nigdy nie okazywalam tego co naprawde czuje z obawy przed \"toksycznym wstydem\". Z chwila gdy poczulam cos autentycznie - odzywal sie ow wstyd. I wqeewnetrzny glos: jak smiesz tak czuc, nie masz do tego prawa. W skrocie powiem ze bardzo wazne dla Doroslych Dzieci jest skonfrontowanie sie, odgrzebanie wlasnych prawdziwych emocji. To niejako podstawa. Co do mojego malzenstwa - zwiazalam sie z czlowiekiem ktory cierpi na Borderline Personality Disorder i towarzyszace zaburzenia schizoidalne (prawdopodobnie nawet schizofrenia prosta ale w lagodnej postaci). Link do tego tematu byl na o2 i moze wpadniesz tam, topik jest dosc dlugi ale troche juz tam napisalismy, po co sie powtarzac?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja właśnie miałam tendencje do wybierania złych partnerów, na domiar złego musiałam zawsze miec kogos przy sobie. Najlepiej żeby był to ktos kogo trzeba prostować - wtedy więź była mocniejsza. Mój maż nie był taki. Był po prostu zwykłym chłopakiem z normalnego domu. Właśnie - miał normalna rodzine, w której sie dobrze czułam. I z wdzięcznosci za to, że mnie dobrze traktują i okazuja mi ciepło nie umiałam go zostawić. A on był jest i będzie strasznym egoistą i ja sama przy nim tez nauczyłam sie swoistego egoizmu. I właśnie - schemat sie zrodził - staram się go z tego wyleczyć. Odejść nie moge bo mamy dzieci. Dzieci bez ojca? Ja wychowywałam sie bez ojca moje dzieci nie moga tak jak ja. Trudne to wszystko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A sam skrót DDA oznacza dosłownie - dorosłe dzieci alkoholików, DDD - dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych :) Pozdrawiam!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moim chyba najwiekszym problemem jako DDD (co odkrylam po naprawde wielu latach zycia w calkowitej nieswiadomosci i bladzenia w domyslach, niewlasciwych odpowiedziach - i nagle iluminacja! Nazwalam, okreslilam i zidentyfikowalam sie z tym) bylo to ze nie czulam sie (to JA sie nie czulam! Nie mialo to nic wspolnego ze swiatem zewnetrznym) mile widziana (i haven\'t never been feeling welcome) - chcialabym okreslic to adekwatniej i nic innego nie przychodzi mi na mysl. Chodzi mi o to ze w wiekszosci miejsc czulam sie niezrecznie, jakbym przeszkadzala (w tym dom rodzinny, szkola), zajmowalam jak najmniej miejsca, nie rzucalam sie w oczy, bylam cicha, grzeczna, robilam co mi kaza a w rzeczywistosci czulam sie jak uwieziona w zachowaniach ktorych ode mnie wymagaja. Nie potrafilam odnalezc siebie. W zwiazkach czulam sie podobnie - po pierwsze: balam sie odrzucenia (cecha \"co-dependence\") i czulam ze jesli zasluze to beda mnie kochac. Czyli w gre wchodzi ciezka praca, zero narzekania i pretensji, bycie perfekcyjna - wtedy mnie nie opuszcza. Moim mechanizmem obronnym od najwczesniejszych lat (podejrzewam ze od tych pierwszych dni nawet) bylo przystosowanie. Z czasem lek przed odrzuceniem przerodzil sie w lek uogolniony. Nie pomagaly temu zwiazki z niewlasciwymi osobami ktore pewnie bylyby szczesliwsze z kims innym i vice versa ale na swoj toksyczny sposob sie uzupelnialismy. Rodzina, zwiazek dysfunkcyjny rzadzi sie swoimi sztywnymi prawami. Tam nie ma miejsca na bycie soba, kazdy gra jakas role zeby utrzymac ow twor w rownowadze. Wystepuja tematy tabu (o tym sie nie mowi a nawet rzadko kiedy mysli). I w takiej rodzinie uczymy sie ze sami jako jednostka niewiele znaczymy, ze nikogo nie obchodzi jacy naprawde jestesmy. W takich rodzinach nie ma miejsca na indywidualnosc ktorej przejawy moga nawet zostac ukarane. Znajac tylko ow schemat czyz sami nie tworzymy takich ukladow? Czy nie szukamy owego sztywnego schematu i nie podporzadkowujemy mu sie? W takiej rodzinie wystepuje co najmniej jeden element stresujacy - np pijacy ojciec, zaburzona psychicznie matka. I zauwazcie - jak wszystko nieomal kreci sie wokol tego jednego stresora... Powyzsze slowa sa moja luzna interpretacja fragmentu ksiazki Bradshawa \"On the Family\". Sam autor jest DDA, niepijacym alkoholikiem (swoja droga wspaniale i bez wywolywania poczucia winy w osobach uzaleznionych opisuje swoja droge do zdrowienia i swiadomosci, tak moze pisac tylko ktos kto pozbyl sie toksycznego wstydu, leku, poczucia winy poprzez cierpienie odzyskania wlasnego ja i przyznania ze zyl we mgle) a jego ksiazki nie czytaja sie same, czesto nie jestes w stanie dalej czytac bo ogarnia Cie bol, przeogromny smutek taki z glebi duszy (to jest smutek Twojego wewnetrznego dziecka ktory tam tkwi od poczatku ukrywany, nieleczony... Przeciez nie bylo nam sie wolno smucic. Ani tez cieszyc za bardzo. Wlasciwie wiekszosc emocji byla \"zabroniona\". Jak sie mozesz cieszyc a mnie tak glowa boli!(inna opcja - a dzieci w Sudanie gloduja, a w czasie wojny to...) Czym sie martwisz, co ty masz za zmartwienia nic do roboty a ja tutaj rece sobie po lokcie dla ciebie urabiam! I po takim dictum zaczynamy sie czuc odpowiedzialni nawet za te glodne dzieci w Afryce... Za dobre samopoczucie rodzicow. A oni funduja nam takie remarki bo sami bedac wycofani, zawstydzeni - boja sie naszej otwartosci i nam jej zazdroszcza. Gdybysmy byli naturalni i spontaniczni nie byloby takich sytuacji. Nie byloby tyle toksycznosci, bolu, krzywdy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×