Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość I co dalej......

Wtargnęła w moje życie.

Polecane posty

Gość I co dalej......

Wtargnęła w moje życie nagle i niespodziewanie, wnosząc oprócz koszmarnej ilości błota na Martensach, perlisty śmiech, spontaniczność , entuzjazm i marychę w doniczce. Ale po kolei. Mam siostrę. Starszą. Jeśli do tej pory o niej nie wspomniałam, to tylko dlatego, że nie mam się czym chwalić. Jednak to nie ona trzymała w dłoniach maryśkę. Moja siostra zatelefonowała do mnie w poniedziałek z samego rana i wykrzyknęła w słuchawkę: – Witaj, siostrzyczko. Radosną nowinę ci niosę. Będziesz miała dziecko! — Chyba chciałaś powiedzieć: „będę miała dziecko”. Ty, będziesz je miała. – Przecież ja już mam. Ty będziesz miała. - co ty powiesz? I jak to się stało, że ty wiesz o tym przede mną? – Skup się: ja mam dziecko. Ty nie masz. Ale będziesz miała. Moje dziecko. Oddaję ci pod opiekę, bo musze pilnie wyjechać na trochę. Już ja znam to jej „ trochę”. Ostatnio jak wyjechali na trochę, nie było ich pół roku. Matka o mało nie zeszła śmiertelnie, bo moja starsza siostra postanowiła zaszyć się w Bieszczadach, bo tam podobno jest lepsza aura. Magia drzew, śpiew ptaków, pohukiwania sowy( czy puszczyka?).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co dalej......
I takie tam. Telefon komórkowy jak i inne przydatne zazwyczaj wynalazki, uznała za całkowicie zbędne i wyrzuciła podczas jazdy samochodem, aby nie mieć żadnych pokus. Po miesiącu postanowiliśmy zgłosić jej zaginięcie na policję. Po dwóch miesiącach jej zdjęcie zdobiło szóstą stronę lokalnego dziennika , a konkretnie rubrykę :” Wyszedł z domu i nie wrócił”. Trzy miesiące później zgłosiliśmy się do biura detektywistycznego Rufkowskiego i stwierdziliśmy, że nas na jego usługi nie stać. Chyba, że sprzedalibyśmy nasze dwa mieszkania i samochód. Wtedy może tak. Wynajęliśmy więc jasnowidza, który niestety nic nie widział. Cztery miesiące później moja mama wystąpiła w programie „ Ktokolwiek widział,ktokolwiek wie”. Piaty miesiąc przyniósł wiadomość o odnalezieniu zwłok kobiety o rysopisie odpowiadającym mojej siostrze, wezwano ojca do kostnicy w celach dokonania identyfikacji. Ojciec nie zidentyfikował swojej córki , a mojej siostry, ale za to dostał wylewu. W szóstym miesiącu zjawiła się , jak by nigdy nic, moja siostra, ponieważ miała wyznaczony zabieg o nazwie liposukcja. Jednymi słowy Anka wróciła, po sześciu miesiącach totalnego milczenia żeby sobie odessać tłuszcz z tyłka. Gdy zatem dzisiaj usłyszałam o planowanym wyjeździe, lekko mnie zmroziło. –Aniu, nie godzę się absolutnie na nic. Nie dam się w nic wmanewrować. Po twoim ostatnim wyskoku prawie zmniejszyła nam się rodzina, co niektórzy jej członkowie wymagali długiej rekonwalescencji. Niektórzy do dziś leczą się psychiatrycznie. — Helenko, ale to już załatwione. Jadę i już. Nie mogę tego odwołać. — Co tym razem? Znowu Bieszczady, Alaska czy może samotny rejs dookoła świata? — Nie uwierzysz! Mateusz dostał kontrakt w Iraku. I bierze mnie ze sobą! Ale, niestety, Klementynka kategorycznie odmówiła pojechania z nami. – Jedna mądra w rodzinie. Oprócz mnie, oczywiście .Co wy tam będziecie robić? – No wiesz, Mateusz będzie siedział na jakiejś platformie, no a ja… Sama rozumiesz… – Zapomnij . Tam nie ma farm piękności, ośrodków SPA i niczego takiego. Jest za to cholerny upał, pełno rozwścieczonych Irakijczyków i napalonych żołnierzy. – Helenko, w takim razie muszę przemyśleć jeszcze raz moją decyzję. Jesteś pewna, że tam nie ma ani jednego salonu piękności?- zaniepokoiła się poważnie moja siostra. –Aniu, a co to za sprawa , z którą do mnie zadzwoniłaś? Pakujesz się i chcesz żebym pomogła ci dopinac walizki? - Eeee…… No bo….— zaczęła się jąkać .Wylatujemy za dwie godziny i… — Jesteś szalona! — Słuchaj, Helenko, bo czas mi się kończy… Obiecaj mi, że nie będziesz dla niej ani zbyt surowa, ani zbyt wyrozumiała… — Dla kogo? I w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co dalej......
- Poczekaj , , ktoś przyszedł, musze otworzyć. Nie rozłączaj się. W progu stała moja siostra. Obok niej owo dziecko: nie moje, lecz jej, choć miało stać się moim na jakiś czas. — Helenko! Powierzam ci pod opiekę moją Klementynkę. Ona wszystko ma, o nic się nie musisz martwić. Tu jest karta kredytowa, korzystaj z niej ile chcesz. Nie daj sobie wmówić, że pozwalam jej wracać do domu po dwudziestej drugiej. W ogóle, niczego nie daj sobie wmówić. Tak to ona jest cudownym dzieckiem: nie pije, nie pali, nie narkotyzuje się. W szkole ma same piątki. Tylko za Marta z jej ławki ma na nią zły wpływ Zresztą, zostawię ci listę. Wszystko spisałam : co jej wolno a czego nie No to pa, na dole czeka Mateusz w taksówce, jedziemy na lotnisko. Och! Siostrzyczko!—rozczuliła się nagle Anka—uściskaj mnie, bo przecież możemy się więcej nie zobaczyć.. - Zamknij się. Nie mów takich bzdur przy dziecku. To po cholerę tam jedziesz?—wkurzyłam się całkiem serio. – Ja też cię kocham. Odezwę się, jak dotrzemy na miejsce. – Jasne, jeśli tylko nie wyrzucisz przez okno samolotu telefonu. I poszła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niezle opowiadanie:-) a tak na marginesie:dobrze...ze niemam siostry:-D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość casdc
fajne fajne fajne :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co dalej....
Ledwie zdążyłam zrzucić z siebie ubranie i makijaż, zatrzęsła mi się torebka. Komórka-zapomniałam wyłączyć wibry. Na wyświetlaczu Weronika. Połowa duetu. Podejrzewałam, ze moja druga the best przyjaciólka o wdzięcznym imieniu Karina, czai się gdzieś w pobliżu. - O! Już skończyłaś? Fajnie, będziemy za dwadzieścia minut. - Wera, ale prawdę mówiąc padam na twarz, położyłabym się...- bronię się nieśmiało. - Wspaniałe. Ty się położysz, a my ci z Kariną opowiemy, jak było nad morzem. Cudownie. Tylko mi było trzeba roześmianych, zadowolonych z siebie, kwitnących trzydziestokilkulatek. W dodatku na pewno opalonych .Dobiją mnie, niechybnie. Dzwonek złapał mnie pod prysznicem, gdzie weszłam w nadziei, że może zdążę jeszcze zmyć z siebie uczelniany kurz. Nie zdążyłam. - Trojko moja kochana, jak ty, biedactwo wyglądasz! - rozczuliła się Weronika. - Chodź no tu bliżej- brutalnie przyciągnęła mnie do siebie Karina- powspółczuję ci trochę. - Puść, bo mnie udusisz. I tak już padam ze zmęczenia. Wykłady, stresy, mąż , szalejąca babcia, matka karmiąca ojca Pedigree Pal.. To nie na moje nerwy. - Bredzisz już, to zły objaw. Ooooo, fatalnie, fatalnie. Słuchaj, opowiemy co się wydarzyło nad morzem. To cię rozbawi. Wiesz, ze byłyśmy we Władysławowie, prawda? Oczywiście, że zapomniałam - Jasne, że wiem- łżę jak pies i czuje jak mi dym z uszu leci a nos wydłuża się niebezpiecznie.. Karina rozsiadła się bezczelnie, zajmując połowę mojego zdezelowanego łóżka, wzięła głęboki oddech, pociągnęła porządny łyk wina i się zaczęło. - Mieszkałyśmy z naszymi mężami na całkiem nawet przyzwoitej kwaterze. I przez pierwszy tydzień było fajnie. Wyobraź sobie nasze zdumienie, gdy w porze śniadania, w .ósmym dniu naszego beztroskiego wypoczynku, pod dom podjeżdża Skoda Oktawia a z niej wysypuje się, choć raczej należałoby użyć słowa- wytacza się- Lucyna. - "Ta" Lucyna?- upewniam się - "Ta" Lucyna.-mówię ci, jak ją zobaczyliśmy, to wszyscy straciliśmy apetyt. - Nic dziwnego- słonie morskie nie są zbyt apetyczne. Choć mają swój urok. - Słonie morskie maja swój urok, ale Lucyna nie. Poza tym, nie SA zbyt gadatliwe, a tej się gęba po prostu nie zamyka. Jazgotała tak, że wczasowicze z okolicznych domów wylegli na tarasy, zobaczyć, kto robi tyle hałasu. .Wytoczyła się z auta i przyturlała w naszym kierunku. Ciągnęła za sobą Wojtka . Wojtek ciągnął za sobą trzy walizki. Założę się, że w dwóch było jedzenie. Ale to jeszcze nie wszystko. -Wera, polej-niespodziewanie przerwała potok słów . Wera polała . Ostatnio dziewczyny gustują w różowym winie, najlepsze jest Carlo Rosi, Kalifornia. Oczywiście je na to stać, ja niedługo przejdę na jabola za 3,50. - Kiedy nas zobaczyła, ukazała uzębienie w całej okazałości, a w słońcu błysnęły jej, dopiero co wstawione, złote koronki. -Trojka, ty się zastanów, kto w dzisiejszych czasach wstawia sobie złote koronki? - Ruska ze Stadionu Dziesięciolecia.-odpowiedziałam natychmiast. Albo snob bez odrobiny dobrego gustu. - Nam już się kompletnie odechciało jeść po tych koronkach. Byliśmy zmuszeni się przywitać. Modliłam się w duchu, żeby tylko nie chciała się z nami całować. Wiesz, jaka ona jest wylewna. -I co? - I Boga nie ma. --- Rozumiem. - Wydaje ci się. Ja jeszcze to jakoś przeżyłam, ale Adam.... Dwie godziny mył zęby, bo mu Lucyna wsadziła jęzor prawie do gardła. - Nie gadaj!- zaczynałam najwyraźniej dochodzić do siebie.-Pocałowała go z języczkiem? - Nie byłabym taka subtelna na twoim miejscu. Nie z języczkiem ale z jęzorem. - A co na to Wojtek? - Nawet gdyby nie był zbyt pochłonięty wypakowywaniem bagaży to by nic nie powiedział. Ty wiesz, że oni chyba pół Biedronki wykupili.? -Wera ,polej!-zakomenderowała Karina. - Dlaczego znowu ja?- zbuntowała się Weronika - Bo siedzisz najbliżej. Poza tym tobie najmniej ręce się trzęsą. .-Do wieczora jakoś zleciało. Na szczęście prawie nie wychodzili z pokoju, pewnie rozpakowywali te tony żarcia. Nawet zaświtała nam nadzieja ,że może będziemy mieli ich z głowy. Rano okazało się, że płonna. Lucyna zeszła na śniadanie, budząc swoimi donośnymi krokami tych, którzy jeszcze szczęśliwie spali, skacowani lub nie.Spokojnie smarowałam sobie kanapkę serkiem naturalnym, a ona ładowała na swoją pszenna bułkę pół słoika dżemu. Nagle, ni z gruszki ni z pietruszki , uderzyła.. - Kto? Jak ? Lucyna cię uderzyła?-zaniepokoiłam się nie na żarty. - Nie dosłownie. Ale uważaj. Rozpoczęła się rozmowa. Już nie pamiętam, kto pierwszy zaczął, zresztą to bez znaczenia. Ot co, wiesz, taka rozmowa prowadzona tylko po to, by nie panowała tak zwana " niezręczna cisza".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co dalej....
A ,że teraz wszyscy na wszystko narzekają, wiesz, bezrobocie.. .och, sorry. Trojka- zreflektowała się, ale ciut za późno Karina. No to każdy z nas troszkę ponarzekał, niektórzy tylko tak dla formy, a ta zaczyna ryczeć. - Boja wiem, czy jest tak ciężko? Niektóre to z dupą siedzą w domu od kilku lat, nie pracują, mężowie na nich tyrają a w dodatku teściowie im pomagają. I wbiła we mnie te swoje małe, wredne, świdrujące oczka. - Walnęłaś jej?- zapytałam z nadzieją. - Chciałam, ale się powstrzymałam. Pamiętałam ćwiczenia koncentracyjne z jogi. Liczę sobie cichutko do dziesięciu. I już miałam dziewięć, gdy ta żmija znowu zasyczała. - A tak w ogóle, to ja nie rozumiem, dlaczego ty (żebyś słyszała pogardę w jej głosie) miałabyś zarabiać więcej ode mnie. -- Tym razem jej przywaliłaś?-zniecierpliwiłam się -Wera- polej-teraz ja wydałam dyspozycje . - Wyobraź sobie, że nie. Wprawdzie wyczuwałam znaczne pogorszenie aury,, ale jeszcze się w sobie zebrałam. I mówię: - Lucyno droga, chociażby dlatego, że jestem magistrem ekonomii i magistrem politologii.. Przez te wszystkie lata, kiedy to, jak to delikatnie ujęłaś, siedziałam w domu z dupą skończyłam dwa fakultety, a aktualnie otworzyłam kabel doktorski. -- Przewód chyba( podpowiedziałam usłużnie) -- To też mówię , że przewód. Biegle mówię po angielsku, hiszpańsku i niemiecku. Ty zaś, o ile mnie pamięć nie myli, skończyłaś Przyzakładową Szkołę Cukierniczą, i oprócz 40 kilogramów nadwagi, nie dysponujesz żadnymi innymi własnymi osiągnięciami. - Wiesz co?-splunęła jadem Lucyna-te twoje studia są gówno warte. - Tylko mi nie mów, że jej nie walnęłaś? - W pewnym sensie tak. Kiedy wstawałam od stolika ze słowami: " A teraz wybacz, idę troszkę poleżeć z dupą"- zrzuciłam na nią talerze z resztkami jedzenia. - Dokładnie tak było-potwierdziła milcząca, acz, polewająca wino, Wera.. Słoń morski wydał z siebie przeciągły ryk , i wypłoszył resztę gości ze stołówki. - Ja bym jej walnęła. Profilaktycznie. Szkoda ,że jej, Karinko, nie przywaliłaś. - Wiesz, z perspektywy czasu to i ja żałuję. - Wera, już mi zaschło w gardle - Mam polać? - Nie. Tak. Polej i teraz ty opowiedz Trojce o akcji w pubie. Wera zanurkowała do przepastnej torby, w której, jak się okazało, przytaszczyły kilka butelek wina, i wyciągnęła Bordoux, tym razem. Białe. Wsadziła sobie butelkę między nogi, wbiła korkociąg w zgrabnie wyciągnęła korek. Nalała z czubkiem , szczerze i zaczęła. - Poszliśmy we czwórkę do pubu, wieczorem. Kulturalnie, posiedzieć, powdychać trochę dymu z papierosów, wiesz, normalnie. Ale najpierw uzgodniliśmy, że idziemy się pobawić, a nie zachlać. Wymogłyśmy na Adamie i Tomku, że nie będzie żadnej wódki. Po piwku i starczy. Zgodzili się, choć niechętnie. A trzeba ci wiedzieć, że oni tam prawie nie trzeźwieli. Siedzimy sobie kulturalnie, nasi panowie grzecznie, ani słowa o wódce. Nawet piwa nie zamówili, co już wydało nam się podejrzane. Za to dosyć często wychodzili sikać.' Razem. Jednocześnie. Po czwartym siknięciu, kiedy właśnie byli w trakcie, podchodzi do naszego stolika wdzięcznym krokiem kelnerka i stawia przed nami dwie steki wódki. Wera odprawia kelnerkę: - Przepraszam panią, ale to pomyłka. Niczego nie zamawialiśmy. Proszę to zabrać. Kelnerka nerwowo przestępuje z nogi na nogę, a na horyzoncie pojawia się Adam z miną mocno niewyraźną. Na migi przywołuje kelnerkę, a za bufetem czai się Tomek. Obydwaj robią do niej i do siebie głupie miny, w dodatku myśląc, że my tego nie widzimy. Kelnerka ewakuowała się z tymi setkami i zbliża się w stronę baru. Podchodzi do niej druga kelnerka i mówi, szeptem(jej się tak zdawało, ze to było szeptem): " Mówiłam ci, idiotko, że do kibla masz to zanieść!!!" Karina wstała i z pełnym dystyngowanie udała się w stronę drzwi z narysowanym trójkątem. Ja lecę za nią. Wchodzimy, a tam, oprócz panów sikających do pisuarów, nasi mężowie stoją przy umywalce i wychylają kolejkę wódki. Mówię ci, nie wiem, kto był bardziej zakłopotany naszą obecnością w męskim WC- faceci z penisami w rękach, czy nasi mężowie z pustymi kieliszkami. Szybko wyszłyśmy, bo bałyśmy się, że ze śmiechu popuścimy w majtki.. Za to do końca urlopu, panowie chodzili na palcach. Czasami warto wejść do męskiej toalety. Wreszcie też zrozumiałyśmy, jak musiałaś się czuć, wtedy, gdy na przystanku autobusowym wypadła ci podpaska. - Przestań-warknęłam złowrogo-bo ci przypomnę, jak w drodze powrotnej z kina, w ósmej klasie, zsikałaś się w swoje piękne czerwone ogrodniczki. -Zesikałam się właśnie dlatego, że to było ogrodniczki. Nie zdążyłabym ani ich zdjąć, ani wbiec na czwarte piętro do mieszkania. Ja się nie obrażam tak jak ty. O co ci chodzi?. Sama mówiłaś, że miałaś końcówkę okresu. A poza tym, to było dwadzieścia lat temu. - Tak? To po co mi przypominasz, jędzo? - -Tak sobie. Wiesz, analogia. Nie marudź tylko polej. Usnęłyśmy. Dobrze, że mam szeroki tapczan. Dziewczyny we śnie przyjmują ekwilibrystyczne pozy, różne części ich ciał znajdują się w różnych częściach łóżka. O tym ,że obudzę się rano, nie powykręcana jak po gośccu stawowym postępowym nawet nie miałam co marzyć. Nie powiem, jednak pomimo wygiętych w pałąk pleców, przyjemnie jest spać z kobietą. Ta przynajmniej ładnie pachnie, nie licząc oczywiście oparów etanolu, zawartego niechybnie w winie, którego wypiłyśmy znaczną ilość. Może postanowię zostać lesbijką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co dalej....
Ta przynajmniej ładnie pachnie, nie licząc oczywiście oparów etanolu, zawartego niechybnie w winie, którego wypiłyśmy znaczną ilość. Może postanowię zostać lesbijką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gdyby nie toże
Jest zapracowana to podejrzewala bym Białą Damę.Ona super pisze.Aż chce się czytać jej posty.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość zgwałcony wieloryb
karnityna sedzi dołku wiedziałam, ze gdzieś się szwendasz tutaj!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja się nigdzie nie szwędam :P szczerze mówiąc nawet siły na szwędanie dzis nie mam :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I co dalej.....
Julia była zakonnicą. Mniszką Kamedułką. Spędziła osiem lat w pobernardyńskim klasztorze w Złoczewie. Jak wyczytałam w Internecie, kamedułki kładą szczególny nacisk na samotność i milczenie. „ Milczenie bez rozmyślania to jak pogrzebanie żywego; rozmyślanie bez milczenia jest nieskuteczne, jak budzenie umarłego; ale rozmyślanie duchowo złączone z milczeniem daje duszy wielki pożytek i prowadzi do doskonałej kontemplacji”. Powiedziała mi to gdy stałyśmy w kolejce po bilety. A następnie wsunęła mi rękę w spódnicę, z tyłu, tam gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Opowiedziała mi także, o tym, jak dostała zaproszenie do programu „ Rozmowy w toku”, ale odmówiła udziału. Miało być o zakonnicach, które zrzuciły habit. Julia, jak przystało na szarmanckiego mężczyznę, odwiozła mnie do domu . Mniej więcej, po godzinę, dostałam od niej wiadomość. O dziwo miałam pole. Zasięg .Krótki esemesik: „Kochanie- Sprawdź pocztę.” Odpisałam: „sprawdzę, jak mnie tylko uwolnią. Siedzę w windzie i udaję, że nie mam klaustrofobii.” W domu otworzyłam Outlooka i zamarłam.: dostałam list miłosny. Że niby ją rozgrzałam i oczarowałam i takie tam. Rozgrzałam? Czym? Ze strachu dostałam gęsiej skórki i dreszczy. W dodatku spociłam się, jak mysz. Zaczęłam się jąkać, kiedy otoczyła mnie ramieniem. Z tego przerażenia przyssałam się do słomki i wypiłam pół litra coca coli jednym duszkiem, dostając natychmiast po odessaniu się, czkawki. Siorbałam, gdy kończyła się cola w kubku. Czkałam przez całe reklamy, czyli jakieś piętnaście minut. Sosem musztardowo- pomidorowym z hot-doga poplamiłam Julii sukienkę .Trysnęłam na nią z siłą wodospadu Niagara. .Robiąc unik, Julia lekko zatoczyła się na niosącego górę popcornu faceta, facet zatoczył się na dziewczynę z kubłem coca coli, dziewczyna zatoczyła się na ścianę, a ściana nie zatoczyła się wprawdzie nigdzie, ale za to pokryła się plamami z krwi z nosa Juli pomieszanej z coca colą, a na nas spadł śnieg z popcornu. Szefowa, gdy już ją bileter zdjął ze ściany wciąż powtarzała, że nic jej nie jest. A kiedy przed blokiem upadły mi klucze, ona schyliła się, by je podnieść. Obie się schyliłyśmy, jednocześnie. I walnęłam jej z bańki. Julia ponownie zalała się krwią z nosa ,który zajmował jej już ponad pół twarzy rosnąc w oczach, ale ona wciąż powtarzała, że nic jej nie jest. Kiedy zatamowałyśmy krwotok, wcale nie taki duży, pożegnałyśmy się. I myślałam, że nic mnie gorszego spotkać już tego dnia nie może. Pomyliłam się. Zatrzasnęłam się w windzie. Uwolnił mnie cieć go godzinie. Czym zatem ją oczarowałam? I co ja mam robić? Rozwieść się albo nie rozwieść? Oto jest pytanie. Już teraz rozumiem Hamleta. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym mniej wiem. Julia jest zdeklarowaną , aktywną lesbijką i moją szefową. Faceci mnie nie interesują, nawet ci z wielkimi ptakami. Jestem kobietą bez orgazmów, ale za to z wadą w budowie, prawdopodobnie nie posiadam łechtaczki, a nawet jeśli , to nie w tym miejscu co należy. Powinnam poddać się operacji przesunięcia wspomnianej łechtaczki.. Jestem biznes woman, której ktoś podciął skrzydła. Frida Kahlo, gdy amputowano jej palce u stóp, napisała: „ Po cóż mi stopy, skoro mam skrzydła?” Nie jestem matką, żoną ani kochanką. Mąż mnie rzucił dla tirówki, szefowa na mnie leci, pomimo, że w ciągu godziny mogła zginąć przeze mnie cztery razy. Jestem kobietą w średnim wieku, która sama nie wie, czego chce .A co gorsza, nie wie, czego nie chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość yyyyyyy............
jak ona moze miec szefowa jak jest niby bezrobotna?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×