Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Rionka

Będziemy rodzicami, nasze małżeństwo się sypie...

Polecane posty

Rionko podziwam Twoj spokuj wewnetrzny i rozsadek, naprawde. A ja wiem, ze jak kocham mojego faceta i gdybym znalazla sie w Twojej sytuacji to wybaczlabym - chocbyloby straszliwie strudno... ale konwaliowa(mam nadzieje ze nie przkrecilam nika) napisala Ci bardzooo madra rzecz, ktorej milosc czasami nie umie dostrzec... pozdrawiam Cie bardzo serdecznie trzymam za Ciebie i za malenstwo kciuki i odezwij sie jak wyjdziesz ze szpitala, chce tu przeczytac ze u ciebie wszystko ok i malenstwa. A w miłość i tak wierze, nawet taka, ktora bladzi. Nawet.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Roinko!!! Gratuluje jeszce raz ego skarba w brzuszku! Dbaj teraz o niego i o siebie dziewczynko... Jesli bedziesz chciala dac mu szanse(podobno kazdy czlowiek na nia zasluguje)to tak jak napisaly dziewczyny zrob to tylko wtedy kiedy bedziesz przekonana gleboko ze to nie dlatego ze łaczy Was wspolne dziecko i przeszlosc..... Ale wierze ze jeszce nic na zawsze nie jest stracone.. Choc zdarada bardzo boli i rozrywa serce to jednak przebaczenie (zapomniec sie nie da)jesli sie kocha to naprawde zaden wstyd:) Obojetnie co postanowisz trzymam kciuki za Ciebie i Twoja dzidzie!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przekazuję ci moje współczucie, że jednak twoje przeczucia się sprawdziły i zarazem wsparcie 🌻 Jesteś bardzo silną kobietą - widać to z twoich słów i postępowania. Facet jak to facet - otrzeźwienie czasem przychodzi trochę po czasie:o ile byłoby mniej problemów gdyby większość z nich troszkę pomyślała za nim rzuci się w wir czegoś krótkotrwałego, a co zarazem może zniszczyć coś pięknego i niebo ważniejszego... Dużo zdrowia dla ciebie i dziecka, bo to teraz najważniejsze ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a skąd
masz taka pewność że on kogoś ma???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozmawiała z mężem
stronę wcześniej wszystko opisuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a skąd
czytałam...może sie nie doczytałam... i co? powiedział, że kogoś ma, dał Ci się wyprowadzić i tej soboty już nie będzie i tej rozmowy? już nie ma o czym??? współczuję bo mam podobną syt..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rionko pamiętaj, że na tym świecie nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ma jakiś sens. Może własnie Bóg chciał, aby pojawiło się maleństwo, by twój mąż zrozumiał kogo może stracić przez jakąś wstrętną babę (przepraszam, jeśli kogoś uraziłam, ale nie mogę patrzeć na kobiety, które ingerują w szczęsliwe związki) Może właśnie ten kryzys, Twój pobyt w szpitalu sprawią za jakiś czas, że zrozumiecie co jest dla was istotne...nie praca, nie pieniądz a wy, wasze uczucie, wspólny czas i teraz ta malutka istotka :-) Czas leczy rany...i serca!!! Teraz koncentruj się przede wszystkim na maleństwie, aby rosło i rozwijało się zdrowo. Nie odtrącaj jednak męża, jeśli zauważysz, że robi wszystko by być z wami (mam nadzieje, że już zakończył związek z \"babą\") Łączyło was tak wiele przez tyle lat i ja poprostu nie wierzę, że mógł przestać cię kochać tak z dnia na dzień. Ta trzecia była zapewne dla niego przygodą, chwilową zabawką, oderwaniem się od codzienności, pracy. Jeśli po takim traumatycznym przeżyciu zdecydujecie się być razem, wybaczysz mu wszystkie wyrządzone krzywdy, to zobaczysz, że wasz związek się scali i będzie naprawdę dobrze. Dlaczego tak się wymądrzam? To wasza historia jest bardzo podoba do historii mojego brata, który jest teraz szczęśliwym małżonkiem i tatuśkiem :-) POWODZENIA !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rionko, Twoja historia bardzo mnie poruszyła, otóż powiem tak: byłam kilka lat temu w podobnej sytuacji do Twojej, z tym, że nie byłam w ciąży. Byłam zbyt słaba (10 lat znajomości, 5 lat małżeństwa), żeby zerwać, pozwoliłam mu na powrót. Kochałam go i kocham nadal, choć często zadaję sobie pytanie, czy na pewno. Strach, żal, smutek, nieufność - rana po zdradzie pozostaje na zawsze. Niezależnie od tego jak głęboko ją schowasz na dnie serca. Jednak biorąc pod uwagę Waszą wspólną przeszłość, chyba szczęśliwą (nie kupuje się domu z niekochaną kobietą) spróbowałabym raz jeszcze. Wierz mi, to ogromna praca do wykonania, często potrzeba w niej wprawnego psychoterapeuty, który pomoże Wam zdefiniować to, czego tak naprawdę oczekujecie od siebie i Waszego związku, ale chyba warto. Musisz zadać sobie podstawowe pytanie - czego TY chcesz. Jeśli uważasz, że lepiej będzie Ci samej, zostaw go, jeśli uważasz, że trzeba dać mu szansę - daj. Mój mąż też mnie zadziwia - potrafi powiedzieć - a co Ty myślisz, że jak jesteś w ciąży, to mam dookoła ciebie skakać? Albo że należy ci się jakies specjalne traktowanie? Nie uwierzyłabym NIGDY, że może coś takiego o mnie powiedzieć, a jednak. Zawiodłam się na całej linii, tego się nie zapomina, ale można wybaczyć, przynajmniej do czasu. Dodam, że ciąża jest u nas planowana i wyczekana, próbowaliśmy 5 lat. Leczyłam się dwa lata z poważnej choroby, która uniemozliwiała zajście w ciążę, przyjmując hormonalne zastrzyki w brzuch przez rok. Przez ponad rok miałam sztuczną menopauzę, masakra, ale się udało. Na razie wybaczam, ale też myślę, o tym, że może być różnie. Kochana, im naprawdę odbija jak my jesteśmy w ciąży. Nie wszystkim, ale chyba tym, co dotąd byli w cnterum naszej uwagi. Mój mąż na przykład zaczął chodzić na siłownię (!) Dodam, że nigdy tego nie robił. Kupił sobie jaikeś gadżety (nigdy nie miał do nich zamiłowania i wyśmiewał się z kolegów, którzy je mieli) i gdyby miał 50 lat to powiedziałabym, że przeżywa drugą młodość. Na Twoim miejscu na razie poszłabym do szpitala, ratować dziecko, a potem zastanowiłabym się co dalej. Zresztą będąc w szpitalu bedziesz mieć czas na myślenie.On też może się zastanowi nad tym, że to jego postępowanie doprowadziło do takiego stanu rzeczy. To więcej niż najostrzejsza rozmowa. Wyrzuty sumienia. Po pierwsze postawiłabym warunek : NATYCHMIASTOWA ZMIANA PRACY, ZERWANIE KONTAKTÓW Z TĄ KOBIETĄ. Dopóki warunek nie zostanie spełniony, nie ma rozmowy. Zwłaszcza, że jak piszesz, ona teraz jest wolna, bo zerwała jakiś tam dawny związek. Nie myśl o niej, rób swoje, zastanów się czego oczekujesz po ewentualnym powrocie, postaraj się sprecyzować (proponuję pisemnie, co pozwoli uniknąć zbędnych emocji) swoje oczekiwania wobec niego. Kochana, trzymaj się, pomyślę o Tobie pozytywnie, daj znać co się dzieje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lesne runo
zgadzam sie z poprzedniczką ,daj mu szanase,mimo,ze boli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam wszystkie kochane osoby, których poruszył los mój i mojego dzieciaczka :) Wróciłam ze szpitala po serii badań, cała i zdrowa. Co najważniejsze - z moją dzidzią wszystko w porządku, mój brzuszek zaczął się w końcu powiększać, co ogromnie mnie cieszy, a więc moje dzieciątko rośnie, rozwija się, niedługo będzie już ze mną... często powtarzam sobie, że ONO JEST SILNIEJSZE NIŻ MAMUSIA, MĄDRZEJSZE NIŻ TATUŚ :) ;) Czy odzyskuję równowagę? Staram, się bardzo. Co prawda ostatnie dni były wyjątkowo ciężkie; nigdy przenigdy nie przypuszczałam, że zraniona dusza może tak strasznie boleć, ale tez nigdy wcześniej nie sądziłam, że podobne wydarzenia mogą stać się moim udziałem, więc się na to nie przygotowywałam... Święta spędzałam z moimi rodzicami i rodzeństwem ze swoimi rodzinami. Były strasznie smutne, łamanie opłatkiem to były łzy, których nie dało się powstrzymać i słowa, które więzły w gardle. Ale wierzę, że następne będą lepsze. „Przed wschodem słońca zawsze jest najciemniej” - staram to sobie powtarzać zawsze, gdy ból staje się nie do zniesienia; i czekam na lepsze... Proszę uwierzcie, że chyba łatwiej byłoby mi, gdyby on zgodził się na definitywny koniec naszego związku. Tymczasem w tej chwili muszę się przygotować zarówno na ciężki powrót do niego, jak i na ewentualne rozstanie... na rozwód / na pewno postaram się wszystko uregulować wszelkie kwestie prawnie-niestety nie wierzę mu zupełnie  / ON od momentu, gdy odeszłam zabiega, prosi o szansę, stara się udowadniać, że tamto było błędem, że zależy mu, by naprawić to, co zniszczył. Widzę w jego postępowaniu skruchę, widzę cierpienie i ogromne wyrzuty sumienia, ale nie jestem w stanie uwierzyć w trwałość tej przemiany. Nie po tym wszystkim, co stało się ostatnio. Poprosiłam, by pozwolił mi uporządkować myśli i uczucia, nie widujemy się zbyt często. Nie daję mu nadziei, obiecałam tylko, że na pewno w najbliższym czasie się spotkamy i spróbujemy ogarnąć to, co się wydarzyło i dojść do czegoś konstruktywnego. W końcu za pół roku na świat przyjdzie nasze dziecko, a przecież oboje chcemy jego szczęścia. Wiem jedno. Będę wymagać, i to już od pierwszych słów naszej kolejnej rozmowy. Nie chcę walczyć o nas rezygnując z siebie. Nie mam zamiaru tolerować egoisty i dzieciucha w moim życiu. Mam prawo żądać szacunku, odpowiedzialności i poświęcenia z jego strony. I będę mieć dziką satysfakcję, jeśli zerwie z tamtą wszelkie kontakty, jeśli ona zniknie z jego życia. Czy będziemy razem czy nie. Gdyby jej nie było nie byłoby całego tego cierpienia. Żal mi tej kobiety, bo wiem że nadal nie rezygnuje z niego. Ale jakże puste było jej życie osobiste i uczuciowe, że zdecydowała się budować swoje szczęście na krzywdzie innych. I chce trwać w tym mimo wszystko. Żal mi jej także, ponieważ to mój M. podsycał w niej tę nadzieję dając jej z siebie wszystko, co najlepsze, tłumiąc w niej wyrzuty sumienia, a teraz? Gdy szeroko otworzyłam mu bramę do ich wspólnego, niczym nieskrępowanego szczęścia, on odwrócił się od niej... Nie mam pewności, że to definitywnie skończone /to pokaże czas/ i wiem, że nigdy nie będę już spokojna przy nim. Paradoksalne, ale to, co czekałoby NAS RAZEM w najbliższej przyszłości przeraża w tej chwili bardziej niż myśl o definitywnym rozstaniu. Przeżywam straszną huśtawkę emocjonalną, kocham i nienawidzę, czuję obrzydzenie i tęsknię za jego zapachem, bliskością, nie chcę go znać i pragnę z nim być... Ale chyba faktycznie minęło zbyt mało czasu... Jedyny pewnik w mym życiu to moje Dziecko. Kocham je strasznie i tak bardzo chciałabym podjąć najlepszą dla niego decyzję. Mam nadzieję, że kolejne dni przyniosą większy spokój i pewność podejmowanych decyzji. Pocieszam się, że zniosłam to wszystko wyjątkowo dobrze i nie straciłam szacunku do samej siebie. Wiem też, że sama dałabym sobie radę, wybiegałam trochę w mą przyszłość jako samotnej matki i nie przeraża mnie to. Co więcej, czuję siłę i optymizm. Mam przeczucie, że powoli wychodzę na prostą i że będzie dobrze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rionka:)dzielna kobieta z Ciebie...najwazniejszy jest teraz spokoj...maluszek wszystko czuje,wiec nie smuc sie... mnie tez zycie pokopaalo po d...podobnie jak u Ciebie bylo...a teraz???moge powiedziec,ze dokonalam slusznych wyborow i jestem szczesliwa...trzeba sluchac swojego wewnetrznego ja...:)pozdrawiam i duzo zdrowia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czuję się dziś strasznie, nie mam na nic siły, nie potrafię się zebrać w sobie ... względny spokój i optymizm wczorajszego dnia wyparował... wciąż tak niewiele potrzeba, by zupełnie mnie złamać. Dziś jadę do pracy dostarczyć zwolnienie lekarskie i po raz pierwszy od niemal 2 tygodni mam przekroczyć próg naszego mieszkania, co napawa mnie przerażeniem. Siedzę i buczę, mam wrażenie, że tkwię w jakimś martwym punkcie, nie wiem, nie chcę czy po prostu nie mam siły, by ruszyć w którąkolwiek stronę. Chciałabym usnąć, by choć na moment zrzucić z siebie ten cały ciężar... Przepraszam za nieskładność, ale piszę by nie zwariować. To wszystko tak strasznie boli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aganieypada
Rionko, wspolczuje Tobie bardzo i sama sie zastanawiam co bym zrobiła.. Taki czas kiedy spodziewamy sie dzieci powinien byc pełny radości, a Ty masz dodatkowe zmartwienia.. Nie wiem czy powinnam Tobie wogole cos radzić, ale ja bym wrociła na Twoim miejscu do Waszego domu, sprubowała żyć z M. , ale warunki bym postawiła * po pierwsze zmiana pracy-aby sie z nia nie widywał , aby go nie kusiła i powiedziała mu ze nic mu nie obiecujesz, że to teraz Wszystko od Ciebie zależy. On to kiedyś zrozumie.. Pozdrawiam Ciebie i życzę Ci spokoju ducha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeśli Twój mąż nie zrezygnuje z pracy i tym samym z kontaktów z tą kobietą to uciekaj od niego jak najdalej. Nie pozwól, aby opowiadał ci bajki o tym, jak cięzko teraz poszukać cokolwiek, by zarabiać godnie i uczciwie-jeśli facet jest inteligentny to napewno wcześniej czy później się uda. A tak poza tym, to lepiej żyć skromniej niż z myślą, że ona jest blisko niego przynajmniej 8 godzin dziennie. Jeśli będzie się upierał z rezygnacji to znaczy, że facet jest za przeproszeniem du...i tak naprawdę żal mu odejeść od niej... Cieszę się, że dzidzia jest zdrowa :-) Dbaj o siebie i o nią... Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziś jest mi lepiej, ale mam za soba ciężką noc z koszmarami /znów on i ona :( / i kilkakrotnym budzeniem się w ciągu nocy. Wiem, że trudno mi będzie przez to samej przebrnąć, dlatego postanowiłam zasięgnąć rady psychoterapeuty, którego poleciła mi znajoma mająca notabene rozwód i kilka lat samotnego macierzyństwa za sobą... a teraz jest w szczęśliwym małżeństwie :) Jutro idę na spotkanie, mam nadzieję, że babka pozwoli mi zebrać myśli i wyłowić z tego mętliku to, czego naprawdę chcę... Unikanie męża i uciekanie od problemów w nieskończoność to nie jest metoda, a obawiam się, że ten stan potrwałby u mnie jeszcze długo. Mam nadzieję, że jutro wpadne tu z lepszym nastawieniem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aganieypada
a powiedz Ronko jak rozmowa wczorajsza? doszliście do jakiegoś punktu wyjścia.. pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wprawdzie się z nim widziałam, ale powiedziałam - zgodnie z prawdą - że nie jestem jeszcze gotowa na TAKĄ rozmowę. Spotkanie nie trwało długo. Uciekam. Minęło prawie 2 tygodnie a zamęt w mej głowie się nie zmniejszył. To dlatego muszę wyjść na zewnątrz z mym problemem. Nie liczę że terapeuta mi go rozwiąże i da gotową receptę na to, jak dalej żyć. Ale mam nadzieję, że pozwoli powartościować i uporządkować pewne rzeczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przeczytałam tylko pobieżenie
Twoje wyznania i powiem, że Cie podziwiam.Trzy lata temu byłam w podobnej sytuacji jak Twoja, tylko nie byliśmy małżeństwem. Zaszłam w ciążę w chwili gdy nie było miedzy nami najlepiej. Zdecydowałam się jednak zostać. Tobył błąd. Im dalej brnęłam, im dłużej trwał ten związek tym trudniej było mi się zdecydować na rozstanie. Zrobiłam to nie dawno, gdy syn miał już dwa lata. To był koszmar! Płacz i histeria, nerwy i ataki złości, nie tylko syna ale i moje. Wytrzymałam tydzień czasu i wróciłam do partnera. Jest lepiej ale nie dobrze. Nie potrafię zaufać, nie potrafie oddać się cała temu związkowi, boję się otworzyć, zeby znowu nie cierpieć, żeby nie bolało jak przez ten tydziań. Uważam, że już nigdy nie będę szczęśliwa ale tylko dlatego, że nie potrafie podjąć decyzji i wytrzymać w samotnośći :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babi
przeczytalam i nie sposob nie plakac...nie wiem czy do konca sie z wami zgodze dziewczyny z tym ukrywaniem uczuc....moj maz po 3 latach malzenstwa troszke zboczyl a dodam ze mielismy juz dziecko 3 letnie....takze to chyba nie ma zasady czy to 7 lat czy przed dzieckiem czy po...kazdy facet chyba ma cos zakodowane w tej malej glowce ze cos mu sie jeszcze nalezy...i tu wlasciwie powinna gora byc kobieta...powinna sprowadzic go na ziemie....ja wiem ze kochal ze zalowal...nie chcial odchodzic a ja nie mialam zamiaru sie wyprowadzac z mojego domu nie moglam mu tak poprostu ulatwic drogi odejscia...poniewaz nie tak mialo byc.nie ukrywalam uczuc siedzialam godzinami w fotelu i plakalam mowiac mu co czuje jak bardzo mnie boli i dlaczego mnie to spotkalo....dlaczego tak sie wogole stalo...dlaczego nie moglo byc wyjatkowo inaczej niz wszedzie...dlaczego nie moze byc pieknie....wyrzucilam mu wszystkie bole...uswiadomilam mu ze jes ta takim samym poziomie jak ja i ze nie naleza mu sie jakies specjalne slodkosci od zycia.....teraz tego sie nie da opisac....to trwalo rok moj boj cierpienie.ale zadne z nas nie poszlo w swoja strone.mysle ze wlasnie uswiadomienie mu mojego bolu spowodowalo to ze zostal i zmienil sie calkowicie...nie moglam zachowac sie jak zimna suka bo jakby nie bylo znal mnie pare lat,...teraz oczekujemy 2 dziecka i moge powiedziec ze to skarb nie facet.mimo iz zbladzil kiedys...teraz mija 7 rok i nie ma mowy o kryzysie.....trzymaj sie i nie pozwol przez zasade byc dzielna odebrac sobie kawal zycia ktory boli i za ktorym tesknisz....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babi
przeczytalam i nie sposob nie plakac...nie wiem czy do konca sie z wami zgodze dziewczyny z tym ukrywaniem uczuc....moj maz po 3 latach malzenstwa troszke zboczyl a dodam ze mielismy juz dziecko 3 letnie....takze to chyba nie ma zasady czy to 7 lat czy przed dzieckiem czy po...kazdy facet chyba ma cos zakodowane w tej malej glowce ze cos mu sie jeszcze nalezy...i tu wlasciwie powinna gora byc kobieta...powinna sprowadzic go na ziemie....ja wiem ze kochal ze zalowal...nie chcial odchodzic a ja nie mialam zamiaru sie wyprowadzac z mojego domu nie moglam mu tak poprostu ulatwic drogi odejscia...poniewaz nie tak mialo byc.nie ukrywalam uczuc siedzialam godzinami w fotelu i plakalam mowiac mu co czuje jak bardzo mnie boli i dlaczego mnie to spotkalo....dlaczego tak sie wogole stalo...dlaczego nie moglo byc wyjatkowo inaczej niz wszedzie...dlaczego nie moze byc pieknie....wyrzucilam mu wszystkie bole...uswiadomilam mu ze jes ta takim samym poziomie jak ja i ze nie naleza mu sie jakies specjalne slodkosci od zycia.....teraz tego sie nie da opisac....to trwalo rok moj boj cierpienie.ale zadne z nas nie poszlo w swoja strone.mysle ze wlasnie uswiadomienie mu mojego bolu spowodowalo to ze zostal i zmienil sie calkowicie...nie moglam zachowac sie jak zimna suka bo jakby nie bylo znal mnie pare lat,...teraz oczekujemy 2 dziecka i moge powiedziec ze to skarb nie facet.mimo iz zbladzil kiedys...teraz mija 7 rok i nie ma mowy o kryzysie.....trzymaj sie i nie pozwol przez zasade byc dzielna odebrac sobie kawal zycia ktory boli i za ktorym tesknisz....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość
Rionka, kochana trzymaj się. Jesteś dzielną kobietą. Nic na siłę. Teraz jesteś najważniejsza Ty i Twoje dzieciątko... Wszystko inne przyjdzie z czasem. Musisz odzyskać równowae psychiczną, aby cokolwiek móc ocenić, dojśc do jakichkolwiek wniosków. Jestem z Tobą i Twoim maleństwem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mediagirl
Mimo wszystko radziłabym autorce topiku porozumieć się z mężem. Jego pierwsza reakcja na ciążę to typowa reakcja faceta, który czuje się wolny, mimo, że z partnerką, a dziecko jawi mu sie jak zniewolenie. Ten motor to mnie wręcz rozbawił. A inna kobieta... Wydaje mi się, że to jakaś nieważna historia, z resztą nawet jezeli trwała 2 miesiące to cóż to zbnaczy wobec 8 lat. Uwierz w miłość, która jest cierpliwa, wszystko wybacza, miłość nie zazdrości..., jak to psalm nam mówi. Macierzyństwo jest cudowne, ale jeszcze bardziej cudowne jest wspólne rodzicielstwo, no i o ile jest łatwiej. Myślę, że twój mąż naprawdę moze jeszcze się okazać wspaniałym ojcemi i partnerem dla ciebie, a jeżeli to skreślisz nieodwołanie to cóż... Weekedowy tata to dla nie dzieci niezbyt fajna atrakcja, wiem to po sobie. Powodzenia ! Dbaj o siebie i dobrze się odżywiaj. Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babulinkaaa
autroko topiku: pieniądze psują...cóż więcej mogę ci powiedzieć...jak na wszystko stać (alpy, motocykl itp jak piszesz) to uczucie wystawione jest na cięzka próbe...współczuję ci..ale walcz o ten zwiazek...jemu zaszumiało, moze nie dorusł do bycia ojcem - choć skoro zxałożył rodzine powinin być świadom tego że bedziecie keidyś rodzicami...walcz w każdym razie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babulinkaaa
"dorósł" oczywiście;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość babulinkaaa
najważniejsze to pogadać..tak od serca..trzymaj się ciepło!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gra planszowa
Rionka, co dalej? jestem w podobnej sytuacji ... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Pierwszy dzień bez łez mam za sobą, pierwszy od dwoch tygodni... Udany dzień. Wyspałam się, byłam na zakupach i w knajpce ze znajomymi / niedawno wróciłam, późno dość już, ale dobrze się czujemy, więc piszę ;) / Miałam też wspomnianą już wizytę u psychoterapeuty. Zanim napisze na ten temat dodam tylko, że problem z którym się zgłosiłam jest bardzo powszechny, co drugi przypadek to zdrada w małżeństwie mniej lub bardziej, ale związana z absorbującą pracą, pogonią za pieniędzmi, karierą. Często tymi trzecimi są właśnie osoby z pracy. Podsumowanie spotkania i jego efektów? Godzina, podczas której to głównie ja mówiłam, ale już sama możliwość opowiedzenia o swoich bolączkach dużo mi dała. Tak jak się spodziewałam, nie otrzymałam gotowej recepty na dalsze szczęśliwe życie, ale to co usłyszałam od kobiety (m.in. kilka trafnych uwag na mój własny temat) pomogło mi się uspokoić. W tej chwili mam poczucie, że najgorsze mam już za sobą. Teraz może być już tylko lepiej. I nie boję się spotkania z moim M. Czuję, że zgromadzilam juz duzo sil i nie boję się przyszłości, jakakolwiek miałaby ona być. Uslyszalam, ze to, że nie ma we mnie chęci odwetu, że dałam sobie czas, by ochłonąć i wszystko przemyśleć nie dość, że świadczy na moją korzyść, to jest dla mnie najlepszym wyjściem. Ruch jest po jego stronie. Nie powinnam się przejmować, tym czy dobrze robię, czy on to zrozumie odpowiednio czy nie. Mój M., jeśli będzie chciał, znajdzie do mnie drogę. Zna mnie od wielu lat. I jest ze mną prawdopodobnie mocno emocjonalnie związany, to dlatego nie jest teraz z tamtą kobietą, dlatego sam wszystko wyznał i dlatego w tej chwili chce naprawić, to co sknocił. Najważniejsze to nie robić nic wbrew sobie. Z podobnych kryzysów ludzie wychodzą, ale tego musza chcieć obie strony. Pytanie: czy ja chcę? ................ Otóż, pomimo całego bólu, rozczarowania, złości nadal go kocham. I jeśli zobaczę, ze jego przemiana jest trwała, wynika nie tylko z wyrzutów sumienia, ale prawdziwej chęci naprawy i pragnienia bycia ze mną, jeśli zostanie poparta konkretnymi czynami (zmiana pracy, podejścia do codziennych, przyziemnych problemów itp.) będę w stanie dać szansę, moze wybaczyć i zrobić wszystko, by było między nami tak jak dawniej, gdy po prostu nie potrafiliśmy bez siebie żyć. Na to potrzeba czasu i być może będziemy potrzebowali osoby z zewnatez, tzw. mediatora, który pozwoli odnaleźć odpowiedź na pytanie JAK naprawiać. Bo kwestia odpowiedzi na pytanie CZY naprawiać zależy tylko od nas. A do tego nie dojdziemy osobno, ja - będąc u rodziców, on - będąc w naszym mieszkaniu. Myślę, że pierwszym krokiem powinna być szczera rozmowa o naszych oczekiwaniach i odczuciach. O tym czy jest sens powinniśmy zadecydować wspólnie. A jest, jeśli oboje będziemy tego chcieli. Dziecko jest dla mnie teraz bardzo ważne, nie wiem czy nie najważniejsze (a na pewno tak będzie, gdy już się pojawi na świecie), ale świadomie rozpatruję kwestię kryzysu w naszym związku abstrahując od tego, że już za kilka miesięcy będziemy rodzicami. Jak już chyba wspomniałam, nasze rozstanie nie przeraża mnie tak strasznie, co do tej sytuacji mam jasność: rozwód, alimenty, sprawowanie opieki nad dzieckiem przez nas obojga najlepiej, jak to będzie tylko możliwe, mimo rozstania. Najważniejsze to znaleźć odpowiedź, czy jeszcze się kochamy i czy chcemy z sobą być. Trochę przydługa ta moja wypowiedź ;) ale to mniej więcej wszystko co chciałam przekazać. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czuję się naprawdę dobrze, czuję że niedługo się rozjaśni - w myśl sentencji „przed wschodem słońca zawsze najciemniej” :) I wszystkim zranionym, zdradzonym kobietom zycze tego samego (wiem, ze jest nas wiele niestety, bo czytalam duzo podpbnych wyznan w ostatnim czasie). Jesli ktos w podobnej sytuacji chce do mnie napisac, prosze o kontakt - moj mail jest przy pierwszym mym poscie... Na koniec jeszcze jedno - istnienie tamtej kobiety nie spędza mi snu z powiek, wręcz przeciwnie... 💤 czas najwyższy na sen, oby przyśniło się coś miłego... o, np. wakacje nad ciepłym morzem, ja i mój dzieciaczek biegajacy po plaży... życie jednak jest piękne! 🌼 🌼 🌼 :) dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jeślibyś się już zdecydowała wrócić do męża, to gorąco polecam www.spotkaniamalzenskie.pl jedzie się na weekend. jest to weekend rozmowy we dwoje. nikt tego oczywiście nie kontroluje. Ta forma jest bardzo polecana przez wiele małżeństw i tych w kryzysie i tych, w których ukłąda się dobrze. Jak pisałaś dużo dobrego macie za sobą. Czy warto to tak łatwo przekreślić? oczywiście inicjatywa teraz należy do niego. No i życzę wszystkiego najlepszego dla dzidzi :D pozdraiwam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dziekuję! Śliczny dzień dzisiaj. Jadę na basen, to dobrze zrobi mnie i dzidzi :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×