Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nerwówa1

jestem jędzą dla mojego faceta. pomózcie mi

Polecane posty

Gość nerwówa a jakie prochy
napierw poszlam do psychiatry i dostalam leki- leki pomogly i daly mi silę żeby poszukać psychologa i terapii...miala sporo przeciwności losu podczas szukania tej terapii i musialam się mocno zawziąć- ale udalo się. Leków już nie biorę, terapia trwa- ja chodze państwowo, udalo mi się i nic nie placę za to. No ale jeśli masz kasę zawsze możesz iść prywatnie. To wszystkie nie znaczy, że ja już nie mam chwil załamania, że nie tracę czasem cieprliwości albo wiary w mój związek- ale to wszystko nie niszczy MNIE jakby to powiedzieć...udalo mi się uwierzyć że co by się nie działo (np. choćby związek mial się rozpaść) ja i tak poradzę sobie ja zobaczylam tą "iskierkę nadziei" gdy środek ciężkości mojego życia przeniosłam z niego na siebie samą...i cokolwiek teraz robię- robię dla siebie. Bo zdrowa, wesola i zadowolona JA= dobra partnerka w związku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa a jakie prochy
o plotkowaniu psychologów nigdy nie myslałam...jakoś nie uważam tego za realną groźbę... no a terpia oczywiscie musi trochę trwać- to indywidualna sprawa, ale generelanie 2 miesiące to raczej minimum (przy bardzo intensywnej terapii)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witam,eh ja mam ten sam problem!!Strasznie nerwowa jestem na dodatek moj facet kiedys nagial moje zaufanie i to nie raz......wiem,ze mnie kocha i nie olamal by mnie ale jednak jest to \"ale\" ...duzo by tu pisac....nie chce byc taka ale nie potrafie:( PS.Tez myslalam o kupnie jakis tabsow uspokojajacych ale nie wiem czy cos da:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
do nerwówa a jakie prochy dziękuję za rade, chyba pójdę. Twoje ostatnie zdanie o przeniesieniu punktu ciężkości ze związku na Ciebie mnie przekonało. Błagam, powiedz, jak ten lekarz tego dokonał? Jakimi metodami, jakie pytania zadawał, jakie techniki stosował? to dla mnie ważne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do nerwówa a jakie prochy
wiesz, hm...to żadne czary...to po prostu mozolna robota lekarz tego nie dokonał- ja sama to zorbiłam leki pozwoliły mi się uspokoić, wyciszyć i nie histeryzować...a to pozwoliło mi zebrać myśli, działać bardziej racjonalnie w nerwowych sytuacjach itd potem przyszedł czas na analizowanie- swojego zachowania, jego zachowania no i wazne było dla mnie, że w innych dziedzinach moje życia "ruszyło" (praca, jakieś inne trudne sprawy)- zniknęło wrażenie że wszystko kręci się wokół tego związku może uda Ci się złapać równowagę o "własnych siłach"? a może lekarz będzie pomocny? tak czy owak życzę powodzenia;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
do nerwówa a jakie prochy raz jeszcze oj, zmartwiłam się. to chyba mi nie pomoże. bo ja wiem, że reaguje nieracjonalnie czasemi, a mimo to nie potrafie sie powstrzymać, szczególnie kiedy wpadnę we wściekłość. W pracy mi się układa, mam świetną i satysfakcjonującą. tylko ten związek jest nieformalny i nigdy taki nie bedzie, a to mnie bardzo denerwuje, dołuje i upokarza. z tym nic mój facet nie zrobi, to wiem na pewno. sytuacja dla mnie niesprawiedliwa i stąd większość tych nerwów. ale gdybym chociaż w połowie wyluzowała, to pewnie byłoby nam lżej, i on by się może też częściej zastanowił nad sobą. sama juz nie wiem. a możesz mi zdradzić jakie prochy przepisał ci lekarz? ja na własną rekę brałam coaxil i hydroksyzenę. teraz juz nie mam chyba depresji, ale siadają mi często nerwy. prawdę mówiąc, codziennie. rzadko zdarza się spokojny w całości dzień. łykam persen w ilosciach ogromnych w takich chwilach, ale zwykle i tak jest już za późno i dzieja się dantejskie sceny. jakie prochy brałaś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
podnoszę raz jeszcze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa a jakie prochy
brałam asentrę - ale to nie jest lak który można brać na wlasną rękę! przede wszystkim jest na receptę...no i przepisuje się go na depersję, więc jeśli jej nie masz...Poza tym jest wiele innych leków, podobnie działających wiesz co...jednak chyba zasadniczym pytaniem jest co bylo pierwsze- jajko czy kura?;) albo "jestem strasznie nerwowa i to odbija sie na moim związku" albo "tylko ten związek jest nieformalny i nigdy taki nie bedzie, a to mnie bardzo denerwuje, dołuje i upokarza. z tym nic mój facet nie zrobi, to wiem na pewno. sytuacja dla mnie niesprawiedliwa i stąd większość tych nerwów." Rozumiesz? Czy to Twoje złe samopoczucie ma zły wplyw na związek czy związek ma zły wpływ na Twoje samopoczucie? Oczywiście wiem, że problemy w związku mogą doprowadzić do rozstroju psychicznego...ale jeśli poza związkiem nie masz problemów i Twoja psyche jest ok to trochę zmiania postać rzeczy, nie sądziesz?...ale sama musisz "zdiagnozować" czy będziesz umiała poradzić sobie z tymi problemami o własnych siłach...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
dziękuje za odpowiedź! ..jedno i drugie. jestem nerwowa, on też. a ten związek, jego forma, mnie upokarza, sytuacja jest niesprawiedliwa, co dodatkowo rozstraja mnie nerwowo. uważam, że skoro zawiódł w powaznej rzeczy i jest jak jest, powinien starac sie mi to wynagrodzić, a on nie wyrabia przy mnie i moich oczekiwaniach (które tak prawde mówiąc, nie są wygórowane). nie chce go stracić, ale nerwy mam w strzępach. pójdę do tego lekarza, spróbuję... jeśli to mi nie pomoże, to chyba zwariuję. czuje ze już nie bedzie dla mnie ratunku. pójdę też do wróżki, pierwszy raz w życiu na jakiegoś tarota. zapytam jakąś dobrą sprawdzoną o to, co z nami będzie... bede się też modlić. wiem, ze śmiesznie to brzmi: tarot i modlitwa, ale ja już gonię resztkami sil i chwytam sie każdego strzępa nadziei że kiedys może z nami być normalnie. licze nacud. a w ogóle to jestem normalna. jeszcze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
do nerwówa a jakie prochy moge wiedzieć, ile masz lat i kiedy w Twoim zyciu to się działo?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
podnosę wątek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa a jakie prochy
oj....:) mam 26 lat, leki przestałam brać jakoś we wrześniu...brałam je niecały rok...Mój związek jest pokręcony od zawsze, czyli już parę lat;) ale ta deprecha to dopadła mnie powiedzmy...w okolicach poprzednich wakacji, już nie wyrabiałam- z niczym! nie tylko ze związkiem też byłam u wróżki zanim trafilam do lekarza;) ale ta wróżba była do kitu...Rozumiem Twoją desperację Wiem tez, że to co napisze teraz zabrzmi jak banał i żeby to rozumieć to trzeba to czuć, ale...spróbuję. Może być tak, że "go stracisz", że on popelni tyle błędów że zostawisz go, że on pozna inną lub Ty poznasz innego- i wiesz co? Wcale nie zwariujesz, ani nie załamiesz się- dasz radę :) ps. jak sądzisz? czy on też niszczy sobie zdrowie w tym związku? czy szuka pociechy u wróżki, psychologa i na forum? czy zamartwia się i rwie włosy z głowy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
Nie, on wyżywa się na mnie. Posiwiał przez ten rok, ma problemy z żołądkiem, ciągle na mnie wrzeszczy. Oprócz tego funkcjonuje bardziej normalnie niż ja. Nieważne co się dzieje, potrafi się zebrac w sobie i iść miedzy ludzi, pogadać przez telefon, pracować, poczytać gazetę. To ja siedzę tzrąsąc się, płacząc, wydzwaniając lub smsując non stop po niego, albo wyłączam komórkę żyby się martwił, bo on wie jak jest z moim zdrowiem i to działa. Koszmar. Wiem, że ten związek powinien się dawno rozpaść, ale kochamy się, potrzebujemy, ciągle mam nadzieję, że będzie wreszcie tak jak kiedyś, kiedy czekałam na naszą normalność, którą mi obiecał. Czekam na cud, w który nie wierzę. Czasem wydaje mi się, że jeśli będę się często modlić o pomoc, to coś da, czasem że może wróżka powie mi, czy warto, nakresli perspektywę. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, tyle, że on jest starszy, więcej przeżył, a ja tak bardzo się od niego uzalezniłam. Wiem, że to jest chore, ale już tak mam- albo kocham całą sobą, albo mi nie zależy. Przedtem to on szalał na moim punkcie, biegał za mną, potrzyłam na to wsztystko, nie wierząc w to, co widzę i we własne szczęście. Nie wierzyłam, potem uwierzyłam i ... sie trochę pozmieniało. Zwariowałam, nie wytrzymuję nerwowo. nie daje rady...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nerwówa1
wiem, że od utraty faceta sie nie umiera, mimo że wali sie cały swiat... ale ja juz w tym cholernym 2006 roku przezylam tyle, w tym tragedie osobiste, o ktorych nie moge na forum, ze mam dosc. naprewde. mialam takie doly, ze modlilam sie o smierc. nie chce wiecej. mam granice wytrzymalosci, choc wiem, ze nikt mi nie da gwarancji, ze bedzie lepiej. nie wiem, czy to juz jest to dno, od ktorego moglabym sie odbic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×