Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość anna1980

wrazenie bycia w zwiazku bez perspektyw? jak to bylo/ jest z Wami?

Polecane posty

Gość anna1980

Witajcie! Od dluzszego czasu mam dylemat w moim zwiazku, chcialabym podzielic sie z Wami moja historia /bo ja juz na dobre przestaje wytrzymywac sama ze soba, tj. myslami i wierzyc w ten zwiazek/, a byc moze znajda sie osoby, ktore zechca sie podzielic wlasnym doswiadczeniem, jak wybrneliscie z kryzysu poczucia bezsensu kontynuacji zwiazku, jak sie potoczylo Wasze zycie, przetrwaliscie, odeszliscie, ulozyliscie sobie zycie z kims innym? Jestesmy ze soba 2 lata, mieszkamy razem, dzieli nas 14 lat roznicy wieku /on ma 40- kawaler, bezdzietny/. Kocham go ponad wszystko, i roznica wieku nie przeszkadza nam obojgu, mam na mysli zainteresowania, nadawanie na tej samej fali, poczucie humoru, ``znoszenie`` siebie w tym pozytywnym sensie od rana do wieczora, ale zauwazam, ze nie da sie ``przeskoczyc`` roznicy doswiadczen, ktore wraz z wiekiem ksztaltuja nasz charakter, i chyba w tym jest pies pogrzebany. On jest po kilku kilkuletnich solidnych zwiazkach, w ktorych razem mieszkali, zyli itd. ale ... te zwiazki rozpadaly sie, i to przewaznie one jego ``zostawialy``, jeden ze zwiazkow 6letni zakonczyl po tym, jak dziewczyna postawila mu ultimatum, albo wspolna przyszlosc albo rozstanie, i ja zostawil. 6 lat- w glowie mi sie to nie miesci!!! Ja zaczelam drazyc temat jego ewentualnych wizji co do naszego zwiazku - w sumie to skonczyly sie klotnia, ja moge zrozumiec, ze nikt nie lubi byc zmuszany, ale rozmowa do niczego nie zobowiazuje, w koncu pozwala nam zrozumiec swoje zapatrywania i ich ewentualne motywy, jezeli mieszkam z kims, dziele codziennosc, smutki i radosci, to chyba mam prawo wiedziec - po co? niz tkwic bezsensownie w zwiazku przez nastepne 3, 5 lat by sie dowiedziec, ze nie jestem ta, z ktora chcialby dzielic reszte zycia, ja w koncu tez wiele poswiecilam dla tej milosci, powiem wiecej - ja opuscilam Polske dla niego!!! a tymczasem na legalna prace mam zerowe szanse, znajomych probuje poznac /bo samej mozna zwariowac/ i nawet nie jestem ubezpieczona, czuje sie czasem jak ktos kto oddaje cala siebie, swoje mlode lata, swoje zycie- on wymaga ode mnie, abym ``pokazala mu, ze potrafie sie wzyc w to srodowisko, ze potrafie egzystowac jak wszyscy inni itd.``- poprzez znajomych, poprzez radosc zycia- tyle, ze roznica pomiedzy mna a reszta jest zasadnicza, ja nie mam zadnych praw, ani prawa do pracy, ani pojscia do lekarza, zadbania o siebie, czasem czuje sie gorzej niz azylant, bo nawet ten dostaje prawo do pracy. Niedlugo chce stanac na wlasne nogi, jesli chodzi o prace- wiec mam nadzieje, ze powiedzie sie ten pomysl, a i ja sama wreszcie odzyje, dowartosciuje sie /bo nie ma co ukrywac, ze bez pracy, celu w tygodniu pracy ciezko jest sie smiac caly czas jak glupi do sera, tym bardziej iz jestem, bylam osoba, ktora wczesniej byla niezalezna, a praca byla priorytetem/ a i on zauwazy, ze nie ma juz do czynienia z kims, kogo mozna ciagle besztac, i ``udowadniac`` mi niejako, ze ciagle robie za malo, ciagle czegos brak, zeby dac mu pewnosc, ze ja chce i potrafie tu zyc!- bo do tego dokladnie sprowadzaja sie jego wypowiedzi. Jemu brak pewnosci, czy ja go kiedys nie zostawie?! czy on naprawde nie widzi, ze teraz poza nim nie mam tu niczego, ani praw, ktore tak jak i on, kazdy inny czlowiek ma? ze mimo tych nieudogodnien, jestem, staram sie, sprzatam, piore, gotuje, dbam, jak tylko lekko sie przeziebi- to ``umiera``, wiec ja lece jak wczoraj o 3.30 w nocy!!! gotuje mleko z miodem, herbate z cytryna a na koniec czekolade!!! i to wszystko po to, abym dzisiaj bez powodu uslyszala ``no takie masz gowniane zycie ze mna``, bo wchodzac do kuchnii, gdzie dzis rano siedzialam, wydalo mu sie, ze ``znowu z czyms mi zle``- moze mialam nieciekawy wyraz twarzy, ale czy ja sie musze ciagle usmiechac? czy on nie widzi, ze ja od przeszlo roku mam tak smutne oczy, co nawet rodzina widzi? tyle, ze ja milcze wobec wszystkich, bo wierzylam, ze z nami jest wszystko dobrze, ja chcialam wierzyc, ze mamy przyszlosc, a problemy czy smutki dadza sie rozwiazac, tak jak on sam zreszta zawsze mowi. Ale ja juz przestaje wierzyc, ze ja moge cokolwiek zmienic? bo jak sprawic, zeby 40letni dorosly facet/ bardzo odpowiedzialny w pracy! obowiazkowy/, wiedzial czego chce w zyciu i od kobiety, z ktora chce budowac zdrowy, solidny zwiazek? Tak wiec, wracajac do tematu... nasze rozmowy o przyszlosci zakonczyly sie klotniami, bo ja chcialam wiedziec zwyczajnie, czy widzi jakas przyszlosc dla nas i najchetniej kiedy? bo jesli chodzi o pytanie o dzieci to zawsze odpowiadal, przeciez nie teraz /czemu oni zawsze mysla, ze jak sie czlowiek pyta, to chodzi o ``juz``? ciaza to nie jest tak pstryk, trzeba sie przygotowac, zadbac o organizm, a na to juz i tak wiele czasu potrzeba, zwlaszcza, w mojej sytuacji/, tylko ``pozniej`` wiec zaczelam pytac, ze ``pozniej`` mnie nie zadowala, ze pozniej moze dac odpowiedz ``nigdy`` itd. nic wielkiego z tego nie wyniklo... ja powiedzialam, ze powinien wpierw zdecydowac sie na kobiete, z ktora chce spedzic reszte zycia, a pozniej myslec o rodzinie, anizeli na odwrot- jesli mowi, ze rodzine mozemy miec szybko, ze potrzebuje wiecej harmonii, spokoju, radosci zycia, mowi 10 razy i wiecej w tygodniu, ze mnie kocha, jest czuly, cieply, przytula sie, ale milosc to nie tylko slowa, milosc to wspolna, czasem ciezka praca obydwojga partnerow, zas czyny potrafia pokazac wiecej niz tysiac slow. Potwierdza, ze jestem ta wlasciwa, ze nasza sytuacja jest skomplikowana, bo nielatwa z wielu wzgledow, ze damy rade. Ale wiem tez, ze on byl wychowywany w przekonaniu,`` nigdy sie nie zen, a tym bardziej nie miej dzieci``- jedna z jego ex usunela ciaze, czy na wlasne zyczenie, nie jestem pewna, moze to zle, ale ja nawet mysle, ze on sam za aborcje zaplacil. On jest cieply i kochany, ale boi sie... boi sie odpowiedzialnosci, bycia doroslym, nie chce nadinterpretowac, ale czyz 40letni facet nie powinien sam rozprawic sie z wlasnymi ``demonami przeszlosci``, niz rozpoczynac wogole zwiazek z kobieta, ktora wie juz czego chce i pozwalac sie kochac, nie dajac tak naprawde sam od siebie wiele? Ja mysle, ze on pozwalal sie kochac... a kobiety po ilus latach zwiazku po prostu odchodzily, bo po coz tkwic dluzej, skoro bycie razem nie niesie perspektyw? W koncu on jest dobrym czlowiekiem, zadbanym, odpowiedzialnym, z poczuciem humoru, na poziomie, czesto zabawnym- czyz tylko one byly niefair? a on zawsze mial takiego pecha? chcialabym wierzyc, ze z nami bedzie inaczej, ze przezwyciezymy ta ciezka faze, w ktorej ja teraz zupelnie czuje sie niepewna. Nie wyobrazam sobie, abysmy sie rozstali, ja swiata poza nim nie widze, ale jesli ten swiat ma ograniczac sie tylko na jego osobie, kosztem rezygnacji z moich marzen /rodzina/, to wiem, ze bedzie ciezko, ale ja tez mam prawo do szczescia, z kims kto moze szaleje na mysl o wlasnej rodzinie. Wiem, ze to odpowiedzialnosc, i jestem jej swiadoma, moze zyje wyobrazeniem idealnego marzenia, ale ja wiem, ze jesli oboje sie kochaja, jesli nie maja powodow do klotni o blahostki, jesli tak wiele dobrze gra, to nie dorobimy statystyki w rozwodach, co on mi zawsze przypomina. Ale czy ja jestem statystyka, czy milosc to rozsadek? Ja tak samo jak on, mam przeciez serce i uczucia, a z kim powinnam dzielic moje potrzeby czy marzenia, jesli proba rozmowy konczy sie klotnia? zwyczajna rozmowa... z jednej strony daje mi czasem do zrozumienia, ze ``juz niedlugo`` wiele sie zmieni... a z drugiej tak jak dzisiaj tym komentarzem w kuchni dobija mnie na dno, bo nie zasluzylam sobie w koncu za nic na takie traktowanie... i najgorsze sa te dni, pomiedzy wiara a zwatpieniem, wlasnym staraniem sie /nie na pokaz, ale z serca jak i wczesniej/, ale to wszystko przestaje juz chyba dzialac... moze jestesmy zbyt negatywnie nastawieni gdzies tam w duchu do siebie wzajemnie, moze oboje wierzymy, ze snimy tym samym marzeniem, ale tak naprawde kazdy z nas fruwa na innym obloku... To nie chodzi o oswiadczyny, slogany, wymuszanie slubu /ja juz po tych rozmowach mam wyrzuty sumienia wzgledem siebie, bo tak wiele mi zniesmaczyly, wczesniej zylam w niewiedzy, mialam nadzieje, ze kiedys taki moment sam przyjdzie, ale on sam nie stara sie juz tak jak wczesniej, moze jak stane wreszcie zawodowo na wlasne nogi, to zauwazy, ze musi znowu ``zdobywac`` i sam sobie troche wiecej trudu zadac/ ,ale okazanie uczucia z serca, ktore my kobiety naogol potrzebujemy dla poczucia bezpieczenstwa, ze chce byc z Toba w dobrych i zlych chwilach /nietylko wtedy gdy jest dobrze, a jesli rozmowa o slubie zaczyna byc porazka i powodem do klotni to jest to dla mnie niedojrzalosc i pozostawianie sobie furtki/, chce budowac z Toba nasza przyszlosc i razem sie zestarzec. Przykre te niektore historie, naczytalam sie troche forum, i wiem, ze nie jestem sama, dlaczego tak wielu mezczyzn dzisiaj chce zyc w zdrowym zwiazku, ale bez zobowiazan, bo w koncu takie zycie ze soba 5 i wiecej lat mowi cos samo za siebie. A mi sie wydaje, ze jesli po 2 latach bycia razem, wspolnego mieszkania nie wie sie, czy ma sie ochote wiazac, czy taki zwiazek ma sens - to cos nie zgadza. Bo po 2 latach faza zakochania juz dawno minelo, a proza zycia, wzloty i upadki powinny nieco rozjasnic, czy jest sie zgrana para w roznych sytuacjach zyciowych. Ostatnio nawiazal do jakiejs sceny w filmie, w ktorej facet chcial miec dziecko /bardzo sie oboje kochali, / z kobieta 14 lat starsza od niego, ale ona stwierdzila, ze nie powinien sie ``poswiecac`` dla jej pragnien, ze on jest zbyt mlody aby udzwignac ciezar rodziny w jego wieku, mimo wzajemnej milosci, wiec na jej zyczenie rozstali sie. Wiec on ni z tego ni z owego po 3 dniach! od obejrzenia filmu nawiazal, ze nie chodzi o to, abym tylko ja byla szczesliwa. To dalo mi do myslenia... to w milosci dwojga ludzi nie chodzi o uszczesliwianie siebie nawzajem? Mysle, ze chodzi o to, aby nie robic nic wbrew sobie, nie krzywdzic sie nawzajem, ale respektowac potrzeby, rozwazyc je i przynajmniej zajac jakies stanowisko. Skoro on tyle lat uciekal od powaznych zwiazkow z rodzina i calym kramem, kiedy przyjdzie na niego wlasciwy moment? po 50? Mowi ze mnie kocha, ze chce miec rodzine, ale co to znaczy tak naprawde to chyba on sam nie wie. Mam wrazenie, ze zle sie zakochalam. A poza tym, zastanawiam sie, czy nie robie zle zostajac przy nim? w koncu jesli sie kiedys zdecyduje na wspolna przyszlosc, czy zrobi to tylko dla mnie? moze on wogole nie jest zainteresowany relacja rodzicielska? Ta kwestia nie daje mi spokoju, brak pewnosci w zyciu... Nie wiem, czy ktos dotrwal do konca, jest mi lzej... bo czasem kolejny dzien bywa dla mnie katusza, to myslenie, niewiedza, brak poczucia bezpieczenstwa. Wiem, ze nie we wszystkich zwiazkach wszystko samo z siebie przychodzi we wlasciwym czasie... wiem, ze czasem taka rozmowa, jest poczatkiem konca, po ktorej predzej czy pozniej zwiazek rozpada sie z tego, badz innego powodu - a jak to bylo z Wami? przetrwaliscie? odeszliscie? zostaliscie porzuceni? Pozdrowienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Witajcie! Od dluzszego czasu mam dylemat w moim zwiazku, chcialabym podzielic sie z Wami moja historia /bo ja juz na dobre przestaje wytrzymywac sama ze soba, tj. myslami i wierzyc w ten zwiazek/, a byc moze znajda sie osoby, ktore zechca sie podzielic wlasnym doswiadczeniem, jak wybrneliscie z kryzysu poczucia bezsensu kontynuacji zwiazku, jak sie potoczylo Wasze zycie, przetrwaliscie, odeszliscie, ulozyliscie sobie zycie z kims innym? Jestesmy ze soba 2 lata, mieszkamy razem, dzieli nas 14 lat roznicy wieku /on ma 40- kawaler, bezdzietny/. Kocham go ponad wszystko, i roznica wieku nie przeszkadza nam obojgu, mam na mysli zainteresowania, nadawanie na tej samej fali, poczucie humoru, ``znoszenie`` siebie w tym pozytywnym sensie od rana do wieczora, ale zauwazam, ze nie da sie ``przeskoczyc`` roznicy doswiadczen, ktore wraz z wiekiem ksztaltuja nasz charakter, i chyba w tym jest pies pogrzebany. On jest po kilku kilkuletnich solidnych zwiazkach, w ktorych razem mieszkali, zyli itd. ale ... te zwiazki rozpadaly sie, i to przewaznie one jego ``zostawialy``, jeden ze zwiazkow 6letni zakonczyl po tym, jak dziewczyna postawila mu ultimatum, albo wspolna przyszlosc albo rozstanie, i ja zostawil. 6 lat- w glowie mi sie to nie miesci!!! Ja zaczelam drazyc temat jego ewentualnych wizji co do naszego zwiazku - w sumie to skonczyly sie klotnia, ja moge zrozumiec, ze nikt nie lubi byc zmuszany, ale rozmowa do niczego nie zobowiazuje, w koncu pozwala nam zrozumiec swoje zapatrywania i ich ewentualne motywy, jezeli mieszkam z kims, dziele codziennosc, smutki i radosci, to chyba mam prawo wiedziec - po co? niz tkwic bezsensownie w zwiazku przez nastepne 3, 5 lat by sie dowiedziec, ze nie jestem ta, z ktora chcialby dzielic reszte zycia, ja w koncu tez wiele poswiecilam dla tej milosci, powiem wiecej - ja opuscilam Polske dla niego!!! a tymczasem na legalna prace mam zerowe szanse, znajomych probuje poznac /bo samej mozna zwariowac/ i nawet nie jestem ubezpieczona, czuje sie czasem jak ktos kto oddaje cala siebie, swoje mlode lata, swoje zycie- on wymaga ode mnie, abym ``pokazala mu, ze potrafie sie wzyc w to srodowisko, ze potrafie egzystowac jak wszyscy inni itd.``- poprzez znajomych, poprzez radosc zycia- tyle, ze roznica pomiedzy mna a reszta jest zasadnicza, ja nie mam zadnych praw, ani prawa do pracy, ani pojscia do lekarza, zadbania o siebie, czasem czuje sie gorzej niz azylant, bo nawet ten dostaje prawo do pracy. Niedlugo chce stanac na wlasne nogi, jesli chodzi o prace- wiec mam nadzieje, ze powiedzie sie ten pomysl, a i ja sama wreszcie odzyje, dowartosciuje sie /bo nie ma co ukrywac, ze bez pracy, celu w tygodniu pracy ciezko jest sie smiac caly czas jak glupi do sera, tym bardziej iz jestem, bylam osoba, ktora wczesniej byla niezalezna, a praca byla priorytetem/ a i on zauwazy, ze nie ma juz do czynienia z kims, kogo mozna ciagle besztac, i ``udowadniac`` mi niejako, ze ciagle robie za malo, ciagle czegos brak, zeby dac mu pewnosc, ze ja chce i potrafie tu zyc!- bo do tego dokladnie sprowadzaja sie jego wypowiedzi. Jemu brak pewnosci, czy ja go kiedys nie zostawie?! czy on naprawde nie widzi, ze teraz poza nim nie mam tu niczego, ani praw, ktore tak jak i on, kazdy inny czlowiek ma? ze mimo tych nieudogodnien, jestem, staram sie, sprzatam, piore, gotuje, dbam, jak tylko lekko sie przeziebi- to ``umiera``, wiec ja lece jak wczoraj o 3.30 w nocy!!! gotuje mleko z miodem, herbate z cytryna a na koniec czekolade!!! i to wszystko po to, abym dzisiaj bez powodu uslyszala ``no takie masz gowniane zycie ze mna``, bo wchodzac do kuchnii, gdzie dzis rano siedzialam, wydalo mu sie, ze ``znowu z czyms mi zle``- moze mialam nieciekawy wyraz twarzy, ale czy ja sie musze ciagle usmiechac? czy on nie widzi, ze ja od przeszlo roku mam tak smutne oczy, co nawet rodzina widzi? tyle, ze ja milcze wobec wszystkich, bo wierzylam, ze z nami jest wszystko dobrze, ja chcialam wierzyc, ze mamy przyszlosc, a problemy czy smutki dadza sie rozwiazac, tak jak on sam zreszta zawsze mowi. Ale ja juz przestaje wierzyc, ze ja moge cokolwiek zmienic? bo jak sprawic, zeby 40letni dorosly facet/ bardzo odpowiedzialny w pracy! obowiazkowy/, wiedzial czego chce w zyciu i od kobiety, z ktora chce budowac zdrowy, solidny zwiazek? Tak wiec, wracajac do tematu... nasze rozmowy o przyszlosci zakonczyly sie klotniami, bo ja chcialam wiedziec zwyczajnie, czy widzi jakas przyszlosc dla nas i najchetniej kiedy? bo jesli chodzi o pytanie o dzieci to zawsze odpowiadal, przeciez nie teraz /czemu oni zawsze mysla, ze jak sie czlowiek pyta, to chodzi o ``juz``? ciaza to nie jest tak pstryk, trzeba sie przygotowac, zadbac o organizm, a na to juz i tak wiele czasu potrzeba, zwlaszcza, w mojej sytuacji/, tylko ``pozniej`` wiec zaczelam pytac, ze ``pozniej`` mnie nie zadowala, ze pozniej moze dac odpowiedz ``nigdy`` itd. nic wielkiego z tego nie wyniklo... ja powiedzialam, ze powinien wpierw zdecydowac sie na kobiete, z ktora chce spedzic reszte zycia, a pozniej myslec o rodzinie, anizeli na odwrot- jesli mowi, ze rodzine mozemy miec szybko, ze potrzebuje wiecej harmonii, spokoju, radosci zycia, mowi 10 razy i wiecej w tygodniu, ze mnie kocha, jest czuly, cieply, przytula sie, ale milosc to nie tylko slowa, milosc to wspolna, czasem ciezka praca obydwojga partnerow, zas czyny potrafia pokazac wiecej niz tysiac slow. Potwierdza, ze jestem ta wlasciwa, ze nasza sytuacja jest skomplikowana, bo nielatwa z wielu wzgledow, ze damy rade. Ale wiem tez, ze on byl wychowywany w przekonaniu,`` nigdy sie nie zen, a tym bardziej nie miej dzieci``- jedna z jego ex usunela ciaze, czy na wlasne zyczenie, nie jestem pewna, moze to zle, ale ja nawet mysle, ze on sam za aborcje zaplacil. On jest cieply i kochany, ale boi sie... boi sie odpowiedzialnosci, bycia doroslym, nie chce nadinterpretowac, ale czyz 40letni facet nie powinien sam rozprawic sie z wlasnymi ``demonami przeszlosci``, niz rozpoczynac wogole zwiazek z kobieta, ktora wie juz czego chce i pozwalac sie kochac, nie dajac tak naprawde sam od siebie wiele? Ja mysle, ze on pozwalal sie kochac... a kobiety po ilus latach zwiazku po prostu odchodzily, bo po coz tkwic dluzej, skoro bycie razem nie niesie perspektyw? W koncu on jest dobrym czlowiekiem, zadbanym, odpowiedzialnym, z poczuciem humoru, na poziomie, czesto zabawnym- czyz tylko one byly niefair? a on zawsze mial takiego pecha? chcialabym wierzyc, ze z nami bedzie inaczej, ze przezwyciezymy ta ciezka faze, w ktorej ja teraz zupelnie czuje sie niepewna. Nie wyobrazam sobie, abysmy sie rozstali, ja swiata poza nim nie widze, ale jesli ten swiat ma ograniczac sie tylko na jego osobie, kosztem rezygnacji z moich marzen /rodzina/, to wiem, ze bedzie ciezko, ale ja tez mam prawo do szczescia, z kims kto moze szaleje na mysl o wlasnej rodzinie. Wiem, ze to odpowiedzialnosc, i jestem jej swiadoma, moze zyje wyobrazeniem idealnego marzenia, ale ja wiem, ze jesli oboje sie kochaja, jesli nie maja powodow do klotni o blahostki, jesli tak wiele dobrze gra, to nie dorobimy statystyki w rozwodach, co on mi zawsze przypomina. Ale czy ja jestem statystyka, czy milosc to rozsadek? Ja tak samo jak on, mam przeciez serce i uczucia, a z kim powinnam dzielic moje potrzeby czy marzenia, jesli proba rozmowy konczy sie klotnia? zwyczajna rozmowa... z jednej strony daje mi czasem do zrozumienia, ze ``juz niedlugo`` wiele sie zmieni... a z drugiej tak jak dzisiaj tym komentarzem w kuchni dobija mnie na dno, bo nie zasluzylam sobie w koncu za nic na takie traktowanie... i najgorsze sa te dni, pomiedzy wiara a zwatpieniem, wlasnym staraniem sie /nie na pokaz, ale z serca jak i wczesniej/, ale to wszystko przestaje juz chyba dzialac... moze jestesmy zbyt negatywnie nastawieni gdzies tam w duchu do siebie wzajemnie, moze oboje wierzymy, ze snimy tym samym marzeniem, ale tak naprawde kazdy z nas fruwa na innym obloku... To nie chodzi o oswiadczyny, slogany, wymuszanie slubu /ja juz po tych rozmowach mam wyrzuty sumienia wzgledem siebie, bo tak wiele mi zniesmaczyly, wczesniej zylam w niewiedzy, mialam nadzieje, ze kiedys taki moment sam przyjdzie, ale on sam nie stara sie juz tak jak wczesniej, moze jak stane wreszcie zawodowo na wlasne nogi, to zauwazy, ze musi znowu ``zdobywac`` i sam sobie troche wiecej trudu zadac/ ,ale okazanie uczucia z serca, ktore my kobiety naogol potrzebujemy dla poczucia bezpieczenstwa, ze chce byc z Toba w dobrych i zlych chwilach /nietylko wtedy gdy jest dobrze, a jesli rozmowa o slubie zaczyna byc porazka i powodem do klotni to jest to dla mnie niedojrzalosc i pozostawianie sobie furtki/, chce budowac z Toba nasza przyszlosc i razem sie zestarzec. Przykre te niektore historie, naczytalam sie troche forum, i wiem, ze nie jestem sama, dlaczego tak wielu mezczyzn dzisiaj chce zyc w zdrowym zwiazku, ale bez zobowiazan, bo w koncu takie zycie ze soba 5 i wiecej lat mowi cos samo za siebie. A mi sie wydaje, ze jesli po 2 latach bycia razem, wspolnego mieszkania nie wie sie, czy ma sie ochote wiazac, czy taki zwiazek ma sens - to cos nie zgadza. Bo po 2 latach faza zakochania juz dawno minelo, a proza zycia, wzloty i upadki powinny nieco rozjasnic, czy jest sie zgrana para w roznych sytuacjach zyciowych. Ostatnio nawiazal do jakiejs sceny w filmie, w ktorej facet chcial miec dziecko /bardzo sie oboje kochali, / z kobieta 14 lat starsza od niego, ale ona stwierdzila, ze nie powinien sie ``poswiecac`` dla jej pragnien, ze on jest zbyt mlody aby udzwignac ciezar rodziny w jego wieku, mimo wzajemnej milosci, wiec na jej zyczenie rozstali sie. Wiec on ni z tego ni z owego po 3 dniach! od obejrzenia filmu nawiazal, ze nie chodzi o to, abym tylko ja byla szczesliwa. To dalo mi do myslenia... to w milosci dwojga ludzi nie chodzi o uszczesliwianie siebie nawzajem? Mysle, ze chodzi o to, aby nie robic nic wbrew sobie, nie krzywdzic sie nawzajem, ale respektowac potrzeby, rozwazyc je i przynajmniej zajac jakies stanowisko. Skoro on tyle lat uciekal od powaznych zwiazkow z rodzina i calym kramem, kiedy przyjdzie na niego wlasciwy moment? po 50? Mowi ze mnie kocha, ze chce miec rodzine, ale co to znaczy tak naprawde to chyba on sam nie wie. Mam wrazenie, ze zle sie zakochalam. A poza tym, zastanawiam sie, czy nie robie zle zostajac przy nim? w koncu jesli sie kiedys zdecyduje na wspolna przyszlosc, czy zrobi to tylko dla mnie? moze on wogole nie jest zainteresowany relacja rodzicielska? Ta kwestia nie daje mi spokoju, brak pewnosci w zyciu... Nie wiem, czy ktos dotrwal do konca, jest mi lzej... bo czasem kolejny dzien bywa dla mnie katusza, to myslenie, niewiedza, brak poczucia bezpieczenstwa. Wiem, ze nie we wszystkich zwiazkach wszystko samo z siebie przychodzi we wlasciwym czasie... wiem, ze czasem taka rozmowa, jest poczatkiem konca, po ktorej predzej czy pozniej zwiazek rozpada sie z tego, badz innego powodu - a jak to bylo z Wami? przetrwaliscie? odeszliscie? zostaliscie porzuceni? Pozdrowienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Potwierdza, ze jestem ta wlasciwa, ze nasza sytuacja jest skomplikowana, bo nielatwa z wielu wzgledow, ze damy rade. Ale wiem tez, ze on byl wychowywany w przekonaniu,`` nigdy sie nie zen, a tym bardziej nie miej dzieci``- jedna z jego ex usunela ciaze, czy na wlasne zyczenie, nie jestem pewna, moze to zle, ale ja nawet mysle, ze on sam za aborcje zaplacil. On jest cieply i kochany, ale boi sie... boi sie odpowiedzialnosci, bycia doroslym, nie chce nadinterpretowac, ale czyz 40letni facet nie powinien sam rozprawic sie z wlasnymi ``demonami przeszlosci``, niz rozpoczynac wogole zwiazek z kobieta, ktora wie juz czego chce i pozwalac sie kochac, nie dajac tak naprawde sam od siebie wiele? Ja mysle, ze on pozwalal sie kochac... a kobiety po ilus latach zwiazku po prostu odchodzily, bo po coz tkwic dluzej, skoro bycie razem nie niesie perspektyw? W koncu on jest dobrym czlowiekiem, zadbanym, odpowiedzialnym, z poczuciem humoru, na poziomie, czesto zabawnym- czyz tylko one byly niefair? a on zawsze mial takiego pecha? chcialabym wierzyc, ze z nami bedzie inaczej, ze przezwyciezymy ta ciezka faze, w ktorej ja teraz zupelnie czuje sie niepewna. Nie wyobrazam sobie, abysmy sie rozstali, ja swiata poza nim nie widze, ale jesli ten swiat ma ograniczac sie tylko na jego osobie, kosztem rezygnacji z moich marzen /rodzina/, to wiem, ze bedzie ciezko, ale ja tez mam prawo do szczescia, z kims kto moze szaleje na mysl o wlasnej rodzinie. Wiem, ze to odpowiedzialnosc, i jestem jej swiadoma, moze zyje wyobrazeniem idealnego marzenia, ale ja wiem, ze jesli oboje sie kochaja, jesli nie maja powodow do klotni o blahostki, jesli tak wiele dobrze gra, to nie dorobimy statystyki w rozwodach, co on mi zawsze przypomina. Ale czy ja jestem statystyka, czy milosc to rozsadek? Ja tak samo jak on, mam przeciez serce i uczucia, a z kim powinnam dzielic moje potrzeby czy marzenia, jesli proba rozmowy konczy sie klotnia? zwyczajna rozmowa... z jednej strony daje mi czasem do zrozumienia, ze ``juz niedlugo`` wiele sie zmieni... a z drugiej tak jak dzisiaj tym komentarzem w kuchni dobija mnie na dno, bo nie zasluzylam sobie w koncu za nic na takie traktowanie... i najgorsze sa te dni, pomiedzy wiara a zwatpieniem, wlasnym staraniem sie /nie na pokaz, ale z serca jak i wczesniej/, ale to wszystko przestaje juz chyba dzialac... moze jestesmy zbyt negatywnie nastawieni gdzies tam w duchu do siebie wzajemnie, moze oboje wierzymy, ze snimy tym samym marzeniem, ale tak naprawde kazdy z nas fruwa na innym obloku... To nie chodzi o oswiadczyny, slogany, wymuszanie slubu /ja juz po tych rozmowach mam wyrzuty sumienia wzgledem siebie, bo tak wiele mi zniesmaczyly, wczesniej zylam w niewiedzy, mialam nadzieje, ze kiedys taki moment sam przyjdzie, ale on sam nie stara sie juz tak jak wczesniej, moze jak stane wreszcie zawodowo na wlasne nogi, to zauwazy, ze musi znowu ``zdobywac`` i sam sobie troche wiecej trudu zadac/ ,ale okazanie uczucia z serca, ktore my kobiety naogol potrzebujemy dla poczucia bezpieczenstwa, ze chce byc z Toba w dobrych i zlych chwilach /nietylko wtedy gdy jest dobrze, a jesli rozmowa o slubie zaczyna byc porazka i powodem do klotni to jest to dla mnie niedojrzalosc i pozostawianie sobie furtki/, chce budowac z Toba nasza przyszlosc i razem sie zestarzec. Przykre te niektore historie, naczytalam sie troche forum, i wiem, ze nie jestem sama, dlaczego tak wielu mezczyzn dzisiaj chce zyc w zdrowym zwiazku, ale bez zobowiazan, bo w koncu takie zycie ze soba 5 i wiecej lat mowi cos samo za siebie. A mi sie wydaje, ze jesli po 2 latach bycia razem, wspolnego mieszkania nie wie sie, czy ma sie ochote wiazac, czy taki zwiazek ma sens - to cos nie zgadza. Bo po 2 latach faza zakochania juz dawno minelo, a proza zycia, wzloty i upadki powinny nieco rozjasnic, czy jest sie zgrana para w roznych sytuacjach zyciowych. Ostatnio nawiazal do jakiejs sceny w filmie, w ktorej facet chcial miec dziecko /bardzo sie oboje kochali, / z kobieta 14 lat starsza od niego, ale ona stwierdzila, ze nie powinien sie ``poswiecac`` dla jej pragnien, ze on jest zbyt mlody aby udzwignac ciezar rodziny w jego wieku, mimo wzajemnej milosci, wiec na jej zyczenie rozstali sie. Wiec on ni z tego ni z owego po 3 dniach! od obejrzenia filmu nawiazal, ze nie chodzi o to, abym tylko ja byla szczesliwa. To dalo mi do myslenia... to w milosci dwojga ludzi nie chodzi o uszczesliwianie siebie nawzajem? Mysle, ze chodzi o to, aby nie robic nic wbrew sobie, nie krzywdzic sie nawzajem, ale respektowac potrzeby, rozwazyc je i przynajmniej zajac jakies stanowisko. Skoro on tyle lat uciekal od powaznych zwiazkow z rodzina i calym kramem, kiedy przyjdzie na niego wlasciwy moment? po 50? Mowi ze mnie kocha, ze chce miec rodzine, ale co to znaczy tak naprawde to chyba on sam nie wie. Mam wrazenie, ze zle sie zakochalam. A poza tym, zastanawiam sie, czy nie robie zle zostajac przy nim? w koncu jesli sie kiedys zdecyduje na wspolna przyszlosc, czy zrobi to tylko dla mnie? moze on wogole nie jest zainteresowany relacja rodzicielska? Ta kwestia nie daje mi spokoju, brak pewnosci w zyciu... Nie wiem, czy ktos dotrwal do konca, jest mi lzej... bo czasem kolejny dzien bywa dla mnie katusza, to myslenie, niewiedza, brak poczucia bezpieczenstwa. Wiem, ze nie we wszystkich zwiazkach wszystko samo z siebie przychodzi we wlasciwym czasie... wiem, ze czasem taka rozmowa, jest poczatkiem konca, po ktorej predzej czy pozniej zwiazek rozpada sie z tego, badz innego powodu - a jak to bylo z Wami? przetrwaliscie? odeszliscie? zostaliscie porzuceni? Pozdrowienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Wiem, ze nie we wszystkich zwiazkach wszystko samo z siebie przychodzi we wlasciwym czasie... wiem, ze czasem taka rozmowa, jest poczatkiem konca, po ktorej predzej czy pozniej zwiazek rozpada sie z tego, badz innego powodu - a jak to bylo z Wami? przetrwaliscie? odeszliscie? zostaliscie porzuceni? Pozdrowienia. PRZEPRASZAM; ZE W TYLU CZESCIACH TA MOJA WYPOWIEDZ; ALE UCIELO MI; chyba przekroczylam duzo za duzo dozwolona ilosc znakow w wypowiedzi :/ Naprawde uciesze sie, jesli ktos odpowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość _bliska
anno. przeczytałam bez trudności :), rozumiem twoje rozterki i chyba temat waszej przyszłości stał się drazliwy i dla ciebie i dla twojego partnera...taki starter dla niedobrych emocji... jak to sie stało, ze tak długo jesteś zależna (?), bo byc może tu tkwi największy problem, coś co cie osłabia i niepokoi... kobieta niezależna ma inną energię, czymś innym emanuje, nie pozwala, by się z niż nie liczono i to nie tylko w sferze materialnej i społecznej, ale i emocjonalnej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jasnowidz1979
Aniu, moim zdaniem ten facet jest chory! Psychiatra dla niego! Skoro do tego czasu 40-latek nie ułożył sobie zycia z zadna - A MIAŁ TAAAAK WIEEEELE KOBIET - to podejrzane, nie uwazasz>? Coś z nim nie tak... i ta aborcja, rzuca na niego cień. Moim zdaniem to duze dziecko, które nigdy nie dorośnie do zwiazku. Stać Ciebie na kogoś lepszego. Brnięcie w taki związek sprawi, ze nabawisz sie nerwicy, a z czasem facet bedzie Tobą manipulował (założę sie, ze kiedy w zyciu miał juz próbe samobójczą) oraz chciał Cie ubezwłasnowolnić. Szkoda młodości na takiego dziada - wybacz mi te słowa, ale wzbudza we mnie litość. Decyzję - ZOSTAĆ czy ODEJŚĆ jednak musisz podjać Ty sama...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Hej, dzieki za odpowiedzi. Ja jestem swiadoma jego obaw, moich dylematow... i moze tu jest bledne kolo. _bliska Masz racje! Mysle, ze w moim siedzeniu w 4 scianach jest pies pogrzebany, ale ja to zmienie:))) sprobuje ``tym`` zyc, zajac sie formalnosciami na dobre, to i mniej czasu strace na rozmyslanie, a i moze wreszcie pojawi sie swiatelko nadziei w tunelu!!! Wczesniej patrzylam na to inaczej... poprzez te klotnie, rozterki stawialam pod znakiem zapytania zostanie przy nim, ugruntowanie wlasnej firmy, bo niby po co- skoro ktos z kim dziele dzien, noc, zycie nie potrafi sie zwyczajnie, spokojnie okreslic co do naszej przyszlosci, a moze jak przestane o tym myslec, tylko sprobuje zmienic wlasna sytuacje to sie samo z siebie pozmienia jednak. Chcialabym wierzyc, ze sie uda! Jasnowidz1979 Wiem, ze on jest za bardzo przezorny, bo w zyciu nie da sie nic przewidziec, w przeciwienstwie od ubezpieczenia auta, zdrowia itd. niestety ale od zwiazku, malzenstwa nie mozna oczekiwac, ze ktos da nam gwarancje, ze juz na zawsze, i ze beda zyli dlugo i szczesliwie. Ja przynajmniej patrze na to z tej pozytywnej, moze naiwnej strony, bo wiem, ze chce z nim byc, chce z nim tej przyszlosci, a on z kolei dopatruje sie konca, walki o dzieci, bo tymze sie koncza rozwody. Ja tego wogole nie stawiam pod znakiem zapytania. Ale skoro on tak mysli, to ja mam z kolei prawo sie zastanowic, czy on wogole powinien byc ojcem moich dzieci /wlasnego wieku powinien byc sam swiadomy, ze niejako sam sobie moze zabrac perspektywe posiadania wnukow, jesli wogole zdecyduje sie na wlasne dzieci, jak bedzie wygladac moje zycie za 20,30, 40 lat, to wszystko sa zasadne pytania, na ktorych odpowiedz znam, ze moze byc roznie i niekoniecznie latwo/, czy moze on ma syndrom Piotrusia Pana, ktory znudzi sie kiedys rodzina, bo w koncu dzieci tez potrafia denerwowac, a niekazdy ma bezgraniczna cierpliwosc, moze to on kiedys zdecyduje sie odejsc, ponoc ten typ jest najbardziej podatny iz nie jest w stanie udzwignac ciezaru odpowiedzialnosci, majac poczucie straconej mlodosci, ktora stara sie za kazda cene utrzymac, moze bedzie mu przeszkadzac wiele innych rzeczy- ale ja mimo wszystko chce przy nim jeszcze trwac, choc oboje zdazylismy sie juz nieco poranic. Tyle, ze dialog a dialog to roznica, mi przeszkadza, ze on wiele moich odczuc bierze jako zarzuty czy osadzanie, mimo, iz dokladnie wyjasniam, iz ma przyjmowac moje odczucia jako wypowiedzi z duszy, serca, a nie szukanie kolejnych kolcow, i winy w nim. Trudne to jest dla mnie, bo ja bylam nauczona inaczej rozmawiac, a z nim tak latwo sie nie da przynajmniej jesli chodzi o ta kwestie. Ale jak napisala _bliska- ja mam poczucie, ze marnuje sie, swoje zycie, wiec czas to zmienic! Pozdrowienia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Moze faktycznie ponosze sama wine, ze nie jest nam latwo. I brak niezaleznosci moze byc kluczem do rozwiazania problemu. Skoro on ma poczucie, ze tak czy siak ma mnie w garsci, to moze sobie pozwolic na taka a nie inna reakcje, i to ja musze podporzadkowac sie jego warunkom, chapac jak matka, nianka i sprzataczka, inaczej sie patrzy w koncu na kobiete, ktora pracuje i nie musi sie o nic prosic, anizeli na taka, ktora i tak nie ma wyjscia. Przykre, ze trzeba grac w kotka i myszke, zatem ja musze mu dac poczucie, ze nie powinien mnie byc pewny, ze jest mi dobrze tak samo z nim, jak i bez niego, aby znow sie staral, i mial poczucie walki. W koncu to chyba wlasnie o to chodzi! Ktos kto stawia warunki jest bardziej szanowany, anizeli ktos, kto i tak nie ma innego wyboru! Ale to juz niedlugo sie zmieni:)))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
I jestem dzis pozytywna, bo czuje, ze moge wiele zmienic, przynajmniej jesli nie w naszym, to we wlasnym zyciu. Ponoc faceci sa szczesliwsi, jak i kobieta jest szczesliwsza, wiec co tam, zadbam o swoja przyszlosc! Ale mimo wszystko nie potrafie zniesc, dzis sniadanie... 10 minut, jak tylko zjadl ostatnia kromke chleba, to juz go nie bylo, zniknal w pokoju segregujac wlasne rzeczy... potem popoludniu konsola z dobra godzine, ani nie przyjdzie do mnie, teraz znowu ... konsola... poszlam do niego, ale widze, ze nie jest zainteresowany wspolnym spedzeniem wieczoru, tylko gra dalej... faceci to faktycznie dzieci!!! W nastepnym wcieleniu tez chce byc facetem, to chyba zdaje sie latwiejsze, niz robota na 2 etaty, ktora jest praca w domu i zawodowa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hm...przeczytałam. Chyba zastanowiłabym się nad jego przeszłoscią jeszcze raz - takie długotrwałe związki i nie zdecydował się! Wierzysz, ze teraz będzie inaczej? Ja chyba nie... A ta twoja przemiana - sądzisz, że to Ty musiz się zmienić, zeby zasłużyć na jego zdecydowanie? Pomysl...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Może on po prostu ...
nie potrafi kochac tak na prawde nikogo oprócz siebie ? wiem, ze facet zakochany dla kobiety zrobi wszystko a nawet jeszcze więcej. mówic kocham a kochac naprawde to ogroooooooomna roznica. Myslę, że powinnas pomysleć o sobie, znależć prace , byc niezalezna od niego ... to podstawa wg mnie, warto zebys w siebie zainwestowala to w przyszlości zaprocentuje. PS Nie przesadzaj z ta opieka nad nim , nie jestes jego matką (wstawanie w nocy ... ciekawe czy on by tez tak się toba opiekował ?)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ouu
ech... anna, masz prawo poświęcić swoje życie dla innego człowieka, bezowocnie, bez wdzięczności, bez zrozumienia, bez sensu, na darmo, jedynie za pogłaskanie po głowie... i tak będzie, jeśli w porę nie zaczniesz bronić siebie jednak ciągle masz wybór więc go nie opóźniaj, wiesz co powinnaś zrobić

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Dzieki Wam za odpowiedzi!!! Wiem, ze z tym ``nianczeniem`` zrobil sie wygodnicki, i czasem jest bardzo leniwy, moglby zasnac przy grajacym tv jesli musialby wstac po pilota, zeby go wylaczyc, albo podobnie z lampa, rzadko bo rzadko, ale z usmiechem nabijam sie, ze ja nie wstane, bo byl czas, ze to ja wszystko robilam, jak uslyszalam halas, to on lezal, a ja wstalam zerknac, czy cos sie nie dzieje. Wiec moge sobie odpowiedziec na pytanie, co bedzie z nieprzespanymi nocami, jesli kiedys zdecyduje sie na rodzine... bedzie spal jak zabity, albo udawal, ze tak jest. Moze to kwestia wieku, albo tego, iz wiele nawykow lenistwa tolerowalam od poczatku. Wiem, ze niewszyscy faceci sa tak ``wylewni`` uczuciowo, jak on potrafi, moze praktyka poprzednich zwiazkow i mydlenia oczu, wiem, ze kocha mnie, ale siebie na pewno ponad wszystko. Na poczatku przeszkadzalo mi bardzo to ``kocham cie`` do bolu, az mu zwrocilam uwage, iz czlowiek przestaje cenic sens, wymowe tych slow. Przede wszystkim milosc nie trzeba ciagle wyrazac, wazniejsze, ze oboje ja czuja i poprzez wzajemny szacunek, cieplo okazuja ja sobie. Teraz mowi te slowa juz rzadziej!!! ale to i tak czesto, a ja nie zawsze odpowiadam takim samym wyznaniem, przemilczam, bo czlowiek moze sie zaglaskac w tych slowach, az sam przestaje wierzyc, o co chodzi wogole w tym zwiazku. Ale jak przemyslalam Wasze wczesniejsze wypowiedzi, dzieki -bliska, to doszlam do tego braku szacunku, poprzez zdanie sie na niego i bycie na jego lasce i nie lasce wypadlam z pola traktowania mnie wogole jako rownorzednej partnerki. Ten problem odczuwalam juz wczesniej, ze jesli chodzi o branie na powaznie mojego stanowiska to nie mialam szans, bo on jest swiadomy tego, ze ja przy nim trwam, chce byc i ma poczucie, ze moze mna kierowac. Wiem, ze na wiele ustepstw od poczatku zwiazku poszlam, ale czulam sie jako ta gorsza, bez pracy, robiaca sobie wyrzuty sumienia, ze go obciazam! wiec wiele przemilczalam. To juz sie zmienilo, bo wiem, ze nie da sie zyc oddychajac powietrzem jednej osoby, rezygnujac z wlasnych oczywistych potrzeb. Ale mimo wszystko nie czuje sie stabilnie, bo jesli chce jechac do Polski, to musze ``poprosic`` o kase na podroz, a przeciez te pieniadze sama moge zarobic. Byl czas, ze pracowalam na czarno, ale ani mi to radosci nie przynosilo, ani jakiejs gotowki, z ktorej moglabym sobie cos kupic, bo to zadna stala praca byla, poza tym bez ubezpieczenia, wiec stwierdzilam, skoro mam tu zyc, i ``udowadniac``, ze potrafie jak wszyscy inni dac sobie rade, to musi byc legal, bo co z moja przyszloscia, renta kiedys tam? czas leci, a mnie nigdzie nie ma, poza pobytem za granica i zyciem miloscia do niego. Milosc jest wazna, ale to nie wszystko, potrzebujemy pracy, znajomych, radosci zycia. Ale wierze, ze stane na wlasne nogi! Jesli sie nie uda, i bedzie gorzej anizeli teraz /jesli zarabialabym wiecej niz on, to mysle, ze pojawilby sie kolejny problem/ to przynajmniej nie zatrace siebie i zainwestuje zwyczajnie we wlasna przyszlosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie wiem ....
ale moim zdaniem gdzieś się zagubiłaś, czekasz na cos co pewnie nie nastapi, albo dla ciebie jest nieosiagalne ... moze powinnas sobie wyznaczyc cel - zadania i do tego dążyć, realizowac ... Nie pracujesz bo chcesz miec stałą prace, ale jak nie masz stalej pracy to dlaczego nie bierzesz tego co jest ? A czy wreszcie on nie moze tobie pomóc w znalezieniu pracy? Z tego co piszesz to pracuje, ma znajomych, obraca sie w pewnym kręgu ludzi ... Pamiętaj niezależność kobiety, to bardzo wazna sprawa. Poza tym podziwiam ciebie, jak ty młoda osoba pelna zycia dałaś zepchnąć się przez niego na boczny tor do roli jego "służacej", może warto to zmienić, pomysl ... Powiem tobie, że jak mój mąż oglada ostatni tv i by nie wylączył telewizora na noc to ja bym na pewno tego nie zrobiła nawet jakby miał być włączony tydzień, a niech będzie ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Wiem, ze sie zagubilam i dlugo ludzilam, ale 1. ja go z jednej strony rozumiem, ze sam czuje, iz powietrze miedzy nami jest ciezkie, bo ja tu ciagle wisze i on dobrze o tym wie, ze ja chce z nim byc!!! Wiec teraz pora obrocic kota ogonem, i pokazac mu niejako, ze ja potrafie byc szczesliwa z wlasnym zyciem, tak samo z nim, jak i bez niego, aby wreszcie nie czul sie mnie pewny na 100 %. Wiem,ze on moze znalezc kolejne ALE.... ale! wtedy bede wiedziala, ze moge stanac na rzesach, a problem lezy gdzie indziej, i ze nie mialam ani nie bede miec szansy, aby cokolwiek zmienic! On nie ma az takich znajomosci, aby mi wyczarowac prace z prawdziwego zdarzenia, a szukanie na wlasna reke jest tu naprawde ciezkie, wiec tylko wlasna firma, tez b. dobra perspektywa, lepsza w koncu od etatu, bycia pania samej siebie moze mi pomoc byc znowu soba i tez odzyskac dawna radosc zycia, z czasow, zanim razem zamieszkalismy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja bym na twoim miejscu od zaraz podjęłą każdą pracę, w miarę sensowną. legalna, czy nie, cokolwiek. Takie ustawianie poprzeczki - własna firma, to trochę chyba po to, zeby pracy nie podjać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
Wiesz, to nie jest poprzeczka, z tym pomyslem zyje od dluzszego czasu, informacje juz wczesniej zasiegalam, szukalam kontaktow branzowych, wiec jakby wszystko nagrane... jeszcze tylko wyjasnienie kilku kwestii formalno-prawnych i ksiegowych i moge zaczynac. Gdybym znalazla ``sensowna`` prace, nawet nielegalna! jak piszesz, juz dawno nie siedzialabym w domu, ale wierz mi, ze tutaj to graniczy z cudem! W kazdym razie dzieki za rady:) Zadzwonil z pracy z tlumaczeniem, ze wroci pozniej, bo jeszcze musi cos przygotowac w pracy itd. milym glosem go zbylam, ze wszystko ok i ze ma sie cieplo trzymac i do wieczora:) mam nadzieje, ze zacznie cos kumac, ze nie bede sie juz wiecej uzalac nad soba i ``wyczekiwac``jego powrotu, tylko zaplanuje sobie czas w domu w efektywny sposob, sama zglebiajac ostatnie watpliwosci co do wlasnej firmy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hmmmmmmmmmmm
Dziewczyno , ty chyba bujasz w oblokach ... "On nie ma takich znajomosci, aby mi wyczarowac prace z prawdziwego zdarzenia, a szukanie na wlasna reke jest tu naprawde ciezkie, ... Jeżeli nie mam pracy to biore taka jaka jest, szukac tez nie chcesz bo to za ciężko Powiedz, a co w zyciu przychodzi lekko i komu ? Poza tym wpadlas chyba w jakis marazm, tak żle i tak żle, zyjesz marzeniami, ktore trudno zrealizować, odpuść sobie, bo wpedzisz się w slepy zaulek, a z tego co piszesz on raczej tobie nie pomoże bo mysli przede wszystkim o sobie ..., powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a to ciekawe
ty chcesz 40letniego zatwardzialego kawalera zaciagnac do ołtarza czy co?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anna1980
z ta praca, to problem, ale jak ktos nie chce wierzyc to nie musi, zle miasto!!! po prostu, naprawde nie mam szans, duze bezrobocie, a przede mna dziesiatki!!! osob, ktore maja papiery aby podjac legal, a wlasna firma to nie bujanie w oblokach, bo raz jest to prostsze, nie musze sie prosic i walczyc o pozwolenie na prace, dwa sama moge decydowac czym sie zajmuje i jakie beda moje zyski, trzy- gdybyscie mieli do wyboru, chapac na kogos na etacie a rozwinac wlasny, choc maly na poczatku biznes - co byscie wybrali? Dam znac, jak wciele moj plan w zycie. A facet jesli nawet kocha siebie ponad wszystko, to moglabym stanac na rzesach, ale i tak mu nie dogodze, jak bedzie chcial zawsze znajdzie ALE. Do oltarza go nie chce ciagnac, ale w koncu zauwazyc, ze on sam sie stara i jest ze mna nie z wygodnictwa! ale z wyboru, bo chce ze mna budowac przyszlosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krecik30
Aniu - tu krecik. Dziekuje za meila, wlasnie Ci odpisywalam ,ale moj synek wylaczyl mi sprzet i to co pisalam przez okolo 40 min , poszlo sie poprostu jebac. Jestem taka zla , ze mam ochote mu wlac .Tylko tyle Ci moge napisac , bo nie mam sily na cos wiecej.Nawet nie potrafilabym napisac tego jeszcze raz.Wybacz , bo napewno czekalas na odpowiedz i to przykre , ze sie nie doczekalas .Ja naprawde nie jestem osoba ktora rzuca slowa na wiatr.........no ale stalo sie , co sie stalo .Wybacz, moze innym razem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ty i wlasna
firma ... ale ciebie ponosi fantazja ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość krecik30
Aniu -pewnie tu nie zgladalas.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×