Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gerberka27

jak wybrnąć....????

Polecane posty

Gość gerberka27

napiszę w dużym skrócie,aby zaznajomoć was z problemem....moze cos mi doradzicie bo juz sama nie wiem.... prawie trzy lata temu zupełnie przypadkiem,będą z koleżanką na piwie poznałam mężczyznę,który w finale okazał sie dla mnie kimś wiecej niz zwykłym kolega.w czasie kiedy sie poznaliśmy byłam w innym związku,długoletnim zresztą ale bardzo nie udanym niestety.facet ten dosłownie pasożytował na mojej dobroci i miłości do niego.wykorzystywał fakt,że ma u mnie w domu swój kąt,obiad na stole....zawsze miał gdzie wrócic....natomiast człowiek,którego poznałam był wielkim jego przeciwieństwem.cenił inne wartości(takie jak i ja),doceniał,szanował....swego czasu prowadziłam podwójne życie.nie myślcie tylko o mnie zle bo w moim domu działo sie naprawde zle.nie miałam wsparcia ani pomocy od mojego faceta jak i najmiejszej pomocy przy naszym dziecku,naszym wspólnym dziecku.teraz juz wiem,że napewno nas nie kochał,ale pasowało mu tylko takie wygodne życie.nigdy mu nie dałam odczuć,że w moim zyciu jest ktoś inny,chciałam walczyc o nas,ale w pewnym momencie on juz tego sam nie chciał i nasze drogi i tak się rozeszły.poszedł sobie do innej i od tamtej pory nie pamięta juz wcale,że ma dziecko wiec tym bardziej nie żałuje,że pozwoliłam sobie na podwójne zycie.ten drugi odegrał wielką role w moim życiu...pokazał na czym polega prawdziwe życie w związku,nigdy mnie nie skrzywdził nie zrobił przykrości.niestety w czasie kiedy jeszcze byłam z ojcem mojego dziecka i chciałam za wszelką cenę ratowac ten zwiazek,dałam jasno tamtemu do zrozumienia,że nigdy nie będziemy tak do końca szczesliwi razem....on mi sie nawet oswiadczył,ale niestety odmówiłam....mimo wszystko ani z mojej strony jak i z jego uczucia sie nie zmieniły.kiedy zdał sobie sprawe,że nigdy tak naprawde nas nie będzie powiedział,że się poddaje bo nic innego dobrego w życiu go nie spotka...poddał się.....i postanowił przegrać swoje życie z kobietą,z którą spotykał sie jeszcze zanim poznał mnie...ona jest chora,to coś na podłożu psychcznym,lęki i ciągłe depresje....wziął z nią ślub twierdząc ,ze i tak mu wszystko jedno...wiem,że jej nie kocha tak jak i nie kochał...ciągle sie awanturują bo ona mimo leczenia jest trudna we współżyciu,nie układa sie im wcale...nie planują dziecka...nie mają wspólnego życia bo ona nie wychodzi z domu..lęki....nie ma wspólnych wakacj bo ona nie pojedzie....dwa razy odmawiał przybycia na ślub swoich kolegów bo ona nie chciała iść....na trzecim podobno byli z tym,że zrobiła straszną awanture pod kościołem,nie chciała nawet wejśc twierdząc,że kościól jest za duży....wiem,ze mu cieżko,ale w końcu nikt go do tego ślubu nie zmuszał,nikt go nie zaciągnął pod ołtarz...w czasie kiedy był miał być ich ślub mój związek juz prawie nie istniał,mógł przecież zrobić inaczej...mimo tego,że wcześniej mu odmówiłam,w końcu tak naprawde to naszego uczucia nie zabiło... cały czas jesteśmy w kontakcie...spotykamy sie,z różną czestotliwościa bo oboje pracujemy i każdy ma przecież inne obowiązki.....chodzimy razem na imprezy...przy pieknej pogodzie robimy sobie pikniki,jezdzimy nad wodę.....ostatnio nawet bylismy razem w Krakowie....jeśli mam czas a on ma jakieś sprawy do załatwienia poza naszym miastem zawsze też jezdzimy tam razem... niby wszystko jest jasne,on ma żone swoje życie ,swoje problemy....ja mam swoje zycie,a jednak tak wiele nas łączy i tak wiele za razem rózni...traktuje go jak przyjaciela...wie o mnie dosłownie wszystko a ja znów o nim....zawsze możemy liczyc na siebie nawzajem.... w ostatnich dniach widzieliśmy się kilka razy,wiem,że jest mu teraz wyjątkowo ciężko i juz sobie chyba ze swoim życiem nie radzi....wczorajszą noc tylko sie zalił i patrzył na mnie takim smutnym wzrokiem..jest mi przykro ze jest mu zle bo chciałabym dla niego jak najlepiej.... i teraz najgorsze...od dwóch miesięcy w moim życiu jest ktoś,kto chce dac mi szczeście....on chyba oszalał na moim punkcie...tak się składa,ze zna historie mojego zycia bo na samym początku zeszło się na taki temat...wie o ojcu mojego synka i o tym "drugim "też....ale przeciez nie wie wszystkiego,nie wie,że tamten był u mnie,karmiłam go kolacją i słuchałam pół nocy...póki co jesteśmy na etapie poznawania się,on o mnie bardzo zabiega.wydaje mi sie,ze jest wspaniałym człowiekiem i nie chce go skrzywdzić tak samo jak nie chce budowac czegoś w zakłamaniu..ja sie do tego po prostu nie nadaje i nie mam zamiaru nikogo krzywdzic bo wiem jak to bardzo boli tym bardziej ,że sama jestem po przejściach.... nie wiem jak mam rozwiązac ten problem,co powiedziec i jak powiedziec to wszystko tamtemu aby go nie dobic...przejmuje sie tym bo mimo wszystko nie jest mi obojętnym człowiekiem...a zresztą on cały czas mi powtarza,że jak mnie nie bedzie to juz nic nie będzie miało sensu....i wiem,że to nie są żarty......... nie wiem co mam robić...prosze doradzcie mi coś bo to wszystko juz mnie przerosło.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ola 890786
nic nie rob na razie , czas pokaze w ktora strone idzie twoje serce .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gerberka27
?????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kobietka taka jedna
ciężka sprawa...ja chyba też miałabym kocioł w głowie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×