Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

puff

jestem singielką i dobrze mi z tym

Polecane posty

Cytat z linku, który podałem. { Świat to nie jest globalna wioska. To globalny rynek, jarmark, pstrokacizna. A całe tłumy na nim zgrupowane zajmują się mieleniem słów. Ubogim już straszliwie językiem. Te słowa, które nie zostały nam odebrane stały się po prostu wytarte, bo są wycierane o najbłahsze myśli i w najmniej odpowiednich kontekstach przechowywane. W ten sposób już człowiek nie może nazwać żadnego swojego uczucia nie zanurzając swych ust w splugawione wody, z których pija pysk tłumu. Ale dziś już nie ma podziału na „motłoch\" i resztę — wszyscy używamy przecież słów. Toteż trzeba się ratować, a jedyny ratunek to samotność. „Uciekaj przyjacielu do samotni swej\". Ale czy na pewno? Jeśli ktoś jadłby każde swoje śniadanie z reklamami telewizyjnymi, a każdą kolację z amerykańskimi filmami emitowanymi przez polskie stacje telewizyjne to z pewnością miałby gotową odpowiedź: samotność jest zła. I oto chodzi — jakoś podświadomie bezosobowy „tłum\" kierujący mediami i kreujący wszystkie dopuszczalne poglądy zabezpiecza się przed odpływem wartościowych jednostek z „głównego nurtu\" poprzez oszpecanie samotności. Mamy dostatecznie dużo powodów, by wiedzieć, że tak istotnie jest — w byle jakim serialu, czy filmie ludzie samotni są albo nieszczęśliwi, albo „źli\", albo „jacyś dziwni\" (czyt.: również „źli\"). „Każde osamotnienie jest przewinieniem — tak oto mawia trzoda\". To trzeba nie oglądać seriali, a najlepiej w ogóle nie ruszać telewizji? To nie pomoże. Osoba wychowana w tej „kulturze\", nawet jeśli nie zetknęła się z jej „arcydziełami\" będzie jeszcze pełna jej wzorców. To przenika bardzo głęboko do życia. Samotność więc jest nieszczęściem. Ale słowo jest jedno, stanów wiele. Dlatego też różni myśliciele, publicyści, poeci etc. starali się podzielić jakoś samotność, nadać jej różne znaczenia. I ja podejmę taką próbę, aby lepiej poznać samotność kultury masowej, oraz aby poszukać może jakiejś innej. Wyruszę z miejsca, które już zostało wskazane — różnicy samotności i osamotnienia. Potocznie osamotnienie to stan opuszczenia człowieka przez wszystkich innych ludzi, gdzie „nie można na nikogo liczyć\", „nie ma się nikogo\". Samotność natomiast ma być niejako stanem dobrowolnego wycofania się ze społeczeństwa, kontaktów międzyludzkich, czy głównego nurtu w kulturze. Człowiek, który czuje w sobie wyjątkowość (czyli niemal każdy lub każdy) nie chce brać udziału w jarmarcznych targach, mieleniu słów i idei i wycofuje się z głównego nurtu myśli ogółu. „Szuka własnej drogi\". Pcha go do tego próżność (gdy chce czuć się wywyższonym kosztem zaniżania wartości tego, od czego ucieka) — i staje się osamotnionym, lub skłania go do tego duma (gdy pragnie czuć się wywyższonym kosztem siebie teraźniejszego) - w ten sposób staje się samotnikiem. Dalej jest coraz gorzej — pomału odrzuca wszystko to, w co wierzył na spółkę z „hołotą\" (on już się nie czuje jej częścią). Coraz bardziej się oddala od społeczeństwa — nie ma z nim wspólnego języka, nie wyznaje tych samych mitów. Jak pewien młody mieszkaniec „pstrej krowy\" nagle odczuwa już tylko swe osamotnienie, to, iż „nikt mu już nie dowierza\". I tu znajduje się na rozdrożu. Tu się okazuje, co pchnęło go do „garnięcia się ku wyżynom\". Wariant pierwszy. Uwaga młodzieńca była skupiona na ludzi, nawet, gdy ich opuszczał, gardził nimi, uciekał od nich. Widział siebie przez oczy „rynku much\". Taki byt-dla-innych. Jeśli przyjmiemy tezę Sartra, iż człowiek ten jest taki, jakim widzą go inni, to zrozumiemy, dlaczego jego „wspinaczka\" musi się zakończyć upadkiem. Rozpoczynał ją mając w sobie wiele jeszcze cech obowiązujących na jarmarku. Odrzucał je, lecz nigdy w pełni nie odrzuci, gdyż jego najwyższe dobro, to być w określony sposób postrzeganym. Aby odczuwać to postrzeganie, musi postrzegać tak samo, jak ci, od których uciekł. Jego „dzikie psy rwą się na swobodę\", jego odrzucenie zasad ogółu może jeszcze tylko oznaczać poluzowanie jego woli i uległość wobec zakazanych instynktów, skłonności. I zamiast stać się „człowiekiem wyższym\" stanie się tylko kryminalistą (i to również w swoich oczach). I, albo wróci do „nizin hałaśliwych\", gdyż nie do zniesienia będzie mu wolność i osamotnienie („Nie mam już z wami wspólnego sumienia — będzie to głosem skargi i bólem\"), albo stanie się zwierzęciem pozbawionym godności („kto szuka, łatwo sam się zgubi\"). Rzecz jasna pozostaje jeszcze kwestia tego, co się wniesie do samotności. Gdy się nie ma zgoła nic w sobie, będzie to zawsze osamotnienie (ale to mógłby być raczej temat artykułu o jałowości współczesnej kultury masowej). Lecz istnieje jeszcze drugi wariant. Oto wycofał się, gdyż nie mógł siebie znieść, a darzył siebie samego szacunkiem. Wtedy, mimo wszelkich przeciwności, czarnych wieczorów rozpaczy, będzie dalej „brnął\" wzwyż. Ale musi on się wtedy wyzbyć „rynkowego spojrzenia\". Dlatego też często się mówi, że Nietzsche stworzył moralność człowieka, który jest wielkoduszny nawet dla „maluczkich\". To dlatego, iż oparcie swoich dążeń na pogardzie dla „niższego\" jest zgubą właśnie dla „wspinającego się\". „Dużo jeszcze jest pochutliwości ku wyżynom\" — wcale nie powinniśmy wymagać od nikogo tego wysiłku. Zaratustra wymaga go, żąda, tylko od tych, którzy są „nową siłą i nowym prawem\". Jest to skierowanie uwagi na wnętrze człowieka, uniezależnienie „poszukujących\" od opinii i myśli pozostałych ludzi. Samotność staje się esencją egzystencji. Nie może to być wysublimowana potrzeba akceptacji, lecz pragnienie samorealizacji, gdyż tylko z niego, mimo wszystkich przeciwności, człowiek potrafi czerpać satysfakcję i upojenie ze swych trudów, niejako sam z siebie, wtedy do szczęścia nie potrzebni mu są ludzie. Dlatego też warunek, jaki stawia Zaratustra brzmi: „Czyś jest (...) z siebie toczącym się kołem?\". To perpetuum mobile, ten prawdziwie wolny duch będzie sam napędzał siebie, aby w dalsze cierpienia i radości się zagłębiać, coraz to kolejne „przeskakując stopnie\". Wtedy to człowiek dopiero odkrywa głębię prawdy, iż „jeden razy jeden, gdy trwa dłużej, daje dwa\". Wtedy też, prawdopodobnie, zbliża się do tego, co dla Fryderyka Nietzsche było najwyższym i najbardziej przerażającym dobrem — Ogromu (Das Ungeheure). Zapuszczając się na terra incognita własnego ducha „poznający\" odkrywa nie tylko prawdy o człowieku, lecz i poznaje, „przeczuwa\" to, co niezmierzone, nie poznane, to, czego symbolem był dla filozofa Dionizos. Lecz i teraz nie może jeszcze w pełni wyzbyć się kajdan ten duch wolny. Nietzsche był syngularystą. Dla niego świat to był chaos nieskończenie małych elementów, które rozum porządkował nadając im pewne przybliżone pojęcia. Każde słowo jest przenośnią, za pomocą której zamiast nieskończonej ilości linii, barw, krzywych, prostych, nieskończonej ilości małych cząstek rzeczywistości możemy dostrzec jakikolwiek przedmiot. Utrata tej zdolności byłaby równoznaczna z szaleństwem (niektórzy posądzali Nietzsche o takie właśnie szaleństwo po 1896). Dlatego Nietzsche pokazywał, zarówno swym życiem jako takim, jak również dzieląc „świat\" na apoliński i dionizyjski, jak należy naśladować Odysa, który przywiązał się do masztu, aby słyszeć śpiew syreni, ale w nim nie „zatonąć\". Otóż należy się przywiązać do takiego masztu kultury. Umysł wtedy operuje określonymi pojęciami i obrazami, dzięki którym czyni możliwym do pomyślenia widok, odczucie Ogromu. To, swoją drogą, może być jeden z powodów, dla których Nietzsche jest nazywany racjonalistą i irracjonalistą zarazem. Kochał myślenie, ale bardziej jeszcze być może życie, które z myśleniem nic wspólnego mieć nie chciało. Za pomocą rozumu dochodził do Ogromu, który jest zaprzeczeniem racjonalizmu, a następnie ratował się przed szaleństwem również za pomocą rozumu, wylewając na siebie lodowaty kubeł wody logiki (ta swoista metoda leczenia widoczna była w „Ludzkie arcyludzkie\", gdzie Nietzsche zapowiadał „Optymizm, w celu powrotu do zdrowia, by kiedyś znów móc być pesymistą — czy to rozumiecie?\", burzył „wszystkie uogólniające sądy\" odzierając „naturę wyższą\" z metafizycznego zabarwienia). Dlatego wolność ta, „z siebie tocząca się kołem\", ta samotność, radująca się jeszcze ze swych trudów, wiąże się bezpośrednio z kulturą i twórczością. Ostatnim krokiem ku wolności (samotności) winno być wypracowanie własnych „przenośni\", aby móc odczuwać Ogrom, siłę życia, aby być „tańczącym bogiem\", a jednocześnie przetrwać, nie zaniknąć (zaniknąć miał człowiek wyższy, który miał się niejako „utopić\" w Ogromie, twórca prawdziwy miał mieć dość sił, aby przetrwać o swoich siłach po spotkaniu z tą enigmą świata, jaką był Ogrom dla Nietzsche). Samotność dla filozofii Fryderyka Nietzsche jest jednym z kluczowych pojęć. Służy ona zarówno do „poznawania niepoznawalnego\", jak również jest drogą hartowania ducha i rozwoju światopoglądu opartego na ścisłej logice. To dlatego filozof radzi każdej osobie, do której pisze, żeby w odpowiedzi na argumenty przeciwnika szybko uciekła do „swej samotni\", co jest równoznaczne ze stawianiem znaku równości między samotnością, a aktem myślenia. Jest to również ponownym skierowaniem uwagi na własne ja, ten nietzscheański egocentryzm, który stawia na rozwój siebie, a nie przeforsowywanie swego zdania, w myśl zasady, iż prawdy bronić nie trzeba, a wiary się nie zwalcza logiką. Tu zresztą jest ta różnica między chrześcijańską moralnością, a moralnością Nietzsche — pierwsza kładzie nacisk na innych ludzi, druga na własne ja. Wreszcie samotność jest stanem, w którym zachodzą przemiany osobowości człowieka („O trzech przemianach\"), którego to tematu jednak nie podejmę w tym eseju. Zresztą — nieczęsto się zdarza, aby głosiciel własnej nauki porzucał swoich uczniów i jeszcze nakazywał im się zaprzeć swego nauczyciela, a właśnie tak wysoko cenił sobie Zaratustra siłę samotności, jako nauczycielki („O cnocie darzącej\"), co, na marginesie, nie udało się filozofowi w prawdziwym życiu w przypadku znajomości z Lou Salome. Mimo wszystko jednak, człowiek pogodzony ze swoją samotnością, człowiek zapuszczający się w niebezpieczne krainy poznania, wreszcie — człowiek, który jest sam dla siebie motorem działania — jest również narażony na niebezpieczeństwa. I tu drogi samotności i osamotnienia mogą zejść się ponownie. Człowiek samotny, „dusza dostojna\" niemogąca znieść wiedzy nabytej o człowieku, niemogąca znieść tej samotnej walki, która wzbogaca ją o kolejne „smutne\" prawdy, człowiek przerażony i porażony swą samotnością i całą swoją głębią odkrytą — pragnie zapomnieć o tym wszystkim, jakby uspokoić sumienie, które nieustannie woła w rozpaczy, że jeszcze nie jest za późno, że jeszcze może powrócić do „normalności\". I tak oto człowiek samotny z wyboru, ten, który wybrał swą drogę wzgardzając pstrokacizną i krzykliwością jarmarcznych „much\", wraca do nich i upaja się towarzystwem ludzi „gminnych\", przeciętnych. Widząc fałsz wszystkich mitów i wierzeń ogółu sam pragnie w nie uwierzyć ponownie, otacza się ludźmi wesołymi, prostymi, „szczerymi\", krótko: takimi, którzy z powrotem wciągnęliby go w krainę ułudy, błogiego stanu niewiedzy. I wcale ten wielbiciel samotności i głębokości ducha szukać nie będzie prawdziwie szczerych kontaktów. Zbyt dobrze jeszcze pamięta zasadę subiektywizmu (egzystencjalistów), aby liczyć, iż ktoś go zrozumie w takiej pełni, jak przyzwyczaił się rozumieć sam siebie w samotności. Nie, on będzie szukał tylko zbiorów fraz, wyuczonych zachowań, „porządności\" i „dobroduszności\", zadowoli się prostymi grzecznościami, byle tylko być z ludźmi, ciągle być z ludźmi, nawet na chwilę nie przestawać. I podobnie człowiek zaledwie osamotniony — próbuje on „zaklepać\", zagłuszyć w sobie poczucie odosobnienia poprzez powierzchowne kontakty z innymi ludźmi. Próbuje zabić w sobie świadomość tego, iż „nie ma nikogo\". Czuje taka osoba, iż nic nie łączy jej ze światem, jeśli nie ma ona kogoś, dla kogo warto żyć. Ten ktoś, taka wybranka, czy wybranek, byłby wówczas swoistym zahaczeniem całego jestestwa osamotnionego o świat, poczułby on, iż ma prawo do życia i uczestniczenia w świecie. Lecz, gdy tej osoby nie ma, nieszczęśliwy osamotniony szuka środków zastępczych — nieszczerych więzi z ludźmi, obojętnie jakimi, aby w ten sposób choć przez chwilę mieć złudzenie, iż życie jego ma sens (w chrześcijańskiej Europie zdaje się, że rzeczywiście sens może wyznaczać człowiekowi tylko inna osoba, co wiąże się zapewne ze skierowaniem uwagi na „bliźniego\" przez Biblię i jej pomocników). Tak oto, zarówno samotnik, jak i osoba osamotniona, która za słaba jest na swoją samotność spotykają się po latach w tym samym miejscu. Tyle, że osamotniony będzie ciągle uciekał, a samotnik w końcu znów wzgardzi sobą i „pierzchnie\" nie „ku bliźniemu\", lecz „do siebie\". Duma samotnika pchnie go jeszcze raz wzwyż. Jego wrażliwość jednak, zmusi go, aby zszedł na rynek. Tam znów nie będzie chciał pić ze źródeł hołoty... Całe życie spędzi na przemierzaniu tych samych wzniesień. Ale tak być nie musi. Nietzsche stworzył przecież mit, który utrzymywałby samotnika cały czas z dala od „płytkich zatok\"... }

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teylor Heys--> mogłabyś tak do mnie mówić, gdybym nie posiadała na swoim koncie żadnych doświadczeń w sferze związków. ale posiadam doświadczenia i na ich podstawie dokonałam wyboru.. nie potrafię powiedzieć, co będę czuła za 10, 20 lat, bo skąd mam wiedzieć, ale narazie jest tak, jak piszę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i po co ten cały patos - nie umiesz wypośrodkować i stonować swojego życia? po co popadać z jednej w skrajności w drugą. żeby jakoś dostosować ten obszerny text do topiku - ja żyję wśród ludzi; a właściwie z ludźmi. żyję po swojemu. tak jak każdy. trzymam z różnymi grupami społecznymi, jestem szczęśliwa, że poznałam ludzi, którzy mają różne pasje i z którymi mogę te pasje dzielić. nie potrafię ci tego jaśniej wytłumaczyć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tzn. mój ostatni wpis dotyczy ciebie, Myrevin

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja nie umiem
zyc bez faceta i nie wyobrazam sobie tego. mieszkam z moim miskiem od pol roku i nie wiem jak kiedys moglam zyc bez niego :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie dziwie sie puff że
założyła topik. Sama byłam ciekawa co napiszecie. No a wy oczywiście w kółko " zobaczysz jak znajdziesz", " pewnie płaczesz w poduszke", "a ja mam swojego misia i nie wyobrażam sobie zycia bez niego". Trala la la ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też jestem singielka która sie z tego cieszy - przynajmniej nie musze wchodzić na topici z serii \"czas wychować faceta itp\". Z moich obserwacji wynika, że najbardziej wyśmiewają singli ci, którzy NIE POTRAFIĄ być sami i gdy kończą jakiś związek od razu ładują się w nowy, który jest jeszcze gorszy - i czegu tu zazdroscic? ;P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hehe, w końcu jakieś \'bratnie dusze\" ;D Lucy from the block - masz rację, ubrałaś w słowa to, czego właśnie nie potrafiłam wyrazić na forum i przekazać osobom bębniącym w kółko to samo nt. związków :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
puff - ja też nigdy nie czułam, zeby mi czegos brakowalo w zw. z moim singlostwem (i tez bylam w stalym zwiazki i znam roznice - \"żoną miałam byc, miał byc ślub\", ale na szczęście nie było :P), wręcz przeciwnie - mam full czasu dla siebie, czyli na czytanie, prace, dlugie spacery itp., na brak znajomych tez nie narzekam więc nie czuję się samotna :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja też ja też
od 10 lat jestem sama i jest super :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tak, bo wlaściwie \'być samemu\' to też sztuka. nie wszyscy ja posiadają, jak widać.. dla mnie bez sensu jest to, że kumpela mieszka ze swoim facetem, bo \'tak jej wygodnie\', czyli że ON ją utrzymuje (bo inaczej musialaby wrócić do mamy), a większość stałych par, jakie znam, łączy jedynie przyzwyczajenie :( to smutne i puste.czują się lepsi, że \'mają kogoś\', ale nie widzą, jacy są w tym śmieszni

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
puff - dokładnie, śmieszą mnie dziewczyny, ktore nie potrafią się wysikać bez swojego faceta...ja na szczęście potrafię :p Ps. A potem takie \"księżniczki\" budzą sie gdy po kilku lub kilkunastu latach małzeństwa/związku facet je zostawia a one nie potrafia nawet zapłacić czynszu*, zreszta nawet nie o to chodzi, wazniejsze jest nastawienie - niedobrze mi sie robi gdy widze n-ty topic z cyklu "jak piersi Wam sie podobają?", "jakie cechy powinna miec kobieta...?" blablabla, jakby wszystko chcialy podporzadkowac tylko jednemu celowi - facetowi, no ale przynajmniej można się pośmiac :) Ja jestem taka, jaką chce byc, dla samej siebie :) * ekstremalnym przykładem byla moja koleżanka ktora nie potrafiła sama wysłać maila z załącznikiem - no comments

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość głupota na maksa
Stare panne czy jak kto woli singielki(smieszy mnie to słowo) wyznają zasade okłamywania samej siebie i nie okazywania innym tego ze jest im zle. One mówią tak" ooo jaka pyszna ta cytryna, a jak słodziutka". I poco nam wciskac kit ze cytryna jest słodka skoro wiemy ze jest kwasna tak samo jak kwasne jest zycie byc samemu, nie kochanym, nie przytulanym, budzic sie samemu, w samotnosci jadac sniadania, słuchac tykania zegara..to jest tak słodkie? to ja za taką słodycz dziękuję. Mam męza, ktos na mnie czeka, ktos mnie kocha, ktos tęskni, ktos zasypia przy mnie, przytula, z kimś rozmawiam, jadam posiłek. To jest słodkie.czyli zwiżek dwogja ludzi , a nie bycie samym zdziwaczałym i rozmawiającym do kota, czy do kaktusów.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość głupota na maksa
Oczywiscie ze dodatką zaletą jest to ze jak żóna traci prace to mąz ją utrzyma, wesprze, pomoże przesunąc mebel, dokręcić kran ......a singielka? musi szukac w ksiązce tel hydraulika by przyszedł dokręcić kran i zanim przyjdzie to ......sama musi męczyc sie z przestawieniem komody i gwarantuję ze sama nie da rady przesunąć(woła tatusia?czy idzie po sąsiada błagac o pomoc?), a ja singielka straci prace? co robi? kto ja utrzyma?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no dobra już dobra
nie popadajmy w skrajnośći. Są mężatki, które "nie potrafia sie wysikać " bez swojego misia i singielki, które ryczą w samotności. Wypośrodkujcie troche !!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
głupota na maksa - następna... ehh...dlaczego tak trudno wam to zrozumieć. ja nie potępiam związków, sama od czas do czas w jakiś popadam :P ale życie u boku faceta nie stanowi mojego priorytetu. nawet jakbym miała męża, nie gwarantowałby mi on spokojnej starości i pewności dnia następnego, bo - wiadomo, jak czasami się układa. i mąż nie jest jedyną osobą, która może ci pomóc w trudnych chwilach. ja na szczęście mam ojca, który bez mrugnięcia okiem naprawi mi kran-i wiem, że on zawsze będzie ojcem - mąż czasami przestaje być mężem,a wtedy co? załamka i deprecha?:p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Amber Forester
puff a ile ty masz lat ?bo domyslam sie ze nie jestes w wieku 30 lat tylko raczej 20stu więc rozumiem twoje podejście. Poczekaj do 30 ki kiedy to wszystkie twoje koleanki będa miały dom, męzów, dzieci i będą miały mniej czasu na wypady z tobą na dyskoteki, do pabu, kina, Zauwazysz ze jestes sama, ze nikt nie potrzebuje ciebie i nie kocha.Uwierz samotność jest straszna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
i co, wtedy na gwałt zacznę szukać męża, żeby \"być taka, jak one\"? być może, nie wiem, nie przewidzę. narazie nie widzę uroków w takim życiu. a może po 30 pozostanę taka sama? i nie zmienię nastawienia, i nie będę się dołować, tylko aktywnie pędzić życie? i wszyscy będą myśleć \"ona jest sama i na pewno baaardzo nieszczęśliwa\", a ja się będę z tego śmiać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość musztardastołowa
a co różnica czy ktoś jest "sam" , czy ma rodzinę (wielodzietne rodziny też byście krytykowali :P) ważne jest to jak się czujesz z własnym wyborem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pFiloetowe_koraliki
a ja bym chyba miala zalamke i depreche, kiedy moje zycie ogranciczaloby sie do gotowania domowych obiadkow i wspolnych rozliczen z urzedowki. ahh, co za rozrywka!... zycie dla kogos, szukanie drugiej polowki - farmazony, chyba starsze niz swiat. ale kazdy ma swoja recepte na zycie i jesli kobieta nie widzi w sobie innej funkcji jak tylko zostanie zona i matka, to krzyz na droge i powodzenia. a wiem, ze z biegiem lat ten krzyz bedzie coraz ciezszy...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
życie w pojedynkę jest gówniane - oto moje zdanie jeśli są ludzie, którzy lubią i potrafią żyć samotnie, to mają szczęście :) ale to nie dla mnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
głupota na maksa -to czemu skoro masz takie super hiper bajeczne życie u boku swojego wszystkopotrafiacego męża odczuwasz potrzebę dowartosciowywania sie wyzywajac inne od starych panien? (rzeczywiscie jestem stara skoro nie skończylam 25 lat haha)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość była singielka
Samotnoś cjest męcząca dla kazdego Jak kotś mieszka z rodzicami to tego nie odczuwa, ale mieszkając dłużej samemu to człowieka z czasem dobija. przeciez nie można non stop balowac albo spotykać się ze znajomymi, bo oni też mają własne życie Czasem najliepj jest sie przytulić do ukochanej osoby i poprostu poogladac razem telewizję. Bycie singlem przez jakiś czas jest fajne ale na dłuższa metę strasznie dołujące

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
--> puff { i po co ten cały patos - nie umiesz wypośrodkować i stonować swojego życia? } Moje życie jest stonowane. Nie zakładam o nim topików ani nie piszę tekstów, takich jak zacytowałem. 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość buahahahahahahahahaha
" a ja singielka straci prace? co robi? kto ja utrzyma?"----no usmiałam sie do łez:D a jak mąż mężatki straci prace to co wtedy? kto utrzyma to malżeństwo?:D -----głupota na maksa, idealny nick sobie wybrałaś:D pozdrawiam wszystkie singielko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość x/x/x/x/x/x/x/
dla mie nie jest męcząca ta samotność ;) jest tyle różnych ciekawych miejsc i ludzi, masa fajnych zajęć, praca którą się lubi itd najgorzej to czepiać się innych za inność -> okropność

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
była singielka --> nie mieszkam z rodzicami, ale sama. i tak było ok, dawałam sobie radę, jak każdy normalny człowiek. ale teraz bede mieszkać z kumpela, która znalazła się \"w potrzebie\" (jej chłopak, z którym mieszkała wyjeżdza za granicę i co - skoro mężczyzna zawiódł, zostaje jej psiapsioła - singielka :P ) a teraz, wybaczcie, ale muszę iść do urzędu - w końcu nie mam męża, który załatwiłby to za mnie, więc muszę latać sama, biedna :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hrabia --> tak, jestem strasznie nieszczęśliwa z powodu, że na świecie jest tylu wspaniałych facetów, a ja nie mam męża, który by mnie hamował i zabraniał się z nimi spotykać :P zamknę się w ciemnicy z tej rozpaczy :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×