Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Pasja

BIESIADA

Polecane posty

WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA_____witajcie🖐️ Czytalam artykul o emigrantach powracajacych do kraju.,,,,, Psycholodzy diagnozuja,ze powrot z emigracji dla malo kogo jest latwy.Ludzie nie sa do tego przygotowani. Na obczyznie czuli sie goscmi,ale i w kraju juz nie sa u siebie. Z tym swoim \"niedookresleniem\" trafiaja na kozetki psychologow,albo znowu wyjezdzaja. Okazuje sie,ze zmienilo sie zycie w kraju,i powracajacy rowniez. Wielu zderzenie z polska rzeczywistoscia doprowadza do depresji. Uwazam,ze nie wszyscy nadaja sie na emigrantow.Oczywiscie poczatki wszedzie sa trudne,ale przeciez nikt nie powiedzial,ze bedzie latwo. Najczesciej dokucza tesknota i nostalgia z dala od bliskich. Czesc z nas radzi sobie z tesknota w samotnosci,inni szukaja bliskosci wsrod znajomych,z ktorymi moga o tym porozmawiac i tym samym zmniejszyc bol tesknoty. Pamietam,jak po moim przyjezdzie do Polski nie moglam polapac sie w \"nowych pieniadzach\".Zaliczylam wiele komicznych sytuacji,,,, szczegolnie na zakupach. Ha,ha,,smieje sie z teraz z tego. Mam nadzieje,ze juz nie bede zaliczac takich dziwacznych sytuacji. A co do emigracji_____tu sie szybko mysli i szybko podejmuje sie decyzje. Na zakonczenie powiem,ze ciesze sie,ze tu jestem.To byl moj cel,ktory pozwala mi sie realizowac____a wlasciwie realizowac moje marzenia. Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Poznalam nowych przyjaciol,ktorzy ciagle poszukuja nowych smakow.Smakow nawet tych bardzo pikantnych/nie zawsze przypominajacych nasza europejska kuchnie. Otoz co tydzien wybieraja sie oni do roznych restauracji etnicznych.Ciekawe hobby,prawda? Dzisiaj urzadzilysmy sobie wyprawe do restauracji etiopskiej.Hihihi Kuchnia etiopska jest bardzo pikantna,a to dlatego,ze jej podstawe stanowi przyprawa nazywana berberie.Jest to mieszanka,tak jak curry,a w jej sklad wchodzi kilkanascie roznych warzyw,ziol i przypraw____jak czosnek,cebula,imbir,ostra papryczka typu chili,tymianek,gozdziki czy kozieradka. Wiele potraw etiopskich ma forme sosu,gdyz podstawa wyzywienia Etiopczykow jest yndzera,placek,ktory ma srednice ok.0,5m i stanowi podstawe do wykladania na nim i jedzenie nim roznego rodzaju sosow. Placek ten urywa sie po kawalku od brzegu,zawijajac w nim porcyjki znajdujacych sie na srodku potraw. Jedzenie odbywa sie przy uzyciu palcow.Smakuje wysmienicie. Najbardziej popularnym daniem w tej restauracji jest sambussa. Jest to rodzaj pieczonych pierozkow z roznymi nadzieniami przyprawionych aromatycznymi ziolami. Do wyboru mamy sambusse z miesem wolowym,kurczakiem,szpinakiem lub wegetarianska. Cena sambussy jest niewielka.Kosztuje zaledwie 4$. Restauracja posiada duzy wybor salat. Mozna tez zamowic sobie dania w zestawach tzw.messob.Na wielkich talerzach otrzymamy do wyboru messob warzywne lub miesne. Na kazda porcje skladaja sie cztery rodzaje potraw miesnych lub warzywnych z duza iloscia salatek i sosow. Bylo duzo potraw,ale niestety,nie mozna zapamietac wszystkich.,,,, Dodam,ze restauracja urzadzona w stylu etiopskim.Piekny wystroj. Dominuja kolory pastelowe z przewaga zolci,zlota,bezu,zieleni i brazu. Jesli bedziecie mialy okazje,polecam kuchnie etipska.Tania i pyszna. Uciekam juz do lozeczka.,,,,,Dobranoc BIESIADO🖐️Pa,pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Trochę smutny wiersz,ale wymowny.Podoba mi się, więc go zostawiam na naszej sympatycznej Biesiadzie. Aleksander Puszkin \" Cóż tobie imię moje powie? Umrze jak smutny poszum fali, Co pluśnie w brzeg i zmilknie w dali, jak nocą głuchą dźwięk w dąbrowie, Skreślone w twoim imonniku, Zostawi martwy ślad, podobny Do hieroglifów płyt nagrobnych W niezrozumiałym języku. Cóż po nim? Pamięć jego zgłuszy Wir wzruszeń nowych i burzliwych I już nie wskrzesi w twojej duszy Uczuć niewinnych, wspomnień tkliwych. Lecz gdy ci będzie smutno - wspomnij, Wymów je szeptem jak niczyje I powiedz: ktoś pamięta o mnie, Jest w świecie serce, w którym żyję. \" - Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Lidia Mleczko Jeśli w Twoim życiu jest miejsce na zadumę, a w szarej codzienności jeszcze odnajdujesz siebie, jesli Jesteś romantykiem, choć przez krótką chwilę i znasz drogę do własnej duszy, jesli potrafisz wierzyć i kochać i czujesz samotność, choć wokół tłum ludzi... ...okryj się płaszczem z gwiazd utkanym, wsłuchaj się w niebiańskiej muzyki tony i w zbawiennej ciszy zatopiony otwórz zapisane strony. Być może gdzieś znajdziesz cząstkę siebie, bo uwierz mi pisane są właśnie dla Ciebie, a może kiedyś los pchnął nas na współną drogę i te strony są o Tobie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
DZIEN DOBRY 👄 BIESIADO! Psalm mojej nadziei & Zbigniew Książek Od kiedy myślę Wlecze się za mną Tak jak list gończy Moja nadzieja Że śmierć niczego We mnie nie skończy Moja nadzieja Że śmierć niczego We mnie nie skończy Nad kromkę chleba I nad łyk wody W pragnienia szczycie Moja nadzieja Że śmierć początkiem Nowego życia Moja nadzieja Że śmierć początkiem Nowego życia Mesjasz przez Boga pomazany Człowiek by zbawić świat wysłany Chrystus Mesjasz przez Boga pomazany Człowiek by zbawić świat wysłany Chrystus Mesjasz przez Boga pomazany Człowiek by zbawić świat wysłany Chrystus Ponad kasztany I umieranie Kiedy konieczność Moja nadzieja Że śmierć jest krokiem W światło i wieczność Moja nadzieja Że śmierć jest krokiem W światło i wieczność Nad kromkę chleba I nad łyk wody W pragnienia szczycie Moja nadzieja Że śmierć początkiem Nowego życia Moja nadzieja Że śmierć początkiem Nowego życia Mesjasz przez Boga pomazany Człowiek by zbawić świat wysłany Chrystus Mesjasz przez Boga pomazany Człowiek by zbawić świat wysłany Chrystus Mesjasz przez Boga pomazany Człowiek by zbawić świat wysłany Chrystus Od kiedy myślę Wlecze się za mną Tak jak list gończy Moja nadzieja że śmierć niczego We mnie nie skończy Moja nadzieja Że śmierć niczego We mnie nie skończy Moja, moja, nadzieja Moja, moja, nadzieja Moja, moja, nadzieja Moja, moja, nadzieja. Pozdrawam WAS bardzo serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA_______________witajcie🖐️ JARZEBINKO KOCHANA____biegne ,by przytulic Ciebie❤️ Ciesze sie ogromnie,ze dotarlas.Witaj moja kochana👄 Dziekuje Ci za przepiekna piosenke i wiersz. Bardzo wzruszylam sie👄.Pisze i kolejny raz jej slucham:D Od rana wyczekiwalam na prad. Wczoraj nawiedzilo nas tornado.Zrobilo sie ciemno,szalal wiatr i grzmoty zaczely sie chwilowo nasilac.Zeszlismy do bejsmentu z latarkami w rekach,bo juz niestety zabraklo swiatla.Huknelo i po swiatle. Dopiero dzisiaj,chwile temu wrocilo ono do nas.Wreszcie naprawili. Ogladam zniszczenia w sasiednich przedmiesciach____o zgrozo!Domy stracily dachy,drzewa na domach,samochodach. Najbardziej ucierpial stan Indiana.Tam dopiero zniszczenia. Natomiast w Texasie____powodz po tornado. Najsmutniejsze jest to,ze zapowiadaja powrot tornado o godz.6:PM w okolice przedmiesc,gdzie wczoraj szalal intruz.W moim sasiedztwie.Roznie to bywa,wiec moze znow dzisiaj przesiedzimy w bejsmencie.Oby nie!!! Ten rok to naprawde jakis fatalny!Bylo juz u nas trzesienie ziemi,wczoraj tornado i co jeszcze? Na szczescie sila tych kataklizmow nie byla wielka.Na szczescie!!!Ma szczescie Chicago! Pozdrawiam bardzo serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO____pozwol,ze bede kontynuowala temat nadziei,,,, Sen o nadziei Byłem w szarości. Znajdowałem się w jakimś gigantycznym budynku. Szedłem przez popielate korytarze. Przerażająco obszerne i ciągnące się bez końca. Po jednej stronie okna niosły trupie światło przez ogromne zmatowiałe szyby. Po drugiej strome korytarza w głębokich odrzwiach tkwiły szare drzwi prowadzące do poszczególnych pokojów. W każdych z drzwi znajdowały się okrągłe wizjery - duże, szare, zamknięte. Na korytarzu nie było nikogo. A ja szedłem chcąc kogoś spotkać. I wciąż na nikogo nie natrafiałem. Równocześnie wiedziałem, że w tych pokojach są ludzie. W każdym jeden. Zastraszeni, nieprzyjaźni, czekający na to, żebym wreszcie przeszedł, żebym przypadkiem nie usiłował do nich zapukać i wejść. Chociaż ja nie chciałem do nich wchodzić. Czułem ich niechęć. Widziałem w głębi pokojów poprzez drzwi na wpół przeźroczyste ich szare postacie, ich szare czaszki poddane do przodu, ich oczy wpatrzone we mnie spode łba. Nie, takich ludzi nie chciałem spotkać. Chciałem spotkać jakiegoś normalnego, zwyczajnego człowieka. Nawet niekoniecznie znajomego. Kogokolwiek. Poczucie mojej samotności było zupełnie nie do zniesienia. Zdawało mi się, że nie wytrzymam tego stanu, że skonam. Chociaż wiedziałem, że skonać nie mogę. Wobec tego wciąż szedłem uparcie, żeby kogoś spotkać. Nie. Słowo \"szedłem\" jest niewłaściwe. Posuwałem się. Krok nie dźwięczal po popielatej podłodze. Ja też byłem szary. W jakimś szarym okryciu. Moje ręce były szare. I moja twarz chyba też. Czyżbym ja miał również taką wystraszoną, nieszczęsną twarz jak tamci ludzie. Wciąż szedłem - snułem się naprzód, bo nie mogłem wytrzymać tego osamotnienia. Mówię \"osamotnienia\" - choć to było uczucie dla mnie zupełnie nowe, jakiego nigdy dotąd nie doświadczałem w moim życiu. To było coś takiego jak kiedyś, gdy odjeżdżałem na studia z mojego miasta do innego, zupełnie mi obcego. To było coś takiego jak kiedyś w czasie moich długoletnich pobytów za granicą. Wtedy miałem poczucie, że tracę przyjaciół i kolegów, że jest to odłączenie się od mojego najbliższego środowiska zupełnie fizyczne, jak krajanie nożem. Za każdym razem mój wyjazd nazywałem - po cichu, dla siebie, żeby nie okazać się śmiesznym przed innymi - częściową śmiercią. Tak, ale tu tkwiła istotna różnica. Wtedy kiedyś, przed laty, wiedziałem, że moich najbliższych odzyskam, gdy wrócę. Że mogę próbować nawiązać przerwane nici, że jestem w stanie zapobiegać ich zerwaniu już teraz, gdy napiszę, zatelefonuję. Mogłem być pewny, że od nich otrzymam jakiś znak naszej jedności. Teraz wiedziałem, że tak nie jest. Że utraciłem ich wszystkich bezpowrotnie. I dlatego to obecne moje osamotnienie było nieporównywalne z żadnym z tamtych poprzednich. Szedłem i umierałem z rozpaczy. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nagle zobaczyłem szary tłum. Ciągnął chodnikiem Ulicznym wśród zabudowań miasta, do którego należało moje gmaszysko. Miasto było takie samo jak mój korytarz: szare. I zdawałoby się, że to, na co czekałem, spełniło się. Że wreszcie napotkałem ludzi. Ale nic bardziej błędnego. Byli mi zupełnie obcy. Nic mnie z nimi nie łączyło. To była ta sama kategoria istot, które siedziały w tamtym budynku z obszernymi korytarzami. To był obcy, niechętny, popielaty tłum, który posuwał się wcale mnie nie dostrzegając. Oni również nie widzieli siebie nawzajem. Albo chyba raczej: nie chcieli się widzieć. To były istoty zupełnie sobie obce. Chociaż był to ciąg lity, zwarty postaci, jakby sklejona masa. Może przez to tak trudno było mi je nazywać ludźmi. Byli jak ślimaki zamknięci w skorupach swoich myśli i przeżyć. Nie chcieli czy nie umieli z nich wyjść. Poczucie pustki jeszcze bardziej się we mnie nasiliło: bo przecież spotkałem ludzi, istoty podobne do mnie samego, które nie przyniosły mi nic poza jeszcze głębszym pragnieniem obecności człowieka. Nagle spostrzegłem wśród nich żywy kolor - pomarańczowy, niebieski. Szła wśród nich dziewczyna. A właściwie szła przez nich. Jakby dla niej był ten tłum mgłą. Nikt z tłumu nie zauważył jej. Jeszcze nie wiedziałem, do kogo ona idzie. Do mnie czy nie do mnie. Ale tak, do mnie. Wyraźnie rozglądała się za mną, szukała. mnie. Powinienem do niej podbiec, podejść. Tymczasem stałem i patrzyłem z utęsknieniem. Nie mogłem zbliżyć się. Ona mnie nie widziała. A tak chciałem, żeby mnie spostrzegła. Chyba mnie nie wyróżniała z całej szarości krajobrazu. Bo przecież też byłem popielaty jak ten cały świat, w którym tkwiłem. Ale chyba domyślała się, że jestem w jej pobliżu, wyczuwała mnie - moją obecność. Coś mówiła ze swej oddali do mnie. I ja mówiłem do niej. Chciałem mówić. Otwierałem moje popielate usta, ale one nie były w stanie wydać jakiegokolwiek głosu. Wobec tego machałem moimi ramionami - skrzydłami wiatraka. Ale bezskutecznie. Odeszła nagle, jak się pojawiła. Chciałem iść za nią w ten kolorowy, szczęśliwy świat, który ze sobą na moment przyniosła. Zacząłem się posuwać w stronę, gdzie znikła. Ale oblepiał mnie szary tłum, utrudniał mi każdy ruch i przeszkadzał swoją bezwładną masą. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Obudziłem się nagle. Chyba nie krzyczałem, choć w pierwszej chwili tak mi się zdawało. Chciałem krzyczeć, bo wciąż tkwiłem w szarości. Nie mogłem się uwolnić od niej. Otaczała mnie całego. Byłem nią - lepkością, wydrążoną pustką, rozpadliną, zbutwiałością. Z największym trudem wracałem do przytomności. Czerń nocy powitałem z ulgą. Ale wciąż we mnie trwało przerażenie. Już byłem całkiem przytomny. Już wiedziałem, że żyję, gdzie jestem, która godzina, jaki dzień miesiąca. Włączyłem radio - przyrząd, jaki ludzkość wymyśliła, by człowiek nie czuł się samotny. Zaświeciłem światło. Z zachłannością wpatrywałem się w ściany, w sufit, w sprzęty upewniając się, że są bardziej realne niż to, gdzie byłem przed chwilą. Ale i tak nie mogłem się uwolnić od prawdziwości tego snu. Wiedziałem natychmiast, że ja byłem w czyśćcu. Usiłowałem sobie przywołać przed oczy tę postać dziewczyny, żeby rozpoznać, kto to był. Ale nic z tego. Stała za daleko. Jej twarz ledwo mi majaczyła. Zastanawiałem się nad tym, skąd do mnie przyszła: z ziemi czy z nieba. Pytałem się siebie, dlaczego taki czyściec jest dla mnie przeznaczony. Bałem się, że wróci tamten sen. Zresztą spać mi się nie chciało. Słuchałem muzyki, ale ze szczególną satysfakcją wiadomości bieżących. O tym, co się gdzie dzieje w moim kraju i na świecie, i jakie to wszystko jest bardzo ważne. Wreszcie zasnąłem. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Szedłem z kolegą ze szkoły licealnej a potem ze szkoły inżynieryjnej przez wyludnione miasto. Miałem świadomość, że opuściłem tamten szary budynek. Miasto było rOzświecone rozproszonym światłem, niebo pokryte białą mgłą. Tak wygląda Rzym i niebo rzymskie, gdy wieje sirocco. I było tak samo jak tam duszno. Ulice i kamienice miały kolor piasku. Rzucały czarne cienie. Biało-czarne miasto. I my obaj byliśmy ubrani w biało-czame ubrania, ciężkie, sztywne, parzące i niezgrabne. Nigdy nie przyjaźniliśmy się specjalnie ze sobą, toteż nawet zdziwiłem się, gdy go zobaczyłem obok siebie. Pamiętałem teraz wyraźnie, że on, choć chodził do szkoły budowy maszyn, to właściwie zawsze chciał być aktorem. Wszystkie przedmioty techniczne niewiele go obchodziły. "Znał się na filmach". Robił sobie nagminnie zdjęcia we wszystkich możliwych pozach i bardzo dbał o swój wygląd, o włosy i o ubranie. Występowanie w filmach było to jego marzenie wciąż nie spełniane. Zresztą miałem zawsze grube wątpliwości, czy on byłby dobrym aktorem. Teraz szliśmy szybko pustymi ulicami i chcieliśmy to miasto opuścić jak najprędzej. Wiedzieliśmy, że dlatego jest tak pusto, że wszyscy poszli na jakieś wspólne zebranie czy zajęcie. Ale myśmy gardzili nimi, nie mieliśmy wcale zamiaru być z nimi, a tym bardziej na jakimś wspólnym spotkaniu. Czuliśmy się kimś lepszym od nich. Nie mieliśmy zamiaru nawiązywać z nimi kontaktu. Byliśmy rozpędzeni i zadowoleni z siebie. Cieszyliśmy się bardzo, że jesteśmy razem, że nie jesteśmy bezbronnymi jednostkami, że stanowimy jakąś biologiczną siłę. Ale to była czysto zewnętrzna radość. Bo przecież nic nas ze sobą nie łączyło jak tylko to, że chcieliśmy opuścić to nudne miasto. Tylko wciąż nie mogliśmy natrafić na wyjście. Miotaliśmy się po wąskich ulicach, otwartych pustych placach. Jakby w jakimś amoku, klaustrofobii: wyjść. Za wszelką cenę wyjść. Chociaż byłem pewien, że tuż za bramami miasta nie ma nic: przeraźliwa pustka, że nie ma dokąd iść. Miałem jakieś niczym nie uzasadnione przekonanie, że z tego miasta nie wychodzi się przez bramy ale w górę, tylko jeszcze nie wyobrażałem sobie, jak to jest możliwe. Chcieliśmy jak najszybciej opuścić to miasto. Wiedzieliśmy, że natrafimy na wyjście i tam będą nas sprawdzać i byliśmy bardzo niepewni, czy nas przepuszczą. Już widziałem czarnych strażników stojących kordonem zamykającym ulicę. Byłem przekonany, że oni nas zatrzymają i nie wypuszczą, że nas zawrócą do tych ludzi, którymi gardziliśmy, że każą nam mieszkać w tym biało-czamym obcym mieście wraz z obcymi nam ludźmi. Potem przypłynęły inne sny, które natychmiast po obudzeniu się, zapomniałem. TEN pamiętałem w każdym szczególe. Żałowałem tylko, że był taki krótki, że nie miał pointy. 1 Dzień przeszedł jak zwyczajnie. Zwyczajne ubieranie się, zwyczajne posiłki, zwyczajne zajęcia. Miałem w którymś momencie ochotę zadzwonić do tego kolegi ze snu. Dawno się z nim nie widziałem. Chciałem z nim zamienić choćby kilka słów. Ale zrezygnowałem. Wreszcie przyszła noc. Śnił mi się dalszy ciąg MOJEGO snu. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To mi się dotąd zdarzyło może dwa razy, że śniłem dalszy ciąg snu 2 dnia poprzedniego. Byłem na jakimś chyba boisku, chyba w parku miejskim, z grupą ludzi ubranych w granatowe dresy. Stanowiliśmy wąż zamykający się w jakimś gigantycznym kole. Spleceni ramionami wykonywaliśmy ćwiczenie bardzo proste. Jeden drugiego miał dźwigać do góry. A więc każdy z nas sam dźwigał i równocześnie był dźwigany. Panowała tu inna niż na ziemi siła przyciągania. Najsłabsze nawet odbicie się od ziemi dawało wyraźne efekty. Unosiliśmy się z lekkością puchu wysoko w górę, a potem łagodnie opadaliśmy w dół. Wąż falował nieustannie podnosząc się i opadając. Wszyscy byliśmy zmęczeni, utrudzeni. Z jednej strony ramię moje silnym chwytem było złączone z ramieniem jakiejś obcej kobiety. Brunetka w średnim wieku z bladą twarzą wykrzywioną cierpieniem. Po prawej stronie jakiś stary człowiek oczekujący tak jak ona mojej pomocy. W chwili, gdy byłem na ziemi, miałem nadzieję, że gdy dobrze się odbiję, to ulecę w górę. Ale gdy tak szybowałem wraz z moimi najbliższymi towarzyszami, w którymś momencie czuliśmy, jak zatrzymuje nas i ściąga ciężar tych, którzy opadają w dół. Zdawało mi się, że gdybyśmy zgrali nasze wysiłki i całe koło w tym samym momencie odbito się od ziemi, to udałoby nam się wzlecieć. Ale jak na razie, krąg nasz falował beznadziejnie. Zdawało mi się, że gdybym był sam, wzniósłbym się z łatwością. Gdyby nie trzymano mnie za ramiona z obu stron. Ale to było niemożliwe. Tylko razem mogliśmy się wznieść w górę. Więc zjednoczeni uściskiem ramion trudziliśmy się wspólnie aż do utraty tchu. Obudziłem się spocony, umęczony, rozkołysany, falujący. Zasnąłem po małej chwili, ale ten sen już nie powrócił. ,P> Teraz czekałem na ciąg dalszy. Byłem pewien, że następnej nocy będzie mi się śniło znowu o czyśćcu. I chciałem tego. Ale nie. Ani następnej, ani kolejnej. Wobec tego usiłowałem sprowokować ten MÓJ sen. Przypominałem sobie poprzednie odcinki i próbowałem zasnąć z pamięcią o nich. Ale nic nie pomagało. Budziłem się jak to zwyczajnie, nie pamiętając o niczym, co śniłem - ot, jakieś nieważne sprawy. Aż wreszcie, gdy już straciłem nadzieję, nadszedł sen z mojej czyśćcowej serii. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znajduję się na stromym brzegu jeziora. Jest późny wieczór, prawie noc. Tuż za mną czarna tafla, która straszy. Bo to nie woda tylko czarna maź, w którą nie chcę już wpaść. Jestem nią zmoczony. Śmierdzi zgnilizną, gnijącymi roślinami. Brzeg pokrywa warstwa czarnych stworzeń. One co dopiero zostały wyrzucone z jeziora. Wyglądają jak biskuity, ale są czarne, lśniące, nieruchome, leżą jedno obok drugiego, tak że nie mam gdzie nogi postawić. Boję się, że się poślizgnę i wpadnę w nie. Mam obrzydzenie przed każdym kolejnym krokiem, kiedy but mój w nich grzęźnie. Gdzieś w górze bieleje krawędź brzegu. Widzę w ciemności - bardziej wyczuwam niż widzę - wyciągnięte ręce kogoś ubranego w niebieskość i pomarańcz. Ręce, które chcą mi dopomóc i wydobyć mnie z tego dołu. I choć one daleko, są jedynym prawie argumentem dla mnie, jedyną zachętą, by wbrew obrzydzeniu, które wywołuje we mnie mdłości, brnąć w górę. Nagle znalazłem się w jakimś bardzo wysokim, nie wykończonym wieżowcu. Stałem na jakiejś kondygnacji schodów wiodącej w pustkę. Nie było poręczy, żadnego zabezpieczenia. Z boku brakowało fragmentów ścian. Pode mną ziała przepaść. Ten budynek to byłem ja. I ja stałem na betonowej półce i chciałem znaleźć się na ziemi. Nie tylko chciałem ale musiałem, bo trzeba było przystąpić do wykańczania wszystkiego, czego brakowało w tym kolosie. Zdawało mi się, że jest to zupełnie niewykonalne. Ale na razie nie było jak zejść. Przylepiony do kolejnej ściany, do której przeskoczyłem, rozglądałem się beznadziejnie, szukając następnego punktu, by zejść niżej. Z rozpaczą nie dostrzegałem nic takiego. Zewsząd zionęła przepaść. Prześladowało mnie pytanie, po co zbudowałem takiego giganta, którego nie jestem w stanie wykończyć. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Niespodziewanie zobaczyłem cudowną, olbrzymią katedrę. Znadowała się na skraju mojego miasta -miasta, w którym z taką niechęcią ciągle mieszkałem. Przypominała Notre Damę w Paryżu. Miało się w niej odbyć za chwilę jakieś wspaniałe misterium. I ja miałem w nim uczestniczyć w jakiejś ważnej roli. Ludzie wciąż jeszcze ciągnęli, choć katedra była prawie całkowicie już wypełniona. Wiedziałem, że muszę przyjść na czas. Ale przy bocznym wejściu zatrzymały mnie czekolady z nadzieniem marcepanowy in. Leżały przygotowane dla mnie od razu do zjedzenia. Wiedziałem, że nie ma już na to czasu, ze powinienem już iść, bo nie zdążę, bo się spóźnię, ale nie mogłem się od nich oderwać. Były bardzo dobre. Jadłem zachłannie, łapczywie, miałem pełne usta tej czekolady, rękami odwijalem następną. Równocześnie byłem absolutnie świadomy, że upływają sekundy, minuty i spóźnię się. Przepadnie okazja, która mi jest dana. Ale nie mogłem się oderwać od jedzenia. Przełykałem całymi kawałami i gardziłem sobą, że dla takiego głupstwa przepada mi jedyna w życiu szansa. Za moment byłem w moim mieszkaniu umieszczonym w pobliżu jednej z wież katedry. Siedziałem w porcelanowej wannie w ciepłej wodzie, w luksusowym wnętrzu obszernej łazienki. Byłem rozgrzany, przyjemnie rozleniwiony. Moje ruchy, moje myślenie były zwolnione, ociężałe. Rownocześnie wiedziałem, że powinienem się natychmiast ubierać, bo już czas najwyższy, ale wciąż mi było tak dobrze i nie wychodziłem z tej wanny. Miałem wyostrzoną świadomość, że tam już dokonują się wszystkie przygotowania. Widziałem przygotowania, które tam, w katedrze, już trwają, w których powinienem uczestniczyć. Byłem tego pewien, że i ja tam się już powinienem zgłosić, bo mnie nie uwzględnią, wezmą kogoś innego zamiast mnie i będę musiał tu zostać na zawsze, a oni wyzwoleni odejdą stąd, mnie pozostawiając samego. Ale nie byłem w stanie powiedzieć sobie: wychodzę, koniec z kąpaniem. cdn

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jeszcze chwila i siedziałem w grupie ludzi rozmawiających przy stole w jakimś chyba piwnicznym ale bardzo bogatym pomieszczeniu. Nawet nie wiem, czego ta rozmowa dotyczyła. Na pewno to były sprawy nieważne, banalne, niewarte zainteresowania. Nie obchodziły mnie zupełnie. Cała uwaga moja była skupiona na tym, że już od dawna powinienem stąd wyjść i iść do katedry, bo tam na mnie czekają, liczą, że przyjdę, moi przyjaciele - jedyni prawdziwi przyjaciele, którzy chcą mnie wydobyć z tego obcego świata. Cieszą się, że skończy się mó} czas odosobnienia, że stanę się godnym tych świętych uroczystości, które rozpoczynają się już. Teraz. W tej chwili. A ja trwałem jak sparaliżowany, wstydząc się przerwać tę głupią rozmowę, przeprosić i wyjść, bojąc się, że ktoś na mnie popatrzy z lekceważeniem czy dezaprobatą. I siedziałem pełen rozpaczy, bezwolny. Tuż zaraz, stałem w głównym wejściu katedry. Zapełniał je szczelnie tłum ludzi. Nie mogłem się przebić. Zresztą i tak już było za późno na wszystko. Tam, wewnątrz katedry, już działo się. I ja tam imałem z nimi świętować. Teraz tkwiłem zablokowany w tłumie. Byłem wściekły na marcepanowe czekolady, na kąpiel w wannie, na głupie towarzystwo. Wszystko przepadło.. Widziałem wspaniałe wnętrze: strzeliście biegnące ku górze ściany naw oświetlone ciepłym świadom reflektorów. Słyszałem wspaniałą grę organów, śpiewy chóralne i solowe. Podnosząc się na palcach i wyciągając szyję z trudem od czasu do czasu udawało mi się uchwycić jakiś obraz ceremonii, którą spełniano tam, w prezbiterium. Dostrzegałem moich przyjaciół w przepysznych złotolitych strojach, jakąś procesję. I ja tam mogłem być. I ja mogłem w tym nabożeństwie uczestniczyć. Rozpacz mną targała. Obudziłem się. Leżałem w ciemności pokoju pełen żalu i poczucia głupio utraconej szansy. Nie byłem w stanie zrozumieć,, jak mogłem się tak zachować. Jak mogłem do tego dopuścić. Rosła we mnie tęsknota, prośba, by można było jeszcze raz powtórzyć to, co zmarnowałem, by odkręcić film. A wtedy na pewno stanę na wysokości zadania. Nie popełnię tych głupich błędów. Tęsknota, żebym miał jeszcze raz taką szansę, jaka stała przede mną. Chciałem natychmiast zasnąć. Ale byłem rozbudzony tak, że nie potrafiłem. Mimo, że stosowałem wszystkie możliwe znane i wypróbowane metody. Zasnąłem dopiero chyba po godzinie. Ale już sen tamten nie wrócił. Nie wrócił i w następne noce. I dotąd czekam bezskutecznie na dalszy dag. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie we śnie albo na jawie. ks. M. Maliński

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nadzieja ma skrzydła, przysiada w duszy i śpiewa pieśń bez słów, która nigdy nie ustaje, a jej najsłodsze dźwięki słychać nawet podczas wichury. Emily Dickinson

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Jarzębinko,na Biesiadzie zrobiło się radośniej z powodu Twojej obecności.Witam. Adam Asnyk \"Szkoda kwiatów, które więdną W ustroni I nikt nie zna ich barw świeżych I woni. Szkoda pereł, które leżą W mórz toni; Szkoda uczuć, które młodość Roztrwoni. Szkoda marzeń, co się w ciemność Rozproszą; Szkoda ofiar, które nie są Rozkoszą. Szkoda pragnień, co nie mogą Wybuchać, Szkoda piosnek, których nie ma Kto słuchać; Szkoda męstwa, gdy nie przyjdzie Do starcia - I serc szkoda, co nie mają Oparcia. \" - Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Spacer Aleksandra Przechodząc kiedyś, z rana, po zielonej łące, Wdychałam zapach trawy i kwiatów pięknie pachnących, Nad moją głową, wesoło ptaki w swoim tańcu fruwały, Promyki słońca cieplutko, twarz moją muskały. Napawałam się, tym pięknym, porannym widokiem, Idąc powolnym i równym krokiem, Ostrożnie omijałam wędrujące mrówki, Które wyznaczały swoje własne dróżki, Przy łanach zbóż na moment przystawałam, Zapachem świeżego chleba, się delektowałam, Modraki i maki, jak kolia, podkreślały niwę złotokłosą, Błyszczały przepięknie, pokryte poranną rosą. Spłoszyłam niechcąco, dwa młode zające, Które uciekły w trawę, na pobliskiej łące. Na horyzoncie chmurki się pojawiły, Biało-szarą szatą, słonce przysłoniły, Musiałam wracać, by zdążyć przed deszczem, Jednak postanowiłam, że wrócę tu jeszcze!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzien dobry BIESIADO! 👄 Wiara i nadzieja są cnotami bliźniaczymi. Nadzieja nie jest \"matką głupich\", ale wtajemniczeniem mądrych. Wiara podaje ręce nadziei, nadzieja podaje ręce wierze. Kiedy łamią się ludzkie plany, pamiętajmy, że właśnie wtedy ma w nas dojrzewać wiara, nadprzyrodzona siostra nadziei. Pozdrawiam WAS kochane Drzewka!🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przyjaźń........... ............((_,»*¯*« »*¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) .....Moim Drzewkom....... ............((_,»*¯*« »*¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) Przyjażń-krótkie słowo a wiele znaczy. Czasem daje szczęście czasem łzy rozpaczy. Przyjażn niczym róża,ozdabia cały świat. Maleńka czy duża-zostawia w sercu ślad. ...........((_,»*¯*« »*¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) .....Buziaczki przesyłam ...... ;;))))))))))))))))))))))))))))))))))))) *****Jarzebina****** ............((_,»*¯*« »*¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_)) ((_,»*¯**¯*«,_))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
WITAJ BIESIADO🖐️ KOCHANE DRZEWKA________________jak milo dolaczyc do WAS! SREBRNA AKACJO i JARZEBINKO______witajcie🖐️ A ja powiem wiecej____________kiedy jest nasz kochana JARZEBINKA,natychmiast w sercu robi sie weselej. Zgadzacie sie ze mna???? Ja wlasnie tak mam!!!! JARZEBINKO____specjalny👄 dla CIEBIE❤️ za piekna dedykacje dla mnie,,,,dla nas!A przede wszystkim dziekuje ,ze JESTES!!!!❤️[❤️❤️❤️❤️ Przed chwila wrocilam z porannego spacerku.Nie uwierzycie!! Spacerowalam po rosie na boso.Alez masaz stop,i ta trawa taka przyjazna,delikatna.Chyba zaczne spacerowac codziennie.Lake mam na wyciagniecie reki/2 min. drogi/ Pozdrawiam WAS bardzo serdecznie🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
KOCHANE DRZEWKA_____________to dla WAS ten piekny wiersz❤️ Twoja przyjaźń Twoja przyjaźń jest: cennym skarbem.... Chcę Ci podziękować za to, że jesteś częścią mojego życia. Wiem, że mogę na Ciebie liczyć w ciężkich chwilach, Wiem, że mogę dzielić z Tobą szczęśliwe chwile, i wiem również, że nasza przyjaźń jest oparta na wzajemnym zaufaniu. Twoja przyjaźń jest dla mnie bardzo szczególnym darem, nie potrafię wyrazić słowami jak bardzo dziękuję Ci za nią... Dziękuję za to, że wypełniasz moje życie szczęściem... Pamiętaj, że jestem tutaj żeby Cię wysłuchać, pocieszyć, dzielić z Tobą Twój smutek i świętować Twój sukces. Mam nadzieję, że dzień dzisiejszy i każdy następny dzień przyniesie Ci miłość i szczęście. Anonim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
JARZEBINKO nasza kochana______dla CIEBIE!!!!!!❤️ Ach! Przyjaźń! Nadchodzi człowiek i pozdrawia cię. Niczego nie oczekuje, nie ma nic do sprzedania, ani do dania, ani do wzięcia. Nie jest ani wysoki, ani niski. Podchodzi, unosi rękę. Twarz mu promienieje A jego spojrzenie przenika Twoje spojrzenie. Witaj! Jakie to wspaniałe! Nie chce ani dobra ani zła. On tylko istnieje i oto jesteśmy razem Na młodej i wolnej ziemi. Jean Sulivan

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Paulo Coelho Dla niej wszystkie dni były jednakowe. A wszystkie dni są takie same wtedy, kiedy ludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy słońce wędruje po niebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam Biesiadę! Czas Ryszard Czas matematyk liczy dni Kolejne mnoży lata Nawet na jawie mu się śni Ze jest wszechwładcą świata Na wszystko jednak nie starczy mu sił W zetknięciu z życia bazarem Wśród uczuć, zdarzeń i brył Jest tylko kolejnym wymiarem Nieświadom jest tego ten ścisłowiec Że życie być może słodyczą Jak poetycko pachnie jałowiec I że szczęśliwi czasu nie liczą Pozdrawiam biesiadniczki!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
D l a C i e b i e Ryszard Jest takie miasteczko małe W którym wszystko jest wspaniałe Budynki maja wesołe kolory Gazony tworzą wymyślne wzory Uśmiech z twarzy mieszkańców nie schodzi Tam starcy czują się wiecznie młodzi Tanecznym krokiem chodzą dziewczęta Każda skrzydłem amora muśnięta Tam pieśni szczęścia wodzą prym Gdzie miłość i radość tworzą rym Króluje tam wiosna wiecznie zielona " Ono" istnieje i w nim mieszka ONA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jest tylko jedno takie słowo! Ryszard Mej duszy rozświetliło mroki Od serca odbiło się echem W labirynt uczuć wplątało głęboki Zakwitło na ustach szczęścia oddechem Wiem co czuł Orfeusz i Eurydyka Nad Romeem i Julią już nie szlocham Dreszcz namiętności mnie przenika Gdy Ona czule mówi kocham

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam i pozdrawiam! Anna Leo-Wiśniewska pisze ,ze często podziwiamy dzieci za to, że są takie radosne. A przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by i dorośli z uśmiechem witali każdy nadchodzący dzień. Wystarczy odkryć w sobie pokłady dawnej beztroski. Zdaniem psychologów, choć staramy być rozważni i odpowiedzialni, wciąż tkwią w nas potrzeby i emocje, które znamy z najwcześniejszych lat życia. To drugie, głębiej ukryte oblicze naszej osobowości specjaliści nazywają \"wewnętrznym dzieckiem\". Cechuje je naturalna chęć zabawy, radość i zainteresowanie światem. Na ogół rzadko wsłuchujemy się w jego głos lub wręcz go w sobie tłumimy. Bo jak tu np. zatracić się w zabawie, gdy rozsądek przypomina o obowiązkach? A jednak warto komunikować się z wewnętrznym dzieckiem i odpowiadać na jego potrzeby. Czasem wystarczy po prostu podpatrywać maluchy i brać z nich przykład. Może to otworzyć przed nami całkiem nowe horyzonty! Małymi kroczkami do szczęścia-Dzieci są mistrzami w obracaniu wszystkiego w zabawę. Chodzenie po kałużach czy pieczenie z mamą ciasta to dla kilkulatka sama frajda! A przy tym tak niewiele trzeba, by buzię szkraba rozjaśnił uśmiech. W równym stopniu cieszy go zwykły lizak co przejażdżka na karuzeli. Rada: Baw się! Owszem, obowiązki są ważne, ale świat się nie zawali, gdy raz machniesz ręką na prasowanie i umówisz się na plotki z koleżankami. Pamiętasz może, kiedy ostatnio tańczyliście z mężem? Jeśli dawniej niż przed miesiącem, czas nadrobić zaległości! Również jazda na łyżworolkach czy bujanie się na huśtawce nie są zakazane dla dorosłych. Od dawna masz ochotę na małe wagary? Jeśli to tylko możliwe, weź w pracy dzień wolnego i przypomnij sobie, jak fajnie jest iść do kina na przedpołudniowy seans. Albo sięgnij po książkę, przy której zaśmiewałaś się będąc nastolatką. Śmiech jest niczym terapia, w wyniku której twój mózg automatycznie zwiększa produkcję hormonów szczęścia. Marzenia w zasięgu ręki--Maluchy uwielbiają bawić się w wyobrażanie sobie czegoś. W ich magicznym świecie zwykłe tekturowe pudełko raz jest domkiem dla lalek, raz fortecą czy statkiem kosmicznym. To właśnie dzięki wyobraźni dziecko rozwija swoją kreatywność i jest twórcze także w późniejszym wieku. Rada: Jeśli uważasz, że w twoim życiu nie dzieje się ostatnio nic pasjonującego, dopuść do głosu fantazję. Choć kwadrans dziennie poleniuchuj na kanapie, marząc o tym, co by cię naprawdę uszczęśliwiło. Nie stawiaj swoim wyobrażeniom żadnych barier. Myśl o fantastycznym urlopie w Grecji, romantycznej kolacji z ukochanym czy o awansie w pracy – jeśli tego właśnie pragniesz najbardziej. Zdaniem psychologów, to nie tylko doskonały sposób na relaks. Otwierając się na świat marzeń, porzucamy sztywność myślenia i często wpadamy na różne nieszablonowe pomysły, które zbliżają nas do upragnionego celu. Spróbuj, fantazjowanie nic przecież nie kosztuje! Z sercem na dłoni--Zauważ, dzieci nie skrywają swoich uczuć ani ich nie udają. Niezadowolone, krzyczą, płaczą lub mówią wprost, że coś im się nie podoba. A uszczęśliwione (np. nową zabawką) aż promienieją z radości. Rada: Staraj się być spontaniczna w wyrażaniu swoich emocji. Gdy jesteś wściekła, wypłacz się lub wykrzycz w poduszkę. Albo rozładuj stres, wskakując na rower. Mąż czymś ci dopiekł? Zamiast chować w sercu urazę, powiedz, dlaczego jesteś na niego zła. To dużo lepsze niż udawanie, że nic się nie stało, bo skumulowany gniew eksploduje potem ze zwielokrotnioną siłą. Ale uwaga! Bądź też wyczulona na emocje i gesty bliskich. Jeśli np. partner z własnej woli zaparzył ci poranną kawę czy uprasował bluzkę, nie przechodź nad tym do porządku. Powinien wiedzieć, że doceniasz jego starania. Taka otwartość we wzajemnych relacjach bardzo zbliża do siebie ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiara góry przenosi!--Zwróć uwagę, jak malec dzielnie stawia czoło wszelkim przeciwnościom. Choć zapięcie sweterka czy zasznurowanie butów to dla niego spore wyzwanie, nie poddaje się tak łatwo, tylko stale ponawia próby. Rada: Nigdy nie mów "To mnie przerasta!". Każdą trudniejszą sytuację traktuj jak zadanie, któremu prędzej czy później dasz radę sprostać. Nauka nowego programu komputerowego nie idzie ci najlepiej? Zamiast zrażać się niepowodzeniami, poproś kogoś obeznanego w temacie o kilka praktycznych wskazówek. A jeżeli zaplanowałaś, że będziesz codziennie biegać, nie trać zapału tylko dlatego, że w poniedziałek nie chciało ci się ruszać z domu. We wtorek weź się w garść i wskocz w sportowe buty. Upór, determinacja i wiara w powodzenie to prosta droga do sukcesu! Dodaj sobie skrzydeł--U każdego dziecka podstawową motywacją do działania jest ciekawość. To właśnie ona powoduje, że maleństwo dotyka wszystkiego, co znajduje się w jego zasięgu, wkłada do buzi różne rzeczy czy usiłuje doczołgać się do piłki. Dzięki temu szkrab coraz lepiej poznaje otoczenie i doskonali umiejętności. Rada: Twoje wewnętrzne dziecko także jest niezmiernie ciekawe świata i ludzi. By zaspokoić jego potrzeby, szukaj okazji do nawiązywania miłych znajomości, poznawania nowych miejsc, interesuj się wszystkim dookoła. Dobry film, artykuł, nowy smak jakiejś potrawy czy dłuższa rozmowa z kimś, kogo warto posłuchać, to najprostsze sposoby na inwestowanie w siebie. Wzbogacasz wtedy swoją wiedzę, wyostrzasz zmysły, rozwijasz się i odkrywasz swoje możliwości. Warto, byś wygospodarowała na to czas nie tylko latem, ale i po wakacjach. Dobre samopoczucie przez resztę roku gwarantowane! Czerpania radości z życia można się nauczyć! Udowodnili to uczeni angielscy. Zaprosili do eksperymentu 50 ochotników, którym różnie w życiu się powodziło. Na wstępie badacze poprosili ich o ocenienie poziomu zadowolenia. Potem przez 4 miesiące dawali im do wykonania różne zadania: ► Zrezygnowanie z oglądania telewizji i nie unikanie seksu. ► Częste uśmiechanie się do znajomych i telefony do przyjaciół. ► Śpiewanie w chórze i codzienny spacer (2 km) szybkim krokiem. ► Prace społeczne, np. sadzenie drzewek na skwerze. ► Codzienne sprawianie małych przyjemności sobie i innym. Na zakończenie eksperymentu badani ponownie określili swój współczynnik szczęśliwości. Co się okazało? U wszystkich poziom zadowolenia z życia wzrósł o ponad 33 procent!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×