Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość aga0223

Alkoholizm i współuzależnienie

Polecane posty

Gość aga0223

Jestem w związku z alkoholikiem, który niedawno po usilnych namowach z mojej strony rozpoczął terapię. Wszystko było by ok, gdyby sam chciał wyjść z tego, starał się, wykazał trochę dobrej woli, wiary, że się uda. Niestety, tak nie jest..... Ja go motywuję, tłumaczę, wspieram, jestem z nim, mimo wielu \"wpadek\" (tzw.zapicia). Dziś pił - oczywiście już słyszałam, że \"z terapią koniec, bo po co, pić i tak będzie itd.\". Kocham go, ale nie godzę się z taką sytuacją i tak już wiele razy ulegałam, połykałam łzy, gdy mi ubliżał lub głupio dogadywał. Dodam, iż jestem po 30 (on też), po studiach, mam \"poukładane w głowie\", chcę być szczęśliwa i mieć szczęśliwą rodzinę. Wiele razy mu tłumaczę, że na piciu niczego nie zbuduje, ani związku, ani rodziny, zniszczy siebie. Niby wie, ale za ileś dni jest to samo, a ja nie mam już siły, \"serce krwawi\". Żałuję, że jestem taka uczuciowa, tak emocjonalnie podchodzę do tego i nie potrafię go olać po prostu. Raz mówi, że nie będę nim rządzić i stawiać mu warunków odnośnie picia, za kilka dni zmienia zdanie - nie będzie pić, skończy terapię itd. I ja jestem w błędnym kole..... Chciałabym, by odezwał się ktoś, kto ma podobne doświadczenia, może jakieś rady, zawsze raźniej, gdy z kimś pogadasz. Czuję, że ze mną też dzieje się coś niedobrego - przejmuję się za bardzo, myślę, jak mu przetłumaczyć, co zrobić, nie śpię itd. Moi znajomi mówią, żebym sobie odpuściła, pewnie mają rację. Jak wzbudzić w nim choć odrobinę poczucia, że tak bardzo mnie krzywdzi, niszczy siebie, nas? Sądzicie, że z alkoholizmu da się wyjść? Moją pomoc ma, terapię też, co jeszcze brakuje? Mam nadzieję, że ktoś się odezwie. Czy ktoś był na tzw.terapii zamkniętej (?), proponowałam mu, powiedziałam, że poczekam, żeby tylko szczerze i uczciwie podszedł do sprawy i chciał (bo chodzenie na terapię i picie to zupełny bezsens). Mogłabym jeszcze pisać długo, ale ulżyło mi po części. Czekam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aga0223
zapomniałam dodac ze czesto z nim chleje a potem sie ruchamy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie życzę sobie takich głupich i chamskich żartów, jeśli to ciebie nie obchodzi, to nie czytaj! Bo ja z pewnością nie używam takiego języka!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A jako, że dopiero po raz pierwszy piszę na forum, nie wiedziałam, że trzeba się zabezpieczyć hasłem przed takimi mało rozgarniętymi, debilnymi ludźmi, którzy nic innego nie mają w życiu do roboty... Zresztą, szkoda słów....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czarnulaaaaa
Aga - byłam 10 lat w związku z alkoholikiem... On zrobił 4 terapie, ja jedną. Po każdej terapii nie pił rok, dwa i wracał do nałogu. Prowadził mitingi, udzielał się we Wspólnocie, wreszcie powiedziałam dość! O swoim związku mogła bym książkę napisać - był by to dramat i przestroga dla innych. Ile razy słyszałam, aby dać sobie z nim spokój. Boże, jak ja żałuję że nie zrobiłam tego wcześniej! Dziś jestem 3 lata po rozwodzie z nim, usamodzielniłam się, poszłam do pracy. Cała rodzina jest uśmiechnięta, spokojna, po prostu szczęśliwa a on... jego pochłonęło własne dno. Nie dałam się na nie ściągnąć... Tobie życzę tego samego Aga. Pamiętaj, że alkoholik musi zrobić terapię dla SIEBIE. Nie dla Ciebie, dla dzieci lub kogoś innego, to on sam musi podjąć decyzję o leczeniu. Ty jak zapewne wiesz powinnaś nauczyć się twardej miłości i pozwolić mu osiągnąć dno z którego ma szansę się wybić... Polecam Ci tą stronę i grupę tęczynek, w której kiedyś byłam. To kobietki, żony alkoholików i ich grupa wsparcia w necie: http://www.alkoholizm.akcjasos.pl/73.php Po prawej stronie masz chat, na którym dyżurują dziewczyny ok. 9-10:00 rano i potem ok. 20-21:00. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki za dobre słowa... Ja to wszystko wiem, niby..... Zaczęłam nawet chodzić na terapię dla wspóluzależnionych, ale praca, potem wakacje, a potem stwierdziłam, że dam sama sobie radę. Chyba jednak nie. Po prostu, nie mogę tego zrozumieć, jak można mówić, że się kocha, że nie chce mnie stracić (jesteśmy razem ok.3 lat), że będzie się starał, a potem przekreślić wszystko jedym wielkim piciem, jak dziś. To cholernie boli!!!!! Ja nie mogę już chyba nic zrobić? On sądzi (oczywiście postawiłam dziś ultimatum), że \"pobręczę\" i będzie jak zwykle - wybaczę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piwoszkaaa
lubie alkocholizm...w poprzednim zyciu bylam kuflem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Droga piwoszko, bardziej przydałby się tobie słowniczek ortograficzny, no chyba, że jesteś gdzieś w trzeciej - no może co najwyżej - w czwartej klasie podstawówki....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Polka to ja
o co chodzi? alkochol pisze sie przez ch jakbys nie wiedziala..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak naprawde
ooo ja nie wiedzialam zawsze bylo samo h, do autorki- uciekaj gdzie pieprz rosnie, nie daj sie wciagnac w poczucie winy i litosc pracowalam z takimi ludzmi, jezeli uloza sobie zycie po terapii to nigdy z osoba , ktora ja z nimi przeszla, oni musza zaczac nowy etap zycia z nowa osoba smutne ale przwdziwe sam sobie nie pomoze, a Tobie marnuje zycie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzięki.... A ja myślałam, czytając te wszystkie fora dla alkoholików, że jeśli będę mu pomagać - wspierać, podbudowywać, będę cierpliwa, wyrozumiała, oczywiście w granicach normy, z pewnymi warunkami, to w końcu dojdzie do niego, ile zrobiłam, by wyszedł z tego...... że mi kiedyś podziękuje za to.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czarnulaaaaa
tak, słyszałam podziękowania i przepraszanie na kolanach po kazdej terapii, zapiciu itd... Następnie po 10 latach stwierdził, ze jednak nie nadaje się do trzeźwego życia, potem że mnie nie kocha. Kazałam mu się spakować, wyszedł bez słowa i do dziś nie widział się ze swoimi dziećmi... Takie dostałam podziękowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Rozmawiałam dziś z nim przez tel. - czuję się skruchę, chyba zdaje sobie sprawę, z tego, co robi, choć nie usłyszałam tego. A najgorsze (najśmieszniejsze w jakiś sensie) jest to, że zamierza dziś iść na terapię i skłamać, że nic nie powie o niedzielnym piciu. Usiłowałam mu jakoś wytłumaczyć, że tylko szczerością, otwartością, uczciwym podejściem jest w stanie coś osiągnąć, ale dociera kiepsko.... Przecież wówczas taka terapia nie ma żadnego sensu i z pewnością z takim podejściem jest z góry skazany na klęskę. Po co ja się tak męczę?!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
Droga Ago ! Co porawda juz kilka dni temu pisalas tu o swoim problemie, ale mysle, ze moze jeszcze tu wpadniesz, aby zerknac czy nie pojawi sie jakis nowy glos w sprawie. Pozwolilam wiec sobie przedstawic ci moje zdanie w tej jakze boesnej sprawie. Mam za soba 9-letni zwiazek z alkoholikiem . I jedno co moge doradzic wszystkim uwiklanym w zwiazki z osobami uzaleznionymi to nie probowac zrozumiec ich postepowania . Uczestniczylam w wielu terapiach mego meza i wlasnie tam dowiedzialam sie , ze osoba nie dotknieta uzaleznieniem nie jest w stanie zglegic psychiki alkoholika . Pomoc i wsparcie to piekne , ale w praktyce to chyba bardziej nam na tym zalezy niz samym zainteresowanym .Oni najczesciej poprostu nie czuja potrzeby walki z nalogiem, a wszelkie przysiegi i obiecanki , czynia nam tylko dlatego, iz wiedza, ze tego od nich oczekujemy. Najlepszy tego dowodem jest fakt, ze mimo wszystko przy pierwszej , lepszej okazji, nie licza sie z nikim i i niczym i najnormalniej w swiecie z usmiechem na ustach wpadaja w ramiona swego ukochanego nalogu.Ratuj sie Aga ! Uciekaj od niego poki, jeszcze nie zniszczyl cie cakiem ! Twoja zdecydowana postawa i pokazanie mu, ze nie godzisz sie wiecej na takie zycie, moze pomoc mu bardziej niz to co robilas dotychczas. Moze zrozumie do czego prowadzi picie i potrafi sie z tego wygrzebac ? On dotkniety tym strasznym nalogiem ma wypaczone uczucia, poczucie wartosci, wiezi rodzinne , ale ty i pozostali czlonkowie rodziny to sa osoby najbardziej pokrzywdzone i twoje dzialania powinny miec przedewszystkim to na uwadze. Ultimatum nic nie zmieni . Musisz zdecydowac sama czy chcesz zmarnowacswe zycie u boku alkoholika, czy chcesz raz na zawsze sie uwolnic od tego koszmaru . Jestes uczuciowa a on to z premadytacja wykorzystuje. Kto ma miekkie serce ten ma twarda dupe glosi powiedzenie. Zycze odwagi w podejmowaniu decyzji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Bardzo dziękuję za Twoje słowa. Przyznam, że jestem już bardzo zmęczona tym tematem, myśleniem, ciągłym powracaniem do tłumaczenia jemu, że źle postępuje i zachowuje się. Mimo, że chodzi na terapię, jakoś więcej się w to angażuje, na co dzień jest w większości nie do zniesienia. Jestem coraz bardziej przekonana, że wiążąc się z takim człowiekiem, nie byłabym szczęśliwa, że żałowałabym prędzej czy później. Ciężko jednak odejść tak z dnia na dzień i wszystko (to, co było dobre) przekreślić. Żałuję, że jestem taka - sentymentalna, łatwowierna, zbyt emocjonalna, uczuciowa. Sytuacja wygląda obecnie w ten sposób - chodzi na terapię, bierze leki uspokajające, jest nerwowy, do wszystkiego podchodzi z pesymizmem, zaniedbał sprawy dotyczące naszego związku (typu jakiś kwiatek, odprowadzenie mnie, troska, wsparcie itd.). Zachowuje się jak obrażone dziecko, któremu zabrano zabawki - jemu alkohol. Ja mam ponad 30 lat i w końcu chciałabym coś zrobić ze swoim życiem. Znam przypadek szczęśliwego małżeństwa, gdzie facet naprawdę był kiedyś na samym dnie, ale chyba to tylko sporadyczne sytuacje. Jeszcze nie wiem, jak postąpić, co zrobić. Wiem, że w końcu muszę coś zadecydować. Znam wszystkie racjonalne argumenty, które przemawiają za tym, że powinnam go zostawić, jestem \"oczytana\" w tym temacie. Z drugiej strony, ciągle myślę, że może się uda, wyjdzie z tego (rozmawiałam z ludźmi, którzy od kilku lat radzą sobie znakomicie po przebytej terapii). Pozdrawiam serdecznie i jeśli miałabyś ochotę porozmawiać dalej, ja bardzo chętnie posłucham rad osoby bardziej doświadczonej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
Ago ! Umknelo wczesniej mojej uwadze, ze nie jestescie jeszcze trwalym zwiazkiem w pelnym znaczeniu tego slowa. To przemawia jeszcze bardziej na jego niekorzysc. Normalnie funkcjonujacy zwiazek wlasnie w tej fazie jest z reguly najszczesliwszy. Wiem co czujesz patrzac na jego zachowanie. Kochasz go i dlatego chcialabys mu pomoc , ale nasza rola w tym wszystkim jest naprawde marginalna. To osoba uzalezniona musi chciec walczyc o swoje zy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
Ago ! Umknelo wczesniej mojej uwadze, ze nie jestescie jeszcze trwalym zwiazkiem w pelnym znaczeniu tego slowa. To przemawia jeszcze bardziej na jego niekorzysc. Normalnie funkcjonujacy zwiazek wlasnie w tej fazie jest z reguly najszczesliwszy. Wiem co czujesz patrzac na jego zachowanie. Kochasz go i dlatego chcialabys mu pomoc , ale nasza rola w tym wszystkim jest naprawde marginalna. To osoba uzalezniona musi chciec walczyc o swoje zy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
nie wiem dlaczego , ale wysyla mi tylko czes mojego posta , teraz musze spadac,odezwe sie po poludniu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość żona weekendowego alkoholika
Witaj Ago. Jestem w 24 letnim związku . Mąz nigdy nie "wylewał za kołnierz". Ale od ok6-8 lat, zostałam żoną weekendowego alkoholika. Od poniedziałku do piątku pracuje i nie sięga po alkohol. Zaczyna się w piatek wieczorem i kończy w niedzielę wieczorem. No i oczywiście wszystkie urlopy. Wygląda to tak jakby w te wolne dni usiłował nadrobic wszystkie trzeźwe dni. Niestety, zauważyłam również, że nawet takie picie powoduje degradacje umysłową. Brak racjonalnego myslenia, skoncentrowanie sie wyłącznie na własnej osobie, poczucie wzrostu własnej wartości... Czasami patrząc na jego zachowanie i słuchając tego co mówi odnosi się wrażenie, że ma się przed sobą skończonego idiotę. Ja też próbowałam walczyć, namawiać, etc. Ale teraz nie... Jest mi bardzo ciężko, boję się przyszłości, ale juz nie zabraniam i nie walczę. Wiem, że to on musi sam (tak jak pisała Weteranka) i dla siebie wyrwać sie z nałogu. Problemem jest tylko czy uzyska przejrzystą świadomość, że krzywdzi siebie, mnie i naszą rodzinę. Miast torturować sie myslami o jego weekendowych szaleństwach, próbuję układac sobie życie tak, abym ja i moje dzieci miały w miare normalny dom. Próbuję w te szczegolne dni spędzać czas z dziećmi na ciekawych wyjściach, dyskutować z nimi, prowadzic normalny dom.Doprowadziłam jedynie do tego, że nie pije w domu. Zawsze gdzieś wychodzi. Ago, to nie TY, ale on MUSI odpowiadać za to co robi. Nie usiłuj zdjąć z niego ciężaru odpowiedzialności za picie. Nigdy. Nie pilęgnuj gdy ma kaca. Nie kładx pijanego do łóżka, nie rozbieraj, nie pomagaj. To choroba w stosunku do której nie można stosować pielęgnacji. Rozumiesz dlaczego, prawda? Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Moja rada. Głęboko się zastanów, czy wiązać się na stałe z tym człowiekiem. Widzisz, mężczyźni mają to do siebie, że w stałym związku, czują się o wiele pewniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do WETERANKI: dzięki za wszelkie rady, naprawdę lepiej się czuję psychicznie, mogąc z kimś porozmawiać. Może w końcu odważę się na jakiś zdecydowany, poważny krok.... Masz rację, to właśnie teraz powinnam być najszczęśliwsza, niestety tak nie jest. Owszem bywają fajne dni, kiedy usłyszę coś miłego, jest sympatycznie i można z nim \"normalnie\" porozmawiać. Ale większość należy z reguły do tych mało przyjemnych. Cokolwiek powiem wówczas na temat terapii, alkoholizmu, jego zachowania, przyszłości, jaka się przed nim rysuje - jest źle (\"robię sceny\", \"wymyślam\", mimo że nie krzyczę, nie wyzywam, jestem spokojna itd.). Bywają momenty, że ma jakby przebłyski, że źle się zachowuje, że się pogorszył pod tym względem i wobec mnie. Ale to trwa tylko chwilkę.... Kiedy jeszcze nie chodził na terapię, kiedy nie pił, był zdecydowanie lepszy dla mnie. Do: ŻONY WEKEENDOWEGO ALKOHOLIKA - dzięki za rady i włączenie się do tematu. Odnośnie pomagania podczas picia: u mnie jest na odwrót - ja nie pomagam, gdy jest pijany, nie sprzątam po nim, nie kładę do łóźka, nie stawiam przysłowiowej szklanki z wodą. Wedle mnie może się wtedy (sorry) osikać, osrać, porzygać, zagłodzić itd. Ja tylko za dużo chyba \"nawijam\" później, o tym, co zrobił, zaczynam wszystko na nowo rozpamiętywać, chcąc wzbudzić jakieś wyrzuty sumienia, zresztą zawsze krótkotrwałe. Dwa, trzy dni następuje zmiana zachowania wobec mnie i potem znów to samo. Z tą degradacją psychiki - masz rację, też to widzę, straszna nerwowość (bo nie wygrywa w grę na komputerze, bo pogoda nie taka, bo w telewizji nic nie ma, bo go przypadkiem szturchnęłam), nadmierne skoncentrowanie się na sobie, na swoich problemach (których tak naprawdę nie ma), ja i moje problemy już się nie liczą. Także wolę pogadać od serca z koleżanką i wyżalić się, niż jemu cokolwiek powiedzieć. Sądzicie, że on jest w stanie zrozumieć swoje zachowanie, \"przejrzeć na oczy\"? Gdybym ja nie pielęgnowała tego związku i postępowała jak on, nic z tego nie byłoby dawno. A może to właśnie byłoby dobre - zacząć momentami postępować jak on (wkurzać się z byle powodu, być obrażonym na cały świat itd.)? Kiedy próbowałam go lekceważyć, nie odpisywać na SMS-y stwierdził, że mam go w ...... i jak tak można. Ale tego, że sam tak robi nie rozumie i błędne koło. Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
Ago ! Nie wiem dlaczego rano urywalo mi mego posta . Spieszylam sie do pracy i nie moglam walczyc z komputerem. Teraz jestem juz wolna i sprobuje dokonczyc to co pozostawilam niedokonczone : To osoba uzalezniona musi chciec walczyc o swoje zycie i o siebie. Jezeli robi to tylko dlatego, ze zostala do tego "zmuszona" prosbami i grozbami to naprawde male prawdopodobienstwo, ze bedzie to trwale rozstanie z nalogiem. Ja rowniez znam kilka osob ktorym udaje sie nawet kilkanascie lat byc "suchym" bo tak mowi sie o niepijacych alkoholikach, ale zwiazane z nimi osoby , nigdy nie beda tak naprawede uwolnione z nalogu i zawsze gleboko w podsiwadomosci bedzie tkwila obawa , ze uzaleznienie w kazdej chwili moze powrocic i to ze zdwojona sila :( . Male spoznienie a juz powracaja koszmary : "moze znowu zaczol chlac i gehenna zacznie sie na nowo". Takie mysli niestety towarzysza juz zawsze rodzinom alkoholikow. Oczawiscie to twoje zycie i decyzja zalezy od ciebie , ale ja po moich koszmarnych przezyciach wiem, ze zycie z alkoholikiem to zycie na wulkanie. Nigdy nie wiesz kiedy wybuchnie i jak bardzo zrani ciebie i dzieci , ktore chyba chcialabys kiedys miec. Alkohol to silna trucizna, ktora niestety uszkadza mozg i w zwiazku z tym osoba uzalezniona nie wpelni kontroluje swoje zachowania , uczucia, emocje. Stad tez biora sie zachowania, ktore sprawiaja , ze jak to okreslila zona wekendowego alkoholika , myslisz ze masz przed soba skonczonego idiote. To nie jego dobra czy zla wola - to choroba -zafundowana sobie na wlasne zyczenie, ale mimo wszystko straszliwa choroba, ktora niszczy chorego i cale jego otoczenie. Dlatego nie warto juz na starcie ryzykowac uwiklania w zwiazek stojacy na przegranej pozycji. Twoje wypowiedzi kaza mi sadzic, ze jestes osoba inteligentna, wierze, ze potrafisz podjac jedyna sluszna decyzje. Odpowiadajac na twoje pytanie - ja nie wierze, ze potrafi zrozumiec swoje zachowanie. On w glebi serca uwaza, ze jest w porzadku, tylko Ty: "robisz sceny" "wymyslasz". Sama zauwazasz :"gdybym nie pielegnowala tego zwiazku... nic z tego nie byloby dawno" Naprawde na tym zwiazku zalezy tylko tobie. On ma bardziej egoistyczne podejscie do sprawy. I taka tez mysle najlepiej przyjac postawe wobec alkoholika.Nie musisz nawet sie wkurzac , czy obrazac na wszystko. Zacznij najpierw myslec co ten zwiazek moze dac tobie. Z doswiadczenia wiem, ze to co niesie taki zwiazek, to placz, bol i lzy :( Mysle , ze lekcewazenie samo z siebie nie jest dobra metoda. Moze lepiej otwarcie z nim porozmawiac, ze niestety nie jestes gotowa na zwiazek , w ktorym mezczyzna nie jest oparciem dla ciebie. Smutne jest zycie bez milosci, ale zycie bez szacunku i zaufania to koszmar jakiego nikomu nie zycze. Aga wprawdzie lubimy uczyc sie na wlasnych bledach, ale badz madrzejsza i lepiej ucz sie na bledach cudzych a nie wlasnych . Pozdrawiam i w razie potrzeby pisz co ci lezy na sercu 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Droga WETERANKO! Jak najbardziej masz rację, w tym co piszesz i co mi radzisz. Sama się zastanawiam, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nawet jego terapia zakończyła się sukcesem, gdyby zaczął w końcu inaczej postępować, bardziej starać się. Ten wieczny niepokój, obawa, strach, czy aby kiedyś nie powróci do tego, co było. Na razie sytuacja jest taka, że chodzi tam od czerwca (w tym czasie nie utrzymywał abstynencji, kłamał - były 1-2 piwa w pracy, kilkakrotnie \"grubsze sprawy\"; wczasy w sierpniu były tragiczne ze względu na jego zachowanie, wykłócanie się o picie, po czym i tak kupił wódkę na Słowacji), następnie został cofnięty (był już na grupie kolejnej) na grupę wstępną z powodu kłamstwa odnośnie picia, które niefortunnie się wydało. W tym czasie (jakiś tydzień temu) znów było \"porządne picie\". Ja kilkakrotnie sugerowałam mu już, żeby pojechał na terapię zamkniętą. Nie chcę w żadnym stopniu usprawiedliwiać go, ale sądzę, że jakiś wpływ ma na to wszystko sytuacja rodzinna, w jakiej się on znajduje - ojciec alkoholik, wiecznie mający jakieś wyrzuty do wszystkich, matka bierze latami jakieś psychotropowe tabletki (nie wiem dokładnie na co), czasem aż strach tam wchodzić. Jeden krzyk, nerwy, kłótnie..... Masz rację, najlepiej byłoby porozmawiać uczciwie, powiedzieć, że tak nie można żyć dalej. Próbowałam.... Nawet spisałam sobie wszystko, co mi się nie podoba w jego zachowaniu i naszym związku i na spokojnie, racjonalnie chciałam mu to wytłumaczyć. Niestety, z nim chyba nie da się normalnie rozmawiać. Przeczytał i stwierdził, że chyba mam za dużo czasu, skoro chce mi się to pisać. Spróbuję jeszcze raz w tym tygodniu. Ja chcę rozmawiać, on wie, że może mi powiedzieć, jeśli jest mu trudno, zwierzyć się, ale nie robi tego. Raz widziałam łzy.............Coś strasznego, jak można tak się zmieniać na gorsze i tego nie dostrzegać. Pozdrawiam! AGA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
Ago ! Pewno sie powtarzam, ale ja nie znajduje usprawiedliwienia, dla zachowan jakie wykazuje twoj mezczyzna. Sytuacja w rodzinie w ktorej sie wychowal, niestety, ale tez przemawia na jego niekozysc. Zachowania ojca niestety dzieci nawet mimowolnie przejmuja jako wzorce do nasladowania :( Medycyna tez sklania sie do stanowiska, ze sklonnosc do alkoholizmu bywa dziedziczna. Te alkoholowe wpadki w trakcie trwania kuracji, pozostawiam twojej ocenie......... Moim zdaniem jesli mozesz mu pomoc, to tylko zostawiajac go samemu sobie. Wowczas , albo zrozumie co traci pijac i wezmie sie naprawde solidnie w garsc, albo niestety spadnie na dno, ale przynajmniej ciebie nie pociagnie za soba. Wiem to bardzo trudna decyzja, ale on stawia cie w niemniej trudnej i przykrej i nie pozostawia ci w zasadzie innego wyboru Pozdrawiam 🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i ja także
Aga, Napiszę to samo, co poprzedniczki. Zrezygnuj z tej znajomości z dnia na dzień, szkoda każdej chwili. Wystaw jego walizki, zmień zamki, odkładaj bez jednego słowa słuchawkę, gdy zadzwoni. Lub wyprowadź się dokądkolwiek, jeśli mieszkasz u niego. I nie myśl o tym, żeby go zmieniać, bo przegrasz swoje życie. Mówiąc ściślej - JUŻ JE PRZEGRAŁAŚ, i stan ten będzie trwał, dopóki nie zaczniesz życia na nowo. Piszę z autopsji. Widzę jednak z Twoich wypowiedzi, że nie jesteś obecnie zdolna do takiej decyzji. Mówi się trudno, Twoje życie - Twoje ryzyko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do WETERANKI: Dzięki po raz kolejny za wsparcie. Sądzę, że jeśli będzie tak dalej wszystko się toczyć, jak opisałam i nic się nie zmieni, to w końcu prędzej czy później dam sobie spokój. Nie wiem, dlaczego tkwię ciągle w takim związku, czy to przyzwyczajenie, czy strach przed samotnością czy jeszcze coś innego. Wcześniej byłam w kilkuletnim związku z \"porządnym\" facetem, byłam doceniana, szanowana, nawet za bardzo, ale coś się wypaliło, nie było tej chemii, jak to się mówi. Sama zrezygnowałam z niego i o dziwo ta decyzja była strasznie prosta dla mnie, żadnych wyrzutów sumienia, rozpamiętywania, po prostu nic, totalna obojętność, mimo że jemu było strasznie ciężko. Czasem myślę, że teraz mam karę za tamten związek, bo to ja bywałam nieznośna, obrażona na wszystko, miewałam strasznie zmienne nastroje itd. Mimo wszystko chyba nie żałuję, ze tak się stało. Sądzę też, że duży wpływ na całokształt ma moja niezbyt ciekawa sytuacja rodzinna, dziwna poniekąd, jak to określają osoby mi bliskie, ale nie z rodziny. Naprawdę, dużo musiałabym tu opisywać (nie chodzi o jakieś patologie czy coś podobnego, ale brak więzi, rozmowy, takiego życiowego wsparcia, każdy pozostawiony sobie, brak uczuć, emocji itd.). Dlatego cieszę się, mogąc wyjść z domu i nie patrzeć na to wszystko. U mnie nie ma i nigdy nie było rozmów typu: jak wyjdę za mąż, jak będę mieć dzieci, jak się wyprowadzę..... mimo że mam już 31 lat. Do: I JA TAKŻE - ja nadal mieszkam w swoim domu rodzinnym, dlatego też jestem z pozoru w komfortowej sytuacji. Niestety, tak się nie czuję - patrz wypowiedź wyżej. Wiem, że taki związek niczego dobrego nie niesie, ale ciągle mam ten cień nadziei, choć coraz bledszy..... Jestem jednak odpowiedzialną osobą i z pewnością nie zwiążę się z taką osobą (jeśli tak będzie dalej), nie wezmę ślubu i nie będę mieć z nim dziecka. To co robię - pomoc, tłumaczenia, uświadamianie (czasami coś dociera) wynika pewnie z mojego charakteru i osobowości, może też z racji wykształcenia. Ale wszystko do czasu......... Czy sądzicie, że chodzenie na terapię dla współuzależnionych ma sens? Zamierzam iść teraz, trochę krępuję się wypowiadać na forum...... Byłam kilka razy w czerwcu, ale potem ze względu na pracę na kolonii, wakacje, wczasy - odpuściłam sobie. Zrobię to jednak dla siebie, na pewno nie zaszkodzi. Do GWENDOLINNY: dzięki za Twój głos. Jeśli masz ochotę, zaglądaj tutaj czasem. Cieszę się, że są życzliwi ludzie na tym świecie. Dzięki temu czuję się naprawdę lepiej. Nie mam prawie możliwości porozmawiać z kimś więcej o swoich odczuciach, emocjach, lękach itd., w domu na pewno nie. POZDROWIENIA DLA WSZYSTKICH! MIŁEGO WIECZORU! AGA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość weteranka
Witaj Ago ! Przepraszam, ze tak dlugo kazalam na siebie czekac, ale to z bardzo prozaicznej przyczyny. Nie mam wlasnego komputera i korzystam z uprzejmosci kolezanki sasiadki, a nie moge przeciez wiecznie "siedzec jej na glowie". Ta niemoc w dokonaniu radykalnego kroku , moim skromnym zdaniem jest niczym innym jak wspoluzaleznieniem :( Niestety zostalas juz wciagnieta w ten zaklety krag i dlatego tyle watpliwosci i nadziei toba targa :( Wiem , ze latwiej radzic niz samej wykonac taki krok, ale ja dzis , po moich doswiadczeniach kazdej kobiecie w takiej sytuacji radze ratowanie siebie. Z kazdym tygodniem czy miesiacem bedzie coraz trudniej . Ratowac mozna, a nawet warto, zwiazek , ktory jest tego wart , ze wzgledu na dzieci, czy wspolnie spedzone szczesliwe lata. A w takim przypadku jak twoj nie widze argumentow za jego ratowaniem, bo tak naprawde to go nigdy nie bylo miedzy wami trwalego zwiazku w emocjonalnym jego znaczeniu. A wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazuja, ze chyba nigdy tez go nie bedzie. Moze sie stac co najwyzej kajdanami dla ciebie . Jestes w wieku mego najstarszego syna , i udezylo mnie to, ze brak rozmow z najblizszymi na powazne zyciowe tematy . Moje dzieci (32, 26, i 22 lata) nie chca rozmawiac na takie tematy, bo uwazaja, ze nie sa juz dzieciuchami :( Jak rozne ludzie maja charaktery :) Odnosnie uczestnictwa w spotkaniach dla wspoluzaleznionych, mysle ze warto , choc powinnas sama o tym zadecydowac. Bo nie jest bez znaczenia, kto te spotkania prowadzi, jak one wygladaja i co wnosza w twoje zycie. Jezeli pomagaja, to warto chodzic, jesli zas wprowadzaja tylko zamet w twojej i tak skolowanej glowie to lepiej sobie odpusc. Zwroc jednak uwage na uczestnikow tych spotkan. Mysle, ze nie spotkasz tam wiele osob w sytuacji podobnej do Twojej wiekszosc to zony, matki czy dzieci alkoholikow. Dla osob w sytuacji takiej jak twoja, najlepszym rozwiazaniem jest zdecydowane zerwanie znajomosci . Pozdrawiam serdecznie i ponownie zycze rozwagi i odwagi ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kakakak
Może 1 na 10 alkoholików wychodzi z nałogu. Znakomita większość powoli stacza się na dno, ciągnąć za sobą takie naiwne i dobre osoby, co to chcą "dawać wsparcie" Alkoholizm jest chorobą śmiertelną, to zapamiętałam na całe życie z mojej terapii dla współuzależnionych. I niestety tak się to skończyło w przypadku mojej matki. Wiesz, z matką nie można wziąć rozwodu. Przeszłam z nią gehenną. Ale jak czytam takie smętne wynurzenia egzaltowanych idealistek, które na własne życzenie tkwią w związku z alkoholikiem to NÓŻ MI SIĘ OTWIERA W KIESZENI. Ze złości na waszą głupotę. Stwarzasz mu li tylko komfortowe warunki do picia kobieto. Bo ma dom, na gdzie wrócić, ktoś się o niego troszczy i pozbiera w razie czego z ulicy. Nie wytłumaczyli ci na terapii że to najgorsze, co może robić? Alkoholik żeby się leczyć musi najpierw sięgnąć absolutnego dna. Musi tracić pracę, środki do życia, dach nad głową i ocknąć się zarzygany na skrzyżowaniu, żeby pojąć, co robi i nabrać szczerej woli, żeby z tego wyjść. Wszystko inne, twoje tłumaczenia, namawiania i "łagodne stawianie warunków" to sranie w bambus, nic ponadto. Jak chcesz schlastać sobie życie, spłacać jego długi, stracić najlepsze lata, wiarę w związki i umiejętność zaufaniu drugiemu człowiekowi, to droga wolna, ścieraj jego rzygowiny i rozbieraj ze spodni. Tłumacz, tupaj nogami i urządzaj płacze. Apeluj do poczucia czegoś tam i tak dalej. Zyczę powodzenia. Ale WIEM że nic tym nie osiągniesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do WETERANKI ====== Zdecydowałam się pójść na terapię dla współuzależnionych i przyznam, że nie żałuję. Jestem bardzo komunikatywną osobą, także nie krępowałam się opowiedzieć swojej historii, pytać itd. Rzeczywiście, większość osób tam to żony (jeden mąż się zdarzył) alkoholików, dorosłe dzieci. Naprawdę poczułam się lepiej..... Wiem, że mam problem z współuzależnieniem, ale chcę nad tym popracować przynajmniej dla siebie. Chcę zrzucić to jarzmo odpowiedzialności, które czuję, przestać myśleć, gdybać, zająć się bardziej sobą i swoim życiem. Nie wiem na ile w to wierzyć, ale rzekomo, zmieniając swoje postępowanie wobec alkoholika (bez wiecznych tłumaczeń, kazań, morałów - w tym jestem mistrzynią, a tylko poprzez konsekwentne postępowanie, jasne, krótkie, ale dosadne komunikaty i działania, skoncentrowanie się na sobie, wsparcie i pomoc tylko w rozsądnych normach) zwiększa się o 40% szanse samego alkoholika. Zależy pewnie od konkretnego przypadku. Poza tym rozmawiałam z terapeutką, która prowadzi jego grupę o jej odczuciach, rzekomo poprawił się, jest aktywny, chętnie rozmawia itd. Nie słyszę, że koniec z terapią, wręcz przeciwnie, sam opowiada o zajęciach. Oczywiście nie usprawiedliwiam go w żadnym razie. Nie wiem tylko, co myśleć o tych często zmiennych nastrojach, nerwach, które sam sobie prowokuje. Właśnie takie zachowania mnie przerażają - na ile wynikają one z choroby alkoholowej? Dziś spędziłam miły, sympatyczny dzień, usłyszałam wiele ciepłych słów i to właśnie przez takie chwile dłuższe lub krótsze ciężko jest podjąć decyzję. Wiem, że on mnie kocha, potrafi być miły, czuły, przytulać się, widzę, jak na mnie patrzy. Ale jednocześnie w sercu tkwią te złe chwile, zniewagi itd., strach przed przyszłością. Poradzono mi na terapii, żebym dała sobie trochę czasu (pół roku) na podjęcie decyzji, że przyjdzie ten moment, w którym sama poczuję, jak postąpić. Myślę, że na razie będę bacznie obserwować, w którym kierunku wszystko zmierza, czy na lepsze czy nie, przynajmniej przez najbliższy czas. Dzięki raz jeszcze za bardzo mądre rady i słowa wsparcia!!!!! Mam nadzieję, że co jakiś czas chociaż będziemy mogły \"porozmawiać\". Ja na bieżąco postaram się pisać o tym, co się dzieje. POZDRAWIAM!!!! Miłego wekeendu!!!!! Do KAKAKAK ====== Może i masz rację po części. Mimo wszystko, dzięki za konstruktywną krytykę. Z tego, co usłyszałam na terapii, niekoniecznie każdy alkoholik musi sięgnąć kompletnego dna, by zacząć żyć na nowo. Dla jednego może to być strata pracy, odejście żony, długi, dla innego całkiem coś innego. Ja nikogo nie tłumaczę, staram się jakoś zrozumieć tą chorobę. I odkąd podjęłam terapię, będę się starać nie napędzać tego koła \"iluzji i zaprzeczeń\" alkoholizmu - bez płaczu, długich tyrad odnośnie picia, namawiania, jasno, krótko i konsekwentnie. Ja już powiedziałam, że teraz ja stawiam warunki i jak nie, to droga wolna. A co do prozaicznych rzeczy - sprzątanie po alkoholiku, rozbieranie, prowadzenie, danie jeść itd. - nigdy tego nie robiłam i nie będę. Zobaczymy, czy coś z tego wyniknie. Współczuję Tobie bardzo, że musiałaś przejść przez takie piekło. Tym bardziej, życzę Tobie powodzenia i jak najwięcej szczęścia w życiu!!! Zamierzam żyć innymi sprawami niż jego picie, zmienić swoje niektóre zachowania, dzięki którym alkoholizm się wzmacnia, a jeśli nie wyjdzie będę miała spokojne sumienie, że nie zostawiłam człowieka chorego, zagubionego, wołającego podświadomie o pomoc. Oczywiście, jeśli dalej będzie źle się działo i nie będzie najmniejszych efektów, dam sobie spokój. Jak na razie jakiś malutki kroczek do przodu jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×