Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość o jezu..

opowiem wam straszna historie...

Polecane posty

Gość o jezu..

a wiec... godzina 2 w nocy lub cos kolo tego... siedze w biurze mojej mamy z bratem i gramy w gry komputerowe na koputerze... biuro ma 6 pokoi,z jednego przechodzi sie do nastepnego z tym ze w pokoju w korym siedzielismy byly 2 drzwi, jeszcze do malego przedpokoju. I jedne i drugie drzwi otwarte... W pokoju pali sie swiatlo, w przedpokoju ciemno... Drzwi od biura zamkniete... Wszedzie panuje cisza... Znudzona komputerem podnosze wzrok...to co zobaczylam potem to ulamek sekundy... Przez drzwi od przedpokoju przelatuje dlugopis i laduje na podloce 2 metry od nas...Widzialam wszytsko od samego poczatku. Dokladnie jakby ktos stal w przedpokoju i rzucil tym dlugopisem. No i co powiecie??Jak to wytlumaczyc??Bo moim zdaniem to mogl byc tylko duch. To biuro znajduje sie w starej kamienicy, gdzie mieszkali kiedys Zydzi i podobno sa w niej jakies duchy. (tego sie dowiedzialam po tym wydarzeniu) macie jakies podobne historie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o jezu..
up up

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja nie mam. To,co napisałaś,rzeczywiście przyjemne nie jest. Może byłaś zmęczona grą na kompie i Ci się przewidziało?No wiesz,2 w nocy........ ♥♪♫

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ostatnio była na tym forum
historia tego typu tylko cos o wypadku samochodowym :-0 cos mi sie zdaje że tej samej autorki może weź sie za pisanie książek ??????????????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość o jezu..
nie pisalam wczesniej o niczym takim, a ten dlugopis moj brat tez widzial. Do dzisiaj nie wiemy co to bylo, ale tylko jedna mysl nam po glowie chodzi. Bylam ciekawa co iini o tym mysla, tyle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Posuwałem upiorzycę
Stosunek mój z Jadwigą Kalergis trwa już od paru miesięcy, wciąż okryty zupełną tajemnicą przed światem. Nikt nie przypuszcza, że jestem kochankiem najpiękniejszej kobiety stolicy. Dotąd nikt nas nie spotkał razem w miejscu publicznym. Przypuszczam nawet, że ludzie nic nie wiedzą o jej powrocie do kraju. Takie przynajmniej odbieram wrażenie z przygodnych rozmów w kołach znajomych. Jest to trochę dziwne i wygląda tak, jakby Jadwiga wróciła ukradkiem, nie życząc sobie wcale, by o tym wiedziano. Widocznie ma w tym jakiś cel ukryty, którego mi jednak nie chce wyjawić. Ja też nie nalegam i umiem zachować dyskrecję. W ogóle kochanka moja jest kobietą dziwną i lubi otaczać się tajemniczością. Muszę się dopiero przyzwyczaić do jej kaprysów i naginać do ekscentrycznych zwyczajów; niemal co krok natrafiam w jej zachowaniu na coś niewytłumaczonego. Chociaż żyjemy z sobą prawie od pół roku, dotąd nie słyszałem jej głosu. W pierwszych tygodniach pytałem nawet dość natarczywie o powód. W odpowiedzi przychodziły nazajutrz po schadzce listy z prośbą, aby o to nie pytać, aby jej niepotrzebnie nie nękać itp. Ostatecznie dałem za wygraną i przestałem nalegać. Może uległa jakiemu wypadkowi i rzeczywiście straciła zdolność mówienia? Teraz ją to żenuje i zamiast przyznać się do kalectwa może woli pozostawić mnie w wątpliwości co do przyczyny?Zrobiłem niedawno ciekawe "odkrycie". Ona ma na ciele znaki przyrodzone zupełnie podobne do tych, które i ja posiadam. Znamiona nasze są właściwie całkiem identyczne. Zabawny zbieg przypadku! Tym zabawniejszy, że znaki występują nawet na tych samych miejscach. Jeden ciemnoczerwony, w kształcie winnego grona wielkości orzecha, na prawej łopatce, i drugi, w postaci tzw. "myszki", wysoko w lewej pachwinie. Przypadkowe podobieństwo tych szczegółów fizycznych zastanawia tym bardziej, że kształty znaków nie mają wcale cech typowych i często spotykanych - przeciwnie, posiadają charakter wyjątkowy i silnie zindywidualizowany. Śmieszna historia - nieprawdaż?...Zadrżałem, przejęty dziwnym uczuciem. Po raz pierwszy od czasu naszej znajomości posłyszałem jej głos - właściwie jej szept. Po omacku zbliżyłem się do łóżka. Szept zamarł i nie powtórzył się już więcej. Nie widziałem jej twarzy, gdyż ciemność była absolutna; bielało tylko coś niewyraźnego. Zapewne była już w bieliźnie. Wyciągnąłem przed siebie rękę, chcąc ją objąć, i natrafiłem na obnażone biodra. Dreszcz przebiegł me ciało i krew zagrała gorącym warem. Po chwili piłem już słodycz jej łona. Była szalona. Zawrotna woń jej ciała odurzała zmysły, rozżarzała tęsknotę w płomień posiadania. Namiętny rytm jej boskich bioder podżegał pożar krwi i niecił szały... Lecz nadaremnie szukałem jej ust, na próżno chciałem ją zamknąć w ramiona. Drgającymi rękoma zacząłem wodzić wokoło po poduszce, ślizgać je wzdłuż jej ciała. Natrafiłem tylko na jakieś chusty, zasłony... Cała jakby zamknęła się w ognisku swej płci, usuwając przede mną wszystko inne poza nim... Wreszcie zniecierpliwiłem się. Uczucie jakby obrażonej dumy, poniżonej godności ludzkiej zawrzało we mnie namiętnym sprzeciwem. Zapragnąłem ust jej koniecznie, nieodwołalnie. Dlaczego mi ich broniła? Czyż nie miałem i do nich prawa? Nagle przyszło mi na myśl, że obok na ścianie jest kontakt elektryczny. Ukląkłszy na łóżku, namacałem gałkę i przekręciłem. Bluznęło światło, rozświeciło pokój. Spojrzałem i pchnięty trwogą bez granic, wyskoczyłem z łóżka... Przede mną w zgiełku koronek i atłasów leżał rozrzucony bezwstydnie, obnażony po linię brzucha kadłub kobiecy - kadłub bez piersi, bez ramion, bez głowy...Z okrzykiem grozy wypadłem z sypialni, skokiem szaleńca przebyłem schody i znalazłem się na ulicy. Wśród ciszy nocy pędziłem przez most.Nad ranem znaleziono mię gdzieś w ogrodzie na ławce bez pamięci.W dwa miesiące potem, przechodząc przypadkiem koło willi "Pod Lipami", spostrzegłem w parku krzątających się robotników. Otulano róże na zimę w słomiane chochoły. Jakiś mężczyzna wytwornie odziany nadchodził z głębi alei i coś mówił.Tknięty nieprzemożną chęcią, zbliżyłem się doń, uchylając kapelusza: - Przepraszam. Czy to jest dom pani Jadwigi Kalergis? - Niegdyś był jej własnością - brzmiała odpowiedź. - Od tygodnia rodzina objęła go w spadku. Uczułem dziwne ściskanie w gardle. - W spadku? - zapytałem, siląc się na ton obojętny. - No tak, Jadwiga Kalergis nie żyje już od dwu lat. Zginęła wkrótce po wyjeździe za granicę podczas jednej z wycieczek w Alpy. Pan pobladł? Co to panu?... - Nic... ależ nic... Przepraszam pana. Dziękuję za informację.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×