Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość przestraszona lecz szczęśliwa

MŁODE MĘŻATKI- JAK RADZIŁYŚCIE SOBIE...

Polecane posty

Gość przestraszona lecz szczęśliwa

w kuchni, tuż po slubie. Wiem, że to nieco idiotyczne pytanie, ale tak sie sklada, ze niedługo moj wielki dzien,a boje sie tego, czy spelnie sie jako zona. Do tej pory nie mieszkalismy razem, wiec wiadomo jak wyglada zycie mieszkajacej w pojedynke kobiety- ugotuje to ugotuje, jak nie to tez dobrze (to niegotowanie czesciej mi sie zdarza); jak nie ugotuje to przegryze sobie cos lekkiego. A wiadomo jak to jest w malzenstwie- facet przychodzi z pracy i chciałby na pewno miec jakis porzadny domowy obiadzik; nie mowie, ze zawsz, bo nie na tym to polega, zeby zrobic ze mnie kuchte.:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no my mieszkalismy przed slubem i gotowałam jak umiałm widac zjadliwe było bo zawsze dokładke wołał :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasia2020
co to za problem zrobić obiad? pracujesz, studiujesz? jeśli mąż wraca np. koło 18.00 ,a ty z pracy o 15.00 to masz dużo czasu na upichcenie ;) jeśli mieszkacie w dwójkę to jeśli zrobisz obiad typu zupa, pierogi, kluski czy coś takiego to to napewno jeszcze zostanie na drugi dzień do odgrzania lub ugotowania ;) nie przejmuj się tym, na początku może będzie cieżko, żeby wstać i coś ugotować ale się przyzwyczaisz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pół biedy jak komuś się CHCE gotować...ja tego nie znoszę....tzn. nie lubię stac przy garach i patrzec co chwila cyz juz sie woda ugotowala, czy tyle soli, cukru, pieprzy, mąki, kurde no poprostu teog nie lubię...i co? eh :o (zaznaczam, że bardzo lubię zmywac, sprzątać, czyścić, prac, odkurzać itd. Tylko to gotowanie jest jakies dla mnie...nieefektywne..bo ostoje sie pol dnia zje w 5 min a jesczez powie, ze niedobre :o )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
Ja nauczyłam się gotować dopiero gdy zamieszkaliśmy razem (na szczęście przed ślubem więc wiedziałam czy posiłki to powód konfliktów czy nie). Uczyłam się od mojej mamy, pytając ją o to i owo, i od mojego narzeczonego. Na początku obiady robił tylko on. Teraz przygotowanie obiadu to dla mnie rozrywka. Lubię to i wychodzi mi smacznie. Fakt że lubię i umiem gotować uważam za powstały dzięki temu że: - jestem łasuchem i uwielbiam jedzenie, szukam więc odpowiadających mi smaków z przyjemnością, - nie uważam gotowania za jakiś swój, i wyłącznie mój, obowiązek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mój tęz na poczatku gotował a ja potem sie wziełam teraz to on do kuchni nie wchodzi bo wie ze ja cos upichce fajnego :) tez o wiel rzzy pytałam i zdarza mi sie to teraz człowiek całe zycie sie uczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale przynajmniej miałaś tą CHĘĆ której ja za grosz nie mam :o u mnie w domu ciągle są awantury o to że znowu ta sama zupa czy coś, no po prostu słabo mi sie robi na myśl, że ja u siebie będę mieć to samo bo mój przyszły mąż raczej gotować sobie nie przywykł :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
dodam jeszcze dwa czynniki które wpłynęły na moje zamiłowanie do przygotowywania jedzenia: - mam teraz wyremontowaną kuchnię, funkcjonalną i ładną, więc fajnie się w niej pracuje, dodatkowo postawiłam sobie telewizorek i jak mi się nudzi to oglądam, mam też dostęp do darmowego, dobrego mięsa bo przynosi mi je teściowa - czyli mam miło i lekko - mój facet docenia to co mi wyjdzie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ja mam świeżo zrobiona kuchnie prosto spod igły i jakoś się andal nie kwapie chociaz sama ja projektowałam itd :P i co ? :o jakas niedorobiona jestem :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
sękata, ty jesteś jak moja mama, ona lubi mieć czysto i w domu często wyżywa się sprzątając, po prostu lubi sprzątać, nie cierpi natomiast gotowania ja mam odwrotnie, jak się okazało, i na przykład nienawidzę sprzątania (pewnych prac więc nie tykam m.in. dbanie o okna czy podłogi należy wyłącznie do mojego narzeczonego)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
hmmm... u mnie pasja do robienia jedzenia zaczęła się gdy mój facet pracował wyjazdowo i bardzo chciałam żeby wracając po tygodniu ciężkiej pracy, zimą, wieczorem, przemarznięty i głodny, zjadł coś naprawdę smacznego i pozywnego a także od tego że po prostu jestem najbardziej łakomą osobą jaką znam (mogę napisać wprost że uwielbiam jeść i wcale niemałe porcje) czyli miałam podwójną motywację, bardzo silną bo miłość do niego i do siebie ;D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To ja Ci chyba nie pomogę. Po pierwsze uważam że mieszkanie wspólne przed małżeństwem powinno być OBOWIĄZKOWE, żeby się poznać i dotrzeć. Po drugie - my gotujemy oboje. facet też ma 2 ręce i to całkiem sprawne ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
to wyżej było do ciebie, sękata :D zastanawiam się zresztą tak ogólnie, czy jest w ogóle możliwe żeby jednocześnie być świetną w dbaniu o dom, gotowaniu, pracy, pasjach, jednocześnie zadbaną, a potem też dobrą matką... ot, taki wielobój... i wydaje mi się że to po prostu niemożliwe :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
cyniczka.... czasem jedno pracuje lżej i krócej, drugie ciężej i dłużej, trudno wtedy wymagać tego samego w innych formach aktywności, związek to niekoniecznie równość (nie zawsze jest możliwa), ale raczej uczciwe uzupełnianie się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efqefqefqe
(co do ślubu i mieszkania razem... też nie chciałabym brać kota w worku i poświadczać to formalnie)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No u nas jest też tak że jak akurat jedno z nas ma więcej pracy, to to drugie przejmuje większy ciężar obowiązków domowych, ale nie ma tak że ciągle ta sama osoba. Zresztą akurat gotować my po prostu oboje lubimy, czasem pichcimy też razem :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja lubie i umiem gotowac, moglabym tAK SIEDZIEC przy tych garach z 3 godziny :D uwielbiam robowac,doprawiac, ale mam problem z glowy, bo moj facet uwielbia gotowac, to jesgo hobby:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i jak tu uwierzyć że mamy XXI
wiek :O "Nie spełni się jako żona"... ech... :O Zal czytać normalnie. Wróżę Ci przyszłość kuchty i sprzątaczki pana męża. Ja też nie jestem mistrzynią patelni, a zapewniam Cię, że spełniam się jako żona - przyjaciel, partnerka, kochanka... Kucharki na mojej liście nie ma. A gotujemy jak potrafimy. OBOJE.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ciotka z ameryki
tez bym sie chciała dowiedzieć, co to znaczy sprawdzac sie jako żona czy dobra żona gotuje codziennie, czy dwa razy na tydzień? czy musi gotować? a jak jest swietną kochanką, kocha swojego męża, pracuja po tyle samo i ona sprzata, a on gotuje, pierze i wychodzi z opsem na spacer, to taka żona jest dobra, czy już niedobra, bo nie gotuje? czy mąż tez powinien sienauczyc gotowac, zeby sprawdzać siejako mąż ? a jak sobie radziłam - gotowaliśmy czasem ja, czasem on, kto akurat miał wiecej czasu albo ochoty, a jak nikt nie miał, to robilismy sobie kanapki albo pizzę z zamrazarki

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mezatka polroczna
Ja "wskoczylam" na gleboka wode, bo mieszkalam z rodzicami i obiady prawie zawsze robila moja mama, wiec duzego doswiadczenia w gotowaniu nie mialam. Po slubie zaczelam gotowac i gotuje praktycznie codziennie (bardzo to polubilam). Na poczatek sprawilam sobie jakas ksiazke kucharska ;), ale i tak wiekszosc przepisow wyszukuje na necie. I jeszcze sie nie zdarzylo, zeby obiad mi sie nie udal :D. Wiec mysle, ze i ty spokojnie sobie poradzisz :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość WWWariatkAAA
A po co gotować? My jemy na mieście, albo zamawiamy do domu, albo kupujemy gotowe i tylko do odgrzania. Chodz zdarza się, że mój mąż ugotuje cosik. My przed wspólnym zamieszkaniem ustaliliśmy podział obowiązków. I ja np zmywam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kukuryku ....
i jak tu uwierzyć że mamy XXI Oj zgadzam sie z Toba w calej rozciaglosci. Ja juz na poczatku jeszcze przed slubem dawalam popis swoich zdolnosci kulinarnych ale nauczylam faceta ze nie jestem kucharka ... gotuje ten kto ma wiecej czasu albo wspolnie ... Nawet jak przychodzil do mojego rodzinnego domu to nie bylo lezenia na kanapie tylko musial pomagac mi w kuchni no chyba ze robilam dla niego wczesniej jakas niespodzianke ... Jesli Ty masz problem pt czy sprawdze sie jako zona to ja rowniez nie wroze ci nic dobrego. Nie masz poczucia wlasnej wartosci ... przekoania ze dasz sobie rade i chyba w tym zwiakzu tez cos nie gra skoro zadajesz sobie takie pytania. Bo mnie jak sie facet oswiadczal to powiedzial ze mnie kocha docenia i z powodu nie tylko uczuc ale i takze moich zalet widzi mnie jako swoja zone bo tak sie sklada ze jak sie podejmuje decyzje o malzenstwie to trzeba wiedziec czy wybranek moze sie potencjalnie sprawdzic. Ja bym w zyciu nie wybrala na meza faceta o ktorym nie wiem czy pomoze mi w kuchni czy zawiesi firanki czy zna sie na remontach czy lubi dzieci i jak sie zahcowuje w ich obecnosci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kiedyś RER
"facet przychodzi z pracy i chciałby na pewno miec jakis porzadny domowy obiadzik" - no popatrz, to zupełnie tak samo jak ja :o Na szczęście, jak wracam z pracy, to zwykle czeka już na mnie narzeczony z obiadem :) Ja nie gotuję - nienawidzę tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jussa
ja nie gotuje bo nienawidzę tego, mąż o tym wiedział i radzi sobie całkiem nieźle;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja mieszkałam z mężem przez 1.5 roku przed ślubem ale nie gotowałam-robili to teściowie.ale zostałam rzucona na głęboką wodę,i 2 tygodnie po ślubie wynieśliśmy się na swoje.nauczyłam się w połowie sama-przez próby.a 2 połowę zawdzięczam matce-pomogła mi stworzyć 'gotowanie dla idiotów' (sama tak nazwałam-nie obrażając nikogo)czyli wszystko rozpisane krok po kroku.a ponadto częste konsultacje na skajpie lub przez telefon.no i tak małymi kroczkami stopniowo poznawałam nowe potrawy,teraz już wiele gotuję z pamięci. gotowanie nie takie straszne jak się zdaje :) a ja to polubiłam-mąż chwali moje gotowanie,zjada hurtowe ilości obiadków..cieszy mnie to że lubi moje potrawy.najlepiej zacząć od prostych rzeczy0ja zaczynałam naukę od zup,potem jakieś naleśniki,obiady na słodko,potem mięsa,jakieś rolady,gulasze.gotowanie nie jest takie złe.pieczenie ciast też nie :D mój mąż nie umie gotować chociaż poradzi sobie z banalami jak racuchy czy naleśniki.bo raz jak robił jakieś mięso do obiadu a zobaczyłam kuchnię po przyrządzeniu posiłku to w duchu się przeżegnałam i stwierdziłam że ja jednak wolę sama ugtować i przyrządzić a on zrobi dobrze jak pozbiera po obiedzie i pozmywa :D a że mój nie potrafi gotowAĆ to uważam że kobieta której facet to potrafi-jest niezłą szczęściarą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dla mnie to gotowanie to też zmora. Co prawda nawet zaręczona nie jestem, ale jak sobie pomyślę jakie ja mam zdolności kulinarne albo raczej wielkiego lenia do gotowania, a jak gotuje mama Marcina, to już mi się płakać chce. On ciągle zachwyca się obiadami swojej mamy, i obawiam się, że ja niestety taka dobra w kuchni nie będę:(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mnie też rozpieprzył ten topic
Straszny jest wydźwięk postu autorki. "Czy sprawdzę się jako żona"... w kontekście kuchni. Dla mnie sprawdzenie się jako żona też znaczy zupełnie coś innego. A jak słyszę o nie mieszkaniu ze sobą przed ślubem, to mnie ciary przechodzą. Rozumiem, że ktoś może mieć takie zasady, ale podziwiam odwagę i życzę szczęścia (może być potrzebne). Niestety, ale tylko po wspólnym zamieszkaniu wychodzi kim jest druga osoba. Sama trafiłam bez pudła (nawet gdybym wyszła za mąż po 2 dniach znajomości z mężem, to by było ok, tak jesteśmy dla siebie stworzeni), ale nigdy bym się nie odważyła tak w ciemno iść, bo może być bardzo różnie. Sorry za off topic. My coś tam pichcimy oboje, ale słabo gotujemy, czego żałuję. Nie jestem też żadną wściekłą feministką i wiem, że każdy mąż czasem wzdycha, żeby żonka mu podała pyszny obiadek :) I należy to robić, bo w ogóle uważam, że należy rozpieszczać drugą osobą, jeśli na to zasługuje. Ale ogólnie obowiązki są wspólne. Nie ma dla mnie czegoś takiego jak "sprawdzanie się jako żona". W kuchni :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×