Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość SzaroSzary

Chcę odejsc mimo syna

Polecane posty

Gość SzaroSzary

Jestem facetem którego na pewno wiele osób oceni z góry źle, chociażby przez to co napisałem w temacie. Chcę jednak Wam opowiedzieć co sie wydarzyło w moim zyciu, co sprawia że chcę to zrobić. Z żoną znamy się 7 lat, od 4 jestesmy małżeństwem. Ja jestem mało atrakcyjnym facetem, i zawsze w związkach uważałem że jeśli tylko jakaś kobieta na mnie spojrzy, to niebo zwala mi sie na głowe. Że jako facet mam obowiązek dbać o wszystko, starać sie o uczucia i nie prosić o nic dla siebie. I tak też było od początku, mieliśmy z żoną miłe chwile, spacery, randki, namiętność, wspolne marzenia o przyszłości, ale to ja mielem je spełniać. Zawsze wiedzialem ze musze byc jej wsparciem i przyjacielem, wiedzialem jednak że gdy ja upadne ona nie poda mi ręki. Nie mówię że jest zła, po prostu taką osobę świadomie sobie wybrałem, sam uważałem żę nic nie potrzebuje i że dam rade z wszystkim. W większosci to ja prowadziłem dom, podejmowałem wszystkie decyzje. Ona po prsotu była. I to też sama mi ostatnio powiedziala mówiąć o moich korzyściach w tym związku - "zawsze dla Ciebie byłam". Wiele razy zawiodłem sie na Niej, ciagle jednak mysallem ze moje wymagania są nie na miejscu. A to że nie załątwiła czegoś dla nas o co ją prosiłem, mimo ze miala po drodze z pracy, że miała czas, a to że miała niespodziewanych gości na obiedzie który ja przygotowałem i dla mnie nic po powrocie z pracy nie czkeało, mimo ze miala potem wolny czas, to powiedziała tylko "myślałam że sobie poradzisz". To nie chodzi oto cholerne żarcie, to chodzi o to czy sie mysli o drugiej osobie. Potem pojawiły sie porblemy - oboje bardzo chceilismy dziecka, ale dlugo Go nie było. Były wzajemne pretensje kto sie na co nie przebadał, były jej namowy, że musimy sie starać, bo lekarz kazał często sie starać... Jakby to o to chodziło w bliskosci dwojga ludzi. Wtedy zorientowałem sie że każde chce dziecka dla siebie i chyba nasza motywacja zeby mieć wpolnie dziecko jest niewystarczająca. Próby rozmowy konczyly sie płaczem, ulegałem w poczuciu winy ze to moja wina że dziecko się nie poczęło. Chociaż miałem myśli takie, że powinienen powiedziec że to jest nie tak, że dziecko powinno sie brac stąd ze ludzie sa dla siebie wszystkim, maja dla siebie dużo miłości i chcą ją ofiarowąc jeszcze dziecku, i że w naszej sytuacji jest inaczje, że chyba nie powinniśmy jednak sie starać i w ogole chyba nie powinnismy byc ze sobą. Bałem sie takiej rozmowy, a potem... udało się... począł sie nasz syn. Żona była jeszcze bardziej zmęczona, dalej pracowała, wiec w zasadzie wszystkie obowiązki spadły na mnie. Wiem że to nie Jej wina, że hormony sprawiły to że nazwała mnie "starą kurwą", że powiedziała ze chce ją zabić (nigdy na niąnie podniosłem ręki). Wiem że to przez zmęcznie zasypiala szybko i zostawiala mnie wieczorem samego. W moim sercu zamaist miłosći i namiętnosci, była tylko gorycz i obawa. Obawa w czym mnie jeszcze zawiedzie, jaką sprawi mi jeszcze przykrosć. Nie było już miłości. I wiem że to moja wina że poznałem Julie. Zaczelismy rozmawiać na jakimś czacie, a potem codziennie SMSami telefonami, spotykać się. Zakochaliśmy się. Nasze spotkania były jak szaleństwa nastolatków, wycinalismy serca na ławkach, nosiłem Ją na rękach. Ale nie to było najcudowniejsze. Oto Julia była tą osobą która dbała o mnie, dopytywala sie o moje sprawy, pytała czy jestem zmęczony czy dobrze sie czuje czy nie jest mi zimno. Ona dzwonila do mnie w cięzkich momentach, wtedy gdy nie wiedzialem co zrobic jak ciaza zony byla zagrozona, jak spotkała mnie śmierć kgoś bliskiego. Julia była ta jedyną osoba która mówiła "lubie Twoj głos, lubie jak dla mnie śpiewasz, masz ładne oczy, lubię sie do Ciebie przytulać". Chociaż nie było jej łatwo. Miała wielkie wyrzuty sumienia, siebie uważała za winną tego ze nie kochałem już żony, że odbiera mojemu synowi ojca. Sama nie miała też lekko. jej mąż nie szanował Jej, dla niego była tylko kurą domową, stworzoną do sprzątania mu, gotowanai, pilnowania dziecka i jeszcze ciągle sie czepiał. Uważał ją za zero, za głupią. nie mówił jej jaka jest piękna jaka pracowita, jaka dobra. A taka jest. Jest troskliwa, dobra, prześliczna, podjęła bardzo cieżkie studia i radzi sobie świetnie, jestem z Niej dumny. Słow jakie w zyciu slyszała nawet nie potrafie powtórzyć, nie mieści mi sie w głowie jak można tak nazywać kobiete. Jak można tak kontrolować Jej całe życie, ograniczac wszystko, sprawdzać, czytać smsy itp. Mimo to, mimo naszej miłości, Julia długo nie zdecydowała sie na "zdradę'. Pisze w cudzysłowiu bo zdrada to już jest ten moment kiedy kocha sie inną osobę, nie tylko gdy idzie sie do łóżka. W końcu jednak byliśmy razem, kochalismy się i był to najcudowniejszy seks jaki miałem w życiu. Jednak Julia nie potrafiła tak żyć... czuła sie winna, i czuła że ma obowiązek w stosunku do Niego. Postanowiła mnie poświęcić. Obiecała Bogu że ze mnie zrezygnuje, jeśli Jej mężowi nic sie nie stanie, w momencie gdy miał jakieś problemy ze zdrowiem. Zostałem bez mojej jedynej prawdziwej miłości. A ja? Ja wiem teraz że instnieje prawdziwy zwiazek między ludźmi. że miłość musi dziaąłć w obie strony, że konflikty mozna rozwiazywac wspolnie, nie z pretensjami ale ze zrozumieniem. Ze być może najgorętsza miłość potrafi minąć, ale jeśli oboje ludzie wzajemnie się cenią to będzie dobrze, bo będą sie oboje starać dla siebie. Więc skoro wiem jak wygląda prawdziwy związek, prawdziwa miłosć, to czmeu mam zyć w podróbce? Moje dziecko też cierpi... mi puszczają nierwy, czaem sie kłócimy, moja cierpliowść jest mniejsza niż kiedyś. Poza tym, jesli Żona coś zawali w zwiazku ze mną to ma racje - ja sobie proadze. Ale jeśli coś z dzieckiem, to Ono sobie rady nie da. Dlatego chyba tak bardzo mnie złosci że nie powiedziala mi że brakuje pieluszek, że musze sam to wszystko sprawdzić bo jak nie to moze czegos zabraknąć. A dziecko cierpi przez mój podniesiony głos, przez moje troski i smutki. I Jej. Wiem że to dla Niej nie jest obojetne, wiem ze nie daje Jej miłości już, cułosci, bliskosci... a wiem że potrzebuje... a ja nie potrafie... Powiedzialem Jej to, powiedzialem jak bardzo mi ciężko, że chyba taki zwiazek nie ma sensu. Zaczeła płakać że mnie kocha ze potrzebuje (w to nie wątpie) że nie chce byc samotną matką. Zaczeła sie starać, gotować czasem... ale nie o to chodzi przecież... Jakiś czas póki Synek jest bardzo maly chce spokojnie żyć w jednym domu z Nią, musze mieć pewność że sobie poradzi. Ale nie ptorafie patrzec na to jak oboje jestemy obcy, nieszczęśliwi. I nie wyobrażam sobie zwalać winę na synka że jesteśmy "dla jego dobra". że musi widzieć nas walczących kłócacych sie, czasem krzyczaczych. On musi być spokojny, mieszkać ze szcześliwą matką, bo ja myśle że Ona może ułożyć sobie życie keidyś i z kims innym dogaać sie lepiej. Ja jetem winny co najmniej 50% naszych kłopotów, nie oszukujmy się. Ale ja też chce mieć spokoj, spędzając czas z synem nie pokazywac mu ze jestem dobitym życiem malkontentem. Chce spokojnie pracowac na jego utrzymanie, ale do tego musze spokojnie mieszkać sam. Chce odejsc aby jemu było lepiej niż mi, z moim rodzicami którzy nienawidzili sie cale zycie, byli ze sobą dla "mojego dobra" a stworzyli mi piekło. Gdybym odszedł wtedy gdy mogłem myśleć że Julia na to czeka, byłoby to zwykłe wyrachowanie. Teraz, gdy jestem zupełnie sam, wiem że chce odejśc dla dobra mojego dziecka, dla swojego spokoju i po to, by moja Żona mogła kiedyś też być szcześliwa a nie żyć z kimś kto ciagle ma do Niej pretensje i zyciowo jej nie ufa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamtaksamo_
przeczytalam i mam pytanie:czy wysice kiedykolwiek rozmawiali o Waszych oczekiwaniach i czy robiliscie jakies wspolne plny, ktore razem zrealizowaliscie? Bo odnosze wrazenie, ze kazde z Was na swoj sposob czuje sie skrzywdzonei kazde z Was ciagnie w swoja strone.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja Ciebie nie potępiam
kazdy ma prawo do szczescia. Sa osoby ktore pozwalaja sie kochac i uwazaja ze na tym konczy sie ich rola. Tak zwane ksiezniczki. A potem czuja sie skrzywdzoen przez los.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mamtaksamo_
ja go tez nie potepiam, ale wyznaje teorie, ze ludzie dobieraja sie m.in.wadami i cos Was ku sobie pociagnelo i nie zalezalo to od jednej tylko osoby. Dlaczego dopiero po tylu latach sie zorientowales, ze to nie to? Bo tu widac, ze od poczatku cos bylo nie tak a wyscie w tym trwali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SzaroSzary
Widzisz, moja wina była w tym że po pierwsze bałem sie rozmów. Bałem się ze bedzie płakała, że ja bede oczekiwał za dużo. Bo ja nie potrafilem wczesniej oczekiwać, to chyba dlatego że zawsze miałem niską samoocenę. Dlatego przestrzegam wszsytkich przed milczeniem! To małżeństwo można było uratować jeszcze dwa lata temu, jestem pewien.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to małżeństwo można uratować i
teraz... Terapia małżeńska u dobrego psychologa może pomóc ci nauczyć się wyrażać swoje oczekiwania, a jej uświadomić jakie są konsekwencje tego co robi - a raczej tego czego NIE robi... Z tonącego okrętu pierwsze uciekają szczury przyjacielu Kapitan schodzi ostatni :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość swwwwwwwwwwwwwwwwwww
to małżeństwo można uratować i Sama idz na terapie aj facetowi pozyc!!! Moj obecny facet a przyszly maz tez byl w takim toksycznym zwiazku !!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość quetal
Kiedy przeczytalam pierwsza czesc listu pomyslalam, ze jestes madrym i wartosciowym facetem...az do momentu kiedy doszedles do watku Julii. Zdradziles zone i piszesz o tym, jakby nic sie nie stalo:O:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to małżeństwo można uratować i
swwwwwwwwwwwwwwwwwww... mało, że jesteś nieodpowiedzialna ( jakoś nie rusza cię los dziecka pozostawionego z taką matką) to jeszcze zwyczajnie głupia. Co tu kogo obchodza ex twojego obecnego? Na siłę szukasz usprawiedliwienia dla porzucenia partnerki? A może weszłaś w małżeństwo exa na klina? No to twoja reakcja staje się w tym kontekście całkiem zrozumiała :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SzaroSzary
No ćóż, moralni nauczyciele zawsze sie znajdą. Jestem tylko człowiekiem, mam ludzkie potrzeby. Julia zauważyła we mnie człowieka, czego jakoś wczesniej nikt nie robił, żadna kobieta nie dała mi odczuć że jestem dla niej ważny, żadna nie mówiła że mam delikatne dłonie, że lubi mój usmiech, że lubi mój glos. Każdy normalny człowiek ma swoje potrzeby, w tym potrzebe bycia akceptowanym, kochanym, nie w ten sposób ze "jesteś mi potrzebny, lubie jak coś mi dajesz", ale "kocham Cie i chce Ci dać swoją miłość, bo Ty mi dajesz swoją". To niepojęte dla różnych dewotów, którzy uważają że jak sie raz wybrało to nie ma sie prawa człowiek rpzyznać do błedów, tylko musi do końca życia żyć z tą osobą w związku. Nie mówie o tym jakby nic sie nie stąło. Zdradziłem żonę, owszem. Lecz ona niestety na to bardzo poważnie zapracowła. Nie rozumiem waszego podejsćia "ratować małżeństwo". Ratować instytucję na papierze? Można ratować zwiazek, jeśli takowy istnieje. Żadni obcy ludzie nie nauczą nas rozmawiać, tego musimy sie nauczyc sami, bez względu czy sie rozstaniemy czy nie. A tym bardziej jeśli sie bedziemy rozstawać. Ale miłosći nie wskrzesi żadna terapia. W imię czego należy tkwić w toksycznym związku? Dla "dobra" dziecka? Żeby jemu też zatruć życie? Sorki, ale nic z tego. Wiecie, przysięga się miłość wierność i uczciwość. To jest bez sensu, bo o ile w spraiwe wierności można się po prostu powstrzymać, wyrzec się swocih naturalnych potrzeb, to czy można przysiąc miłość? Na to uczucie nie ma sie wpływu i czasem nie da się kogoś kochać i już. A uczciwość? Życie obok kogoś kogo się nie kocha, przemilczanie swoich problemów tylko po to zeby nie wywołać konfliktu? To też nie jest uczciwość. Ale żeby to wiedzieć, trzeba to niestety przeżyć. Nie jestem czarno-biały, jestem szaro-szary. Ale życie też nie jest czarno białe. I podziwiam tych którzy uważają że tak łatwo jest ocenić "zakazaną" miłość. Że nie można już nikogo pokochać, że nie można niczego pragnąć, bo jest papier i obrączka. Ja tak nie potrafie, sorki, jestem tylko szaro-szarym człowiekiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja tez..ja tez
a ja ciebie,rozumiem...ale nie rozumiem,co z Julia? czy to juz koniec? definitywnie? juz nie ma waszego zwiazku?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SzaroSzary
Związku nie ma. Ona ciągle jest i nigdy nie przestanie być dla mnie ważna. Czuję się okropnie z tym że wybrała to swoje udawanie, "ratowanie" małżeństwa. Słaby i chory będzie dla Niej może i znosny, ale facet który używa przemocy psychicznej ma też swoje fazy. Po fazie miesiąca miodowego nadejdzie znów faza agresji. Znów będa słowa gorsze niż pięści. I będzie z tym sama. Ale to Ona wybrała. Próbowałem bardzo długo zrobić coś żeby tak nie było, uratować ten związek, bo wiem że jestem Jej potrzebny. Ale mogę o Nią walczyć z każdym, oprócz Jej samej. Ja teraz musze myśleć o swoim dziecku, o swoim zyciu. Muszę wszsyto tak zorganizoać żeby swoje małżeństwo zakończyć w spokoju, wiedzieć że żona da sobie radę, że syn będzie miał dobrą opiekę. Jest dobrą matką, kochającą. Jest czasem lekkomyślna jak we wszystkim, ale na pewno nigdy nie sprawi że moje dziecko bedzie głodne i niezadbane. A może dzięki temu że oddalę się z Jej życia wreszcie dorośnie. Chce żeby kiedyś była szczęśliwa i kochana. Ja nie potrafię Jej tego już dawać, ale to nie znaczy że Ona nie ma prawa do szczęscia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
o jejku szkoda mi tej Julki, ale i tak wam kibicuję, bo ja jestem w podobnej sytuacji i rozumiem to jak nikt. powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiem,że mnie teraz wszyscy potępią....ja mam też problem; jestem z mężatką od 4 lat, za mąż wyszłam mając 20 lat. Znakomicie nam się układa, mamy super prace, auto, dużo oszczędności. Mój mąż jest dla mnie wspaniały bardzo troskliwy i opiekuńczy i każdego dnia od nowa przekonuje mnie na każdym kroku jak bardzo mnie kocha. Ale ten problem jest we mnie bo ja go przestałam kochać.....zakochałam się na nowo w starej miłości, ale nigdy nie zdradziłam męża i nigdy tego nie zrobię (choć wiem że samo to że zakochałam się w kimś innym jest zdradą). Nie wiem co mam zrobić...nie chcę mu niszczyć tego wszystkiego na co tyle czasu pracowaliśmy, ale nie chce być nieszczęśliwa u jego boku. Nie wiem co mam powiedzieć mojej mamie i całej rodzinie. Jeszcze nie rozmawiałam o niczym z mężem, niczego się nie domyśla. Wina leży tylko i wyłącznie po mojej stronie. Jak mam porozmawiać z mężem? Tak bardzo się boję.Nie mamy dzieci bo mąż prawdopodobnie nie może z tego co mówili lekarze. Błagam was pomóżcie mi, doradźcie coś, cokolwiek proszę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
smutne to co piszesz, mimo wszystko powinienes odejsc tylko nigdy nie zapomnij o synku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
witaj szaroszary. przeczytałam dokładnie co napisałes , i powiem ci jedno... nie patrz na to co powiedzą "inni " wogóle nie słuchaj... to ty sobie układasz życie , inni nie będą żyć za ciebie. masz prawo do szczęścia, liczyłeś na to szczęście zakładając rodzinę-niestety , żona zawiodła. byly próby ratowania tego małżeństwa, ale ileż można ? a żona zaczęła się starać bo co ? bo poczuła że zostanie sama ? i na ile to pomoże ? pamiętaj że rozchodząc się z żoną nie rozchodzisz się z dzieckiem. jesli jesteś pewien że dusisz się w tym " układzie " to uwolnij się. bo w tak chorej sytuacji dusicie się wszyscy , dziecko-bo czuje co się dzieje , żona-bo musi teraz kombinować jak koń pod górke aby pokazać się z jak najlepszej strony-co nie jest z jej strony szczere, no i w końcu ty-zmuszając się do mieszkania z osobą która jest dla ciebie zupełnie obca...nie ma chyba nic gorszego... powodzenia ci życzę..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i ja też przeczytałam uważnie
masz rację życie nie jest czarno/białe:) ludzie lubią krytykować na dzień dobry,chociaż czasem lepiej byłoby żeby się nie odzywali wcale niż wylatywali ze swymi tzw.mądrościami:O zauważyłam,że ładnie piszesz o żonie,ładnie o tej drugiej pani,nie zwalasz winy na cały świat,ale przyznajesz się do błędów i swoich, odrobina pokory jeszcze nikomu nie zaszkodziła to prawda...możesz być całkiem fajnym facetem;) i masz rację każdy ma potrzeby i potrzeby obu stron są tak samo ważne,nie da się żyć życiem i potrzebami kogoś

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No widzisz szaroszary ???? nie jesteś tym " złym " człowiekiem :) rób co ci dyktuje serce , tak abyś był szczęsliwy :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość żałosne są teksty
autora To niepojęte dla różnych dewotów, którzy uważają że jak sie raz wybrało to nie ma sie prawa człowiek rpzyznać do błedów, tylko musi do końca życia żyć z tą osobą w związku. Nie rozumiem waszego podejsćia "ratować małżeństwo" Ale miłosći nie wskrzesi żadna terapia. Przykro mi to stwierdzić ale czytając to co piszesz szary mam wrażenie że nie masz pojęcia czym jest miłość... i to akurat NIE jest spowodowane zachowaniem twojej żony.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość swwwwwwwwwwwwwwwwww
Masz tylko jedno zycie odejdz zanim je sobie zniszczysz do konca uciekaj !!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość sela9
OBCY ludzie nauczyli mnie rozmawiac z moim partnerem. Obcy ludzie nauczuli mnie jak zrozumiale i nie raniac nikogo okazywac swoje potrzeby i uczucia. Ci obcy ludzie to pewna pani psycholog i czlonkowie grup samopopmocowych dla DDD(Dorosłych Dzieci Dysfunkcyjnych). Sama, a mam 44lata, tylko powielalam swoje bledy, mimo, ze zdawalam sobie z nich sprawe i usilowalam postepowac inaczej. Sama wlasnymi silami wpedzilam sie w depresje kilkuletnia i tylko dzieki OBCYM znow ciesze sie zyciem i funkcjonuje normalnie. Najwieksza zyciowa sztuka dla mnie bylo przyznanie sie do tego, ze jestem slaba, nie wiem wszystkiego i potrzebuje pomocy. Brdzo sie ciesze, ze sie na to zdobylam i Tobie zycze tego samego. Terapia zas malzenska bywa, ze prowadzi do rozstania. Tylko wtedy jest latwiej, bo oboje wiecie o sobie samych i swoich potrzebach wiecej i mozna uniknac wzajemnych zlosci i zalow. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sama mama
Nie powiem Ci co masz/powinienes zrobic bo to zapewne sam dobrze wiesz Powiem, ze doceniam uczciwosc (niech sobie krytycy piszą co chcą). Bez nuty potępienia pozdrawiam, M.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Doradzacie psycholga. My byliśmy u 3-ch. Pogadali pogadali, skasowane 150 zlotych i do widzenia. Problemy zostały. Ok. 1 mógł być do bani, no 2. Ale trzech psychologów do niczego??? Słowem kasują pienądze i nawet nie jestem pewna czy dokładnei wysłuchali czy już czekali na następnego pacjenta.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
pozdrawiam, nie wiem jak właściwie ustosunkować się do tego, co napisałeś, nie wiem ile masz lat, ale wydaje mi się, że nie jesteś do końca szczery, trudno tego wymagać w necie dlaczego nie mówiłeś żonie, co się dzieje z Tobą, czemu nie zakończyłeś związku (coś nie tak z tym bałem się ) to takie łatwe dzisiaj, poznać kogoś na gg i dalej wiadomo, takie czasy nie sądzisz, ze skrzywdziłeś żonę ? przecież ona kompletnie nie orientowała się w Twoich dylematach, mówisz, że zawodziła Cię, dlaczego ? czego oczekiwałeś, przecież jak piszesz wcześniej sam zdecydowałeś się na taki układ, więc dlaczego piszesz, że Cię zawiodła ? Ty wiedziałeś kogo wziąłeś za żonę a czy żona wiedziała ? godziłeś się na takie małżeństwo, przyjąłeś rolę cierpiętnika, więc o co teraz chodzi ? myślę, że żona naprawdę Cię kocha a Ty sam nie wiesz, czego chcesz i czego chciałeś poślubiając określoną osobę, a z takimi a nie innymi wadami i zaletami, jak sam piszesz byłeś świadomy, więc czemu zmarnowałeś życie tej kobiecie ?, bo przecież można powiedzieć - oszukałeś ją, Twoje oczekiwania były inne niż te deklarowane to nie ona jest winna, ale Ty ona była sobą a Ty całe małżeństwo zaaranżowałeś i jeszcze jesteś niezadowolony, że ktoś jest taki jaki jest a wszystko zakończyłeś zdradą, krzywdząc żonę, pozbieraj się chłopie i nie narzekaj myślę też, że bardzo, baaaaaardzo idealizujesz kochankę, czy jak wolisz kobietę Twojego życia oderwij się od wszystkich kobiet tego świat i przemyśl wiele spraw, wyjedź na obóz przetrwania, czy do Mandżurii :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiesz, Szaroszary, aleś Ty wyrozumiały i jaki troskliwy tak, zdradziłem, ale biorę to na swoje sumienie, no wiesz.. heca na całego, Ty zwyczajnie nieuczciwy jesteś a żona, litościwie, dobrą matką nazwana, dała Ci już poczucie męskości, musi odejść z haremu sam nie wiem co o Tobie myśleć, naprawdę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SzaroSzary
"przecież ona kompletnie nie orientowała się w Twoich dylematach, mówisz, że zawodziła Cię, dlaczego ?" Jasne, oczywiste jest że kobieta za bogaojca nie może wiedzieć o tym, że jej partner potrzebuje być doceniony, potrzebuje by się o niego troszczyć, zadbać, podzielić domowe obowiązki. Że potrzebuje mieć w domu przyajciela, że potrzebuje oparcia Jest to wiedza tajemna i sytuacja jest to nadnaturalna, bo jakże to możliwe że facet rpzestaje spełniać już wszystkie zachcianki i ma dość samotnosci we dwoje. że nie daje rady nosić porblemów objga na swoich barkach. No i oczywiscie jest zły wstrętny, bo gdy pojawia się ktoś kto widzi z nim człowieka, oddaje miłość tamtej osobie, jak to nzawałeś "kochance". Wiadomo przecież ze to mężczyzna musi zrobić wszystko zadbać o wszystko i znieśc wszystko, wiec w ogole o co temu SzroSzaremu k*wa chodzi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiesz, wydaje mi się, że starasz się dopasować argumenty do stuacji, niby jesteś taki troskliwy a zdradzasz i masz pretensję do zony, ze do tego doprowadziła, przecież to Ty źle się czujesz w małżeństwie i słowem się nie zająknąłeś, piszesz, że świadomie wybrałeś tę osobę, żeby stworzy ć z nią rodzinę dziwią mnie też Twoje starania o dzieci, kiedy już żony nie kochałeś, dobry jesteś, po co to zrobiłeś ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość SzaroSzary
Lepiej sie czujesz jak sie uważasz za nieomylnego? Bo ja uważam że mogłem sie pomylić i zrobić błąd związawszy się z taką osobą. A potem nie rozmawiać, nie wyjasniać, nie próbować sprawić żeby coś sie zmieniło. Uważam że nie wie sie z góry wszystkiego, ze można nie sprawdzić sie w życiu jakie sie dla siebie wybrało. I z osoba jaką sie wybrało. Zwyczajnie sie oboje pomyliliśmy. To nie jest tak , że mamy teraz cierpieć całe zycie i nasze dziecko z nami. Możemy to naprawić. Wszyscy troje zaslugujemy na lepsze życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie jestem nieomylny, ale trzeba ponosić odpowiedzialność za to, co się robi wszyscy się pomyliliście ? wydaje mi się, że napisałeś, że zona Cię kocha ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×