Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

gniazdo1

Dla wszystkich brzydkich których milość omija ...

Polecane posty

Na scenie życia Pewnego dnia samotny żeglarz dopłynął do nieznanej wyspy. Na pierwszy rzut oka miała sporą powierzchnię. Dziwne... nie mógł jej znaleźć na mapie. Wyspa nie była bezludna. Okazało się, że ma wielu mieszkańców. Ludzie, sprawiający wrażenie przyjaznych, zachęcili go, aby się u nich zatrzymał. Bardzo długo żeglował i właściwie zapragnął już znaleźć się na lądzie, a od domu dzielił go jeszcze szmat oceanu. Szybko zdecydował: Zostaję. Wyspa była piękna, pełna kwiatów i drzew owocowych; ładni i uśmiechnięci ludzie wydawali się być bardzo szczęśliwi. Tylko jednym był zaskoczony. Wszyscy nosili maski. Były tak dobrze dopasowane, że dostrzegł to dopiero po pewnym czasie. Zauważył, że niekiedy ukradkiem poprawiają sobie gumki i tasiemki. Czasami wydawało mu się, że maski ich uciskają i chętnie by je zdjęli. Był prostym człowiekiem, więc zadał im pytanie: Dlaczego je nosicie? Przecież to niewygodne! Ludzie wyglądali na spłoszonych. Niektórzy uświadomili mu, że u nich nie wypada o to pytać. Maski są wspaniałe, bo ukrywają krzywe nosy, wyłysiałe brwi, wyłupiaste oczy, zmarszczki itd. Dzięki maskom nikt nie czuje się gorszy i wszyscy muszą być szczęśliwi. Gdy tak mu tłumaczyli, ktoś podsunął mu lusterko. Żeglarz z przerażeniem zauważył, że i on ma coś do ukrycia. Wysmagana wichrem stara twarz, brakujące zęby... Człowiek, który podsunął mu lusterko z troską zwrócił mu jeszcze uwagę na brzydką szramę na lewym policzku. Ten sam człowiek podał mu maskę. Żeglarz szybko ją założył i od razu poczuł się lepiej. Wprawdzie następny moment był mniej przyjemny, bo okazało się, że maska kosztuje 20 dolarów... Zapłacił, bo już nie odważyłby się bez niej pokazać innym z tą "okropnie brzydką szramą" na policzku. Mijały dni, a żeglarz wcale nie czuł się szczęśliwy. Maska uwierała go coraz bardziej. Gdy jednak chciał ją zdjąć, zawsze pojawiał się człowiek, który niegdyś podał mu maskę i uprzejmie, lecz boleśnie uświadamiał mu jego braki, a inni - wydawało mu się - odsuwali się od niego ze wstrętem. Ten człowiek zawsze miał w pogotowiu nową, rzekomo lepiej pasującą maskę. Przekonywał, że maski trzeba zmieniać. Rzeczywiście mieszkańcy wyspy często je wymieniali. Żeglarz wydawał więc następne 20 dolarów itd. itd... Gdy nie miał już za co kupić kolejnej maski, ów człowiek uprzejmie zaproponował mu pracę w swojej pracowni. Za miesiąc pracy, po 6 godzin dziennie, dostanie 25 dolarów. Przyjął propozycję z zadowoleniem, bo już zaczynał się nudzić, a za te pieniądze będzie mógł kupić sobie nową maskę i jeszcze mu zostanie 5 dolarów. Niestety maskę musiał wymieniać już po 2 tygodniach, lecz jego "dobroczyńca" znów przyszedł mu z pomocą... Będzie pracował 12 godzin dziennie, ale dostanie za to całe 46 dolarów. Gdy doszedł do osiemnastogodzinnego dnia pracy, nagle zrozumiał... Wstał ze wschodem słońca, zabrał ze sobą lusterko i wspiął się na jedyną na wyspie skalistą górę. Zdjął maskę i po chwili wahania odważnie spojrzał w lusterko. Ze zdumieniem stwierdził, że blizna wcale nie jest taka straszna i nawet pasuje do jego "żeglarskiej duszy". A brak zębów? Cóż, po powrocie do domu musi po prostu pójść do dentysty. Na twarzy poczuł przyjemny dotyk wiatru. Zaśmiał się; dawno nie czuł się już tak wolny i szczęśliwy. Szybko wrócił do osady i chciał podzielić się swoim odkryciem z innymi. Niektórzy zachęceni, zaczęli nawet zdejmować maski, ale "człowiek od masek" znów się pojawił. Głośno wytykał im braki, a ci, co pozostali w maskach, uśmiechali się ironicznie. "Śmiałkowie" z pośpiechem znów założyli maski; ośmieszeni, zwrócili się przeciwko żeglarzowi. Kazali mu się wynosić z wyspy. Krzyczeli, że burzy ich spokój i szczęście... Odpływał z ciężkim sercem, ale w ostatniej chwili zauważył kilkunastoletniego chłopca, który nie miał maski i przyjaźnie kiwał mu ręką na pożegnanie. Inni jakby się od niego odsunęli, lecz on się uśmiechał. Był ładny, tylko nos miał trochę za duży. Żeglarz pomachał mu ręką i nie pamiętając o brakującym uzębieniu, szeroko, szczerze się uśmiechnął. Spontanicznie wyszeptał modlitwę: Otwórz, Panie, nasze oczy, abyśmy mogli w brzydocie własnej i innych dostrzec Twoje piękno i poczuć smak wolności.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość skojarzyl mi się
rozdzial o jednonogach - opowieści z narni - podróż wędrowca do świtu :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moc człowieka Dawno, dawno temu w górach Tybetu zebrali się mędrcy tego świata znający tajemnicę mocy człowieka. Wiedzieli, że czasami ludzie robią rzeczy straszne i wykorzystują ową potęgę przeciwko sobie. Postanowili więc ukryć moc człowieka przed nim samym. Długo medytowali, dyskutowali, szukając najlepszego miejsca na świecie. Jeden z mędrców powiedział: - Ukryjmy tę moc w najgłębszej kopalni świata, zasypmy ją kamieniami i ogromnymi głazami. Człowiek tam jej nie znajdzie. Ale inni kręcili głowami mówiąc: - Człowiek to arcyciekawe stworzenie, lubi badać głębokie pieczary, z pewnością ją znajdzie. Drugi mędrzec powiedział: - Ukryjmy moc człowieka na dnie najgłębszego oceanu, postawmy na straży żarłoczne ryby i niebezpieczne prądy, nie znajdzie jej. Ale inni stwierdzili: - I tam zagoni człowieka ciekawość i chęć przeżycia przygody - znajdzie ją. Następny radził, aby moc człowieka umieścić na szczycie najwższej góry, zasypać ją śniegiem, zakuć w wiecznym lodzie, na straży postawić wicher i mróz - ale i te przeszkody zdawały się być zbyt małym wyzwaniem dla nieposkormionej żądzy zdobywania, od wieków mieszkającej w ludziach. I kiedy zdawało się, że nie ma już takiego miejsca, gdzie można by ukryć ludzką moc, najstarszy z mędrców powiedział: - Ukryjcie tę moc w samym człowieku, tam na pewno nie będzie jej szukał. Do głowy mu nie przyjdzie, że wszystko co najwspanialsze ma właśnie w sobie! Tak też i uczynili...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przed kilku laty była sobie fabryka, która produkowała misie. Każdy z nich był inny, ale każdy tak samo śliczny i milutki. Małe dzieci uwielbiały te misie, rodzice kupowali im je na urodziny, imieniny i Gwiazdkę. Każde dziecko od razu umiało pokochać swojego misia i uważało go za swojego największego przyjaciela. Tylko jeden misio był nieudany. Został uszyty z samych resztek materiału. Miał jedno uszko różowe, drugie zielone, tułów w kwiatki, nóżki w kratkę. Nosek zamiast czarnego wyszedł niebieski, a oczy, robione już z ostatnich skrawków, były żółte. Misio ten był bardzo miły w dotyku. Cieplutki i aksamitny, ale nikt tego nie widział, bo nikt nawet nie brał go do ręki. Biedny Brzydki Misio widział, jak jego koledzy szybko opuszczają sklepowe półki i trafiają do wesołych, uśmiechniętych dzieci, które bardzo je kochają. Sam stał samotny, już troszkę zakurzony i myślał sobie: To nic, że mnie nikt nie chce. Najważniejsze, że moi koledzy trafiają w dobre ręce. Minęła kolejna Gwiazdka i misia nadal nikt nie kupował, aż pewnego dnia do sklepu weszła mała, może sze?cioletnia dziewczynka. Miała na nosie ciemne okulary, chociaż tego dnia wcale nie było słońca, a w rączce białą, plastikową laseczkę, chociaż wcale nie była staruszką. Weszła do sklepu ze swoją mamą. Poprosiły o misie. Dziewczynka była niewidoma. Nic nie widziała. Nie znała ani kolorów, ani nigdy nie widziała tęczy, nie umiała sobie wyobrazić lecących w powietrzu ptaków, ale za to wszystko umiała zobaczyć rączkami. Wzięła do rączki najpierw bielusieńkiego misia. Najładniejszego ze wszystkich. Pomacała jego odstające uszka, dotknęła łebka ; I wzięła następnego, szarego. Ten też nie przypadł jej do gustu, bo miał troszkę ostre zakończenia łapek. Na samym końcu ekspedientka położyła Brzydkiego Misia, bo i tak nie liczyła, że kiedyś ktoś go kupi. - To ten mamusiu! - krzyknęła głośno dziewczynka - To jest mój misio. Mój piękny kochany misiaczek - i z całej siły go przytuliła, a potem pocałowała w brzydki, niebieski nosek. Od tej pory dziewczynka i misio nie rozstawali się nigdy. Na leżakowaniu spali pod jedną kołderką, u dentysty dziewczynka ściskała jego łapki, a kiedy trudno jej było coś zrobić, zawsze pytała o radę swojego przyjaciela. Inne dzieci śmiały się, kiedy widziały, jakiego brzydala ze sobą nosi. Ale dziewczynka każdemu proponowała, żeby wziął misia do ręki. I wtedy działo się coś dziwnego. Przestawał wydawać się brzydki. Wszystkie dzieci zazdrościły dziewczynce. Pytały ją często skąd wiedziała, że ten misio jest taki cudowny, tak kochany. Przecież nie mogła tego zobaczyć, bo jest niewidoma. A ona zawsze im odpowiadała: - Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Topic powstal z mysla o "pieknych" i "brzydkich" , ktorzy produkuja bezmyslnie nowe topiki najezdzajac jedni na drugich i na odwrot. Moze kilka osob chociaz zrozumie czy jest prawdziwe piekno...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×