Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość panna rozpacz

Straciłam kogoś kogo kochałam do szaleństwa

Polecane posty

Gość teza2
Panna rozpacz Hej, Hej co u Ciebie?? Napisz proszę, jestem myślami z Tobą, mam nadzieję, że coraz lepiej sobie radzisz.... odezwij sie .. Pa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Znacie ten wiersz?: Niech staną zegary Zamilkną telefony Dajcie psu kość, niech nie szczeka Niech śpi najedzony Niech milkną fortepiany I w miękkiej werbli ciszy wznieście… Niech przyjdą żałobnicy.. Niech cicho łkając samolot pod chmury się wzbije I skreśli na niebie napis: On nie żyje! Załóżcie żałobne wstążki na białe szyje gołębi ulicznych Policjanci na skrzyżowaniach niech noszą czarne rękawiczki W nim miałam moją północ, południe, zachód, wschód Niedzielny odpoczynek i codzienny trud Jasność dnia i mrok nocy Moje słowa i śpiew Miłość... Nie potrzeba już gwiazd, zgaście wszystkie do końca Zdejmijcie z nieba księżyc i rozmontujcie słońce Wylejcie wodę z morza, zabierzcie drzewom cień Teraz już nigdy, na nic nie przydadzą się... Atał mi się tak cholernie bliski... Taki prawdziwy.... Nie wiem dlaczego to pisze.... Po prostu chciałam sie odezwać, mój psycholog powiedział że to dobry pomysł by starać sie otwierać na ludzi; w każdy sposób... Jego gadanie i tak nadal traktuje jak brednie. Bo widzicie muszę chodzić do psychologa, podobno każdy w mojej sytuacji musi odbyć coś takiego, to jak praca społeczna za karę... Zapewne przez to co napisze przyjdzie na mnie pogrom ale ja to zrobiłam to znaczy chciałam to zrobić ale nie udało mi sie :( nadal tu jestem i mimo że chciałam a właściwie podświadomie nadal chce uciec z tego świata, z który i tak łączy mnie coraz mniej.... Te sesje i tak nie pomagają nic a nic, widocznie odporna jestem na gadanie o sensie życia... Z tym że po tym co zrobiłam ciągle mam \"obstawe\", moje gadanie o tym że chce być sama na niewiele sie zdaje bo nikt nie wieży mi już że nic sobie nie zrobie... Nienawidze tego cholernego życia, a raczej egzystencji bo tylko tym stało sie moje bezcelowe istnienie, teraz to już można otwarcie nazwać chorobą psychiczną, niestety tak jest, jak to mówią \"odbiło mi\" odbiło mi z tęsknoty za człowiekiem dla którego moje zycie istniało :( Nigdy nie sądziłam że można kochać tak bardzo, nigdy nie sądziłam że w ogóle można kochać, póki mnie to nie spotkało :( Czasem myśle sobie że gdybym mogła cofnąć czas to nie dopuściłabym do tego abyśmy sie spotkali po prostu minęłabym sie z nim na ulicy i nigdy nie przeżyła tego co przeżyłam z nim.... Ale nawet gdybym miała taką władzę to nie zrobiłabym tak, świadomość tego czasu tych chwil spędzonych z nim i świadomość że z własnej woli odrzuciłabym to? NIGDY! Mogłabym umierać nawet tysiąc razy nawet w nieskończoność za jedną krótką chwilę z nim, Jezu nawet nie zdajecie sobie sprawy ile bym dała by móc go zobaczyć, dotknąć, poczuć jego ciepło, nigdy sobie z tym nie poradzę.... Zawsze myślałam że jestem nie do złamania, że jestem tak cholernie twarda i wytrzymała jak nikt inny zawsze dawałam sobie rade w najtrudniejszych sytuacjach żejestem ze stali, a okazało że jestem strasznie słaba, bo w chwili gdy straciłam ukochanego wszystko przestało dla mnie istnieć, strasznie długo sie męczyłam, starałam sie sobie wmówić że wytrzymam że to po prostu jak detox starałam sie uwierzyć w te bzdury że czas wyleczy rany, gówno prawda to niemożliwe do wyleczenia, nawet starałam sie sobie wmówićć że go nienawidze, że i tak długo nie wytrzymalibyśmy ze sobą że go nie kochałam że to było tylko przywiązanie to też gówno prawda, to nie było nic z tych rzeczy! Nadal go kocham uzależniającą najsilniejszą miłością, nadal go kocham tak mocno jak tylko potrafie, nadal jest dla mnie wszystkim... Najgorsze były noce, wtedy było najciężej nie wytrzymywałam ich, nie mogłam dać sobie rady, brałam silne leki uspokajające, w końcu miałam ich dość miałam dość tego że nie czuje... Przestałam je brać, nadeszła noc, ta najgorsza z najgorszych, miałam takie myśli że naprawde nie chcecie ich poznać, przez moją głowe ciągle przetaczały sie wspomnienia nie mogłam ich odpędzić a gdy uświadomiłam sobie że już nigdy... Po prostu dopadła mnie taki stan rozpaczy że przestałam myśleć, chciałam tylko uciec... No i stało sie... Cholera ale nadal jestem, nie udało mi sie, nadal żyje, chyba za karę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Weyston Hugh Auden, "Funeral Blues", piękne. Witaj Panno Rozpacz, przez twoją nieobecność właśnie myślałam, że próbowałaś to zrobić. Cieszę się, że ci się nie udało. Naprawdę. Mam nadzieję, że dotrze do ciebie, że masz żyć. Ja wiem, że to trudne, naprawdę wiem. Ale skoro żyjesz, to znaczy, że TAK MA BYĆ!!!!!!! To znaczy, że coś na ciebie jeszcze czeka, pomimo, że dzisiaj w to nie wierzysz. Może jesteś po to, żeby pamiętać o Nim w najpiękniejszy sposób z możliwych? Po to, żeby być szczęśliwą i pielęgnować wspomnienia o Nim w sobie, przekazać dalej... Wyobraź sobie siebie za lat 20, opowiadającą swoim dzieciom o wspaniałym człowieku, którego miałaś szczęście kochać! Może jesteś tu po to, żeby pomóc za jakiś czas komuś, kto znajdzie się w stanie, w jakim ty jesteś teraz? Kiedy dojdziesz do siebie, za jakiś czas, może spotkasz kogoś na krawędzi. Kto wie. Ale skoro jesteś nadal, tak ma być. Powód wyjdzie na jaw za jakiś czas. Na razie cieszę się, że jesteś ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 2323
przeczytałam cały wątek od początku. Płakałam, wyłam... próbowałam postawic się w tej sytuacji, gdybym teraz ja straciła swojego mężczyznę. Nie dałam rady, rozkleiłam się totalnie. Podziwiam Cię i wszystkich innych, którzy dali radę po stracie ukochanej osoby. Tego bólu zapewne nie można opisac. Jestem z Tobą... z Wami. trzymajcie sie :*

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wstał kolejny dzień podczas którego jeszcze bardziej utwierdzam sie w przekonaniu że życie jest tylko bolesną egzystencją nieuchronnie zmierzającą do końca, właściwie po co to wszystko, po co ludzie tak strasznie za czymś gonią chciąc coś osiągnąć a gdy dosięgną już celu stawiają sobie poprzeczke coraz wyżej i wyżej... Wyścig szczurów... Jak mówiła moja babcia całe życie człowiek zagania i zagania żeby potem i tak to wszystko zostawić... Miała racje. Kiedyś taka właśnie byłam; realizacja planów ponad wszystko, ciągle chciałam więcej i więcej bo gdy nie robiłam \"czegoś\" czułam że stoję w miejscu że moje zycie sie cofa, zawsze uznawałam że nie mam szczęścia w miłości że nigdy nikomu nie powiem \"tak\", że nie będę kochać, że nie urodzę dziecka. Zawsze powtarzałam sobie że i tak sie do tego nie nadaje, po prostu są ludzie stworzeni dla innych ludzi i inni dla robienia kariery... Nie wierzyłam że ktoś może tak diametralnie zmienić moje podejście do zycia... Tak strasznie go kocham, za to że jest, zawsze będzie, choćby nie wiem co... odkąd pamiętam zawsze gdy budziłam sie rano nigdy nie było tak że czułam w mojej głowie nie było żadnej negatywnej myśli, zawsze było coś co jest niezrobione, coś co nie może czekać, co co jest przedemną i czego sie boje, zawsze coś mąciło ten mój spokoj... Ale kiedy zaczęłam sie budzić obok niego wszystkie te typowe troski zasze odpływały gdzieś daleko, a ja w środku czułam że tak mi dobrze, że chyba niegdy nie może być lepiej, że naprwde szczęście można osiągnąc tylko wtedy gdy można je z kimś dzielić... A teraz znów budzę sie w pustym łóżku, ale moje troski już nie przypominają tych \"typowych\", budziąc sie rano myślę tylko o tym jak bardzo bym chciała otworzyć oczy i znów zobaczyć jego twarz na poduszcze :( Myśle o tym jak bardzo przestało mi na wszystkim zależeć, jak bardzo nie chce sie znów obudzić, jak strasznie boli mnie to że ja tu muszę być bez niego, bo kiedy budzę sie myślę o nim i kiedy zasypiam myślę o nim... Nie umiem, nie chce być bez niego :( Na zawsze razem. Zawsze i na zawsze. Choćby nie wiem co. Przysięgam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Panno Rozpacz, przeczytaj jeszcze raz to, co napisałaś. Czy nie widzisz, że On pojawił się w Twoim życiu PO COŚ? Może po to żeby Ci pokazać, co jest ważne. Dzięki niemu spojrzałaś na życie i jego cel zupełnie inaczej. Dlaczego odrzucasz Jego obecność? Łudzisz się, że jak "przejdziesz na drugą stronę", czyli prosto mówiąc, jak umrzesz, będziesz z Nim? Na jakiej podstawie? Co każe Ci myśleć, że kiedy umrzesz spotkasz się z Nim? Wiara? W co? W chrześcijańskie niebo? Jeśli On był dobrym człowiekiem, poszedł do nieba. Jeśli popełnisz samobójstwo, nie trafisz tam, samobójcy, odrzucając boski dar życia, skazani są na potępienie. Nigdy się z Nim nie spotkasz. A może jest reinkarnacja? Tym bardziej się z Nim nie spotkasz, bo w hierarchii spadniesz na niższy poziom i odrodzisz się np. jako szur. A On, będąc dobrym człowiekiem, wszedł na poziom wyższy. I nigdy się nie spotkacie. A może nie ma nic? Wtedy również się nie spotkacie. Czy nie widzisz, że JEDYNĄ możliwością bycia z Nim jest ŻYĆ i PAMIĘTAĆ o Nim? Pielęgnować w sobie miłość do Niego w sposób pozytywny. Tylko tak jest to możliwe. I jest to do zrobienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ode mnie tez odszedł, a raczej kazał mi iść, człowiek ktorego kocham do szalenstwa i kochac bedę, ale nie moge Go zmusic do milosci... Niestety. Choc czasem bym chciała, no ale chce by był szczesliwy, mimo ze nie ze mną. Chyba dobre podejscie z mojej strony...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Carlaninka, ale Ty wiesz że on gdzieś jest i mimo że nie jest z Tobą to jest mu dobrze, jest szczęśliwy, ale Wasze uczucie po prostu (prawdopodobnie) nie przetrwało, musisz uczyć się żyć bez niego... A ja? Nie chce robić z siebie jakiejś ofiary ale ja muszę żyć ze świadomością że nie mam ukochanego człowieka, nawet nie wiem czy jest gdzieś tam, czy w ogóle jest... Musze żyć ze świadomością że gdyby nie choroba byłby teraz przy mnie....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 2323
Panna rozpacz... przeczytaj książkę "Ps. Kocham Cię" < tuli >

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Madathim
Mój odszedł. Żyje. Zdradził wszystko, czym byliśmy i czym mieliśmy być, nasze dzieci, które się nie urodzą. W krótkim czasie zmienił się z człowieka wspaniałego, uczciwego, kochanego w zimnego, okrutnego i bezwzględnego oszusta i

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Madathim
...i gówniarza, niestety. Wolałabym, by umarł. Czekałabym na niego aż znów byśmy się spotkali. Tak- on dopuścił się złych rzeczy, rozwalił nasze i moje życie, jest totalna pustka, dół, brud. I nigdy się nie spotkamy. Panno rozpacz- dla mnie Ty jesteś szczęśliwsza... mam nadzieję, że Cię nie dotknęłam ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witajcie! :) Dziś zaczyna się kolejny rok.. Czuje sie tak troche... No nie za bardzo.. Czuje jak jest mi źle i jak ogromną pustke noszę w sobie... W moim życiu pojawiło się nowe uczucie; samotność.. Mam straszne huśtawki nastrojów i nie radze sobie z tym...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Zaczyna sie proces zdrowienia ... zostały Ci piękne wspomnienia ale zycie toczy się dalej i zostaliśmy stworzeni do tego żeby życie przejsć we dwoje . Powodzenia:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
We dwoje.. tak, to prawda. Każdy ma swoją pisaną połówke... Ja też :) Ale Jego już tu nie ma... Żaden inny facet nigdy nie zajmie jego miejsca.. NIGDY.. Nie wyobrażam sobie by był ktoś inny.. Blokuje sie przed każdym i nie mam zamiaru sie ponownie angażować... Żaden nigdy nie będzie dla mnie coś znaczył.. Zawsze będę żyć Nim.. Już zawsze i na zawsze...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cieszę się, że dałaś znak życia 🖐️ Daj sobie czas. Pozdrawiam ciepło ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też tak mówilam , jednak życie wszystko zweryfikowało . Nie wyobrażałam sobie życia bez jednego mężczyzny , nie widziałam mozliwości bycia z kimś innym a jednak teraz już wiem ,że tak nie będzie . Chcę od nowa ułożyć sobie życie . Tak jak powiedziała Nie -ja , potrzeba czasu . Wspomnienia zawsze zostaną , ale nie można żyć wspomnieniami .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dałam sobie czas... Wciąż mam myśli samobójcze ale jednak nie zrobiłam tego ponownie, teraz jest to coś innego; nie zależy mi na tym czy żyje czy nie, choćby to czy jutro wpadne pod samochód i zgine na miejscu jest mi kompletnie obojętne. Odkryłam że moje życie i tak zmierza ku niczemu, nie osiągnę spełniena bo nie mam Jego.. :( Tylko sie nie czepiajcie prosze że brednie gadam.. Po prostu tak jest... Tak cholernie źle mi jest że czasem po prostu mam ochote wyć.. Tak mi sie jakoś włącza na zmiane; raz że wydaje mi sie że wszystko jest ok, że radze sobie i że jestem w stanie zyć bez Niego a za chwile mam ochote rzucić sie z mostu bo tak bardzo jest mi Go brak :( teraz znów mam ten stan :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość 007tytus
Wydaje mi się,że do sprawy trzeba podejść tak: Zastanów się jak on by chciał żebyś teraz żyła....,albo inaczej...Gdybyście się zamienili miejscami to jak byś chciała żeby mąż sie zachowal....i tak postępuj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobre efekty przynosi terapia u psychologa . Na prawdę pomaga mi przynajmniej pomogła . Prawdopodobnie masz depresję i sama z tego sie nie wyjdziesz .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
miałam psychologa ale bardzo sie broiłam przed otwarciem siebie aż w końcu po prostu nie chciałam tych spotkań.. nie wiem czy sobie z tym poradze... ale przetrwałam do teraz, mimo wszystko wciąż żyje... i mimo że jest mi to obojętne to jestem.. nie wiem jak będzie... przedtem bardzo unikałam ludzi; teraz podobnie ale nie blokuje sie tak przed bliskimi... zdażyło mi sie w święta po prostu rozryczeć siostrze w ramionach... kiedy jest jestem nimi otoczona jest lepiej ale teraz znów siedze sama i znów jest mi źle... wydaje mi sie że chyba sama już nie wiem czego chce..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja byłam u kilku psychologów , terapeutów , psychaitry .Efekt taki , że uporzadkowałam sobie wszystko , otworzyłam się , potrafie sie śmiać i liczę na to że ponownie ułoże sobie życie . Szczerze mówiąc najmniej pomogli mi psycholodzy , najbardziej psychiatra i terapeutka . Moze warto jeszcze abyś jeszcze raz sprobowała terapii tyle że u innej osoby . Trafia sie na róznych " fachowcow" w tej branży . Jedni pomogą inni nic nie zdziałaja a jeszcze inni zaszkodzą .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Panno Rozpacz. Po pierwsze - \"nigdy\" i \"zawsze\" to zbyt długo w kontekście naszego życia żeby były wiarygodne :) Po drugie - zaczęłaś tu pisać pół roku temu. I chyba było to zaraz po Twojej tragedii. Pół roku to naprawdę bardzo mało. Nawet rok. Podniesienie się zajmie Ci dłuższy czas. Ale sama przytaczasz przykłady zachowań, które świadczą o tym, że odbijasz się od dna: - żyjesz - przestałaś blokować się przed najbliższymi - bywają dni, kiedy czujesz się lepiej Z miesiąca na miesiąc takich chwil i objawów będzie więcej. Jesteś bardzo młodziutka, a z rozpaczą jest jak z ciężką chorobą. Im młodszy organizm, tym szybciej powraca do zdrowia. Trzymam za Ciebie kciuki i przesyłam ciepłości ❤️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem że to jeszcze za mało minęło czasu... naprawdę nie wiem co będzie za miesiąc i później... nie wiem czy chce wiedzieć... Póki co leki zaczyają na mnie działać i musze iść spać... Dziękuje ze jesteście :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
trzymaj się, nie daj się rozpaczy, czas zrobi swoje, wyrazy szacunku dla Ciebie......

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość żmija sykowata
panna rozpacz, masz na sumieniu moją dzisiejszą nieprzespaną i przeryczaną noc ;) Nie no, próbuję żartować... Zupełnie przypadkiem weszłam na twój topik i wszystko we mnie odżyło. Też mam 23 lata, on miał 28... Minęło już prawie półtora roku od jego śmierci, zupełnie nagłej i niespodziewanej. Teoretycznie ogarnęłam się z grubsza, studiuję, śmieję się, czasem imprezuję, niby pozornie wszystko ok. Ale ja się zmieniłam... Z jednej strony na gorsze bo zrobiłam się bardziej nieczuła i zimna, tak jakby rozpacz po jego śmierci zniszczyła u mnie większość uczuć wyższych. Z drugiej strony na lepsze, bo kiedy jeszcze żył stałam się przy nim odważniejsza i pewniejsza siebie i tego się trzymam bo wiem że tego by chciał. W ogóle staram się zachowywać tak że jeśli jakimś cudem mnie widzi to na pewno jest ze mnie dumny. Na początku panicznie bałam się rzeczy które mi się z nim kojarzyły, choćby jego ulubionych piosenek, bo wybuhałam płaczem. Teraz jestem na takim etapie że ciągnie mnie do rzeczy z nim związanych, ale już nie wybucham płaczem, tylko uśmiecham się smutno i tęsknię, no może czasem poleci parę łez. Chociaż zdarzają się noce że wyję, dosłownie. Co prawda coraz rzadziej, bo coraz spokojniej do tego podchodzę, ale jednak się zdarzają. I chyba jeszcze długo będą się zdarzać. Nie czuję już rozdzierającej rozpaczy. Czuję żal, smutek, tęsknotę i potworna wewnętrzną pustkę. Ale jakoś sobie radzę. Chociaż kryzysy się zdarzają, choćby tak jak teraz... Niedługo skończę studia, planuję się usamodzielnić, ogólnie wszystko ok tylko ta świadomość że już nigdy go nie zobaczę... Każdemu radosnemu wydarzeniu towarzyszy cichutka myśl "szkoda, kochanie, że cie tu nie ma..." Trochę chaotycznie napisałam, ale tak to właśnie jest. Zyję sobie, żyję, a od czasu do czasu pojawia się jakoś bodziec (tak jak np. twój topik) który sprawia że wszystko powraca... Ale wyryczę się, wytrę oczy i dalej będę żyć, no bo co innego mam zrobić? Też zaraz po jego śmierci myślałam o samobójstwie, ale się nie odważyłam. Zawsze mi marudził że koniecznie, ale to wręcz absolutnie muszę skończyć studia magisterskie (miał kompleks na punkcie wykształcenia, skończył na maturze i bardzo chciał żebym ja miała mgr. Jak obroniłam licencjat to chodził dumny jak paw, chociaż mu tłumaczyłam że to przecież tylko zwykły licencjat jest, heh). Więc rok temu gdy rozważałam próbę samobójczą w przebłysku autoironii pomyślałam że jeśli się zabiję i spotkamy się w zaświatach a ja nie będę panią mgr, K. strasznie skopie mi tyłek. Uśmiechnęłam się przez łzy, nie spróbowałam się zabić, żyję dalej. W czerwcu będę bronić mgr i na pewno będę wtedy myśleć o nim. Bo choć oczom daleko, to sercu zawsze blisko... To banały co piszę, wiem. Ale chyba właśnie takie banały pomagają normalnie funkcjonować. Rany boskie, nie dość że podczas pisania zapłakałam klawiaturę to w dodatku jeszcze nigdy w życiu nie napisałam tak długiego posta! Widzisz do czego mnie doprowadziłaś? ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Żmijo sykowata przepraszam że przypomniałam ci ten ból :( .. i dziękuje za to że po przeczytaniu Twojego posta zrobiło mi sie tak jakoś lepiej... Nareszcie koniec baaaardzo długiego weekendu. Odkąd Go nie mam każdy wolny dzień jest dla mnie jak skazanie. A tak to przynajmniej zajmę sie pracą i po prostu nie myśle tylko wykonuje to co potrafie najlepiej. Wczorajszy dzieńbył straszny, włącza mi sie często coś takiego że uderza mnie świadomość jak było i że to już niegdy nie wróci co najwyżej jeśli w ogóle to spotkamy sie dopiero po śmierci, i pewnie będę żyć za karę jakieś 50 lat :( Ten stan wygląda u mnie dość komicznie bo puls wali mi tak że wydaje mi sie że jest niemal widoczny, dostaje natychmiastowej gorączki paradoksalnie do tego robie sie jeszcze bardziej blada niż jestem i coś podcina mi nogi chwytam sie wtedy czego sie da żeby nie upaść.. Nie wytrzymałam wczoraj, nie dość że wchłonęłam pół opakowania środków przeciwbólowych to jeszcze poprawiłąm środkami uspakajającymi...Ostatni taki wir w głowie to miałam na zakończenie liceum.. Nie myślcie że znów chciałam sie zabić, po prostu chciałam sie uspokoić, leki pomogły ale tylko przez krótki czas, w nocy wróciło do mnie uczucie tej pustki :( najgorsze jakie może istnieć, było mi gorąco i nie mogłam przestać myśleć o nim wszystkie wspomnienia ze szpitala wróciły... Czułam że dłużej nie wyleże wstałam i włączyłam laptopa, zaczęłam czytać nasze rozmowy na gg, kiedy nie mogliśmy sie widzieć, pisaliśmy bo nie wytrzymywaliśmy bez siebie... Czytałam i płakałam w tęśknocie za Nim... Niestety ale myśli samobójcze mnie nie opuszczają, mój umysł nawet obrazuje sobie kilka opcji, ale staram sie przed tym jakoś bronić, ciągle mówie sobie \"wytrzymaj jeszcze do jutra\" a gdy nadchodzi to jutro błagam siebie o kolejny dzień... Bo odkąd Go nie ma to we mnie zrobiły sie dwie osobowości, jedna rozpacza i nie chce żyć a ta druga tak ją ciągie byleby znów nie sięgnęła po żyletki... Wiem że to już wieje chorobą psychiczną.... Ale nie mam nad tym kontroli...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość żmija sykowata
Ej, nie masz za co przepraszać :) Cieszę się że mogłam to napisać akurat tobie - nikt tak człowieka nie zrozumie jak osoba która przechodzi przez to samo :( Wiesz, czasami mam takie wrażenie jakby on po prostu tylko wyjechał gdzieś na zawsze i dlatego więcej się nie zobaczymy. Nie może do mnie dotrzeć jak to możliwe że jest taki wspaniały człowiek - i nagle znika. Że był - i już go tak po prostu nie ma, nie istnieje, nie mogę rozumem tego ogarnąć... Że już nie wspomnę o ciągłym "dlaczego on?"... Na cmentarz też nie chodzę zbyt często, bo stojąc nad jego grobem nie mogę znieść widocznego i namacalnego dowodu że ciało najwspanialszego faceta pod słoncem leży pod ziemią. Dlatego cmentarza staram się unikać. Ostatecznie nie ilość zapalonych zniczy świadczy o pamięci... Bardzo mi przykro że wciąż się tak bardzo źle czujesz. Jeśli masz ochotę to możesz tu częściej pisać, ja na pewno ci odpiszę, bo dużo czasu spędzam przy kompie, i postaram się może nie tyle pocieszać cię (bo to jest chyba na dany moment niemożliwe), ale może chociaż zająć "rozmową". Będę sprawdzać co jakiś czas czy pisałaś i jak się czujesz. Trzymaj się, wiem że to trudne ale się trzymaj... Może nie jakoś bardzo dobrze, ale chociaż tak minimalnie się trzymaj :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×