Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość eweeeliina

nie mogę się uniezaleznić od matki

Polecane posty

Gość eweeeliina

To co napiszę będzie mega żałosne, ale muszę wygadać się komukolwiek. Jestem jedynaczką, trudno mi powiedzieć czy byłam wychowywana "pod kloszem", może trochę tak, ale chyba bez przesady. Moja matka jest dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Gdy się kłócimy - ja momentalnie zaczynam płakać, nigdy, przez nikogo innego wywołane moje łzy nie sa tak szczere i bolesne. Gdy kłócę się z innymi - ewentualnie czuję złość, albo sie tym nie przejmuję. A na kłótnię z mamą reaguję szczerym, naprawdę głębokim płaczem (ona o tym nie wie, bo zawsze wtedy idę do swojego pokoju). Pamiętam że jako nastolatka miałam przez nią myśli samobójcze, ale nie dlatego że była dla mnie jakaś okropna czy coś. Po prostu, każda kłótnia z nią to był dla mnie koniec świata, odechciewało mi się żyć. Do dziś kartki w pamiętniku mam pogrymolone że nienawidze jej i chcę żeby umarła. To był taki nastoletni bunt. Bardzo zazdroscilam wtedy ludziom którzy kłócą się z rodzicami, ale nie ma to na nich wpływu, olewają to. Tzn. ewentualne zgrzyty z tatą mnie tak nie bolą, a z mamą to dla mnie koniec świata. Nie umiem opisać swojego zycia w klilku zdaniach. Sądzicie że wyprowadzka by coś zmieniła? Błąd. Mieszkalam 2 lata z chłopakiem, prawie 300 km od domu. I dzwoniłam do mamy każdego dnia. KAZDEGO DNIA! Gdy czasami, wieczorem, przypominalam sobie że jeszcze dziś nie zadzwonilam, autentycznie oblewał mnie dreszcz strachu, że jest na mnie zła. Kiedyś bytłam u psychologa (ale z zupełnie innym problemem) i psycholog powiedział że za wszystkim kryje się moja matka i jej wpływ na mnie. Wtedy pomyslalam - pierdu, pierdu, psychologowie zawsze tak mówią. Ale duzo potem dotarło do mnie że to prawda... Po rozstaniu z tamtym chłopakiem wrócilam do rodziców. Od paru tygodni mama chodzi jakaś podminowana, kłóci się ze mną, a dla mnie to autentycznie horror. Płaczę przez to i nie mogę się cieszyć życiem. Zauwazylam jeszcze jedno. Mówię jej o wszystkim. To jest chore, dziecinne i głupie. Znajomi (a także moi faceci) często mi zwracali uwagę że ze wszystkim lecę do mamusi, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy. To jest fakt! Teraz mam nowego chloapak i jak się z nim pokłóce, to mowie wszystko mamie, żeby się wygadac. Bo prawda jest też taka, że to moja najlepsza przyjaciółka i naprawdę uwazam że jest dobrym człowiekiem. Ale mój stosunek do niej jest chory i nienormalny. Moje uzaleznienie od niej, strach przed nią... Znacznie lżej znosiłam rozstania z moimi ex-ukochanymi (po prostu z czasem machałam na to ręką), niż kłótnie z mamą. Nie chcę tak dłużej, chcę się uniezaleznić, boję się że nawet jak załoze rodzinę, bede miec dziecko to ona będzie wciąż dla mnie wyrocznią, będe się jej przeraźliwie bała a przy tym szła do niej z kazdym problemem. Chcialabym tak jak inni - "olewac" rodziców i być ponad ich złość czy marudzenie. PRoblem jest naprawdę głęboki i złozony ale nie bede opisywać całego swojego dziecinstwa i reszty, bo chyba napisałabym ksiazkę. ;) Mial ktoś podobnie lub zna kogoś kto tak miał? Jak mozna się uwolnić, uniezaleznić? PRzeprowadzka prawie na drugi koniec Polski nic nie dała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość shepherd
Jestem facetem, ale ograniczenia to ograniczania, tu nie ma rozroznienia na płeć. Wyprowadzka może ci pomoc, ale ty musisz sie nie odzywac. Ty zrobiłas bład ze dzien w dzien rozmawialas z matką. Telefon w kazda niedziele, KROTKI!, bylby idealnym rozwiazaniem. Uświadom sobie, ze jestes dorosła, uswiadom sobie, ze matka jest dorosla i zrozumie dazenie do niezaleznosi dziecka (chyba ze obie do tego nie dorosłyscie). Ty w sumie zachowujesz sie infantylnie z tym stosunkiem do matki, nie idziesz naprzód, to jest toksyczne. Musisz sobie powtarzać ciągle, to co jest dla ciebie dobre, czyli : nie moge byc wiecznie uzalezniona od matki i argumentowac to jak dorosla kobieta, musi to trafic do twojej glowy, ze przychodzi czas gdzie odcinasz sie od rodzicow i ukladasz sobie sama zycie. Urazy z dziecinstwa...Obojetnie co by to nie bylo nie zwalaj na to, w dziecinstwie mialas problemy z ktorymi sobie nie radzilas bo bylas dzieckiem, teraz jestes dorosla i masz wiedze, sile aby kreowac swoje zycie. Jesli nadal boli cie dziecinstwo, to nie jest to bol rzeczywisty, to jest bol wyimaginowany, bo na ciebie dziecinstwo nie ma bezposredniego wplywu, tylko posredni. Ja jak bylem za granica 3.5 miecha, to potem wrocilem duzo pewniejszy siebie, zaczal sie kontakt z rodzina i cos pękło. W pewnym momencie w zyciu trzeba sie po prostu odciac, to naturalna kolej rzeczy. Ty musisz zrozumiec ten proces, twoi rodzice go rozumieja, ale niektorzy sa tacy ze nie pozwola ci odejsc, wtedy musisz sama to zrobic, bo wtedy jest sytuacja gdzie "chcielismy dobrze", a sie pierdoli. Rodzice zwykle chca dobrze, ale czasem nie sa swiadomi błedow wychowawczych, ktore potem dlugo pokutuja. Pokutuja u ciebie, ale teraz nie jestes dzieckiem i masz mozliwosci by to zmienic. Jesli masz okazje, to wyprowadz sie, telefonuj 1x/tyg krotko, a wtedy powoli zaczniesz zyc,. Ograniczenia innych ludzi (nawet rodziny) nie powinny ograniczac ciebie, znasz mechanizmy, wiesz co robic, niektorzy sa toporni zeby zrozumiec pewne rzeczy, byc moze taka jest twoja matka, byc moze ty przywiazalas sie za bardzo, ale ty mozesz z tym skonczyc, nie miej do siebie wyrzutow sumienia ze postepujesz dojrzale, jesli wiesz co robic, co jest sluszne po prostu to zrób. powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość eweeeliina
Wiem, łatwo powiedzieć - jak sie wyprowadzisz to nie dzwoń. W ciągu tamtych 2 lat tylko raz nie zadzwoniłam. Raz. Zupełnie zapomnialam i zadzwonilam nastepnego dnia rano. No i potem , jak odiwedzialm litania, to byla jej zacięta mina i zimne słowa "nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje, nie poznaję cię, stalas się niemiła" itd... I ja się czulam cholernie winna. Nie wiesz jak to jest, ona tak wpływa na moją psychikę że mogę przed nią się kajać i dosłownie klękać, żeby tylko nie była zła. Nie wiem dlaczego tak jest! Innych ludzi mam - delikatnie mówiąc - w dupie. Dla ludzi jestem raczej taka.. z ciętym językiem, co daje sobie radę w zyciu, nie przejmuje się pierdołami, a w stosunku do matki jestem jak jakiś zastraszony szczeniak. W chwili obecnej i tak nic nie zrobię, mieszkam z nimi i nie stac mnie na wynajem, ale z obecnym chłopakiem wszystko uklada się super i moze się za pewien czas wyprowadzę. Wtedy musze coś zmienić... Chociaz ja sama ją przyzwyczailam że uczestniczy 100% w moim życiu, wiec ona naprawde poczuje się odtrącona jeśli to się zmieni. A najsmieszniejsze jest to że mam już 27 lat. Taka stara krowa, a boi się mamusi jak diabła.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to nie jest kwestia odległości fizycznej, więź jest w głowie, więć czy jesteś od niej 0 100 metrów czy kilometrów nie zmienia sprawy najlepiej jest iść na terapię, nie byłaś byc może wspierana w podejmowaniu własnych decyzji - tj takich, które mogą się nie podobać mamie; jeśli chodzi o stopień kontroli, jaki się udało uzyskać Twojej Mamie, to wcale nie trzeba tego osiągać brutalnymi metodami, wystarczy inteligentnie posługiwać sie pochwałami - dawać je warunkowo i pozwalać na wszystko, ale pod warunkiem, że bedzie się to działo za wiedzą rodzica:wolno wtedy wszystko, poza posiadaniem własnych spraw (mam koleżankę, której mama kupuje bielizne erot. na randki z facetem, który jest od tej koleżanki starszy 30 lat, jest profesorem an innej uczelni, ale w jej \"branży\" - niby super, bo pełna tolerancja, ale dziewczyna nic nie robi sama, mama \"jest\" z nią nawet w sypialni - w ogóle nie przeszła fazy buntu) ja bym doradzała terapię, bo to jest długa praca nad emocjami i własna samooceną, najważniejsze, że masz świadomość problemu w Twojej wypowiedzi bardzo uderza słowo strach; uczenie sie stawiania granic nie jest łatwe, ważne jest budowanie własnej samooceny i mówienia nie, co wcale nie jest łatwe - mama tracac kontrolę bedzie się bronić, terapia zapewniłaby Ci wsparcie, sojusznika - ale neutralnego, takiego, z którym nie jestes na co dzień (w odróżnieniu od partnera, bo to nie sztuka zmienic jednego kontrolera na następnego) Pozdrawiam, trzymaj się:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
co Ty piszesz... : jak inni olewac i miec gdzies co rodzice mowia : ja tez jetsem jedynaczka. i tez cenie sobie zdanie rodzicow. bardzo. a szczegolnie taty, choc mame tez mocno kocham. ale tata jest moim idolem. duzo osiagnal i jest bardzo inteligentny ( niestety nie odziedziczylam tak duzej inteligencji po nim) dlatego jest dla mnie wzorem ponad wzorami. i tez jestem strasznie przybita gdy sie z mama pokloce. az mnie serce sciska. dlatego probuje tego nie robic. i tez lece do nich z kazdym problemem. ale to chyba wynika z wielkiej milosci do nich i zaufania. / a moze tak maja jedynacy? mocniejsza wiez?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja tak mam z mamą
a nie jestem jedynaczką. Mam 30 lat i czuje sie ood niej uzależniona, wszystko jej mówię, chociaz potem żałuję. Wytrzymam bez opowiadania 3 dni a na czwarty lećę i gadam. Nie umiem sie wyprowadzić z domu. Inna rzecz, że nie poradzi sobie z ojcem finansowo beze mnie. Okropność. Całe życie z nimi bedę mieszkać. Są różne problemy- rodziców, wspólne, a ja nie umiem myśleć o sobie , tylko o nich...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×