Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość dziewiętnasteczka

19 lat ???

Polecane posty

Gość dziewiętnasteczka

hej powiedzcie czy 19 lat do dobry wiek zeby juz mama zostac ? w tym roku zdalam mature, od wrzesnia staz, od października szkola, a tu sobie mysle o zajsciu w ciąże... nie wiem czy dalabym sobie rade, bo to jednak radosc ale i wielki obowiazek i moze byc ciezko, nie wiem sama juz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewiętnasteczka
pomyliłam fora, sorka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niteczka zielona jak polny wia
moim zdaniem za wczesnie, jak sama napisalas dopiero skonczylas mature i zaczniesz staz szkole. Przepraszam, ze to pisze , ale to moje zdanie nie ma jeszcze zabezpieczenia matesialnego, pracy, skad wezmiesz pieniadze na utrzymanie dziecka. a pozatym za staz sa marne pieniadze jak na poczatek. Nie lepiej maluszkowi zapewnic przyszlosc. ja sama koncze studia wybiram sie na staz, potem chce troche jeszcze pomieszkac z rodzicami i juz pomalu remontowas swoje mieszkanie wyposazac, dopiero wtedy bede myslala o maciezynstwie chociaz moj chlopak najwczesniej za 3-4 lata bedzie myslal o malzenstwie pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
19 lat to dobry wiek, żeby czegoś w życiu doświadczyć ale niekoniecznie od razu pchać się w dzieci/pieluchy itp. kobieta powinna też coś dla siebie zrobić, rozwijać się, zwiedzać w miarę możliwości...na dzieci jest czas...chociaż pewnie mnie tu zlinczują za wyrażanie własnego zdania :]

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
mi sie wydaje ze to dobry wiek, jezeli naprawde czujesz ze moglabys zostac mama, to jest instynkt u mnie obudzil sie ponad rok temu, i teraz wlasnie staram sieo malenstwo, jednak minusem jest to ze zrobisz sobie dzidziusia i kto bedzie je utrzymywal?? jezeli juz na taki krok chcesz sie zdecydowac to musisz zapewnic malenstwu wszystko czego potrzebuje, a ty jeszcze nie masz pracy wiec ciezka sprawa, a chlopak? czy on tez tego chce, i czy on zarabia pieniazki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewiętnasteczka
no wlaśnie on tak mowi o dziecku ze by chcial, pracuje, zarabia, ja biore tabletki, ale w oststnim miesiacu zdarzylo mi sie znaacznie pozniej je brac niz powinnam okres sie spoznil, mysleliosmy ze jestem w ciazy, troche mnie to zszokowalo, bo co bedzie teraz, a on tylko uspokajal, mowil ze wszy6stko bedzie dobrze, ze damy rade, zrobilam test, byl negatywn, widzialm maly smutek w nim, ja niby sie uciesylam ze jest, ale mialam mieszane uczucia, jakbym tego okresu wcale nie chciala... on mieszka z mama, ma dom jednorodzinny, a teraz szykuje góre domu do stanu uzytkowego, czyli powieksza domek

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewiętnasteczka
aaa ten wątek przeniosłam na forum ciąża, wychowanie dzieci :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewiętnasteczka
a jak mu powiedzialm o tych moich uczuciach m mieszanych, to stwierdzil ze musimy sie zastanowic co chcemy, czy chcemy dzidziusia czy nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość małgorz999
jezeli bedziecie mieli pieniadze zeby zapewnic mu jedzonko i ubranka i Ty czujesz sie gotowa, to nie ma co czekac....to piekny wiek aby zostac mama!!!!!!!!!!!! pewnie wiele z was mnie skrytykuje ale wkleje wam cos: Czas zabawy, czas pracy Kiedy dziewczyna ma osiemnaście lub dwadzieścia lat, ogląda się za wszystkim dziećmi na ulicy, patrzy, jak matki karmią niemowlęta, i coś w niej krzyczy, że powinna robić teraz to samo. Jest jednak inaczej, nie ma dziecka ani rodziny. Przygotowuje się do zdawania egzaminu maturalnego lub chodzi na jakieś wykłady, które umożliwią jej potem znalezienie dobrej pracy. Po studiach okazuje się, że dobrej pracy nie ma, ale ona dalej ogląda się za dziećmi na ulicy. Instynktownie szuka towarzystwa młodych matek. Żeby zdobyć pracę, zapisuje się na dodatkowe kursy i rozpoczyna kolejne studia. Kiedy je kończy, zaczyna pracować na jakimś podrzędnym stanowisku w firmie konsultingowej. Przykłada się do pracy, dzięki czemu awansuje i na jakiś czas zapomina o dziecku. Zegar biologiczny jednaka tyka i gdzieś około trzydziestki ona ma już pewność, że chce mieć dziecko. Tylko z kim i jakim kosztem? Trzeba by porzucić pracę i zostać w domu, a kto zarobi na dom i na dziecko? Nie spotkała jeszcze odpowiedniego mężczyzny, wszyscy wydawali się jej nieodpowiedzialni i niedojrzali, tacy chłopcy. Oni nie nadają się do bycia ojcami, do tego potrzebny jest ktoś wyjątkowy. W końcu poznaje kogoś takiego, ma wtedy trzydzieści pięć lat, on jest rozwodnikiem, dobrze zarabiającym dyrektorem jakiejś spółki. Winna rozwodu była żona, która go nie rozumiała. Decydują się na ślub i na dziecko, które rodzi się dwa lata później, bo trzeba było poczekać ze spłatą kredytu, wiadomo, że człowiek nie może być przesadnie obciążony płatnościami, jeśli chce wychowywać potomka. Przy porodzie ona ma więc 37 lat. Dziecko rodzi się zdrowe, ale po powrocie do domu okazuje się, że on nie ma w ogóle czasu dla niej ani dla maleństwa, jest zapracowany, ciągle w drodze, ciągle gonią go interesy. Ona siedzi całymi dniami sama i choć kocha swoje dziecko, chciałaby wrócić do pracy, bo myśli, że tam znajdzie spełnienie. Czasami przypomina sobie, jak to było, kiedy przyglądała się młodym matkom, które karmiły swoje dzieci w parku. Teraz też widzi takie matki, one są od niej młodsze o piętnaście, siedemnaście lat; kiedy będą w jej wieku, ich dzieci będą kończyły ogólniak. Gdy sobie to uświadamia i patrzy na swoją kruszynę, chce jej się płakać. Najlepsze lata zostały za nią. Teraz jest już tylko obawa o maleństwo i myślenie o tym, jak to będzie, kiedy przyjedzie starość. - Jeśli dziś miałabym coś doradzać młodym dziewczynom - mówi Julia, 40 lat - powiedziałabym im, żeby nie marnowały czasu, żeby nie zawracały sobie głowy żadnymi studiami, kursami czy czymś podobnym, żeby urodziły dziecko, kiedy mają osiemnaście lub dziewiętnaście lat, i żyły szczęśliwie, ze swoim chłopakiem, który może i jest trochę niedojrzały, ale tak naprawdę kto w dzisiejszych czasach dojrzał do rodzicielstwa? Niechby sobie razem wychowywali to dziecko i zarabiali pieniądze gdzie popadnie, nie myśląc o głupstwach typu: przyszłość, emerytura, kariera. To wszystko jest nieważne. Nigdy bowiem nie wiadomo, co przyniesie przyszłość, a nasze plany rewiduje przypadek lub opatrzność - jak kto woli. Kobieta spełnia się w rodzinie i nie da się tego zmienić. Można się tylko oszukiwać. Dziewczyny, które mają po dwadzieścia lat, tak bardzo pragną dziecka, że chciałyby je mieć z byle kim, niestety często w pobliżu nie ma nawet tego "byle kogo". Uważam, że naszym życiem nie rządzi zdrowy, naturalny rytm narodzin i śmierci, rządzą nim absurdalne zasady wymyślone nie wiadomo przez kogo. Żyjemy w rytmie spłacanych kredytów, w rytmie pensji, która przychodzi na konto co miesiąc, w rytmie urlopów, które trzeba gdzieś spędzić. Nie ma tu miejsca nie tylko na refleksję, ale i na nas samych. Oddaliśmy władzę nad sobą ciemnym siłom, których nie znamy. Piekło czy raj? Od dzieciństwa słyszymy, że zanim człowiek założy rodzinę, powinien skończyć studia i zostać kimś. Kończymy więc studia i dalej jesteśmy nikim, dalej jesteśmy na początku drogi, wszystko przed nami i tylko lat nam przybyło. Nie mamy żadnych doświadczeń, które pomogłyby nam odnaleźć się w życiu, ciągle zależymy od innych i to ci inni, często wbrew nam, decydują o naszym życiu. Nie potrafimy zdobyć się na samodzielność myślenia, bo przecież z góry wiadomo, jak ma się potoczyć nasze życie, nie ma tu miejsca na własne pomysły i eksperymenty. W wieku trzydzieści lat jesteśmy ciągle dziećmi, dorastamy gdzieś około czterdziestki, a kiedy przychodzi pięćdziesiątka, uważamy, że można zacząć życie od nowa, tyle że dla niektórych ono się właśnie kończy, bo natura jest nieubłagana. Nikt nie zwróci nam zmarnowanych lat, a czasu jest naprawdę niewiele. Sto lub sto pięćdziesiąt lat temu szesnastolatek był już dojrzałym mężczyzną, który decydował o swoim losie. Mógł zarabiać pieniądze i dowolnie je inwestować. Praca była ważnym elementem życia, ale pracowało się za pieniądze, a nie po to, żeby pracować i dożyć emerytury. Dziś szesnastolatkowie są istotami kompletnie ubezwłasnowolnionymi i często zachowują się tak, jakby pozbawiono ich mózgu. Nie potrafią odnaleźć się w grupie rówieśniczej, a co dopiero w sytuacji, w której musieliby zadbać o siebie. Nie potrafią żyć w naturalnym dla człowieka środowisku, gdzie panuje rywalizacja ekonomiczna, gdzie silniejszy i sprytniejszy pokonuje słabszego i miej rozgarniętego. - Miałem to szczęście - mówi Paweł - że uniknąłem takiej standaryzacji. Od kiedy tylko zacząłem samodzielnie myśleć, zacząłem także zarabiać pieniądze. Najpierw na budowie, potem w warsztacie samochodowym, potem wyjechałem za granicę. Mogłem pracować przez cały dzień, bo nie miałem zobowiązań. Kiedy odłożyłem już wystarczająco dużo pieniędzy, poszedłem na studia. Skończyłem je w wieku 28 lat, zrobiłem doktorat, prowadzę własną firmę w USA. Kiedy patrzę na moich kolegów, którzy dali się wrobić w schemat, jaki narzuca się młodym ludziom, robi mi się ich żal. To byli dobrzy uczniowie, prymusi, którzy zawsze dostawali same piątki, a ich życie było zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. Najpierw uczyli się w liceum, potem na studiach, nierzadko bardzo prestiżowych, następnie, jeśli mieli taką możliwość, wyjeżdżali za granicę, a jeśli nie - zostawali w kraju. Mają po trzydzieści lat i próbują zarobić pieniądze. Niektórzy z nich są prawnikami i im się udaje, ale z lekarzami i innymi zawodami jest gorzej. Nie dogonią mnie nigdy. Doświadczenia, które zdobyłem przez lata pracy, nie da się niczym zastąpić. To jest prawdziwa dojrzałość i dorosłość - nie trzeba się bać życia i nie trzeba się bać zaczynać go wcześnie. Mit dzieciństwa Panuje powszechne przekonanie, że należy cieszyć się dzieciństwem, młodością i korzystać z tych lat pełnymi garściami. Jest to jedno z większych kulturowych oszustw, jakimi nas się karmi. Dzieci, które szybko dorastają i w wieku piętnastu lat mają poglądy często bardziej dojrzałe niż rodzice, są w pewnym momencie swego życia zmuszani przez jakieś niewidzialne siły do dobrowolnej infantylizacji. Podobno jest to związane z wiekiem. Skoro jednak tak jest teraz, to dlaczego nie zawsze tak było? Nie zawsze dzieciaki zaczynały zachowywać się, jakby ktoś uderzył je w głowę czymś ciężkim, nie zawsze w wieku szesnastu lat zaczynały słuchać durnowatych zespołów i zachlewać się na umór piwem. To podobno jest synonim dobrej zabawy. Zamiast dorosnąć i wziąć za siebie odpowiedzialność, człowiek staje się dziś bezrozumnym konsumentem, tak jakby płacił swoim życiem haracz, nie wiadomo komu; dopiero po tym okresie "zapłaty" zaczyna dojrzewać po raz drugi. - Kultura, w której żyjemy - mówi Rafał, socjolog - zakłada, że człowiek musi przejść jakąś inicjację. Kiedyś w cywilizacji Zachodu były nią pierwsze zarobione pieniądze, które wiązały się właśnie z osiągnięciem dojrzałości. Dziś jest to kompletnie strywializowane. Dojrzałość to absurdalny i do niczego niepotrzebny egzamin maturalny, to pierwsza wódka, pierwsza dziewczyna i pierwszy papieros. Młody człowiek, zamiast stać się dorosły, przechodzi przez bardzo długą fazę dojrzewania, w której właściwie tylko marnuje czas, niczego się nie uczy i niczego nie poznaje. Nie zarabia też na siebie, jest na utrzymaniu rodziców. Jest konsumentem, musi nim być, bo żyjemy w czasach konsumpcji. Owa konsumpcja dóbr - materialnych i kulturalnych albo quasi-kulturalnych - to właśnie jest haracz, jaki płacimy, tylko że potem nie otrzymujemy w zamian nic, dalej jesteśmy kukłami w czyichś rękach, dalej konsumujemy. W czasach, kiedy nie grozi nam śmierć z powodu nieznanych chorób, a przynajmniej nie w takim stopniu jak niegdyś, kiedy świat jest w miarę bezpieczny i stabilny, my wszystko co najlepsze odkładamy na później. Zamiast spełniać się rodzicielsko i zawodowo w młodym wieku, zamiast pracować, póki mamy siły, i zdobyć samodzielność, my wciąż na coś czekamy. Kiedy zaczynamy nadrabiać stracony czas, kiedy mamy dzieci i dorabiamy się pozycji i niezależności, bywa, że już jest za późno. Jedyna pociecha w tym, że czas ów nie został stracony z naszej winy. Oszukano nas, tak jak oszukuje się co dzień tysiące młodych ludzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dziewiętnasteczka
heh chce i nie musimy naprawde powazniej o tym porozmawiac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fdgfdgfd
mam 19 lat, jestem, na pierwszym roku studiow.. tez marzy mi sie slub i wspolna przyszlosc z chlopakiem.. on ma 22 lata i pracuje w strazy granicznej... jestesmy ze soba 4 lata i jeszcze mi sie nie oswiadczył.. a ja tak bardzo pragne dziecka i rodziny....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
cześć:) mam 20 lat. 6.09.2008 roku wyszłam za mąż( dzień po moich urodzinach). Pracuję, mój mąż też, wynajmujemy mieszkanie i zaczynamy starać się o dziecko:) Oboje tego chcemy i stać nas na to . Mieszkania i tak nie mamy własnego a jak bedziemy czekac az spłacimy kredyt to bedzie już za pozno:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fdgfdgfd
tez bym tak chciala no ale studiuje i nie moge isc do pracy..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koteczekkicia
co ty użyj sobie życia a nie pieluchy :classic_cool: głupota

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×