Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ignesi

10 lat tych samych błędów - czy wy też je popełniacie?

Polecane posty

Gość ignesi

10 lat temu rozstawałam się z facetem. Spakowałam manatki i wyjechałam z miasta, gdzie On i jego nowa wersja mnie zaczynali układać sobie życie na słodko. Mniej więcej wtedy przestałam lubić słodycze i zrozumiałam, że znacznie lepszym smakiem jest słony, pikantny, może nawet pieprzny… Wyjechałam daleko. Czas mijał. Dokładnie rok po rozstaniu zapisałam w notatniku: „Już minął rok od rozstania – rok beż życia, rok bez uczuć, rok bez bliskości. To już rok… niedługo będą dwa.” Minęły dwa, i trzy i cztery. Studia jakoś lekko płynęły – znów umiałam się uśmiechać, bawić i być. Wtedy byłam gotowa – sama nie wiedziałam, na co, lub na kogo. Nikogo nie było. On kilometry ode mnie trwał w słodkim i dużo już dłuższym, niż ze mną związku – ja tkwiłam w tym samym punkcie. Bez nikogo. Nie było ich wielu – aż tak nie lubię mieszać smaków. Trzeba mieć umiar – by nie stracić z czubka języka smaku samej siebie, by czuć jeszcze, kim się jest. Dlatego zawsze potem starannie myłam całe ciało a szum płynącej wody przywracał mi równowagę. A jakiś czas później byłam gotowa na więcej. Raz nawet myślałam, że to się dzieje… Nowa wersja Jego – troszkę niższy i lepiej zbudowany, gęstsze włosy i prawie takie same oczy, ciemniejsza cera i bardziej uwodzicielski uśmiech… 2 miesiące. Dziś jest mężem i tatą. Znalazł inną, być może doskonalszą, wersję mnie. Trochę chudsza i niższa, też blondynka, też niewielkie piersi, też najczęściej uśmiechnięta, hmm…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ignesi
Studia minęły jak chwila i wtedy pojawił się Ktoś. Dużo jaśniejsze włosy i oczy, poza tym wzrost i budowa podobne. Teraz widzę, że tych podobieństw było więcej – właściwie było tak samo, jak w schemacie: moje początkowe strasznie mocne zakochanie i brak zainteresowania z jego strony. Moja późniejsza obojętność i jego narastające zainteresowanie. Mój milion spraw, przyjaciół, zainteresowań i on ciągle gdzieś w cieniu, ale zawsze obok, zawsze wspiera i pomaga. Moje zainteresowanie innym mężczyzną – on o tym wie, a mimo to nie traci mnie z oczu. Powolne zdobywanie, uwodzenie i moje stanowcze „nie” – aż w końcu przychodzi noc, kiedy przekonują mnie jego pocałunki. I tu pojawia się pierwsza różnica: za pierwszym razem myślałam: „nigdy nikt mnie tak nie całował”, teraz pomyślałam: „jak dawno nikt mnie tak nie całował…”. Podobno wszystko jest wersją czegoś innego, tylko pierwszy raz jest wyjątkowy – a jest takim tylko dlatego, że jest pierwszy… Pierwsze randki, wycieczki w góry, nocne spacery, szalone plany… I coraz mi lepiej i coraz bardziej wsiąkam w ten związek i myślę sobie: „a może to już na zawsze…”. Aż potem nagle coś się psuje, już nie słyszę „kocham”, już nie śmiem tego powiedzieć, już nie wiem, jak rozmawiać, w końcu już nie chcę rozmawiać – chcę tylko, by mnie przytulił, cofnął czas i żeby już zawsze było tak dobrze… Ale czas się nie cofa, tylko płynie – a z nim coraz większa pewność, że nic się już nie da zrobić. Gdy z moim drugim mężczyzną byłam już dokładnie tyle, co z pierwszym, szłam ulicą i myślałam: „już jutro będzie dzień, który przeważy szalę – z nim będę najdłużej, to musi coś znaczyć, coś w tym musi być, może już będziemy zawsze…”. Teraz jestem tydzień po rozstaniu. 10 lat starsza i niewiele mądrzejsza – pocieszenia szukam w Osieckiej i Poświatowskiej dzisiejszych czasów – czyli na forach internetowych. Patrząc wstecz widzę, że wybieram takich samych mężczyzn – a może to oni mnie wybierają… Rycerze na białych koniach – wytrwali zdobywcy serca ukochanej – tylko to, co zdobyte, już nie jest dla nich tak samo wartościowe… Już nie cieszy, tak się starałem, a może wcale nie o nią tu chodziło… Chyba odejdę… zdobędę nową wersję, jeszcze bardziej niedostępną, piękniejszą, ważniejszą… Może i lepiej, że to mój typ rycerze – moja koleżanka ma typ pedanta-lalusia-zdradzacza. Ostatnio znalazła nową wersję – na razie na jaw wyszła tylko natura pedanta-lalusia. Wokół mnie kręci się nowa wersja rycerza – na razie w cieniu, wysyła dyskretne sygnały i wspiera na każdym kroku. Nie pozwolę się dotknąć. Gdzieś musi być granica popełniania wciąż tych samych błędów. Tylko brakuje pewności: co jest błędem, a co nie…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niezły tekst
i jakże prawdziwy. Chyba wiele z nas ma wzorzec gdzieś zakodowany i nie umie bądx nie chce zejsc gdzies w boczne uliczki i doswiadczyć czegoś innego, no i przyciagamy przeważnie ten typ mężczyzn, który chcemy przyciagąć. I to z tym "chceniem" największa walkę trzeba stoczyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość może własnie błedem
jest że zgrywasz "damę z sercem d podbicia". Może zmień to, sama szukaj wybieraj i kokietuj facetów. Najpierw się zaprzyjaźniaj i oceń faceta. I nie oczekuj że każdy będzie się starał tak jak na początku. Przecież oczywiste jest że w końcu wchodzi do związku pewna rutyna i "pewność partnera". Więc przez całe życie rycerz nie będzie zdobywał księżniczki, skoro została zdobyta... :P I nie generalizuj. Bo takie gadanie "że przyciągasz beznadziejnych " facetów to jak samosprawdzająca sie przepowiednia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość piszesz tak prawdziwie..
aż nie wiem, jak zareagować, sklecić te parę słów, bo chyba do Twoich już tylko milczenie można dodać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
sęk w tym, że żadnej damy nie zgrywam, no i obydwaj najpierw byli kolegami... a swoje latka mam;p a jakże:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bysia
Doświadczenie nie przeszkadza robić nam błędów, przeszkadza je tylko robić z radością...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×