PROSZĘ POMOZCIE!!!

Mój narzeczony wyjechał zagranicę do ciotki pracować, siedzi tam od prawie 2. miesięcy ale wyjechał na jana no i pracy nie znalazł. Przed wyjazdem wspólnie z jego mamą mówiłyśmy mu o tym jaka sytuacja jest w UK jednak on mówił że tam pracy jest na pęczki. Skończyło to się tym, że całymi dniami siedzi na garnuszku ciotki a kolejne jego zgłoszenia o pracę są negatywnie przyjmowane i nie jest zatrudniany. Gdy tak pytałam go ostatnio, że skoro tęskni i tym bardziej nie ma pracy nie mysli nad wczesniejszym powrótem powiedział ze mysli, ale że jeszcze ` ta praca będzie` . A ja już mam dość tego cierpliwego czekania aż on tak naprawdę tak się nasiedzi i wypocznie, bo ja usycham z tęsknoty a on kosztem naszego związku i moich nerwów tam sobie siedzi. Miał być do czerwa i coś mi się wydaje, że nawet jak tej pracy nie znajdzie terminu powrotu będzie sie trzymał

moim zdaniem rżnie tam jakąś pipencje ;) inaczej już dawno by wrócił...

nie ma kiedy rżnąć, ciągle mamy kontakt przez gg od rana do wieczora, do ok 3 w nocy gadamy na gg;/ poza tym że tak powiem utrzymujemy pewną intymność nawet przez internet, by nie zwariować

Tylko problem tkwi w tym, że on tam pojechał mimo tego jak ja wspólnie z jego mamą mu odmawiałyśmy tego, ze względu na ten cały kryzys gosp.:( bo mówił że w UK to pracy na pęczki jest.. jednak się przeliczył.. i teraz za wszelką cenę chce udowodnić, że tą pracę zdobędzie moim kosztem:( jak go przekonać by wrócił? Przecież duma nie jest najważniejsza..