Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

killtheconscience

Nieszczęśliwa miłość

Polecane posty

Jeśli ktoś miałby ochotę wesprzeć mnie trochę czy pocieszyć, byłabym bardzo wdzięczna. Nieszczęśliwa miłość to temat bardzo oklepany, a ja być może jestem po prostu kolejną szesnastolatką, która coś takiego przeżywa, jednak - jak to pewnie zawsze w takich przypadkach bywa - wydaje mi się, że to coś poważniejszego. Zauroczenie przeżywałam już wielokrotnie, od drugiej klasy podstawówki począwszy, na drugiej gimnazjalnej skończywszy. Moje najdłuższe zauroczenie trwało prawie siedem miesięcy. Płakałam wówczas dniami i nocami, bo obiekt mych westchnień, którego znałam jedynie z widzenia i z rozmów gg, nie odwzajemniał mojego uczucia. A kiedy zobaczyłam go w szkole, całującego inną dziewczynę, wyryłam sobie żyletką na dłoni jego inicjały. Dziś niemal się śmieję z własnej głupoty. Wiem, że to było niedojrzałe i niepoważne. Wmawiałam sobie, że coś mi to daje, a w rzeczywistości chodziło o zwrócenie na siebie uwagi otoczenia. Ale rozpisałam się nie na temat, a chodzi mi o coś zupełnie innego... Z moim przyjacielem przyjaźnię się od ośmiu lat. On od kiedy tylko pamiętam zawsze coś do mnie czuł, wiele razy do mnie, że tak powiem, startował, ale ja zawsze go spławiałam, bo akurat \"cierpiałam\" z powodu miłostki do jakiegoś innego chłopaka. Parę razy nawet byliśmy ze sobą, ale zawsze to ja zrywałam, mówiąc, że to nie to, że szukam czegoś innego. Aż pewnego razu, a było to na krótko przed przeminięciem mojego siedmiomiesięcznego zauroczenia, ponowił swoją próbę, a ja się zgodziłam, mając nadzieję na to, że \'starą miłość wyleczy nowa\'. I tak też się stało! Poszliśmy razem na dyskotekę, zatańczyliśmy razem. I wpadłam. Dwa tygodnie, które byliśmy ze sobą, były najwspanialszym okresem w całym moim życiu. Nie będę tego opisywać, bo aż tak mocnych nerwów chyba nie mam, w każdym razie czułam się jakbym zażywała jakieś narkotyki. Świat nabrał kolorów, uśmiech nie schodził mi z twarzy... Ech, nic nie było w stanie popsuć mi nastroju. Byłam nabuzowana pozytywną energią, ciągle tylko martwiłam się o to, czy aby mnie nie zostawi. No i wymartwiłam to, bo w końcu powiedział, że \'nie może się przyzwyczaić\'. Że zawsze byłam jego przyjaciółką, i tak chyba zostanie. Że gdybyśmy tak długo się nie znali, może to wszystko miałoby sens. Nie rozumiem tego powodu, bo przecież prędzej czy później i tak byśmy się tyle czasu znali, ale to szczegół. Zdecydowaliśmy się rozstać. Rozpaczałam przez bardzo długi czas, właściwie nadal czasem rozpaczam, chociaż już rzadziej. Możliwe, że miałam depresję, choć nie mnie to oceniać. Pamiętam tylko, że w pierwszych miesiącach nieustannie trzęsłam się z zimna, łzawiły mi oczy, nie miałam ochoty wychodzić z domu, z nikim nie rozmawiałam, w szkole ciągle siedziałam w kącie i potrafiłam godzinami gapić się w jeden punkt. Ale w końcu mi przeszło... Jako tako. I mija już ponad półtora roku, od kiedy jest, jak jest. Zawsze, gdy go widzę, czuję ciepło w okolicach serca, a jednocześnie jest mi okropnie smutno. Wyczuwam ten dzielący nas mur. Zawsze gdy siedzi koło mnie, gdy żartuje ze mną. To bardzo przykre. Wiele razy chciałam zerwać z nim kontakty, by oszczędzić sobie trochę bólu, ale nie byłam w stanie. Właściwie w pierwszych miesiącach od rozstania nie rozmawiałam z nim, unikałam go jak mogłam - chociaż on próbował się ze mną skontaktować, przepraszać. I w końcu ustąpiłam, było tak, jak dawniej, przed tą cholerną dyskoteką. Przez to uczucie straciłam najlepszą dotąd przyjaciółkę (moją i jednocześnie jego - przyjaźniliśmy się we troje). Właściwie pewnie straciłabym ją i tak, bo okazała się fałszywa... Zarywała do niego, mimo, że wiedziała, w jakim jestem stanie. Siadała mu na kolanach... Gdy wracaliśmy razem ze szkoły, zagadywała go, a ja szłam z tyłu i czułam się jak piąte koło u wozu... Chodziła do niego do domu - gdy patrzyłam, jak razem wchodzą na jego podwórko, pękało mi serce. Robiła wszystko, żeby tylko wypaść lepiej, niż ja, a gdy z nią o tym rozmawiałam, mówiła, że \'ona to robi tylko dla beki\'. To nie była przyjaźń, tylko rywalizacja. W każdym razie ja to tak odczuwam. Może wyolbrzymiam. No, ale w końcu on się z nią pokłócił i od roku jest z nią na \'cześć\', podobnie jak ja. Odpowiada mi ta sytuacja, bo serce nie pęka mi z zazdrości. Ale i tak wciąż cierpię. Czasem zdarza mi się płakać, choć staram się nad tym panować. Można powiedzieć, że żyję wspomnieniami tamtych dwóch tygodni... Możliwe, że nikt tego nie przeczyta - cóż, trudno. Bardzo się ucieszę, jeśli znajdzie się ktoś, kto zechce ze mną o tym porozmawiać - bądź opowie własną historię. Pozdrawiam wszystkich. - dramatyzująca, wyolbrzymiająca wszystko nastolatka, która robi sobie problemy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość irreplaceable.
mysle ze powinnas wyjsc troche z domu, a noz spotkasz kogos godnego Twojej uwagi? :) abo wychodz z przyjaciolmi, zajmij sie czyms, nie mozesz byc sama, przede wszystkim teraz... wiesz, ja zaczelam po zerwaniu z chlopakiem, ktorego kochalam, zyc wg zasady: nie buduj swego swiata na facecie, to nigdy sie nie zawali. ale to glupie, bo teraz jestem w kolejnym zwiazku i jednak on jest fundamentem mojeg swiata. i wciaz strach, zeby to nie prysnelo, wiec troche Cie rozumiem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość miszella
kryste kto to będzie czytał?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ależ ja z domu wychodzę bardzo często, spotykam się z przyjaciółmi, w dzień raczej nie przebywam sama - można powiedzieć, że funkcjonuję normalnie, to dziwne otępienie przeszło mi już dawno. A chłopców innych już szukałam, spotykałam się z trzema. Niestety, nadal bardzo kocham tego jednego. Ech, przerypane. Pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Duzo starsza kolezanka
Powiem tak: w pewnym sensie czujesz sie zdradzona gdy zaangazowalas sie w ta znajomosc cala soba, on niestety stwierdzil co stwierdzil i to spadlo na ciebie jak grom z jasnego nieba. Tak jest zawsze gdy jestesmy ta strona ktora zostala porzucona, jakos tak bywa ze jeszcze nas bardziej ciagnie do tej osoby zamiast o niej zapomniec, rozpaczamy, wspominamy. Napewno sama zauwazylas ze czyms co ci pomoze bedzie czas..sama napisalas ze juz jest lepiej, ale wydaje mi sie ze ten czas musi byc polaczony z zerwaniem kontaktu lub relacji na jakis czas. Niestety inaczej zawsze bedziesz cierpiec. 16 lat? nie wiem czy juz jestes w liceum (mam siostre w tym wieku i ma teraz kotlownie bo zdaje egzaminy koncowe) Jesli ty masz tak samo to przeciez pochlonie cala twoja uwage wiec jesli mozesz zerwij z nim kontakt, niech minie pare m-cy, zobaczysz duzo sie wydarzy i inaczej spojrzysz na swiat! powodzenia

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×