Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Nie podpiszę się czarnym bo ..

Życie jest pudełko czekoladek....

Polecane posty

Gość Nie podpiszę się czarnym bo ..

Mam dziś gorszy dzień… fatalny, rzadko się to zdarza ale każdy może mieć chwilę „załamania”. A więc może od początku… Mam 24 lata , dwa lata starszą siostrę i mamę, którą strasznie kocham natomiast nienawidzę jej choroby, która zrujnowała „życie całej rodziny”. Zachorowała kiedy miałam 12 lat, po 2 latach wzorowy ojciec , kochający mąż stchórzył , któregoś dnia po prostu się spakował i wyprowadził. Zostałyśmy we trzy. Ojciec oczywiście wspomagal rodzine finansowo, czasem zadzwonił, obiecywał, wakacje, spotkania, ale zawsze coś mu wypadało…. Poznał kobiete, zamieszkał z nia a rodzinkę olał…zero kontaktów, nawet nie znałam jego nowego adresu – na 15 urodziny dostałam kartkę z życzeniami bez adresu zwrotnego. Pięć lat później ojciec zmarł na raka, w sumie o jego chorobie dowiedziałyśmy się od dalekiej kuzynki … tzn moja siostra się dowiedziała. Ona nie chciała go znać. Ja w pierwszej chwili też - bo zostawił chorą żonę, wywalił ze swojego życia dzieci, odbierając im wiarę w miłość, rodzinę… odebrał dzieciństwo ale nie wytrzymałam… Poprosiłam rodziców kuzynki by mnie zabrali do Gdyni, do szpitala. Pojechałam. Na początku chciałam mu wygarnąć jakim to jest draniem, jak bardzo nas skrzywidzil itp. Pozniej chciałam go przytulic, powiedziec jak jest nam ciężko, jak zle, opowiedziec o wszystkich swiętach które spedzałyśmy z siostra w oknie z przyklejonymi nosami do szyby naiwnie czekając ze przyjdzie ale nie – ani nie krzyczałam ani nie przytuliłam go – on mnie tam nie chciał. Był obcy… potraktował – nie wiem czy on w ogole mnie jakos portaktowal. Poczułam się jak intruz , ze szpitala wyszłam na sztywnych nogach – chyba to zabolało mnie najbardziej. Bardzo żałowałam że tam pojechałam – chyba nigdy nie przestałam. Na pogrzebie nie uroniłam ani jednej łzy. Po pewnym czasie moja siostra wyjechała na studia do Krakowa. Ja zostałam. Z mamą… Życie mijało. Rano do szkoły, później zakupy, obiad, sprzątanie , jakieś inne czynności domowe, wieczorem nauka itd. Po maturze chciałam zdawać na ekonomię, ale dzienne studia wiązały się z brakiem pieniędzy na cokolwiek, z renty i jakiś śmiesznych pieniędzy po ojcu, trudno było, tym bardziej że mama co miesiąc wysyłała parę groszy mojej siostrze (jej tez było ciężko), dodatkowo leki tez kosztuja. Postanowiłam poszukać pracy. Dzięki dobrej znajomości angielskiego i pomocy sąsiadki znalazłam prace. Nic wielkiego ale starczylo na czesne i mogłam dołożyć się do zycia. W pracy poznałam Bartka. Byliśmy ze soba 3 lata. Pierwsza miłość. Po 2 latach on zaczal nalegac byśmy razem zamieszkali. Prosiłam żeby jeszcze poczekal, ze to nie jest odpowiedni moment, ze za wczesnie – gralam na zwloke bo wiedziałam że mama sama sobie nie poradzi. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć – niby rozumiał a jednak odszedł do innej… zupełnie jak mój ojciec…

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie podpiszę się czarnym bo ..
chyba nie zrozumiałaś/eś:/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie mysl w kategoriach czekoladki :O wcale nie musisz byc jej czescią.... myslisz ze historia sie powtarza ? wcale nie ....poprostu nie wlasciwy facet ktory w obliczu trudnosci, problemow zwija manele i znika :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nie podpiszę się czarnym bo ..
może tak może nie w całych tych wypocinach chodzilo o to że mimo młodego wieku nie chce mi sie sprawdzać czy ktoś jest odpowiedni czy nieodpowiedni, czy odpowiedzialny czy nie... mężczyźni z natury są tchórzliwi przynajmniej Ci "moi"

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×