Gość kaataarynkaa Napisano Maj 3, 2009 Mam do zinterpretowania wiersz, a właściwie piosenkę S. Barańczaka: SERENADA SZEPTANA DO UCHA PRZY WTÓRZE SZMERU KLIMATYZATORA Przez lat dwadzieścia dziewięć wiedziałaś wszystko; tylko jednego do dziś nie wiesz: jak mi się znudzić. Był to wyczyn jedyny w swoim rodzaju. Okrycia inne – maczanie w sosie z soi chińskich pierożków, w kinie obejrzani „Wałkonie”, pusta plaża (poligon) pod Mrzeżynem, gwałtownie szkarłatne i kolibrom, ich liberalnym flirtom, chętne kwiaty Hawajów, Guinness, Das wohltemperierte (tego słuchają w Raju: Arta Tatuma i Bacha), powieści Nabokowa, smak rzadkich przewag w szachach, herbata (nałogowa zależność), nawet mała maciejka czy hortensja – każda rzecz jakoś umiała wyrobić w sobie potencjał przyzwyczajenia. Czyli można, jeżeli się chce. Głupie rzeczy się nauczyły, A ty, taka bystra – nie. Ogólnie wiersz jest łatwy w odbiorze, ale.... nie wiem, jak go dogłebniej zinterpretować. Do czego się odwoływać? Myślałam o biografii Barańczaka, ale odwiedziono mnie od tego zamysłu. Co ja mogę napisac np. o pustej plazy(...) pod Mrzezynem... Byłabym wdzięczna za jakieś wskazówki, naprowadzenia. I proszę, bez podszywów itp. :P Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach