Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Taka sobie ja - ktoś

Czy jest na sali psycholog? Moje problemy.

Polecane posty

Gość Taka sobie ja - ktoś

Witam! Mam na imię M. i mam 18 lat. Tak naprawdę to nie wiem od czego zacząć. Niektórzy powiedzieliby, że od początku, ale gdzie jest początek moich problemów? Pewnie większość powie, że co to za problemy, ludzie przeżywają prawdziwe tragedie, a ja chyba tylko nie potrafię znaleźć swego miejsca w życiu. Zanosi się na długą opowieść. Mówi się, że wiele rzeczy wynosi się z domu – miłość, szacunek, zachowania. Ja z mojego domu raczej nie wyniosę nic. Niby mam pełną rodzinę, trzech braci, mamy mieszkanie, samochód, wszystko to co mi potrzebne. Ale nie mam najważniejszego – miłości. Nikt nigdy nie powiedział, że mnie kocha, nie przytulił. A ja (jak każdy) bardzo potrzebuję miłości, akceptacji. Rodzice często się kłócą, mieli się też kiedyś nawet rozwodzić. Tata myśli, że jest najmądrzejszy na świecie, zawsze trzeba się z nim zgadzać. Jeśli nie to zaraz robi się nerwowy, agresywny, krzyczy. A ja nie potrafię mu przytakiwać, gdy wiem, że nie ma racji, więc często są awantury, nierzadko też oberwę. Według mojego ojca wszyscy to głupki i nieroby, tylko on pracuje. Ale w domu nigdy nic nie zrobi. Mama wymaga ode mnie bym robiła wszystko, czego ona sama nie robi. Najlepiej żebym została lekarzem, prawnikiem i artystką w jednym, żebym umiała śpiewać, tańczyć, recytować. Tylko nigdy nie zapisała mnie na żadne zajęcie czy lekcje. Zapomniałabym jeszcze o sprzątaniu i gotowaniu – to też powinnam umieć. Ale skąd mam brać przykład? Oczywiście jestem nierobem, leniem, okropną córką, jestem brzydka, żaden chłopak mnie nie zechce itp. Najlepiej by chyba było gdybym się w ogóle nie urodziła. A to, że dobrze się uczę, nie szlajam się, jestem porządna, nie piję, nie palę to nic. Według nich to, że dobrze mi idzie w szkole na nic się nie przyda. Bo oczywiście jestem niezaradna i nic nie potrafię zrobić, załatwić. Nie to co mój młodszy brat. Co tam, że ledwo zdaje z klasy do klasy. Za to często jeździ z ojcem do pracy i mu pomaga. A jeszcze jak ja się buntuje przed robieniem jakiejś pracy jemu do szkoły to zaraz wielka afera, krzyki... Że na żadne wakacje nie jadę, że nie mogę włączyć komputera, że na żadną 18-nastkę już nie pójdę. I tak za każdym razem. A gdy chcę coś powiedzieć to każą mi się zamknąć i znów wyzwiska. Czuję się jak śmieć. Chce mi się płakać. Nie jest też tak, że mam depresję czy coś. Ale gdybym nie chodziła do szkoły to mogłoby być gorzej. Jeszcze tam jakoś się trzymam. Mam wspaniałe koleżanki, z którymi mogę porozmawiać. Ale ile można słuchać czyichś żali. Pewnie też czasami mają mnie dosyć. Mogę powiedzieć, że dni w których jestem wesoła jest więcej. Ale gdy przychodzą te gorsze to wtedy mam okropne myśli. Mam po prostu dość życia. Nie tylko z rodzicami mam problem, ale także ze sobą. Chyba naprawdę jestem mało zaradna w życiu, tylko co na to mogę poradzić? Nie mam żadnych zainteresowań, mam słomiany zapał i nie umiem działać w pojedynkę. Chciałabym robić coś fajnego w życiu, mam tyle pomysłów, ale ktoś musiałby mnie wesprzeć. Moim problemem jest też „głupie myślenie”. Chodzi o to, że jeśli jakiś chłopak bardziej się mną zainteresuje (przynajmniej w moim odczuciu) to zaraz wyobrażam sobie nie wiadomo co. Myślę, czy byłby dobrym chłopakiem, mężem. I już chciałabym z nim być. Chyba bardzo pragnę miłości, akceptacji. Jednak po zastanowieniu się, gdy widzę, że dany chłopak jest naprawdę fajny, ma pasje, zainteresowania to uważam, że nie dorastam mu do pięt, że nic nie mogłabym mu zaoferować od siebie. Od takiej też sytuacji zaczęło się moje teraźniejsze załamanie. Do tego doszły problemy z rodzicami i kompletny dół gotowy. Jednak tak źle nie czułam się już od ponad pół roku. To załamanie robi się coraz głębsze wraz z każdą awanturą w domu i rozmyślaniem nad moim przyszłym (samotnym) życiem. Nie umiem się skupić, nie chce mi się uczyć. Marzę tylko o tym, żeby wyprowadzić się z domu jak najszybciej. Chcę skończyć studia, mieć dobrą pracę i kochającego męża, który wspierałby mnie i pomógł odnaleźć wiarę w siebie. Takiego, z którym mogłabym stworzyć pełen miłości dom, którego sama nie mam. Ale czy będę umiała. I w ogóle: kto mnie zechce? Nie wiem czy dam sobie radę w życiu. Na pewno nie sama. Bo zawsze muszę mieć kogoś obok, zawsze muszę komuś się wygadać. Nie chce by słowa rodziców okazały się samospełniającą przepowiednią. Nie wiem czy ktoś to w ogóle przeczyta i potraktuje serio. Boje się mojej przyszłości, że sobie nie poradzę i nie chce być „ostatnią sierotą”. Jeśli ktoś to przeczyta to bardzo dziękuję. Bardzo liczę na jakąkolwiek pomoc, cenne rady, słowa wsparcia. Dziękuję M.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiecej się nie dało
napisać :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kto zechce ten przeczyta. "Nie mam żadnych zainteresowań, mam słomiany zapał i nie umiem działać w pojedynkę. " No to masz pole do przeorania. Najpierw zmień to, pracując nad sobą. Reszta pójdzie łatwiej. Tylko przestań utyskiwać nad dalszym samotnym życiem, bo żal 4 litery ściska. Masz dopiero 18 lat!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mędrca
Dobrze by było, gdybyś skończyła szybko Liceum i zwyczajnie w świecie wyniosła się z domu, najlepiej do jakiegoś dużego miasta, w którym są perspektywy. Oczywiście jest to jakiś kłopot, trzeba znaleźć sobie mieszkanie/pokój do wynajęcia, jakąś pracę, więc łatwo wcale nie jest, niestety, dla tego powinnaś już teraz założyć sobie taki mały "fundusz", na którym zbierałabyś sobie jakieś pieniążki, aby po ukończeniu szkoły móc łatwiej przetrwać na początku. Co do znalezienia pracy może być rzeczywiście niełatwo, zwłaszcza w dobie światowego kryzysu, ale zawsze jeszcze pozostaje wyjście, że szlifujesz swój angielski i uciekasz zagranicę, tam o pracę jest zdecydowanie łatwiej no a średnie wyształcenie to niby nic, ale zawsze cośl. A miłość... hmm, pewnie sama się znajdzie (tak notabene obecnie jest więcej mężczyzn niż kobiet), jesteś jeszcze młoda, przed tobą prawdopodobnie jeszcze całe życie, więc nie martw się, będzie dobrze. :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mędrca
Wiadomo - jak zamieszkasz sama, to tylko studia zaoczne wchodzą w rachubę a to też niestety wszystko kosztuje. Niestety w Polsce dalej nie ma perspektyw dla młodych... więc najlepiej byłoby uciec zagranicę na jakiś czas, zdobyć doświadczenie, uzbierać trochę pieniędzy, wrócić do Polski po kilku latach... ale to już tylko od Ciebie zależy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ajt
wiesz co? przeczytaj ksiazke "jak być dobrą córka swojej matki" duzo zrozumiesz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Taka sobie ja - ktoś
Dziękuję, że ktoś przeczytał to co napisałam. Staram się pracować nad sobą, ale jest to trudne gdy z każdej strony słyszy się, że jest sie kimś bezwartościowym.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×