Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

justazg

dziewczyny RAZEM - jak zostać zołzą -

Polecane posty

Gość wwrrr
Efjjdfcrc, poswiecenie, tak jak, dajmy na to, slodycze czy alkohol, jest ok, ale bez przesady. Wyobrazasz sobie zwiazek z kims, kto dla Ciebie rezygnuje ze wszystkiego, jak deklaruje autorka? To nie jest zdrowe. I nic dziwnego, ze mezczyzni zle sie czuja w takiej sytuacji, kazdy by sie tak czul, tylko kobiety rzadziej maja okazje ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja bym rozgraniczyła: poświęcanie się od pomagania partnerowi. Pomogę mu zawsze i wesprę go w każdych, trudnych dla niego okolicznościach. Bo jest dla mnie najważniejszą osoba na świecie. Ale czy "się poświęcę", tak jak często się dziewczyny potrafią "poświęcać"? Tzn. czy zrezygnuję z czegoś, co jest dla mnie ważne, tylko dlatego, że on ma takie widzimisię? nie ma opcji;) :p

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wwrrr
tym razem ja podpisuje sie pod Twoim postem, Bellissima ragazza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efjjdfcrc
Teraz juz wszystko rozumiem i absolutnie sie z wami zgdzam ;) Temat mnie troche zmylil. Przeciez to jest jasne ze kobieta powinna miec swoje zdanie, umiec czasami powiedziec nie. Ile mozna zyc z kobieta ktora na wszystko sie zgadza, na wszystko pozwala, zyje tylko twoim zyciem. Jesli o to chodzi to ok ;) Przydaloby sie zebyscie byly takie tez na pocztaku zwiazku. Tzn. przejwialy tez jakas inicjatywe, a nie byly takie bierne we wszystkim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wlasnie Bellissima ragazza, a ja sie poswiecilam...i co? docenial to caly miesciac, a teraz ma wazniejsze rzeczy na glowie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
po jakims czasie dopiero zrozumialam ze tak nie mozna...ze ja tez jestem wazna, ale wtedy....bylam zbyt zakochana... a zolza jest mila dziewczyna, ale nie glupia gaska, nie manipuluje ale jak trzeba potrafi postawic na swoim

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wwrrr
justazg, skoro Ty za bardzo nie przejmujesz sie soba, dlaczego kto inny mialby? To nie o to chodzi, ze masz mu cos pokazac, tylko o to, by naprawde tak bylo, ze jest dla Ciebie cos poza nim.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość efjjdfcrc
No wlasnie a co jesli taka dziewczyna ma niska samoocene i uwaza ze nic nie znaczy, jest nudna itp. Dlatego zyje tylko swoim mezczyzna. Pelno jest takich dziewczyn.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no wlasnie za duzo jest takich dziewczyn...a co zrobic by zmienic to?? kiedy juz minela pierwsza fascynacja i widzi sie ze tak dalej byc nie moze, ze ja tez jestem wazna?? co kiedy facetowi odpowiada to jak jaest, ze dziewczyna jest na kazde jego zawolanie, ze zawsze sie do niego dostosuje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ha ha haaaaa
oj ciezko ich wychowac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesiny lisc
Ja byłam "niezołzą" 9 lat. Sprzątałam dom, kupowałam mu drogie prezenty,pomagałam realizować jego pasje i marzenia, gotowałam pyszne obiadki nawet o 22 w nocy, czekałam aż wróci z pracy, zawsze pachnąca, umalowana, zadbana. Byłam zupełnie wierna, cały mój czas poświęcałam jemu. I co? Mąż się odsunął. Powiedział, że "zagłaskałam go na śmierć". Po paru dobrych książkach o "kobietach które kochają za bardzo" i po poradach p. psycholog,mam swoje zajęcia, chodzę na tańce, naukę języków, maluję, wychodzę ze znajomymi. I mąż znowu zaczął się mną interesować. A ja już nie żyję tylko nim. Prezenty- kupuję częściej sobie samej, gotuję? i owszem, ale też to, co ja lubię i nie wtedy kiedy padam z nóg. Mój wolny czas organizuje zgodnie z tym, czego chcę, a nie wg jego planów. Bycie za dobrą skutkuje poczuciem niesprawiedliwości. Bo tyle dajemy, a nie dostajemy nic w zamian. Ale jak zaczynamy myśleć o sobie- inni zaczynają zauważać nasze potrzeby i bardziej nas

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesienny lisc masz 100%racje
brawo :) ja niestety zwariowalam w zwiazku,przez pierwsze miesiace bylam zolza,a pozniej milosc zrobila ze mnie taka zbyt mila kobietke,co ugotuje,posprzata,upierze jego rzeczy,wierna,etc.On stwierdzil,ze jestem nudna i wszystko zaczelo sie walic..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jesienny liść a
ak mężczyzna ma za dobrze nie dlatego, że sam jest dobry, ale tylko dlatego, że jest, to przestaje się starać. Jak jest pewny w 100%, zawsze zastaje Cię w domu- to brakuje mu emocji. A My bidule myślimy, co by jeszcze ugotować, jak się wystroić, żeby nas bardziej pokochał. A to my same musimy pokochać siebie bardziej! Dbać o siebie, nie po to, żeby mu coś pokazać, zmanipulować nim, ale po to, żeby być szczęśliwymi nie tylko w związku. Związek to część życia, nie całość! Czas można fajnie spędzić samemu lub z koleżankami. Wyjść na basen, do kina, kupić sobie fajny ciuszek, pójść na kawę z koleżanką. Małe codzienne przyjemności działają cuda. Czy pamiętacie jeszcze jakie byłyście przed związkiem? jakiej muzyki słuchałyście? Gdzie wychodziłyście? Jakie były Wasze pasje? Ja niestety byłam już w takim momencie, że nawet wyjazd na Lazurowe wybrzeże, czy nurkowanie na rafach w Egipcie nie cieszyło mnie bez niego! I choć teraz w moim związku nie ma sielanki, to jestem szczęśliwa, potrafię śmiać się, cieszyć z każdego dnia i nie zamartwiać się, gdy nie zadzwoni, albo nie postąpi tak, jak ja bym tego chciała... czasem wystarczy gorąca kąpiel przy świecach, czasem spacer z koleżanką i życie staje w innych barwach. Tak dziś pięknie, prawdziwa złota, polska jesień:) Cieszmy się życiem, nawet, gdy nie wszystko jest idealnie. Same dla siebie musimy być najważniejsze! to z sobą samym spędzimy całe życie na 100%, a inni są, będą lub odejdą... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jablko i cynamon
witam serdecznie ja również przyłącze się do tematu stałam się takim popychadłem czekam na każdy telefon jak na zbawienie jestem na każde zawołanie gotuję sprzątam staram się jak mogę oczywiście stroję się dla niego to ja przytulam całuje ja wychodzę z inicjatywą to ja kupuje prezenty notuje każdą okazję a on "zapomina" postanowiłam z tym skończyć bo to jest chore ja żyje tylko tym związkiem nie dopuszczam myśli że on mógłby odejść bo mój świat by się zawalił wszystko jest ważniejsze ode mnie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonyme sad creature
Dla mnie teoria zołz jets bynajmniej trochę sztuczna. jedno jets jednak prawdą. Pzred wyejściem w związek powinnać poznać siebie, kim jesteś czego pragniesz, czym się interesujesz. Jednym słowem powinnaś zbudować świat, do ktorego sie skryjesz w przypadku związkowych burz. Musisz teżdorosnąć do faktu że koniec związku to nie ejst koniec świata. Powinnaś więc zrozumieć że jeśli związek Cię rani to sama masz pwoiedzieć koniec. Nalezy więc wyjść z założenia, że nie my jeteśmy dla związku a związek jest dla nas. i nie związek jets calym naszym życiem ale tylko ( może i opdowiednio dużą) częścią.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tez tak żyłam. On jest z rodziny, która nie okazywała miłości, więc chciałam mu pokazać czym jest miłość, troska, myślałam, że jak mu pokaże, że może na mnie zawsze liczyć, zawsze będę mu wierna, będę dbała o jego szczęście, to mnie pokocha bez reszty. Złapałam się na tym, że szłam do sklepu, coś mi się podobało np bielizna za 30 zł, ale nie kupowałam tego z oszczędności. Po czym szłam do sklepu obok i kupowałam mu bokserki za 60 zł! Szłam na zakupy, tachałam je do domu, gotowałam obiadki- jego ulubione, a jemu nawet po śmietanę do sklepu pod domem ciężko było zajść. mój świat stanął dla niego na głowie.Ale ja czułam się długo dobrze w tym związku, bo on okazywał mi czułość. czasem się kłóciliśmy, ale w sercu uważałam, że to ten na całe życie i kochałam go za to, że był, anie za to jaki był. Problem zauważyłam, gdy mieliśmy kryzys. 9 lat razem, 2 lata po ślubie, a on stwierdził, że się dusi, że go zagłaskałam,że moja miłość jest piękna, ale za mocna. Moją pierwszą myślą było, że równie dobrze mogłabym umrzeć w tym momencie, drugą, że zrobię wszystko dla niego, żeby mnie kochał, żeby był ze mnie zadowolony, pozwolę mu na wszystko. Dopiero następnego dnia doszło do mnie, że mam problem, że jestem uzależniona od niego. Przestałam mieć własnych przyjaciół, zainteresowania, nie organizowałam swojego czasu, mój czas to było czekanie na jego telefon, sms, powrót do domu. A moją nagrodą było przytulenie się do niego. To był sposób na lęki i smutki. Zobaczyłam jak mało mam, jak ograniczone było moje życie do jednej jedynej osoby. I że jak on odejdzie, to nic innego nie będę miała, znajomych, hobby, wsparcia w kimś innym, mieszkania, nawet moje konto było wspólne, mógł wydawać moje pieniądze. Poczytałam w internecie. Znalazłam stronę Eugeni Herzyk o syndromie kochania za bardzo i zrozumiałam, że moja miłość była moją obsesją. Chodzę na grupę wsparcia dla kobiet i moje życie bardzo się zmieniło w ciągu półtora miesiąca. Choć wiem, że to dopiero początek długiego i często trudnego okresu pracy nad samą sobą. Zaczęłam żyć tak, jak mi się podoba, pytać siebie, co sprawia mi przyjemność? co lubię? Zaczęłam liczyć na siebie. I wracam czasem do domu i sobie mówię, że życie jest piękne i że może być, nawet jeżeli związek się rozpadnie. Że teraz jest mi lepiej na duszy, spokojniej... Wcześniej nie zniosłabym takiej myśli. Nie można kochać za dwoje. Nie można kogoś przywiązać do siebie. Nie można liczyć, że dając w końcu dostaniemy to samo w zamian, że ta druga osoba odczyta w naszych myślach czego pragniemy i nas w końcu doceni i pokocha głęboko. lata lecą, a my czekamy na cud, na Jego zmianę. A zmieniać powinnyśmy się same, żeby być szczęśliwe tu i teraz. U mnie okazało się, że mam nierozwiązane problemy/leki z dzieciństwa, które próbowałam ukoić partnerem... Nie chciałąm żyć jak moi rodzice i starałam się za bardzo. Teraz nadal kocham męża, on ostatnio zachowuje się coraz lepiej w stosunku do mnie, zabrakło mu mojej obecności w domu, codziennych obiadków... Ale teraz żyję nie kierując się lękiem, że może odejdzie, ale słucham siebie samej, szukam siebie, własnego szczęścia, poczucia własnej wartości- może to jest metoda

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anonyme sad creature
jak Ejsieny liść powiedziała

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesienny lisc masz 100%racje
ja juz z nim zerwalam,nie bede tracic czasu na niego,a w nastepnym zwiazku juz sie tak nie mam zamiaru zatracac,bo nie ma to najmniejszego sensu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×