Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość non omnis

Małżeństwo po zdradzie

Polecane posty

Gość non omnis

Byłam pogodną, radosną osobą. Miałam męża. Drwiłam z uczuć. Męża kochałam i był zawsze dla mnie ważny, jednak czułam, że on mnie nie kocha. Nie mówił mi tego, nie całował, odpychał gdy ja próbowałam, nie przytulał, nie widział. Próbowałam rozmawiać setki razy. Nawet działało...na chwilę, na tydzień. A potem znowu pustka i łzy. Poznałam kogoś. Rzuciłam się w tą relację, potrzebowałam czułości, miłości, nawet seksu. Tamten facet zakochał się szalenie, jednak postanowiłam ratować małżeństwo. Zakończyłam tamtą znajomość. On strasznie cierpiał. Mężowi w emocjach powiedziałam o nim. Po wielu dramatach postanowiliśmy spróbować jeszcze raz. W końcu mnie wysłuchał, w końcu zrozumiał, że czułam się niekochana, jak mebel w domu. I próbujemy to naprawiać. Wyjeżdżamy na wycieczki, chodzimy do kina, uprawiamy razem sport. Są dni, gdy myśę, że może będzie dobrze, ale są też takie, gdy czuję, że we mnie się coś wypaliło, że przez ten długi czas żebrania o jego miłość i robienia dobrej miny do złej gry nie jestem już w stanie wskrzesić pewnych uczuć. Zawsze mi brakowało seksu, a dziś już nie mam ochoty się wogóle kochać. Nie chce się całować, jedynie przytulanie sprawia mi przyjemność. Tyle czasu tłumiłam w sobie żal, i potrzebę miłości, że nie wiem czy potrafię to wskrzesić. Jestem w środku przeraźliwie smutna. Cały czas mam kluchę w gardle i właściwie w każdej chwili mogłabym się rozpłakać. Nic mnie nie cieszy. Dodatkowo czuję odpowiedzialność za męża więc staram się go nie krzywdzić moimi uczuciami i emocjami już więcej. I tak żyję. Czuję się winna temu wszystkiemu, i szukam w sobie powodów, dlaczego tak się rozwalił nasz związek. Może byłam zbyt wymagająca, może zbyt wiele chciałam kontrolować, może jestem zbyt wielką egoistką? Z drugiej strony ktoś mi powiedział, że mam syndrom ofiary obwiniającej się za całe zło. No ale przecież ostatecznie to ja zdradziłam więc dlaczego mam się nie obwiniać. Jestem wrakiem. Nie widzę przyszłości. Żyję tylko tą minutą. Straszne. A jestem naprawdę mocną osobą. Jeśli dotrwałeś do końca, dziękuję. Jeśli masz ochotę mi pomóc dziękuję po stokroć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wydaje mi się, że w waszym malzenstwie nie ma czego ratować... Tracisz czas, tracisz życie, energie i popadasz w paranoje... Nie każdy związek da sie uratować, nie kazdy wart jest ratowania...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
zoną nie jestem, nie zdradziłam... ale wiem jedno. Nigdy nie bede sie prosic o miłośc. Uważam, ze każdy człowiek powinien znac granice. Powinien wiedziec kiedy zaczyna sie cos walic, kiedy trzeba cos ratowac. Twoj mąż możliwe ze sie przyzwyczaił do takiego "nudnego" zwiazku, wiedział, ze nie musi sie starac bo Ty nie odejdziesz. Nie odeszłaś mimo ze zakosztowałaś prawdziwego szczescia. Teraz sie stara ale na jak długo? Ty sie wypaliłaś, on pewnie na sile probuje Cie zatrzymac (mało ktory facet wybacza zdrade). Ja bym do takiego facet nie wróciła, bo uwazam, ze nie mozna walczyc o zwiazek w samotnosci. Obie strony musza sie starac i musza to robic jak tylko pojawi sie problem lub przeszkoda... a nie dopiero po fakcie. Jesli potrafisz odejsc - odejdz. Jesli chcesz zyc tak jak teraz - zyj. Ale pretensje mozesz miec tylko do siebie. Slub i małżeństwo do niczego nie zobowiązują - jesli jest źle to sie odchodzi. To ze jestes jego zona nie znaczy ze masz z nim byc na dobre i na złe, niszczac przy tym siebie sama. Musisz walczyc o siebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jesli chcesz ratowac swoj zwiazek to jest na to rada - terapia rodzinna. Zastanow sie, moze to bedzie rozsadne rozwiazanie. Na poczatek zglos sie sama do psychologa i popros o jakies leki bo sadze, ze dopadla Cie depresja, a w takim stanie terapia o jakiej pisze nic nie da. Powodzenia, i glowa do gory, bedzie dobrze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość intra
rob tak aby tobie bylo dobrze bo zwiazek na sile to porazka nawet jesli macie dzieci to wypalenie one pierwsze zauwaza w waszym zwiazku

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
komiczne -> tylko skąd wiadomo, kiedy już jest niewarty ratowania? verdine ->masz rację, mój mąż był pewien, że nie odejdę. Prędzej by się diabła spodziewał niż tego, że się zakocham w innym. Teraz daliśmy sobie czas by nie podejmować decyzji w emocjach. Od mojej zdrady minęło kilka m-cy i nie wiem, które z nas jest smutniejsze ja czy on. oreore -> mąż był u psychologa zaraz po zdradzie. Ja uznałam, że nie potrzebuję. Zawsze starałam się szybko ogarniać i tym razem też tak zrobiłam, ale dziś wychodzą emocje. Poważnie myślę o wizycie u psychologa. Dzieci na szczęście nie mamy. Smutne jest też to, że wokól mnie widzę małżeństwa, które są ze sobą tylko dla dzieci. I gdzie tu szczęście?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a ile macie lat? chyba nie jestescie skazani na siebie do konca zycia... skoro chcesz walczyc to walcz, dajcie sobie jeszcze troche czasu. Ustal do kiedy bedziesz robila wszystko by wam jakos pomoc (choc watpie w Twoje starania, skoro wszystko sie wypaliło, nawet seksu nie ma), np do nowego roku - jesli nie zobaczysz wtedy poprawy to sie rozstancie, jakas separacja, albo po prostu kilka miesiecy mieszkania oddzielnie. Moze to Wam pomoze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"komiczne -> tylko skąd wiadomo, kiedy już jest niewarty ratowania?" gdy nie masz juz wewnętrznej siły, ochoty, zapału

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
Ja mam 26 lat, on 29. Taki mamy właśnie plan by do końca roku zobaczyć co się będzie działo. Jest naprawdę dobrym człowiekiem. Może ja za dużo wymagam. Nie wiem. Myślę, że on mnie kocha.Choć z drugiej strony ostatnio rozmawiałam ze znajomym, który zapytał na jakiej podstawie tak sądzę. Gdy zaczęłam odpowiadać na to pytanie i posłuchałam sama siebie, to usłyszałam jakiś żałosny bełkot o tym, że się stara. A w głowie myślę "a wcześniej to co? też kochał? może poprostu nie wyobraża sobie życia beze mnie?".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
Wiem jedno. Jeśli się rozwiodę to nie wyjdę ponownie za mąż. Małżeństwo to instytucja i ze szczęściem nie ma nic wspólnego. komiczne ->a Ty po rozwodzie jesteś?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jezu... myślałam ze jestescie o wiele, wiele starsi!! Przeciez oboje marnujecie swoje najlepsze lata... dla mnie zdrada to juz ostatecznosc, ktora rowna sie zakonczeniu związku. Moze u niego tez sie ta miłośc wypaliła? Jestescie dla siebie 1 partnerami? to Wasz 1 taki poważny związek? moze warto własnie sie rozstac zeby zobaczyc czy jeszcze cos Was łączy? bo co to za zwiazek kiedy 2 strony sie meczya, udaja ze sie staraja, nie ma seksu, czułości, miłości? ja bym tak nie wytrzymała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
komiczne -> wiem, że to nieprzyjemny temat, ale możesz mi opowiedzieć jak to było u Ciebie? Jak się przeżywa rozwód? I jak wygląda Twoje życie teraz? Jeśli chcesz oczywiście. Nie nalegam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja tez mysle ze w Twoim zwiazku nie ma juz co ratowac, sama piszesz,ze juz nie masz ochoty nawet na pocalunki, sex...Sex to nie wszystko ale udany sex w zwiazku to moze nawet polowa sukcesu. Nie chodzi mi o taki mechaniczny sex ale o \"kochanie sie\", wyznawanie uczuc,... Jesli bedziesz w tym tkwila to pewnie milosc Twego zycia przejdzie poprostu obok a ty nigdy nie zaznasz szczescia. Daj sobie chociaz szanse na szczescie tym bardziej,ze nie macie dzieci. Wiem,ze tkwienie w zwiazku tylko dla dzieci nie ma sensu ale napewno wtedy jest trudniej odejsc. Bron Boze nie wpadaj teraz na pomysl: zrobmy se dzidziusia-bedzie lepiej- bo nie bedzie. Usiadz sama, w ciszy i zastanow sie czy sobie wyobazasz spedzic z tym czlowiekiem reszte zycia.Uwiez,ze gdzies jest Twoja milosc. Wierze,ze kazdy z nas ma gdzies kogos takiego tylko za duzo ludzi idzie na latwizne i wybiera to \"co jest\" zamiast szukac prawdziwej milosci i wtedy mamy wlasnie takie malzenstwa ktore sa ze soba tylko dla dzieci- a to nie jest dobre rozwiazanie dla nikogo-tym bardziej dla dzieci. Zycze wlasciwych wyborow.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"jezu... myślałam ze jestescie o wiele, wiele starsi!!" nie widziałem, by gdzies tu wypowiadał się jezu :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"komiczne -> wiem, że to nieprzyjemny temat, ale możesz mi opowiedzieć jak to było u Ciebie? Jak się przeżywa rozwód? I jak wygląda Twoje życie teraz? Jeśli chcesz oczywiście. Nie nalegam." E tam nieprzyjemny ;) Teraz, jesli mam być szczery to dla mnie jakieś dawne dzieje... U mnie było... prosto :D Złapałem moją ukochaną na romansie... Dostała szanse, bo błagąła o to - ogolnie nie jestem zwolennikiem wybaczania zdrad, ale żona to żona... Choć wiedziałem, że zrobi to znowu i tak jak teraz myśle, chciałem siebie w 100% przekonać, że to nie ma sensu.. Musiałem poczekać chyba troche ponad pół roku... Moze rok - nie pamietam już... Oczywiscie jak zawsze w życiu wysżło na to, że miałem racje... Wyprowadziłem się... I wtedy nie czułem już nic - żalu, smutku... Rozwód skonczył sie na 1 rozprawie... Ja jestem akurat bardzo twardy i szybko podnosze się i ide dalej...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A co do tego jak wyglądało moje życie potem :D A no miałem sporo kobiet :D:D "troche" sie bawiłem, od 3,5 roku chyba mam jedną, licze na to że juz do konca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
🖐️ Ja miałam 27 lat gdy wychodziłam za mąż za mężczyznę, którego kochałam i naiwnie myślałam, że i on kocha mnie. Przed ślubem było cudownie, a po... mam 31 lat i jestem po rozwodzie, nabyłam się w tym małżeńskim związku. Najgorzej boli jak czujesz, że to koniec, a nie masz siły aby odejść. U mnie tak było. Przecież dopiero szykowaliśmy się do przysięgi małżeńskiej, a teraz uleciała ta namiętność, miłość, szacunek, zaufanie i latasz po sądach z wnioskiem o wypisanie się ze stanu, na który czekałaś... :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
komiczne -> uśmiechnęłam się po przeczytaniu tego:) Wydawało by się, że rozwód to dramat a Ty mówisz tym jakby to było całkiem spokojne wydarzenie. Krzepiące to. Powiedz mi proszę jak dawno to było? Chcę wiedzieć po jakim czasie można mieć taki dystans.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
to było 7-8 lat temu... Ale mnie nie bierz jako miernika, bo ja jestem typem, który ma taki dystans do wszystkiego i (co niektórzy często uwazaja za mą ceche negatywną) robić sobie żarty z bardzo poważnych spraw na gorąco, gdy dzieją się wokół mnie :D Np podczas sztormu 11 w skali beauforta robić kpiny z sytuacji (choć srałem w gacie jak i reszta załogi :D )

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ps rozwód to moze być zapewne dramat, jesli ludzie nie potrafią się rozstać z klasą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja tam...
ja tam zaczynam mieć dystans po roku :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja wychodząc z sądu po ogłoszeniu wyroku rozwodowego dostałem telefon od jednej atrakcyjnej urzędniczki sądowej :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ja tam...
dobre ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie wierze,ze mozna poskaldac cos co juz dawno rosypalo sie na drobne kawalki... sadze,ze to zwiazek bez przyszlosci... ty sie wypalilas, on ci juz nie zaufa... ogolnie rzecz ujmujac gra pozorow... bez sensu.. nie moglabym tkwic w takim zwiazku....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość roki500
łatwo się mówi,tylko gorzej cokolwiek zrobić. Jestem w podobnej sytuacji do Ciebie. Prawie 4 lata po ślubie tylko że mamy jeszcze dziecko ja mam 29 lat,on 36. nasze małżeństwo wygląda podobnie. Nie ma już miłośći, szacunku,czułości. a im więcej czasu mija tym jest coraz gorzej,z jego strony pojawiła się agresja,wciąż tylko pretensje,wyzwiska a ostatnio nawet uyżycie siły,szarpanie,lekkie duszenie,popychanie. Niby twierdzi żę kocha,ale czym to uczucie okazuje. Mi brauje już siły,to wszystko widzi dziecko które już bardzo dużo rozumie i zadaje mnóstwo pytań dlaczego tak jest. Ostatnio była świe=adkiem gdy on mnie szarpał a później teściowej powiedział że widziała jak tato bił mamę. I znowu pada pytanie i co dalej? tylko ja nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
No właśnie trudno podjąć decyzję. Ja czekam. Nie wiem na co ale czekam. W końcu życie jest nieprzewidywalne więc do cholery niech mnie zaskoczy. Tylko pozytywnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość non omnis
mi mala -> nie zastanawiaj się nigdy nad powodami, jakimi kierują się ludzie w swoich decyzjach bo zdziwiłabyś się czym się ludzie potrafią kierować. Oglądnij dla przykładu film "Lektor".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×