Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kasija.

chyba nie kocham męża...

Polecane posty

Gość kasija.

Mam 23 lata, małżeństwem jesteśmy od niedawna, ale znamy się już bardzo długo. Większa część naszego związku była na odległość (widywaliśmy się w weekendy)- był to dla nas ciężki czas, ale jednak bardzo dobry dla naszej miłości- potrafiliśmy cieszyć się z każdej wspólnej minuty. Świetnie się dogadywaliśmy, czas spędzony razem zawsze był ciekawy, mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów, potrafiliśmy przegadać całą noc. Kłopoty zaczęły się kiedy zamieszkaliśmy razem. Praca, dom, praca, zakupy, obiadki, wspólne imprezy. Niby wszystko ok, ale wiadomo- rutyna. Coraz mniej rozmów, coraz mniej rzeczywiście wspólnych chwil (bo przebywanie w jednym pomieszczeniu to nie wspólnie spędzany czas). Coraz więcej rozbieżności, przemilczanych spraw. Było lepiej raz gorzej, falowo zbliżaliśmy się do siebie i oddalaliśmy, ale jak patrzę na to z perspektywy czasu, to raczej tendencja oddalająca była... Zaszłam w ciążę- nie planowaliśmy, ale w sumie cieszyliśmy się. To na nowo nas do siebie zbliżyło, ale też na niezbyt długo. Cała ciąża- różnie- raz lepiej raz gorzej. dbał o mnie oczywiście, ale mówię o miłości, o fascynacji, o wspólnym śmiechu, wspólnych sprawach innych niż "co robimy na obiad".. wiecie... Urodziło się dziecko i na nowo zbliżenie. Znów na krótko. Teraz każdy dzień taki sam. Ja w domu z dzieckiem, on w pracy. Wraca ok. 17, trochę zajmuje się dzieckiem, coś tam powie, jak mała jest grzeczna to siada do kompa i gra. Kilka razy w tygodniu zapali do tego dżointa, wypije piwko- nie mam nic przeciwko, tylko po prostu rozsadza mnie jak widzę ten cowieczorny schemat. Zawsze to samo, zawsze tak samo. Mało ze sobą gadamy, czasem są dni, że jest ok, ale to tylko wtedy kiedy robimy to co on chce. Moje pomysły zazwyczaj są spychane na bok. Często, za często słyszę "nic mi się nie chce".... Rzadko uprawiamy seks (raz na tydzień, dwa)- zazwyczaj po jakimś gorętszym konflikcie (wiem, beznadziejnie rozwiązywać w ten sposób napięcia między nami), ale jak już jest, to jest cudowny. Mój facet mówi, że nas kocha, że jesteśmy najważniejsze, ale mam wrażenie że na gadaniu się kończy. Powie coś miłego, przytuli, a potem zasiada do gierek- tak jakby spełniał jakiś obowiązek- tyle i tyle czułości, 2 słowa- odhaczone, mogę robić to co lubię naprawdę. Nie ma w nas namiętności, żaru. Nie patrzymy sobie w oczy jak kiedyś. Ja przyznaję, znacznie częściej bardziej patrzę z niechęcią niż miłością. Kiedyś śmialiśmy się z naszych kłótni o drobiazgi. Teraz się nie śmiejemy, po prostu kłócimy albo zupełnie olewamy. Nie mam oporów, żeby powiedzieć do niego "spierdalaj", co kiedyś było nie do pomyślenia. Nie mam przy nim humoru, nie chce mi się uśmiechać, opowiadać, wszystko stoi... Wiem, że jest dużo mojej winy w tym- on przejawia znacznie mniej niechęci do mnie i naszej sytuacji. Ale nie widzi, co mnie do tego doprowadza- podła rutyna, nuda, przewidywalność. Mówiłam mu o tym nie raz, on nie łapie.. Jestem młoda, ciągle mam nadzieję na szczęśliwe życie- ciągle gdzieś tam mam nadzieję, że z nim mogę być szczęśliwa- ale z każdym dniem coraz mniejszą. Jak sobie pomyślę, że tak ma wyglądać moje życie przez najbliższe lata.... wiem, na mężu się świat nie kończy. Jest dziecko, niedługo wracam do pracy, ciągle się uczę i doskonalę. Ale od kiedy pamiętam to moje samopoczucie, mój stosunek do życia, zależały od tego czy jestem szczęśliwa przy jego boku. Był taką moją bazą do zadowolenia z innych rzeczy. Teraz coraz mniej miłych wspólnych chwil, więc coraz mniej radości z całej reszty- właściwie wcale. Dziecko mnie jeszcze cieszy- jak to dziecko, ale nie chcę i nie umiem skupiać się tylko na niej. co robić? walczyć o ten związek? ale jak? skoro jemu "nic się nie chce", skoro idziemy do knajpy, siadamy obok siebie, a ja zastanawiam się co powiedzieć, żeby nie milczeć... dać sobie spokój z myśleniem i się pogodzić, że tak jest zawsze? że prędzej czy później wszystko się wypala.? nie jestem szczęśliwa- to na pewno. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie. Dużo poświęciłam, żebyśmy mogli być razem, a teraz... chyba żałuję. Ostatnio w złości powiedziałam mu, ze był największą pomyłką mojego życia. Przykro mu się zrobiło, przeprosiłam go... Ale jak się tak zastanawiam, to może to była prawda, a złość tylko wydobyła ze mnie to co od dawna we mnie siedziało...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj smarkata jesteś jeszcze
ale co tu się dziwić? masz dopiero 23 lata... tylko dziecko w tym wszystkim najwięcej ucierpi... trzeba było jednak pomyśleć zanim poszło się do łóżka:O zabawa w dorosłe życie, to nie zabawa dla dzieci...:O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija.
wiem, dziś też doszłam do wniosku, że weszłam w poważny związek, zdecydowałam, że to taki na zawsze (no bo chyba z takim założeniem bierze się ślub, mieszka się), a emocjonalnie jeszcze do tego nie dojrzałam. Ale teraz to się już stało, nie chcę tego roztrząsać- zastanawiam się co robić dalej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj smarkata jesteś jeszcze
na pewno nie rezygnować ze wszystkiego tak łatwo można być i 10 lat starszym, a i tak nie gotowym warto ratować związek, ale muszą tego chcieć dwie strony musisz porozmawiać szczerze z mężem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija.
Czy on chce? myślę, że on przede wszystkim nie do końca zdaje sobie sprawę z tego co ja czuję- tzn. że jest aż tak źle. Powinnam z nim porozmawiać, powiedzieć mu o tym co myślę, ale to będzie przykra dla niego rozmowa, bo nie myślę o nim najlepiej. Zastanawiam się tylko czy potrafię jeszcze o nim myśleć chociaż trochę tak jak kiedyś. Czy mogę traktować to jako przejściowy kryzys moich uczuć? Czy raczej, jeśli teraz jest kiepsko, to raczej nie liczyć na uzdrowienie mojego uczucia.?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ratuj związek. Pokaż mu to co napisałaś tu, to sa ważne emocje. Nie jesteś szczęśliwa a facet może sobie myśleć, że jest wszystko ok. To co on przeczyta mogłoby się stać bazą do szczerej rozmowy między wami. Rozmawiaj póki jeszcze to robicie - bo w pewnej chwili przekroczycie jakiś moment, gdy będziecie parą współlokatorów, którzy mają ze soba dziecko i nic więcej ich nie łączy ze sobą. Chcesz tego? Musisz sie zastanowić. Ja bym walczyła, przypomnij sobie wasze pierwsze wspólne lata. Coś was w końcu połączyło - może uda wam się to jeszcze odnaleźć?:) Trzymam kciuki:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oj smarkata jesteś jeszcze
a jak sądzisz? czy nawet jeśli odeszłabyś od niego, znalazałabyś kogoś innego, to czy po takim samym czasie bycia razem z tym kimś innym byłoby inaczej? prawdziwe uczucie, to nie chwile euforii, momenty, gdy patrzycie na siebie z pożadaniem i z rozkoszą konsumujecie je... to jest tylko początkowa faza uczucia zwana ZAKOCHANIEM, a dopiero potem przychodzi prawdziwe uczucie jakim jest MIŁOŚĆ jestem starsza, ale sama mam małe dziecko i wiem jak wiele zamętu potrafi to wprowadzić nawet w związek, który tak wiele przeszedł jak nasz, bo i okres wspólnego mieszkania mamy dość długi za sobą i dziecko zostało zaplanowane po latach, a jednak... uważam, że warto walczyć, bo macie teraz też dla kogo lepiej spróbować niż pluć sobie w brodę po latach;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija.
mogłabym to tłumaczyć dzieckiem, ale wiem, że problem zaczął się wcześniej. Zbieram się do rozmowy, ale zawsze ciężko przychodziło mi gadanie o moich uczuciach (może to też jedna z przyczyn naszych problemów). niebieska chmurka- on wie, że nie jestem szczęśliwa, przecież widzi. Ale pewnie tłumaczy to sobie hormonami albo czymś takim. Faceci zawsze wolą zwalić winę na menopauzę, pms, czy coś w tym stylu, niż przyjąć do wiadomości, że rzeczywiście jest coś nie tak. Mój jeszcze do tego przyjmuje strategię przeczekania (czasem słusznie), ale tym razem, to raczej nie pomaga. wiecie, jak to napisałam czarno na białym, udało mi się w miarę sformułować swoje myśli, to rozmowa wydaje mi się odrobinę prostsza. ale tylko odrobinę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kolikotka
jak wyszlam za maz i urodzilam dziecko mialam 20 lat. po slubie, w trakcie ciazy i po urodzeniu tez mielismy takie chwile, kompletnie sie nie rozumielismy, nie porafilismy ze soba rozmawiac, ja zajelam sie dzieckiem, on praca, po pracy to nawet nie pocalowal, nie przytulil zwykle "co na obiad?" troche posiedzial z malą potem z kumplami na piwo, ja znowu zostawalam sama... strasznie mnie bolalo to ze juz go w ogole nie interesuje, mialam wrazenie ze juz mnie nie kocha, ze nic dla niego nie znacze. w koncu przyszedl taki moment ze wrocil z pracy, juz po jego minie widzialam ze cos jest nie tak, usiadl kolomnie na kanapie, przytulil sie i powiedzial ze juz ma dosc zycia ze mna ale beze mnie i ze teskni za dawnymi chwilami. porozmawialismy wtedy sobie tak szczerze i uswiadomilam sobie ze to wcale nie byla tylko jego wina. zaczelam sobie przypominac momenty jak on chcial sie zblizyc a ja ciagle mialam cos wazniejszego, zakupy, dziecko, sprzatanie, obiad... to ja go zaniedbywalam a on odkad urodzila sie nasza corka czul sie poprostu odrzucony na drugi plan, to byl dla niego problem i jakby "bronil sie" przed tym i w koncu on zrobil sie dla mnei taki sam, zimny, oschly, bez uczuc... tamtego wieczoru przyznal ze zle zrobil ze sie poddal, ze powinien walczyc o mnie i powiedzial ze widzi ze ja tez juz nie mam sil, ze chodze ciagle smutna, ze nic mnie nie cieszy i zapytal czy mozemy to co bylo kiedys miedzy nami jeszcze uratowac. od tamtej rozmowy zmienilo sie wszystko, zdecydowanie sie do siebie zblizylismy, wieczorami razem zajmujemy sie jowitka, jak ona zasypia mamy mnustwo czasu dla siebie. od tamtej pory minely juz chyba ponad dwa lata i jak narazie nic sie miedzy nami nie psuje. uwazam ze powinnas porozmawiac z mezem bardzo powaznie, powiedziec mu to co czujesz, jak to wyglada z twojego punktu widzenia. potem on powinien wyrazic swoje zdanie. wtedy razem napewno znajdziecie wyjscie z tej sytuacji, bo jakies wyjscie jest zawsze. a takie szczere rozmowy w malzenstwie sa naprawde bardzo wazne i tylko one moga rozwiazac problemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość koleżanka z forum obok
no i kolejny książkowy przykład... Pojawia się dziecko, dopada proza życia i nagle się okazuje, że nie tak miało być. ALE TAK jest zawsze. Na tym polega bycie rodzicem. Dlaczego niechętnie patrzysz na faceta, który od rana pracuje, wraca zmęczony do domu i chce odpocząć? To on jest winny, że siedzisz w domu? Masz hobby? Jak nie to jakieś znajdź. Samo nie przyjdzie a życie to nie tylko motylki w brzuchu i stan zakochania. Taki stan mija bardzo szybko, znika fascynacja i pozostaje : szacunek, wspólne cele, lojalność, zaufanie... Pomyśl jakbyś mogła rozwijać siebie. Dziecko nie przeszkadza w studiowaniu, w oddawaniu się jakiejś pasji. Sama mam czwórkę dzieci i jestem: muzykiem, pedagogiem, informatykiem a teraz myślę o zrobieniu licencji pilota. Dzieci widząc moje zaangażowanie w wiele spraw uczą się bardzo dużo. Pozwalam im uczestniczyć w moich fascynacjach, żeby widziały, że dzieci, rodzina, mąż to nie koniec świata! Miewam swoje humory i czasem nie chce mi się patrzeć na męża, ale to nie jego wina. Każdy ma prawo do zmęczenia, znudzenia itd., ale taki stan jest krótkotrwały. Za dużo mamy do zrobienia, żeby tracić energię na wymyślanie problemów. Lepiej zająć się swoim życiem, bo szczęśliwa kobieta to szczęśliwy dom i rodzina. A mężowi opowiedz o swoich uczuciach, lękach, obawach, żalu. On nie domyśli się co masz w głowie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Doskonale cię rozumiem. Ja też miałam taki okres w związku. Rzuciłam pracę i jakiś czas siedziałam w domu. Mąż wracał z pracy jadł obiad i wracał do swoich spraw, a ja głupia czekałam na niego jak pies na pana. Za każdym razem wielkie rozczarowanie, bo nie mamy o czym rozmawiać, bo mąż jest zmęczony itd. Jak chciałam zagadnąć "wiesz był w telewizji taki program o ludziach którzy są cali wytatuowani..." to mnie zbijał mówiąc "wiesz co mam ważniejsze problemy na głowie niż przejmować się świrami". Pewnego dnia postanowiłam z nim pogadać. Oczywiście ryczałam jak bóbr przy tym. Mówiłam jaka to jestem nieszczęśliwa i że nie mamy o czym gadać że nie jest tak jak dawniej...mąż mnie wysłuchał i powiedział "widzę że z nudów ci już odbija, zajmij się czymś nie wiem na drutach porób czy coś, mam tyle problemów na głowie że nie dokładaj mi już swoich wyimaginowanych, może poszukaj pracy, albo zajmij się jakimś hobby". Wtedy wściekłość moja sięgła zenitu, ale teraz jak na to patrzę to stwierdzam że mój mąż mał rację. Wkradła się rutyna w związek a ja zamiast przyjąć ją normalnie zrobiłam z niej problem wielkiej rangi. Teraz też każdy dzień wygląda tak samo, ale ja już inaczej do tego podchodzę. Mam swoje zajęcia które mnie pasjonują i pochłaniają bez reszty. Czasem wieczorem dla żartu pytam "co u ciebie słychać mężu", albo mówię "muszę na ciebie popatrzeć bo cię dawno nie widzialam" śmiejemy się z tej rutyny i jest nam dobrze. Staram się nie obarczać go swoimi problemami i nie marudzić. Wieczorem czasem sam zagaduje coś tam o pracy albo co w radiu słyszał, albo przychodzi do kuchni się przytulić jak zmywam. Często ja wieczrem gadam o pierdołach a on udaje że mnie słucha i z tego też się śmiejemy bo pytam go wtedy "co mówiłam" a on pamięta dwa ostatnie słowa ale nie ma pojęcia o czy mu opowiadałam. Wszystko to kwestia podejścia do sprawy. Rozwód nic ci nie da, zastanów się jak będzie wyglądało twoje życie bez niego. Zostaniesz sama z dzieckiem, problemy finansowe i straszny smutek, samotność. Po co ci to, nie pogarszaj sprawy. Pamiętaj że każdy inny partner jakiego bys sobie nie wyobrażała będzie po jakimś czasie tak samo denerwujący.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość to nightmare
kasija, mialam to samo, dokladnie to samo. tyle, ze bez dziecka i w zwiazku nieformalnym. skonczylo sie zdrada, i huj m w dupe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bo jestescie niepowazne
dlaczego wiekszosc dązy do ślubu , potem robią dziecko i oczekują od życia sielanki i ze sie wszystko samo ułozy i bedzie jak w bajce.ŻYCIE TO NIEJEBAJKA

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija
koleżanka z forum obok- mam pasje, które rozwijam. Mam pracę, którą lubię i niedługo do niej wracam, chodzę do szkoły, która pozwala mi się jeszcze bardziej rozwijać i być lepszą w pracy. Mam przyjaciół, dobry kontakt z rodziną. Ale chce mieć też ukochanego, czy to takie dziwne? Chcę mieć faceta, na którego mogę patrzeć z podziwem, do którego mogę tęsknić, do którego chcę się przytulić i czuć się przy nim bezpiecznie. To nie są motylki... Z tego co piszesz to wynika, że facet w sumie do niczego nie jest potrzebny. Powinnam się cieszyć, że pracuje i daje pieniądze. Gratuluje podejścia... Piszesz "Lepiej zająć się swoim życiem"- przecież on to też moje życie... kolikotka, wiesz tak patrzę teraz, to rzeczywiście u nas podobnie. On tam coś próbuje, ja w tej chwili to już nie bardzo mam chęć. Na pewno rozmowa jest potrzebna. saint-gobain- wiem że rozwód nic mi nie da, stworzy masę nowych problemów, takich już zupełnie realnych. Bałabym się, że nie podołam, do tego nie mam pewności, ze ta zmiana w dalszej perspektywie przyniosłaby mi coś lepszego. Z drugiej strony, kto nie ryzykuje... a to że człowiek chce być szczęśliwy, to chyba nie jest szczególnie dziwne, nie? Raczej każdy do tego dąży w ten czy inny sposób. Jeden znajduje spełnienie w pracy, drugi w pasjach, a trzeci w miłości. Ja mimo, że jak pisałam wyżej mam pasje, mam fajną pracę, mam cudowne dziecko, to i tak najlepiej mi kiedy kocham i czuję się kochana. taki typ ze mnie. dziś jest nowy dzień, na wszystko patrzę trochę świeższym okiem, jak za dnia. czuję się winna całej tej sytuacji, chociaż wiem, ze wina nigdy nie leży po jednej stronie. nie piszcie mi, że tak to już jest. Że tak ma wyglądać każdy związek, a my tylko wymagamy od życia nie wiadomo czego. Nie wierzę, że człowiek w związku nie może być szczęśliwy i czuć się spełniony, nawet po jakimś czasie. zbieram się do rozmowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija
wiecie co... wczoraj próbowałam coś pogadać. ale zupełnie nie wyszło, bo wcześniej on o coś wybuchnął. Pokłóciliśmy się tak naprawdę. Chyba pierwszy raz tak naprawdę. Nic konkretnego nie zostało nawet w tej kłótni powiedziane, tylko po prostu wywalona na wierzch złość i pretensje. Głównie z jego strony. Jak próbowałam coś powiedzieć, to powiedział, żebym się nawet nie odzywała i żebym się odwaliła... paranoja jakaś. powiedział, że da mi na psychiatrę, bo chyba jestem chora psychicznie skoro ciągle płacze (to "ciągle" to był wieczór w pt, a wcześniej to nawet nie pamiętam)... że rozmowy ze mną i tak nie mają sensu, więc nie ma zamiaru mnie słuchać i się do mnie odzywać. Że nasz związek to fatalna pomyłka. gdyby nie dziecko to by już dawno mnie nie było w domu. nie wiem co robić. koszmar jakiś.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija.
na dodaterk lekko mnie popchnął i uderzyłam się o klamkę. mam dużego siniaka i zrobiłam sobie zdięcie. oceńcie czy z takim siniakiem warto iść na policje? http://sk9.pl/ca67a7 sorka za słabą jakość zdięcia ale z odbiciem w lustrze zawsze tak jest

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Unchained Melody
Widzisz, Twoje małżenstwo bardzo przypomina mój zwiazek, ktory z wielkim hukiem zakonczylam w czwartek. Wspolczuje Ci, ze Tobie nie jest tak łatwo odejsc, bo juz wiele macie za soba(przede mna jeszcze 2 m-ce do narodzin dziecka), jestescie malzenstwem. facetom chyba naprawde w malzenstwie odbija i mysla, ze poslubili kucharke i licza na regularny seks, natomiast z siebie juz dali wszystko przed ołtarzem:o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija.
podszywaczom dziękujemy. Unchained Melody może to głupio zabrzmi, ale żałuję, że mamy to dziecko, bo w tej chwili jest przeszkodą w rozwiązaniu tej sytuacji.... oczywiście nie żałuję, że ona jest, bo kocham ją nad życie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Unchained Melody
Wiem, o co chodzi. Ja tez żałuję, ze zdecydowałam się w chwili uniesienia miłosnego na dziecko z facetem. Najbardziej bola niezrealizowane marzenia i brak realizacji moich potrzeb...Zycie chyba tylko w pojedynczych chwilach jest obrazem naszych marzen

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
hej. ogólnie dam ci radę nie rozmawiaj na temat problemów w kłótni, to nigdy nie wychodzi. Porozmawiajcie gdy nie będziecie nastawieni do siebie wrogo. I od razu zaznacz że jest to dla ciebie ważne i oczekujesz wysłuchania... pozdrawiam (i trzymam kciuki coś się zmieniło na lepsze) 🌼

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość może -
warto skorzystać z pomocy kogoś z zewnątrz ? skoro sytacja zaczyna ocierać sie o rozwód - to zdaje sie ,ze i tak nie macie wiele do stracenia . A tak na marginesie - powiedz o tym mężowi - powiedz ,ze myslisz o rozwodzie i że to jest bardzo poważne . Faceci są dziwni - żeby nie powiedzieć dziwaczni - większośc z nich " dowiaduje " sie ,ze zwiazek jest w głebokim kryzysie gdy widzą przed sobą papiery rozwodowe

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kasija.
do wczoraj myślałam, ze on rzeczywiście nie do końca sobie zdaje sprawę. Ale teraz wiem, że nie dość, że wie, że jest źle, to jeszcze sam uważa nasz związek za "fatalną pomyłkę"... niebieska chmurka, oczywiście masz rację, ale mój facet jest taki, że jak się nie wku*wi to nic nie powie i będzie udawał, że wszystko gra. Dopiero wczoraj się dowiedziałam jak bardzo mu ciąży moja osoba. A tak to ja bym sobie żyła w błogiej nieświadomości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kochana ale sama pisałaś że się nie starasz a starania faceta olewasz. Wiec trochę rozumiem faceta - czuje się sfrustrowany i niedoceniony. I ogólnie wasz problem jest dosyć poważny... Może jak ktoś już wyżej pisał zapiszcie się na terapie małżeńską?? Trzeba się chwytać wszelkich sposobów żeby dojść do porozumienia. A najlepszym byłoby pokazanie twojemu mężowi tego topiku. Musiałby to przeczytać i czy chce czy nie dopuścić do świadomości że ci też nie jest super i nie wymyślasz sobie problemów nie wiadomo skąd.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×