Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Mademoisellle

Zdradziłam emocjonalnie i po wszystkim /

Polecane posty

Gość duuuuuuuuuuuuuł
cholerne życie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do_Mademoisellle
[La Sposa] napisała "...Nie zdradziłaś fizycznie. Miłość nie wybiera...." Jeżeli chodzi o pierwszą część tego cytatu, to masz świadomość, że nie jest to żadne usprawiedliwienie. Przecież zatytuowałaś ten wątek "zdradziłam emocjonalnie". Co zaś się tyczy drugiej części to jest to utarty slogan, którym wielu ludzi tłumaczy swoje zdrady, zostawianie żon itp. Miłość nie pojawia się nagle ni z tego ni z owego. Trzeba sobie dać na nią przyzwolenie. Na początku jest zauroczenie. Jeżeli, będąc w stałym związku, zignorujesz czerwone światło, które napewno się wtedy zapala to bez względu na zakończenie tej historii już przynajmniej Ty (a może jeszce ktoś?) nie będziesz spać spokojnie (często przez wiele lat). Niektórzy, jak np [bo nie o to chodzi] mają więcej szczęścia bo "...mój wymarzony książe okazał się zwykłym ch.... ". Tobie tego szczęścia zabrakło bo obaj są wspaniałymi facetami. Zaimponowałaś mi jednym - nie chcesz "żyć w rozkroku". Podjęłaś być może najważniejszą decyzję w życiu. Wytrwaj w niej jak najdłużej. I nie rozpaczaj, jeżeli któryś z twoich adoratorów znajdzie sobie nową miłość. Widocznie nie kochał Cię tak bardzo jak Ci się wydawało. Uważam, że nie traktujesz obydwu facetów jednakowo. Jeden wie o twoim rozdarciu a drugi być może (???) nie. Powinnaś jeszcze przeprowadzić rozmowę ze swoim byłym narzeczonym, wyjaśniając mu motywy swojego odejścia. Jak sądzisz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mademoiselllle
Nie chce tego mówić byłemu, bo jak już pisałam przez to byłoby więcej złego niż dobrego, tego jestem pewna. Rzeczywiście, raczej żaden z nich nie jest zwykłym ch.... , ale co do miłości to były kocha(ł?) mnie bardzo (albo jemu się tak wydawało), a ten drugi myślę że mnie nie kocha, ja go też nie kocham bo wlasnie na miłość potrzeba czasu, być moze mogłabym go kochac gdybym miala taka szanse, ale mniejsza o to. Teraz patrząc z pewnej perspektywy, wiem że ta "emocjonalna zdrada" to był ten przysłowiowy gwóźdź do trumny, poprostu za duzo rzeczy się na siebie nałożyło, a ja nie czułam się szczęśliwa w tym związku, a ty jeszcze perspektywa tego ślubu itd itp

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do_Mademoisellle
Twoje wszystkie wypowiedzi nie pozostawiają żadnej wątpliwości, że jesteś osobą mądrą. Ale ja wyciągnąłem z nich (mylny) wniosek, że kochasz dwóch. Okazuje się, że żadnego. Jeżeli nie stać Cię na "ocierającą się o szczerość" rozmowę ze swoim byłym, która może rozwiałaby Twoje wątpliwości (kocha, kochał?), to jak najszybciej odpowiedz sobie na pytanie: czy powinnaś zrezygnować z marzeń o prawdziwej miłości? Czy jest coś ważniejszego niż Twoje szczęście? Pytanie jest retoryczne; już zrobiłaś pierwszy krok. I zapomnij o słowie "zdrada". Nie można "zdradzić" kogoś kogo się nie kocha.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mademoiselllle
Nie chce rezygnować z miłości i szczęścia, dlatego to zrobiłam, żeby dać sobie (i nie tylko sobie) szansę na miłość i szczęście w przyszłości. Bo jakoś nie umieliśmy być szczęśliwi... Tylko dlaczego :( Ja teraz tak bardzo tęsknie i tak bardzo mi go brakuje ;((((((((

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do_Mademoisellle
Spróbowałem podgarnąć Twoje wypowiedzi, bo Twój problem przywołał moje wspomnienia. "...5,5 roku związku, ...mam wrażenie, że pół życia z nim spędziłam...wiedziałam że on jest wspaniałym facetem i że dobrze do siebie pasujemy, a jednak często myślałam że go chyba nie kocham, za to on kochał mnie bardzo...". Nasz związek, a właściwie jego pierwsza faza, też trwała prawie 5 lat. Ja też kochałem bardzo, ale przeżywałem huśtawkę -kocha, nie kocha. Czy próbowała ze mną być bo byłem " wspaniałym facetem i że dobrze do siebie pasujemy" (jak uważali inni), czy też dlatego, że mnie kochała. Nigdy się tego nie dowiedziałem. Ale bardzo chciałem mieć tę pewność. Bodajże Nietzche powiedział, że to nie wątpliwości doprowadzają do szaleństwa, ale pewność. Ale ja szalałem. Ty zgadzasz się z Nitzchem i dlatego nie chcesz rozmawiać ze swoim "byłym". To było piekło. Dlaczego nie zrywała kontaktu ze "swoim byłym" (słyszałem: miłość była, już jej nie ma ale przyjaźń pozostała i Ona nie chciała z niej rezygnować). Dlaczego tamta przyjaźń była ważniejsza od mojego spokoju? Coś silnego widocznie ciągle ich jednak łączyło. Odchodziliśmy od siebie wiele razy i ciągle powracaliśmy i nic się nie zmieniało. Tak bardzo chciałem usłyszeć: z tamtym to już koniec - nie spotykam się z nim więcej, nie odbieram jego telefonów albo" -dobrze nam ze sobą ale nie kocham cię, chociaż próbowałam". Podjąłem decyzję: trzeba definitywnie zakończyć ten związek. Wyjechałem do innego miasta (60 km), gdzie wcześniej załatwiłem sobie pracę i zacząłem nowe życie. Wysłałem tylko krótki list, że nie mogę żyć tak jak do tej pory. Wyobrażałem sobie, że cierpi tak jak Ty " ....Ja wiem, że nie zasługuje na jego miłość ... czułam się nie fair....", że myślała tak jak Ty "...jestem jak ćma, która leci do ognia żeby tam spłonąć.... że coś spieprzyłam ... rozpieprzyłam sobie życie.... " Ja rzuciłem się w wir nowej pracy, nowych znajomości, próbowałem też z panienkami (no precyzyjniej kobietami bo jedna była mężatką), było dużo alkoholu .....a Ona nie dawała żadnego znaku. Minął prawie rok, uspokoiłem się, zakończyłem flirty i powiedziałem sobie tak jaki Ty "...Teraz moge czekac na to "prawdziwe uczucie", moze rzeczywiscie kiedys nadejdzie..". I wtedy dowiedziałem się, że na adres moich rodziców przyszła od niej kartka z pozdrowieniami z jakichś wojaży. Pojechałem natychmiast do niej, spotkaliśmy się, porozmawialiśmy (a raczej to ja monologowałem) na neutralne tematy i....nie wróciłem już do tego na nowo układającego się życia. Następnego dnia znów kupiłem kwiaty, przysłowiowe pączki i znów złożyłem jej wizytę. I kogo tam spotykam??? Nie, nie ma żadnej niespodzianki. Jest jej przyjaciel. Wyszedłem natychmiast, tym razem już na zawsze (znów tak mi się wydawało)....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do_Mademoisellle
Jeżeli tyle lat nie wystarczyło abyś Go pokochała, to już Go nie pokochasz. Myślę, że im szybciej to do niego dotrze tym większe szanse macie oboje na przeżycie jeszcze w swoim życiu pięknej miłości. I nie proponuj mu swojej (tylko) przyjaźni...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mademoiselllle
Twoja historia też jest straszna. A to już skończone definitywnie? Piszesz o tym tak jakbyś wciąż ją kochał. Czy może już udało ci się z tego wyplątać? Miłość jest trudna i czasem bardzo głęboko schowana. A ja jestem niestabilna emocjonalnie. Oddalaliśmy się od siebie, byliśmy obok siebie a nie ze sobą. Wtedy ja czułam się bardzo źle, brakowało mi tej bliskości, myślałam że skoro tak to wygląda to to nie jest miłość. A on nie walczył o mnie, nie próbował do mnie dotrzeć, nie jest to może łatwe, ale skoro tak bardzo mnie kochał to mógł walczyć a nie tylko tak czekać na to co się stanie. Ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Nienawidziłam takiej obojętności między nami. A on nam na to pozwalał. Pewnie nie wiedział co zrobić, myślał że nie może mnie do niczego zmusić. A ja czułam się nieszczęśliwa, niespełniona. Teraz z jednej strony dałabym wszystko żeby był przy mnie, ale z drugiej nie chcę wracać do tego, bo pewnie znowu wyglądałoby to tak samo. Tylko dlaczego :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do_Mademoisellle
"Twoja historia też jest straszna." Po takich słowach wydaje mi się, że nie muszę już jej kontynuować na tym forum. Oprócz znaczenia terapeutycznego (ciągle boli-chociaż to było bardzo dawno), miała też pokazać Tobie, że moje teoretyzowanie podparte jest jednak pewnym doświadczeniem. Napisałaś: "...Teraz z jednej strony dałabym wszystko żeby był przy mnie, ale z drugiej nie chcę wracać do tego, bo pewnie znowu wyglądałoby to tak samo. Tylko dlaczego ..." Pozwolę sobie na udzielenie Ci pewnej rady. Przestań stawiać sobie jedno pytanie - DLACZEGO? Najlepiej wykreśl je ze swojego słownika. Nigdy nie potrafisz sobie jednoznacznie na nie odpowiedzieć. A próby odpowiedzi mogą Cię tylko doprowadzić do obłędu. "...jestem niestabilna emocjonalnie..." - to jest jakaś bzdura, JAKAŚ JEDNOSTKA CHOROBOWA. Nie jesteś chora. Tylko ludzie cyniczni, wyprani z emocji, "bez serca" mogą uważać się za stabilnych. Ty, na pewno taka NIE JESTEŚ. Problem jaki masz, związany jest z pytaniem, które od początku świata stawiają sobie ludzie: Co to jest miłość? Chyba masz świadomość tego ile już odpowiedzi udzielono. "Czy to co czuję do tego faceta to jest miłość? Czy raczej to co mnie łączy z tym drugim?" - znajdziesz potwierdzenie obydwu wersji. Ale znajdziesz również zaprzeczenie i stwierdzisz: trzeba dalej szukać. Gałczyński napisał: " Nie wystarczy pokochać, trzeba jeszcze umieć wziąć tę miłość w ręce i przenieść ją przez całe życie." Czy to potrafisz? Czy potrafi to ta druga osoba? - nigdy się tego nie dowiesz wcześniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do_Mademoisellle
Winien Ci jestem jeszcze odpowiedzi na zadane mi pytania: "A to już skończone definitywnie?" - nie, jeszcze żyję... "Piszesz o tym tak jakbyś wciąż ją kochał." - bo to jest prawda, chociaż jesteśmy już po ślubie ....(no nie, tego nie napiszę)... lat. "Czy może już udało ci się z tego wyplątać?" - nie, przecież nie zaglądałbym na takie fora. Kocham, jestem kochany (tak, jestem tego pewien), mamy wspaniałą córkę... Ktoś napisał, że serce nie ma zmarszczek, ono ma blizny. I to chyba te blizny powodują, że jednak czasem zadaję sobie pytanie DLACZEGO? WYRZUĆ JE ZE SWOJEGO SŁOWNIKA!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość glupie baby jestescie
najbardziej mnie wkuriwa u takich baba takie pierdolenie "... byly mnie kochal (albo tak mu sie wydawalo)..." jasne, kurwa, Ty masz czelnosc twierdzic, czy ktos cie kocha, skoro sama spierdolilas sprawe???? musisz, no musisz takie cos pierdolnac na swoja obrone, nie??????? jebane baby!!!!!1111111

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×