Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość sz_cz_esliwa

pytanie o eks. pomoże ktoś konstruktywnie?

Polecane posty

Gość sz_cz_esliwa

Poniżej moja historia. Bardzo skrótowo :) Nie napisałam wielu rzeczy, stąd proszę o zrozumienie i nie wydawanie pochopnych osądów :) Mam 30 lat, mój eks 37 lat. Przed ślubem mieszkaliśmy ze sobą 3 lata. Czerwiec 2008 - rok po ślubie, po rozmowie nt. dziecka i ślubu, którą bardzo przeżyłam, wyprowadzam się z domu. Mieszkam kątem u koleżanki (razem z 4 innymi osobami). Udaje się do psychologa, który radzi, abyśmy ustalili czas, jaki sobie dajemy do zastanowienia i abym wynajęła samodzielne mieszkanie. Rozmawiam o tym z mężem - zgadza się na mieszkanie i ustalamy okres 3 m-cy. Sam proponuje, że będzie mi przelewał 3000 zł/m-c, abym miała komfort, taki jak wcześniej. W tym czasie zaczynamy rozmawiac, bardziej się rozumiec. Weekendy spędzamy razem w naszym dawnym mieszkaniu. Proponuje mi wyjazd ze znajomymi z pracy - zgadzam się. Seks jest udany (bardziej emocjonalny), niż w ostatnim okresie przed rozstaniem. Na moje oko wszystko idzie w dobrą stronę. Wrzesień 2008 - proponuje mi wyjazd z Jego Rodzicami do ich Rodziny, ale ponieważ zbliża się "moment naszej decyzji", podejmuję ten temat. On mi mówi, że nie jest pewny siebie na 100% i że boi się, że powrócimy do siebie i znów będzie źle. Prosi o czas do Świąt BN. Dostaję anonimowy telefon, że On ma "drugie życie". Pytam Go o to, On zaprzecza. Wspólnie zastanwiamy się, kto może do mnie dzwonic. Potem na Jego wyraźną prośbę rzadziej sie kontaktujemy (twierdzi, że rozbijam Go emocjonalnie, a ze względu na trudny okres w pracy nie może sobie na to pozwolic). Mimo tych sytuacji UFAM Mu i NIE PODEJRZEWAM jeszcze, że jest inna. Grudzień 2008 - na początku grudnia docierają do mnie anonimowe informacje, tym razem na "naszej klasie", że jest inna. Między innymi jest prośba, żebym dała rozwód (choc nie rozmawialiśmy jeszcze o tym). Podczas ostatecznej rozmowy o naszej przyszłości (wiele sobie wyjaśniliśmy) On prosi mnie o rozwód. Mówi, że nie wie czy mnie kocha, nie wie kim jest, nie wie czego chce od życia itd... Pytam Go, czy ma kogoś. On zaprzecza. Jest mi Go żal i nie mówię Mu o ostatnich anonimach. choc Go kocham, proszę, aby jak najszybciej załatwił formalności - zgadzam się na polubowny rozwód. Styczeń 2009 - znów anonim, tym razem dowiaduję się, że od kilku m-cy mój mąż spotyka się z 20-latką (życzliwy podaje mi jej dane). W liście dowiaduję się o ich wspólnych wyjazdach, o tym, że Ona jeździ do Naszego domu, że On wydaje na nią mnóstwo kasy. Idę z tym do adwokata, On mi radzi pozew z orzeczeniem winy. Kontaktuję się z mężem i nie mówiąc Mu, że wszystko wiem namawiam Go na rozmowę u psychologa, aby porozmawiac nt. mojego zabezpieczenia finansowego po rozwodzie (jeszcze studiuję). Wychodzę z założenia, że to On nie wie czego chce i nie mogę ponosic tylu konsekwencji Jego niedojrzałych decyzji. On, że jak najbardziej mi pomoże, ale że nic na piśmie mi nie potwierdzi. I tu On przystępuje do ataku: zaczyna mi wypominac na jakim poziomie żyję (zapomina tutaj, że to On sam proponował te wszystkie pieniądze), że nic nie zrobiłam, żeby uratowac Nasze małżeństwo itp. OCZYWISCIE ON NIE MA WIEDZY,ŻE JA JESTEM SILNA, ŻE WSZYSTKO JUŻ WIEM. Myśli, że On rozdaje karty. Ponieważ nie wiem co zrobic i boję się bardzo chcę sobie dac czas co z tym wszystkim zrobic. Poniewaz On naciska zaczynam z nim negocjowac pieniądze - w sumie bardzo duże kwoty, bo wiem, że da mi to trochę czasu do zastanowienia. Luty 2009 - składam pozew z Jego winy (Jego niedojrzałe postępowanie - zdrada, przesadzanie z alkoholem, brak gotowości na związek). On o tym nie wie. Dopiero jakiś czas po tym informuję Go o pozwie, On w odpowiedzi formuuje pozew z mojej winy (absurdalne zarzuty), nie przyznając się do zdrady. Pierwsza rozprawa - ugoda - mój eks płaci mi przez 2 lata 1500 zł / m-c. Ja zrezygnowałam z orzekania Jego winy (mimo tego, że miałam wiele dowodów obciążających Go i wiem, że On by się totalnie zbłaźnił). Maj 2009 - rozwód. Bez kwiatów, podziękowania za wspólnie spędzony czas i bez przeprosin :( Po rozwodzie mieliśmy sie spotkac, bo to był mój warunek ugody. Chciałam Mu pokazac te wszystkie dowody Jego haniebnego zachowania, tych wszystkich kłamstw i manipulacji. Chciałam Mu także powiedziec, że wszystko zniszczył. Ale potem On mi mówi, że już nie chce do tego wracac itd.. Akceptuję to i nie wracamy do tego. Potem kontaktuję się z Nim telefonicznie (sprawy formalne, jego urodziny) 5 m-cy po rozwodzie widzimy się pierwszy raz (na moją prośbę - zapytałam czy zechce pomóc mi w sprawach zawodowych, wyraził zgodę, ale od tego czasu "echo" w tej kwestii). On ewidentnie nie chce się ze mną kontaktowac. Pytanie do Was : Dlaczego??? Poczucie winy względem mnie? Wurzuty sumienia? Wstyd? Gniew, że Go "zdemaskowałam"? Pytanie drugie: Co moge teraz zrobic? Do wielu wniosków doszłam po tej całej sytuacji. I choc rozumiem dlaczego On tak źle się zachowywał, szacunek do samej siebie podpowiada mi, że dziś On na mnie nie zasługuje. Ale... No właśnie jest to ale. Wybaczyłam Mu i wciąż Go kocham. A wiecie jak to jest z miłością...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×