Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Maciuk

Powrót do życia...

Polecane posty

Gość Maciuk

Chyba nic lepszego niż 3 tygodnie wolnego nie mogło mnie spotkać :) Byłem zmęczony studiami, akademikiem, chciałem porządnie odpocząć od tego środowiska. Egzaminy zdałem wcześniej i tyle wolnego stało się prawdą :) Wszystko przestało się liczyć. Siedząc wygodnie w autobusie powrotnym do domu czułem taką radość :) Po powrocie do domu odizolowałem się od znajomych, przestałem się kontaktować i żyłem sobie własnym życiem. Wiem, że to niemiłe dla nich, ale będąc w domu nie miałem ochoty z kimkolwiek się kontaktować. A i zdarzyło się tak, że razem ze mną ferie miał młodszy brat, więc już w ogóle super :) No i oczywiście wszystko musiało tak szybko minąć :/ Nie powiem, że nie wiem kiedy to wszystko minęło, bo jak pomyślę to faktycznie początek wolnego wydaje mi się odległy... No i teraz powrót na studia, znowu zajęcia, akademik. Nie czuję się tam dobrze. Chyba nie mam na tyle dobrych znajomych, żeby cieszyć się z powrotu. I tak już od tygodnia codziennie przeżywam upływający czas zbliżający mnie do końca. Zamiast lepiej cieszyć się jeszcze wolnym to jestem już zdołowany tym, że niedługo koniec :/ Tak bardzo chciałbym mieć inne podejście. Szkoda, że nie jest odwrotnie, że to tam chciałbym cały czas być, a do domu wracałbym niechętnie. Ale niestety wszystko zawsze kręci się wokół myśli powrotu do domu... Nie wiem co ze mną jest, czuję ciągle dyskomfort, niepewność, jakiś lęk, znużenie, niechęć... W zasadzie to nie wiem po co mielibyście to czytać, ale może znacie takie sytuacje, a mi może ulży jak to napisałem :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ale z tym niechceniem to tylko o uczelnie chodzi czy masz tak ze nic Ci sie nie chce?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
poczekaj aż studia skonczysz to zobaczysz jaka bajke mialaś własnie w tym akademiku na tych zaliczeniach i imprezkach to dopiero beda wspomnienia wiec nie marudź tu tylko ciesz się studenckim życiem bo to chyba najlepszy okres w zyciu :P:P:P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Maciuk
Właśnie ja nie lubię studenckiego życia... Oczywiście spotykam ciekawych ludzi, ale większość jest tak infantylna... wielcy studenci, a w głowie nic :/ Dlatego nie czuję dumy z bycia studentem, nawet jeśli to jest dobry kierunek. Najgorsze to, ze jedyne co mi się chce to być nadal w domu... Ale wiem, że to jest złe, bo ile można? Byłem 3 tygodnie, odizolowany, źle się z tym czuję, więc choćbym nie wiem jak bardzo nie chciał to wiem, że w końcu trzeba się ruszyć. A w domu tylko przed kompem, coś czytałem i tyle. No ale są rodzice, brat, nie czułem się samotnie. A nie chcę mi się nic poza tym: zajęcia jakoś wytrzymam, bo i tak w tym semestrze mam mniej, nie mam na co narzekać, ale wszystko poza tym mnie martwi. Nie mam ochoty na imprezy, na poznawanie ludzi, na rozmawianie z nimi, itd. Kolega cały czas mnie męczy o imprezach, o podrywaniu, a u mnie to nie takie proste. Ja chyba wolę samotność, nie tylko w związku, ale też od ludzi... Ale jak jestem sam to wyobrażam sobie sytuacje, że będę szczęśliwy będąc z innymi, że poznam jakąś dziewczynę :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jesteś na pierwszym roku? Wyobraź sobie, że ja miałam ledwo tydzień wolnego.. mam do napisania jakąś głupia prace na zaliczenie i jeden egzamin poprawkowy, od środy zaczynam prace. Nie wiem, płakac mi się chce, sesja mnie wykończyła, nie miałam okazji nawet spokojnie usiąśc na dupie, a tu już wszystko zaczyna się od początku. Pamiętam, że na pierwszym roku też mało kiedy wychodziłam na imprezy, strasznie się od ludzi izolowałam. Nie miałam żadnych dobrych znajomych w grupie, ani poza nią. Pare osób z LO wylądowało w tym samym mieście co ja, ale jakoś często się z nimi nie spotykałam. Z współlokatorkami miałam w miare dobry kontakt, ale nigdzie razem nie wychodziłyśmy. Uwielbiam spacerowac i nie mam problemu, żeby iśc sama na spacer - w weekendy łaziłam godzinami po mieście, czytałam książki. Aż dziwne bo uchodze za osobę bardzo towarzyską, nie mam problemu z nawiązywaniem znajomości, nie mam pojęcia co to nieśmiełośc. Ale też uważałam, że ludzie na roku są głupi, że nie potrafią prowadzic rozmowy na poziomie. Dopiero teraz dostrzegłam wiele ciekawych osób w grupie, ale co najważniejse - znalazłam bardzoe dobrą kumpele na roku, chodzimy razem na imprezy, do kina, na spacer.. i szukamy mężów ;) Ja bardzo często potrzebuję samotności, wtedy nie odbieram tel, z nikim się nie umawiam. Znajomi już się chyba do tego przyzwyczaili.. Nie rób nic wbrew sobie. I staraj sie odkrywac ludzi, nie sądź po pozorach!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To może przenieś się na zaoczne? Może wynieś się z akademika? Mi to pomogło! Mniej będziesz ślęczał na uczelni. Ja za studenckim życiem nie przepadałam. Nie ciągnęły mnie pijackie imprezy i kac gigant następnego dnia na zajęciach. Od ludzi też raczej stroniłam, a do samotników nie należę... szlag mnie trafiał jak chciałam iść do łazienki a tam wszystko zarzygane! Po studiach znalazłam fajną pracę (całkiem niezwiązaną z wykształceniem), poznałam świetnych ludzi, którzy właśnie mieli w głowie coś więcej niż bezsensowne imprezowanie i picie dla picia, bo tak. Teraz mam dwójkę dzieci, imprezy dość regularne ze starymi i dobrymi znajomymi, zabawa nierzadko jest po pachy, a picie dla humorku a nie dla narąbania się do stanu nieprzytomności... I to jest to. Do okresu studiów wcale nie tęsknię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Maciuk
Nie, jestem już na 3 roku. Jaki sens przenosić się na zaoczne skoro jestem na dobrych dziennych? Prędzej wynieść się za akademika, bo to ma duży wpływ na mnie... Mieszkam z kolegą, tzn. kolega, którego poznałem jak się wprowadzaliśmy. Czasami pogadamy, ale rzadko kiedy nie o studiach. A rozmowy o studiach to jest to czego nienawidzę... Poza tym akademik nie jest aż taki straszny, przynajmniej na moim piętrze nie ma jakichś strasznych imprez. Bywa głośno, ale nie jest źle. Gorsze są baby-palaczki, przesiadujące pół dnia na korytarzu i plotkujące. Mam tam też znajome osoby, ale nie lubię jakoś chodzić w trakcie dnia do nich i nie lubię jak one przychodzą. Ja jestem taki, że wolałbym mieć spokój w miejscu swojego zamieszkania, a jakbym chciał to sam bym zaprosił kogoś do siebie albo poszedł. A tak nie odczuwam żadnego komfortu i prywatności. Chciałbym jakoś się odprężyć, zrelaksować, a nie mogę po prostu. Poza tym jak już pisałem nie mam dobrych znajomych :( Miałem kilku kolegów, ale a to sobie ktoś znalazł dziewczynę i przestał się zadawać, inny też z niewyjaśnionych powodów przestał się odzywać. Nie mam dobrego kumpla... Miałem w tamtym roku, ale niestety przeniósł się do innego miasta i zostałem sam :/ Nie mam takich bliskich ludzi, z którymi zawsze można by było się spotkać i w ogóle... Ci co mam są bardziej chyba zdystansowani, niezgrani... Mimo, że lubię samotność marzę o takiej grupce znajomych :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kolejny niezadowolony z życia
Studiuję zaocznie.Przerwy między semestrami nie miałam.Najgorszy egzamin jeszcze przede mną.Niedawno skończyłam jedne ćwiczenia(kolokwia,pisanie prac zaliczeniowych itd.) i już zaczęłam następne(kolejne kolokwia,prace...).W międzyczasie praca.Nie rozumiem takich ludzi jak ty.Ja pomimo tego wszystkiego potrafię cieszyć się życiem.Inni ludzie mają większe problemy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oj, drogi Maciuk'u, uciekaj z akademika czym prędzej! Za bardzo sie tam męczysz! Każdy jest inny, i to, że nie podoba Ci się życie w akademiku nie znaczy, że jesteś nudziarzem/kujonem etc. Ja, tak jak pisałam jestm osobą baaaardzo towarzyską, uwielbiam ludzi, uwielbiam spędzac z nimi swój wolny czas, rozmawiac. Z tym, że muszą byc to ludzie wartościowi, tacy których lubię - wtedy się nie nudzę. Cieszy mnie to, że moje współlokatorki co tydzień jadą do domu, zostaję sama w mieszkaniu, mam ciszę, spokój.. uwielbiam to!! Ale wiem, że moje życie było by puste bez innych ludzi. Póki co jest w połowie puste - ciągle czekam na tego jedynego.. i nie mogę się doczekac! ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość subiektywna_intro
Wiem że staaary temat, ale co tam. Trafiłam w sumie tu przypadkowo, ale napiszę co mi się nasunęło, w połowie jakbym siebie widziała, w połowie totalne przeciwieństwo. Pierwsze to chyba to że nie jesteś żaden 'inny', tylko po prostu jesteś introwertykiem, zresztą jak ja ;) Wolne miałam miesiąc temu 2 tygodnie, odpoczęłam, zrelaksowałam się i powróciłam na uczelnię. Jestem introwertykiem, lubię samotność, jak chociaż chwilki sama ze sobą nie spędzę to wariuję. Ale też trochę dbam żeby całkiem nie zdziczeć, ;> Jestem na 1 roku, mieszkam w akademiku, co rok temu wydawało mi się niepojęte, ale w sumie jestem zadowolona. Mam spoko współlokatorkę która już się do mojej natury przyzwyczaiła i nauczyła się odróżniać nieśmiałość od introwersji (przynajmniej w moim przypadku jest to różnica), chociaż żadna specjalna więź "slitaśna" nas nie łączy. Imprezy są, ale mi to nie przeszkadza, jak mam spać to mogę spać przy największym huku i świetle, jak mam się uczyć to się mogę skupić, co śmieszne- jestem jedynaczką, zawsze własny pokój, myślałam że będzie gorzej. Na imprezy w akademiku nie chadzam bo ich po prostu nie lubię, ale nie czuję się przez to jakaś gorsza- po prostu taka jestem i już. Do domu wracam tylko na święta bo mam daleko, w weekendy współlokatorka wyjeżdża, a ja odpoczywam w samotności, taka już potrzeba introwertyków. Dobrze się tam czuję. Za domem jakoś nie tęsknię. Spokojnie mogłabym sama żyć, nie przeszkadzałoby mi to. Co do znajomych- nie mam ich za wielu, głównie takie luźne znajomosci, o przyjaciołach-od-serca nie wpominając, ale nie ubolewam jakoś nad tym specjalnieAutor już pewnie tego nie przeczyta, ale może ktoś inny przeczyta ;) Chciałbyś mieć inne podejście- ale jesteś taki a nie inny, taką masz naturę, nie wszystko da się zmienić. Ale jeśli źle się czujesz w akademiku- to zmień to, bo akurat to da się zrobić. Ja się czuję ok bo "żyję jak lubię", jak chcę to kogoś odwiedzam, jak nie chcę to nie, i spiny żadnej nie ma. A rok temu jakbym o tym pomyślała, to bym nie uwierzyła. Ja żyję dla siebie, nie dla innych ;] Z tym że nie zawsze takie myślenie, dlatego trochę siebie też widzę w tym wynurzeniu autora. Piszesz że nie masz ochoty na imprezy i na poznawanie nowych ludzi. Ja tu widzę (ogólnie, dla wszystkich takich) 2 wyjścia, albo dajesz sobie z tym spokój i nie robisz nic wbrew sobie, albo jednak trochę, stopniowo, powoli się przemóc, otworzyć, trochę wyjść jednak. Co do mnie- trochę sprzeczne to może, ale ja raz na jakiś czas lubię właśnie sobie pójść do jakiegoś klubu, potańczyć(ja!), właśnie tak wtopić się w tłum, byle nie za często, bo często mnie męczy. Knajpa rzadko, kino lubię, zakupy tylko w samotności, a dłuuugie samotne (właśnie tak!) spacery i podróże uwielbiam. Nie lubię takich stwierdzeń- studia najlepszy okres w życiu, czas zabawy i szalonych imprez- bo to stwarza jakąś taką presję, że każdy taki musi być, chlać, rzygać, bo jak nie to przegrał życie i zero wspomnień, wkurza mnie to, przecież każdy jest inny. Nie myślcie że się wywyższam ale na ludzi z mojej grupy patrzę niestety z politowaniem, wydają mi się jacyś strasznie niedojrzali, dziecinni, charaktery to mają jak w 1 gimnazjum, bez żadnych zainteresowań, w sumie nawet nie ma z nimi o czym pogadać, chlanie sensem życia jedynym ;/ Ja nie jestem jakąś och-ach-naj, ale po prostu dwa różne światy, może mówię jak stara maleńka, ale czasem tak się przy nich czuję ;) Chociaż na roku wiele fajnych osób jest, można się z nimi bliżej zapoznać, grupa niestety jak dla mnie niewypał, ale ludzie są różni. Jeszcze co mi się nasunęło- lubisz samotność ale chciałbyś być w związku, to chyba normalne, też tak mam ;> Liczę że ktoś będzie mógł wytrzymać z taką dziwną skrajną osobowością jak ja, .Wiem że łatwo tak komuś radzić, ale naprawdę nie ma co się tak nad sobą użalać. Każdy jest inny, i to jest właśnie najlepsze! Siebie trzeba akceptować, no i najważniejsze- to zawsze być sobą! Bo dla siebie żyjesz. Dla nikogo innego ;) Głowa do góry- życie jest piękne!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×