Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość oliwka142

rodzice a pieniądze i moja przyszłość

Polecane posty

Gość oliwka142
no dokładnie, gdyby chodziło o to że moja siostra lub brat chodziliby głodni to bez wahania karmiłabym ich za moje pieniądze. Uważam że rodzice są na tyle niegospodarni i mimo niezbyt duzych dochodów prowadzą rozrzutny tryb życia, i nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, bo na tym etapie zyciowym wole chodzić w starym swetrze a zaoszczędzić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość -Mia-
Powiem tak: jestem w UK, tu ludzie nie sa biedni,ale jest norma,ze dorosle dziecko ma placic rodzicom na swoje utrzymanie. I to najczesciej takie kwoty,ze tyle samo by go kosztowalo wynajecie pokoju czy mieszkania i kupowanie sobie jedzenia. Tak to dziala, rodzice doroslego dziecka nie poczuwaja sie do wspierania go, choc oczywiscie moga i niektorzy cos dadza nawet. W Polsce ludzie malo zarabiaja, potem maja beznadziejne emerytury i nieraz utrzymuja pseudostudentow ktorzy studiuja wlasnie po to, zeby nie isc do pracy i byc na garnuszku u rodzicow. Autorka studiuje i pracuje - i dobrze, ale dopoki mieszka z rodzicami oni maja prawo chciec od niej pieniedzy, tym bardziej, ze 'im sie nie przelewa'. WYjscie z sytuacji jeset takie,ze autorka wynosi sie od rodzicow i zyje na wlasny rachunek. W ten sposob odciazy ich z kosztow utrzymania siebie i moze odkladac na wlasne cele. Ale jak rodzicom naprawde jest ciezko, to raczej wypada ich wspomoc, aczkolwiek mozna sprobowac odmowic, w koncu start w dorosle zycie nie jest latwy. Trzeba tylko ustalic priorytety tak, zeby nikomu sie krzywda nie dziala.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość flor-encja
To ciekawe. Doskonale rozumiem autorkę. A ja przez wszystkie wakacje na studiach pomagałam moim rodzicom w pracy. Nigdy złotówki za to nie dostałam i nawet nie śmiałam prosić. Jak dostawałam stypendium, to odkładałam i jak już się trochę uzbierało to musiałam się dorzucać do nowego samochodu rodziców, do czynszu biura... na wieczne nieoddanie. Siostra tego nie odczuła, bo szybko wyszła za mąż i się wyprowadziła. Teraz po studiach, bez znajomości (zajęte wakacje) zostaje mi praca u rodziców w firmie. Mam normalnie umowę, ale i tak 3/4 wypłaty nie widzę, bo interes różnie idzie. I dopiero teraz zrozumiałam jedno. Moja rodzina co zarobi to wyda. Jak są lesze miesiące to wycieczki, lepszy samochód, szpan itp. Jak gorszy miesiąc to bida i pożyczanie od dzieci. Nie było u mnie biednie, ale też nie było stabilnie. Ciągłe słyszę to hasło " za miesiąc będzie lepiej". Stąd moja wyrozumiałość i naiwność, że kiedyś oddadzą. Nigdy nie miałam kieszonkowego, o wszystko musiałam się prosić i uzasadniać. Nigdy nie miałam szansy być samodzielną, bo co zarobiłam to zabierali, bo ważniejsze było "wspólne" rodzinne dobro. Odechciało mi się mieć jakiekolwiek "chwilowo własne" pieniądze. I co? Mam 26 lat, ale to oni mają firmy, samochody, dom, a ja po studiach własny pokój u nich i bilet miesięczny. Zauważyłam, że jak szybko nie wydam tego co zarobię, to mi zabiorą. Super przygotowanie do życia. Nie chcę już w tym uczestniczyć. Teraz marzę tylko o jednym, własnej pracy i wyprowadzce do innego miasta. Nie oskarżam ich, po prostu mają już taką mentalność, żyją złudzeniami, że wygrają w lotto, że jakoś to będzie, że rodzina powinna się trzymać razem, ale jednocześnie obierają szansę na założenie własnej. Powinnam z nimi pogadać? Robiłam to nie raz. Wszystko rozumieli, przyznawali mi rację, ale dalej robili swoje. Mają swoje lata i ja ich już nie zmienię. Dziękuję im za dach nad głową, ciepło zimą i jedzenie, ale nie chcę już od nich ani złotówki. Taką miłość to wolę na odległość.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×