Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość marmurowatwarz

:((

Polecane posty

Gość marmurowatwarz

Hm. Nie wiem już jak radzić sobie z tym, co czuję, dlatego piszę tu. Wiem, że to zapewne w niczym nie pomoże, ale zawsze jest mi ciut lepiej, gdy dzielę się z kimś moimi problemami i rozterkami... Liczę na Waszą odpowiedź, komentarze, rady... Jeśli ktoś nie chce czytać wszystkiego, to może zacząć od zdania napisanego wielkimi literami (8. akapit?), bo to chyba najistotniejszy problem. Czuję się ostatnio bardzo przygnębiona i zrezygnowana. Wiem, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Zmieniłam się. Odczuwam często zmęczenie z byle powodu. Często płaczę. Nie jest może tak zawsze! Popadam w skrajności. Raz jestem mega zdołowana, że przesypiam całe dnie i nie mam siły, by ręką ruszyć, nie dbam o siebie. Innym zaś razem popadam w nieopisaną euforię, rozmawiam ze wszystkimi ludźmi, wychodzę na imprezy, myślę pozytywniej. Jednak to szybko mija i znów wraca dół, a ten stan trwa znacznie dłużej od stanu radości. Kiedyś (jeszcze rok temu) było zupełnie inaczej. Byłam licealistką. Uczyłam się do matury. Mimo tego, że narzekałam często, że jest dużo nauki, że nie mam już siły, że czegoś tam nie rozumiem, był to dla mnie cudowny okres (szczególnie doceniam go z perspektywy czasu, choć wtedy też byłam niezmiernie szczęśliwa). Miałam wspaniałych znajomych, przyjaciół, na których mogłam liczyć niemalże w każdej sytuacji, znałam ich od dziecka, miałam mamę, z którą niesamowicie dobrze się dogadywałam, uwielbiałam mój dom, moje miasto, miałam dużo pasji, które mogłam rozwijać razem ze swoimi znajomymi, tworzyliśmy zgrany zespół, wspólnie odnosiliśmy sukcesy. Miałam też chłopaka. Był to pierwszy chłopak, którego tak naprawdę pokochałam! A teraz? Jest źle. Chciałam studiować blisko mojego miasta, razem ze wszystkimi moimi znajomymi i chłopakiem. To było w sumie moje marzenie. Ale niestety nie jest tak kolorowo. Nie było tam dla mnie odpowiedniego kierunku poza jednym, a w egzaminach na taki, z którym wiązałam spore nadzieje, zwyczajnie odpadłam. Byłam załamana. Ale cóż. Musiałam więc wyjechać znacznie dalej, do obcego dla mnie miasta, w którym nigdy wcześniej nie byłam. Tam właśnie dostałam się na odpowiedni dla mnie kierunek. Początkowo byłam zadowolona, bo dostałam się na coś, co naprawdę bardzo chciałam studiować. Jednak po pierwszych tygodniach już nie byłam tak pozytywnie nastawiona do tego wszystkiego... Co się okazało? Nikt, po prostu NIKT z ludzi, których znałam, nie studiuje tu, gdzie ja. Od początku czułam się tu sama. Teraz minęło już pół roku, a ja ciągle płaczę. Poznaję tu jakichś ludzi, ale to nie to samo. W weekendy często siedzę sama na stancji. Nie mam się do kogo odezwać. Poznałam tu kilka osób, które naprawdę lubię, ale nie zawsze mogę z nimi gdzieś wyjść, bo wiadomo... oni znają to miasto, większość z nich wcześniej tu mieszkała, mają tu swoich "starych" znajomych i jakoś nie bardzo mi jest się do nich wpychać. Raźniej byłoby mi, gdybym miała tu kogoś. Może miałabym więcej odwagi, czułabym się pewniej. Do domu też nie mogę zbyt często wracać. Jest dość daleko i drogo. Tzn. może nawet nie chodzi o odległość, ale o tragiczne połączenie między tym a moim miastem. Podróż jest okropnie długa i męcząca i polega na wiecznym kombinowaniu. Tu też nie mam, gdzie rozwijać swoich pasji. Tu wszystko wygląda jakby inaczej. Nie podoba mi się. Trudno to opisać... A TERAZ NAJTRUDNIEJSZA I NAJBARDZIEJ PROBLEMATYCZNA SPRAWA! Takjak pisałam wcześniej, mój chłopak studiuje w innym mieście. Tak wyszło! Miało być zupełnie inaczej, ale wynikły pewne komplikacje. Trafiłam do innego miasta. Lecz to też początkowo nie był dla nas problem, bo T.był na 3. roku i chciał zrobić magistra w mieście, w którym studiuje. Jednak z powodów zdrowotnych nie zaliczył roku. Powtarza go. Z marnym skutkiem, bo narobił sobie tylu zaległości, że w następnym roku znów będzie musiał powtarzać. Wszystko było między nami w miarę ok do września, kiedy to pokłóciliśmy się b. mocno o jakąś głupotę. Wtedy pierwszy raz mnie wyzwał i podniósł na mnie rękę. Byłam przerażona. Mama zabroniła mi się z nim spotykać. Jednak przeprosił mnie i powiedział, że to już więcej nigdy się nie powtórzy. Powtórzyło się wiele razy. Najgorsze było to, że czasami potrafił być dla mnie cudowny, dobry, czuły, kochany. A czasami stawał się potworem, którego zwyczajnie się bałam. Chciałam wtedy uciekać, chować się, zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałam, co robić. Szantażował mnie. Mówił, że mnie zabije, że zabije moich bliskich, jeśli z nim zerwę. Gdy raz z nim zerwałam, wpadł w szał. Tak się bałam, że do niego wróciłam. Lekarz powiedział, że jego zachowania są wynikiem depresji. Wiedziałam od zawsze, że T. ma takie problemy, że ma niską samoocenę, że uważa się za gówno. Jest zupełnie inaczej. To jest bardzo mądry, inteligentny, uzdolniony człowiek. Niestety nie wierzy w siebie, gdy odnosi porażki b. się złości i wyżywa na innych psychicznie. W tym wypadku na mnie... Często wmawiał mi coś, czego nie zrobiłam i na mnie za to krzyczał. Albo po prostu złościł się za to, co powiedziałam w dobrej intencji, odwracał kota ogonem. On twierdzi, że traktuje mnie tak dlatego, że jestem daleko. Mówi, że jestem szmatą, bo wybrałam studia zamiast niego, że wybrałam "karierę". Chciał, żebym je rzuciła. Tylko co by wtedy było? Zaczęłyby mi się problemy w domu, bo mama na pewno nie zaakceptowałaby tego, że rzuciłam studia dla chłopaka. A ja... Chciałam mu pomóc. Chciałam być jego "psychoterapeutką". Jednak sama wpędziłam się w stany lekko (?) depresyjne. Może stąd u mnie te ciągłe przygnębienie w nowym mieście, może dlatego nie mogę się tu zaaklimatyzować. Jednak ostatnio, gdy się pokłóciliśmy, gdy mnie znów wyzwał przez telefon, zerwałam z nim. Bałam się tego strasznie, że coś się stanie. Na razie nie dzieje się nic. Cisza. Odzywa się do mnie. Czasem robi jakieś wyrzuty. Czasem mówi, że tęskni. Jednak ja to i tak wszystko bardzo przeżywam. Czuję, że go kocham. Mimo tego, co się stało. Bo wiem, że to bardzo wartościowy człowiek. Gdyby tylko się tak nie denerwował, byłoby lepiej. Może wtedy naprawdę rozważyłabym rzucenie studiów. Tęsknię za nim. Tęsknię za domem, w którym tak od dawna nie byłam, tęsknię za znajomymi, których nie widziałam od Bożego Narodzenia, tęsknię za tym, co robiłam w moim mieście. Czasem mam ochotę rzucić te studia, ale wiem, że mama nie byłaby zadowolona. Wydaje na mnie zbyt dużo kasy, bardzo się stara, żeby mi było dobrze. Dlatego kompletnie nie wiem, co mam robić! Pomocy! :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marmurowatwarz
Napisałam, że można czytać dopiero od zdania napisanego WIELKIMI LITERAMI, a tego nie jest tak dużo i po pierwszych zdaniach można wywnioskować, o co chodzi... A reszta jest dla tych, którzy może jednak mają czas i ochotę to przeczytać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja przeczytałam mama ma rację - nie powinnaś sie z nim spotykać, a już w żadnym wypadku rzucać studia! to, co mas zw głowie i na papierku, to jest Twoja inwestycja na całe życie a jak chłopak wpadnie jutro pod samochód, a Ty rzucisz studia "dla niego" to co? jaki sens rzucania studiów? nie wolno Ci tego robić! po drugie, chłopak ma problemy psychiczne, powinien leczyć sie psychiatrycznie Ty nie jesteś ani terapeutą ani lekarzem, więc to nie Twoje zadanie poza tym - podniósł na Ciebie rękę, Ty mu wybaczyłaś, nie raz - nie miej nadzieji, że darzy Cię jakimkolwiek szacunkiem, co do uczucia też mam bardzo poważne wątpliwości to chory związek bez przyszłości skup sie na studiach, na sobie, zbuduj nowe relacje z nowymi ludźmi, teraz akurat masz szansę wejść w nowe środowisko, poznać nowych ludzi, płci obydwojga ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marmurowatwarz
Dzięki za odpowiedź. Też tak często uważam. Jednak ciągle tęsknię za tym wszystkim, co było. Ciężko mi zbudować coś nowego. I chłopaka też raczej sobie nie znajdę, bo czuję jakiś strach, wstręt i obawy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie można żyć przeszłością to było, tego nie ma trzeba myślec co teraz i co w przyszłości jesteś zdrowa, młoda, silna - dasz radę zakończyłaś pewnien okres w swoim życiu, zamknij to, zostaw za sobą i zacznij coś nowego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A ja przeczytałam. rozumiem, daleko, bez przyjaciół, może dlatego te nastoje depresyjne. Największy problem jednak to twój chłopak. Z tego co opisałaś wynika, że jest niezrównoważony. Nie spotykaj się z nim, ponieważ nic dobrego z tego nie wyniknie. Może możesz przenieść się bliżej swej miejscowości, by częściej spotykać się z bliskimi.Może na weekend zaproś swoje koleżanki i razem poznajcie to miasto.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marmurowatwarz
zapraszam,zapraszam. ale wszystkich zniechęca ta podróż. jest naprawdę tragiczna! najpierw trzeba kombinować jak dostać się z mojego miasta do miasta, z którego jest autobus (a między tymi miastami nie kursują autobusy). Później jedzie się autobusem z 6 godzin, z jakimiś idiotycznymi postojami. Później przesiadka. Ech. Chciałabym to wszystko zamknąć! Wiem, że jest niezrównoważony psychicznie. Wiem to! Bo to, co napisałam na tym forum, to tylko kropla w morzu tego, co się stało. Jednak nie umiem o nim zapomnieć. Dziękuję za rady.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja przeczytalam tylko kawalek ale uwazam ze powinnas sie jak najszybciej wyrwac z tego toksycznego zwiazku. Jezeli twoj chlopak zaczal cie szantazowac w zlosci ze zabije cie i twoja rodzine to to juz nie jest normalne. Powinien sie leczyc psychiatrycznie. Jezeli chodzi o ciebie to z tego co zrozumialam to bardziej studiujesz dla mamy niz dla samej siebie. Jezeli nie czujesz sie szczesliwa w tym miescie i na stych studiach to nie rob nic na sile.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość marmurowatwarz
dzięki za odpowiedzi! :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×