Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Wer Onika

klotnia z narzeczonym. niby nic a jednak troche mi dało do myslenia

Polecane posty

Gość Droga Weroniko
Przeczytałam uważnie ten jakże ciekawy wątek i komentarze do niego. Uważam, że nie masz czym się martwić jesli chodzi o znalezienie pracy po studiach, ważne jest ciagłe dokształcanie i doskonalenie swoich umiejętności, a także wiara w siebie i nie poddawanie się po kilku komentarzach osób sceptycznych. Jestem pewna że z Twoja ambicją zajdziesz daleko. Osoby piszące rzeczy typu "powodzenia z optymizmem" czy "tak znam tych z komisji", niepotrzebnie kładą Ci takie rzeczy do głowy, ale już taka nasza polska mentalność, że pesymizm mamy pod skórą głęboko niczym pryszcza. Natomiast jeśli chodzi o Twojego narzeczonego, to rzeczywiście również zaobserwowałam takie nastawienie wśród studentów kierunków technicznych. Być może leżało mu bardzo na wątrobie, to że obawia się własnie ze nie znajdziesz pracy po swoim kierunku, co będzie się wiązało z chwilowym zastojem w zaspokajaniu potrzeb jak dom i rodzina. Powiedz mu że zraniła Cię ta uwaga i że była niepotrzebna, sama kierujesz swoim zyciem i masz ambitne plany zawodowe. Zyczę powodzenia w przyszłym wspólnym życiu :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alez odnies sukces kto ci
nie mam problemów z żadnym językiem jestem tłumaczem rosyjskiego znam francuski i niemiecki i dodatkow skończyłam ekonomię plus dwuletnią podyplomówkę dla tłumaczy a egzamin jest oczywiście trudny bo muszą na tym też zarobić im więcej odsieją tym częściej podchodzą do egzaminu i kasa leci , dzięki znajomościom ojca znam kogoś kto egzaminuje rozmawiałam z nim spotkałam się , i wiem, że ja mogłabym zdać bez problemu gdybym chciała, ale nie chcę nie uznaje znajomości to raz, nawet gdybym przystąpiła anonimowo wiem, że mnie by po nazwisku i tak wyłapał chyba musiałabym szybko sie ohajtać ;) , a dwa że nie mam checi zeby mnie polcija, prokuratura i sądy ciągały po nocach na przesłuchania , lubie wolny tryb życia dziś tu jutro tam ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie słuchaj durnot. Moja przyjaciółka jest tłumaczem- po italianistyce, ma uprawnienia tłumacza przysięgłego (ale to marny interes), pracuje dla tv i zarabia bardzo dobrze. Programy tzw. translatory to pic na wodę fotomontaż i miną wieki zanim coś takiego da jakiekolwiek sensowne efekty, bo póki co to tragedia:) Mam kilkoro znajomych po różnych filologiach- włoska, japońska, francuska, arabska- nie w ciemię bici zarabiają naprawdę sensownie- powiedzmy od 5-tki w górę. Żaden nie jest tłumaczem przysięgłym. Najgorzej wypadają angliści, ale też znalazłabym kilka przykładów, które co miesiąc mają koło 10tys... Polecam media (zwłaszcza telewizję), a nie tłumacza przysięgłego. Można dostać pracę bez znajomości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wer Onika
"Droga Weroniko" -- bardzo dziękuję za tak miłą wypowiedź, cieszę się że istnieją jeszcze ludzie, którzy bez wylewania jadu potrafią doradzić i wspomóc innych psychicznie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A ja tak sobie myślę...
... że i Ty i Twój narzeczony poniekąd - macie rację. Filologia sama w sobie nie przyczynia się do rozwoju techniki, bo nie potrzeba umiejętności biegłego posługiwania się językiem i znajomości jego tajników, by zbudować np pralkę. Z drugiej strony zawód tłumacza przydatny jest w polityce/mediach i jakiejkolwiek pracy, w której wymaga się znajomości słownictwa specjalistycznego (branżowego) z języka, w którym się komunikujemy. Co do Twojej przyszłości... Możesz zostać tłumaczem, nauczycielką, ale doskonała znajomość tylko angielskiego .. to nie jest za wiele. Bądźmy realni. Wybitni tłumacze są przede wszystkim poliglotami. Znajomość jednego tylko języka na wyżyny Cię nie zaprowadzi. Szczególnie tak popularnego. Dokształć się w np zarządzaniu, prawie, wyjedź najlepiej za granicę celem zdobycia wykształcenia specjalizowanego, w którym możesz wykorzystać znajomość języka. Takie są realia... I zamiast obruszać się na komentarze narzeczonego, pokaż mu, że się myli. Bo złość nic nie zmieni. Oczywiście życzę Ci powodzenia w realizacji planów.. i chyba nieco trzeźwej oceny rzeczywistości i jednoczesnego pozostania przy pozytywnym nastawieniu do życia i świata, bo wiara w siebie jest gwarantem sukcesu (z doświadczenia wiem, że wszystko jest możliwe, jeśli ma się jasno określony cel, choćby z pozoru nierealny :) ). Pozdrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wer Onika
tak na marginesie to nie mówiłam o języku angielskim. :) Znam bardzo dobrze hiszpański ale studiuję filologię germańską

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość bylabym soba gdyby nie...
ja jestem po filologii i nie narzekam, ucze na dwa etaty 36 godzin w tygodniu i jest w porzadku,, kasa calkiem okay, niby sie mowi ze nauczycilele tak malo zarabiaja ale byly podwyzki, poza tym...13-stka, premie, dodatki motywacyjne itd. Da sie zyc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość A ja tak sobie myślę...
Hmm... No ale to i tak mało. W hiszpańskim w Polsce interesów się nie załatwia - chyba, że do USA wyjdziesz (większość hiszpańsko-języczni). Niemiecki.. jest ok, ale to za mało. Nie napisałaś nic o j. angielskim - czy bardzo dobrze go znasz? Myślę, że dla tłumacza ważna jest znajomość języków ang, niem, fran, do tego jakiś język w stylu japoński/rosyjski. No ale się nie znam. Jestem po politechnice z tendencją ku psychologii i medycynie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jasne. Tez myslałam jak autorka. Skończyłam filologie germanska w 2006 roku na dobrym panstwowym uniwersytecie. Z dobrym wynikiem. Tez jestem "obrotna" - i od 4 lat borykam sie z kłopotami ze znalaezieniem pracy. Tłumaczy nie potrzeba, do firma nie potrzeba, w szkołach językowców przesyt. Także - powodzenia. Rzeczywistość jest taka ze bedziesz za chwile żebrać o jakąkolwiek godzine nawet na zastepstwo. PRzykre ale prawdziwe. Teraz kazdemu odradzam jakiekolwiek filologie. Trzeba było zostac fryzjerką. Albo robić babom pazury. Poważnie:(.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Wer Onika
Novomova w jakim regionie mieszkasz/ w jakim szukałaś pracy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No co wy, babeczki, ja nie jestem filologiem i załapałam się na zlecenie dla TV, a przyszłam z ulicy i upierdliwie, co tydzień przez jakieś 3 miesiące wydzwaniałam pytając czy coś mają. W końcu mi dali:) Teraz będzie pocieszenie: Ja dopiero mam studia niepotrzebne światu! Jestem specjalistką od kultur prekolumbijskich, co obejmuje znajomość języka nahuatl (wcale nie martwy, wbrew pozorom) i epigrafiki Majów (ta już mniej żywa). Rynek pracy tylko czeka na takich, jak ja, wiem:) Najpierw magisterka (dawno, nawet nie pytajcie jak dawno), potem doktorat, nie tak znowu dawno broniłam mojej habilitacji. Na kilku rozmowach o pracę, na których byłam potencjalny pracodawca patrzył na mnie jak na UFO, jak się domyślacie epigrafika Majów nie jest w centrum uwagi, a znajomość języka którym mówi paru Indian nie przysporzyła mi popularności:) I co? Teraz powinnam walnąć wam gadkę o moim zapierającym dech w piersiach bogactwie- rolexach, lexusach i wakacjach pod palmą, kolekcjach butów i ubrań i prywatnym lokaju (co se będę żałować, nie takie rzeczy kafeteria widziała :)). No niestety nie dziś:) Ale szczerze- mieszkanie mam ładne i w dobrej dzielnicy (nie mam kino domowego), samochód jeżdżący, na motocyklową pasję też sobie mogę pozwolić (a sprzęty mam dwa- do zapieprzania do drogach z prędkością światła i skakania po chopach w błocie), chadzam po knajpach i zamiast wódki pijam rum (i to nie polski, jak moi studenci). Ach, i wakacje, podróże moja pasja największa nie jest ograniczona- jeżdżę po świecie, jako zapalona globtrotterka, moje ukochane odkrycie to Wietnam. Jak to możliwe, by uniwersyteckie truchły tyle zarabiało pomyślicie sobie. Otóż... Mam bogatego męża:) Sorry, nie będzie happy endu w postaci świetnych pensji dla pracowników naukowych, czy prężnie działającej firmy. Płacą mi marnie i gdyby nie mąż, żywiłabym się chińskimi zupkami i polskim rumem jak moi studenci. Świat nie jest sprawiedliwy:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×