Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość skaleczona

W sprawie miłości, pytanie:

Polecane posty

Gość Livre_
jestem pozytywną, ciepłą i uczciwą kobietą, trochę zbyt wrażliwą, ale daję rady mimo wszystko, a jedyne czego się boję to wiek ... mój wiek... ---Nie będę Cię pytała o wiek,ale każdy wiek jest w sam raz odpowiedni,aby zacząć nowe życie...Nie zadręczaj się tym i zaakcepuj swój wiek.To Ci da spokój,strach zaś jedynie zabiera energię.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość skaleczona
Livre_ Boże, jak bardzo mi brakuje ciepła!!! Bardzo chcę być szczęśliwa, wierzyłam że to to. Jestem z tych co doceniają miłość. Może to nie jest najgorsze co może kobietę spotkać, wiem że i tak nie miałam najgorzej ... Staram się nie myśleć o tym jak było. Staram się bardzo przywoływać w myślach obraz prawdziwego szczęścia, opartego na szacunku. Dziękuję!!! Myślę, że chyba pora odpocząć. Dobranoc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość skaleczona
To prawda Livre_ jest we mnie dużo strachu, dużo to prawda. dziękuję Ci bardzo i dziękuję wszystkim za rady :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość skaleczona
Livre_ Kimkolwiek jesteś, chcę Ci podziękować, mam nadzieję, że to przeczytasz. Miotałam się okrutnie przez ostatnie kilka miesięcy, nie dawałam rady z tym przez co przeszłam. Może zrządzeniem losu, akurat Twoje słowa do mnie dotarły, nie istotne - ważne, że dały mi nadzieję, jakimś cudem przywołały to co we mnie było najlepsze przed tym związkiem, odmłodniałam, poczułam że żyję. Przez takich facetów, kobieta niezależnie ile ma lat starzeje się emocjonalnie. Dzięki Twoim słowom i temu jak one zostały napisane, udało mi się sięgnąć po energię i siłę. Dziękuję. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
skaleczona, "facet mnie wykorzystał" - "mi pomagał finansowo" - "w formie pomocy, prezentu" Kto i kogo wykorzystał? "zbieram pieniądze, żeby mu je oddać" Jeżeli nic nie pożyczałaś (nic o tym nie piszesz!), to co chcesz oddać? - chcę się w ten sposób oczyścić - zaiste dziwny sposób na odzyskanie czystości!!! "to co się stało było wyłącznie winą mojej naiwności, łatwowierności ...byłam doskonałym łupem, byłam zbyt zaślepiona ... żeby patrzeć ... na to co on ze mnie robi" Co się stało? Co on z Ciebie robił? "nie jestem ... szmatą ...nie jestem pusta, ani głupia, ani próżna" Czy to on zrobił z Ciebie tą naiwną i łatwowierną? "ten człowiek mnie upokorzył" - " "zwrócić koszty za wyeksploatowany towar", i mieć nadzieję, że poczuje się tym on upokorzony". "tak mi serce podpowiada, że oczyszczę się z tego gnoju ... gdy spłacę każdy cent" A mnie rozum podpowiada, że próbą upokorzenia jakiegoś faceta nie oczyścisz się nawet z drobnego pyłku, nie mówiąc o gnoju. A nieefektywność tego "upokarzania" tylko zwiększy Twoją frustrację. Moja rada na Twój problem jest prosta. Aby była skuteczna musi być spełniony jeden warunek - już go nie kochasz!!! Jeżeli to prawda, to powiedz sobie wyraźnie: Byłam głupia, chciałam przejść przez życie na skróty (nie wspominaj o okolicznościach łagodzących). Teraz mam to za sobą i zaczynam nowe życie. Muszę nauczyć się żyć i radzić sobie z moimi problemami sama. Jak już tego się nauczysz, to spotykając kogoś ważnego dla Ciebie, potrafisz odczytać jego intencje właściwie. Jak również właściwie wobec niego się zachować. Życzę powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry Nie jest łatwo. Teraz kiedy już po wszystkim, mam wielki wstręt do siebie, żal, ból. Kochał i kocha swoją byłą żonę, czemu mnie skrzywdził? W czym mu zawiniłam, że mnie skrzywdził i nie dał mi spokoju kiedy o to prosiłam? Czemu myślał tyko o tym żeby sobie dogodzić, potraktował mnie jak zabawkę ... Będzie mi bardzo ciężko. Nie daję radyyyy, upokorzył mnie tak bardzo, że tego się nie daje zapomnieć!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
"czemu mnie skrzywdził?" Dlaczego twierdzisz, że on Ciebie skrzywdził? "Teraz kiedy już po wszystkim, mam wielki wstręt do siebie, żal, ból." - dlaczego masz wstręt do siebie? "tego się nie daje zapomnieć!" - ale nie można z tego robić fundamentu nowego życia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
"nie dał mi spokoju kiedy o to prosiłam?" - widocznie Twoje prośby nie były zbyt jednoznaczne, wystarczająco kategoryczne. Czy już dał Ci ten wymarzony przez Ciebie spokój?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przemawia przeze mnie złość. Pamiętam kiedy, zanim był mój pierwszy raz z nim, mówiłam - to dla mnie bardzo ważne, nie zdepcz tego. Mam do siebie żal. Mam żal, że spaprałam sobie życie. Jest mi strasznie źle, bo kotłują się we mnie bardzo negatywne emocje. Nie, nie pożyczałam od Niego pieniędzy, on mi je dawał, bo jak mówił, czuł się za mnie odpowiedzialny i nie chciał mnie zostawić w trudnej sytuacji samej sobie. Chcę mu te pieniądze oddać. Nie ważne co symbolizują, nie chcę mieć świadomości że coś mu zawdzięczam. Czuję panikę. Bo zawsze wiedziałam o sobie, że jak pokocham, to będzie to trwałe uczucie. Starałam się pokonywać trudności. Starałam się rozumieć i rozumować. Nie brałam, w każdym razie nie tylko, starałam się równie dużo z siebie dawać. I wydawało mi się że tak powinno być w związku - na tym to polega. Tymczasem ... tymczasem okazało się że byłam lekiem, a mimo upływu czasu, Jego uczucia należą do innej kobiety. I to uważam jest bardzo NIE FAIR!!! Muszę pracować, ale jest mi ciężko jak diabli. Nie, nie kocham go już. Prysnęło jak bańka mydlana. Mam wiele do niego uczuć, ale same negatywne. Nie rozumiem nieodpowiedzialności, niedojrzałości ... nie rozumiem czemu ludzie szukając miłości zaczynają od układania wizji, scenariuszy, zamiast być sobą, mówić o swoich słabościach i obawach. Byłam bardzo uczciwą kobietą. Dzisiaj, chcąc być ponownie w związku muszę pozamiatać ten brud, mało tego nie mogę się przyznać co mnie spotkało. Bo to nie był zwyczajny błąd. To była moja porażka. Ciężko mi ale nic już na to nie poradzę. Tak mam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czemu mnie skrzywdził? Bo oszukiwał, wierzyłam w nieprawdę, bujdę, fałsz ... to jest krzywdzące, to jest ośmieszające dla prawdziwego uczucia. Mam wstręt do siebie, bo wierzyła, bo byłam głupia, bo kazałam się słaba. Wiem że nie mogę na tym budować niczego. Zawsze byłam 'czarno-biała', nie mam pojęcia jak sobie dam rady z nie mówieniem całej prawdy o tym jak wyglądał mój związek ... Mógł być mało przekonywujący mój protest, bo byłam bardzo pogubiona. Ale też wydaje mi się, że nawet cień protestu, gdyby facet miał dobre intencje, powinien być uszanowany, tym bardziej, że zanim do czegokolwiek między nami doszło, powiedziałam mu jak kiepska jest moja sytuacja rodzinna. Mimo tego, on postanowił wzbudzić we mnie zaufanie, jak się później okazało opierał je na ślicznych kłamstwach. TEGO SOBIE NIE WYBACZYŁAM - mojej ślepoty i głupoty,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
"zanim był mój pierwszy raz z nim, mówiłam - to dla mnie bardzo ważne, nie zdepcz tego" - a co było wcześniej? Kiedy Twoim zdaniem zaczął deptać to co dla Ciebie było ważne? "nie pożyczałam od Niego pieniędzy, on mi je dawał, bo jak mówił, czuł się za mnie odpowiedzialny i nie chciał mnie zostawić w trudnej sytuacji samej sobie" - czyż to nie piękne? Czy czułaś do siebie wstręt kiedy brałaś od niego te pieniądze, czy drobne upominki? Czy prowadziłaś jakiś rejestr, że dzisiaj uważasz, iż winna mu jesteś jakieś centy? "nie chcę mieć świadomości że coś mu zawdzięczam" - ależ taką świadomość będziesz miała zawsze, bo to przecież prawda!!! "Nie brałam, w każdym razie nie tylko, starałam się równie dużo z siebie dawać" - rozumiem, że nie mówisz o rzeczach materialnych. A więc Wasz związek był takim jakiego oczekiwałaś. "tymczasem okazało się że byłam lekiem ..... Jego uczucia należą do innej kobiety". "I to uważam jest bardzo NIE FAIR!!!" - sądzę, że jesteś w podobnym miejscu w jakim był Twój facet zanim poznał Ciebie. Wydaje Ci się, że Twoje uczucia są daleko od niego i marzysz o nowej PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI. Co będzie jeżeli spotkasz kogoś, kto da Ci nadzieję i komu dasz ją Ty, a potem okaże się, że jednak nie jest prawdą, że tamtego już nie kochasz? "nie rozumiem czemu ludzie szukając miłości zaczynają od układania wizji, scenariuszy" - tu nie ma nic do rozumienia; tak po prostu jest. I sama to potwierdzasz.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
"TEGO SOBIE NIE WYBACZYŁAM - mojej ślepoty i głupoty" Najwyższy czas to zrobić!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
skaleczona, "Czemu mnie skrzywdził? Bo oszukiwał" Na czym polegało jego oszustwo? Ile lat trwało?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
"postanowił wzbudzić we mnie zaufanie, jak się później okazało opierał je na ślicznych kłamstwach" - odpowiedz raz konkretnie, na czym polegało to jego kłamstwo???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
Mam wrażenie, że to jego kłamstwo polegało na tym, że powiedział Ci, że Cię kocha (może nawet wielokrotnie powtarzał?). Ale po dwóch latach zdał sobie sprawę, że jednak kocha swoją żonę. Czy dobrze zrozumiałem to co chcesz powiedzieć?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przede wszystkim dziękuje za rozmowę. Spróbuję odpowiedzieć na pytania, i muszę zabrać się za pracę. Ciężko mi do kupy skleić myśli, a mam dużo obowiązków. "zanim był mój pierwszy raz z nim, mówiłam - to dla mnie bardzo ważne, nie zdepcz tego" - a co było wcześniej? ---> on był moim pierwszym, więc zanim się zdecydowałam, rozmawialiśmy, poznawałam go, podjęłam decyzję że chcę tego, i przygotowywałam się do tego Kiedy Twoim zdaniem zaczął deptać to co dla Ciebie było ważne? ---> kiedy podtrzymywał nadzieję, łudził i mamił, wiedział już co do niego czuję, i że będzie mi ciężko to zakończyć - wykorzystywał fakt że go kochałam "nie pożyczałam od Niego pieniędzy, on mi je dawał, bo jak mówił, czuł się za mnie odpowiedzialny i nie chciał mnie zostawić w trudnej sytuacji samej sobie" - czyż to nie piękne? ---> w pewnym sensie piękne, ale można przyjąć pomoc, kiedy się jest wypłacalnym, wtedy nie byłam, czułam się okropnie, jakbym była utrzymanką Czy czułaś do siebie wstręt kiedy brałaś od niego te pieniądze, czy drobne upominki? ---> czułam strach i spięcie, czułam się z tym bardzo niekomfortowo, cieszyły mnie tylko wspólne nasze wypady i wycieczki, bo miałam w nich swój udział, przygotowywałam je, wikt, miałam swój wkład. Czy prowadziłaś jakiś rejestr, że dzisiaj uważasz, iż winna mu jesteś jakieś centy? ---> Spisałam większość tych grubszych sum, które pozwoliły mi przetrwać. Uważam że muszę mu to oddać. "nie chcę mieć świadomości że coś mu zawdzięczam" - ależ taką świadomość będziesz miała zawsze, bo to przecież prawda!!! ---> to prawda . "Nie brałam, w każdym razie nie tylko, starałam się równie dużo z siebie dawać" - rozumiem, że nie mówisz o rzeczach materialnych. A więc Wasz związek był takim jakiego oczekiwałaś. ---> nie mówię o rzeczach, a mówię o zrozumieniu, o trosce, o czytaniu w myślach, o wyczuciu nawet najdrobniejszych niuansów - o tym mówię, że on to u mnie miał, a nie doceniał, uważał, że jeśli się z nim nie zgadzam, znaczy że go nie rozumiem. "tymczasem okazało się że byłam lekiem ..... Jego uczucia należą do innej kobiety". "I to uważam jest bardzo NIE FAIR!!!" - sądzę, że jesteś w podobnym miejscu w jakim był Twój facet zanim poznał Ciebie. Wydaje Ci się, że Twoje uczucia są daleko od niego i marzysz o nowej PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI. Co będzie jeżeli spotkasz kogoś, kto da Ci nadzieję i komu dasz ją Ty, a potem okaże się, że jednak nie jest prawdą, że tamtego już nie kochasz? ---> nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe, ale też po to założyłam topik, żeby nie robić doświadczeń na żywym organizmie, kogoś, kogo "może kocham", a "może nie kocham", tym się od niego różnię, że nie zamierzam leczyć zranionych uczuć przy pomocy klina. Ja go nie kocham, czuję do niego nienawiść, właśnie za to, za to, że mnie nie kochał, a zwodził, usłyszał ode mnie to wyznanie i sprawa zamknięta, problem z tym jak się uporać z upokorzeniem, wstydem, zawodem itd., żeby o ile jeszcze ktoś mnie kiedyś pokocha, pokochał osobę, która odwzajemni w całości to uczucie. "nie rozumiem czemu ludzie szukając miłości zaczynają od układania wizji, scenariuszy" - tu nie ma nic do rozumienia; tak po prostu jest. I sama to potwierdzasz. ---> ja tak nie robię, mam zamiar skończyć na sobie ten łańcuszek, bo uważam, że jestem w takim samym stopniu odpowiedzialna za uczucia jakie w kimś wzbudzam jak i za swoje własne do tej osoby. Dziękuję, muszę zająć się pracą, przynajmniej spróbuję.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tak dobrze zrozumiałeś! Dla mnie to koszmarna porażka i cios gorszy niż gdyby się okazało, że znalazł inna kobietę! Jest mi z tym po prostu ciężko !!! Jak diabli, bo znałam jego stosunek do żony, niechęć, obrzydzenie za zdrady. Wielokrotnie go strofowałam, żeby o niej źle nie mówił, bo przecież oprócz złego łączyło ich i dobre. Ale nie - ona dla niego miała być skreślona. Mimo analogii, jaką widać gołym okiem do tego co sama teraz czuję, ja postanowiłam nie mieszać do tego innego mężczyzny. A już na pewno nie powiem żadnemu, że go kocham, jeśli nie będę tego pewna. W ten sposób robi się to zaklęte koło wzajemnych oskarżeń, nieufności i podejrzliwości. Tak nie znoszę tego człowieka za kłamstwo i za gówniarskie zagrywki. Ale nie zamierzam tym obciążać kogoś, z kim postanowię związać swoje życie. Po prostu NIE, muszę być uczciwa!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kya
temat jak zawsze aktualny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
skaleczona, "poznawałam go" - rozumiem, że stopień poznania był wystarczający żeby zdecydować o tym, że warto spróbować, a nie o tym, że to ten na całe życie. No cóż, nie udało się i nie drąż więcej tematu winy, oszustwa, wykorzystania itp. "kiedy podtrzymywał nadzieję, łudził i mamił" - na co była ta nadzieja? Może on też miał nadzieję, że będzie w stanie rozprawić się ze starą miłością i pokocha ponownie równie mocno. Czym Cię mamił? Jakie złudzenia miałaś? "można przyjąć pomoc, kiedy się jest wypłacalnym" - kiedy jest się wypłacalnym można się zadłużyć; kiedy jest się bezradnym można skorzystać z czyjejś pomocy. I należy się cieszyć, że znalazło się kogoś, kto chciał i mógł pomóc. "czułam się okropnie, jakbym była utrzymanką" - w jakimś sensie przecież byłaś. Chyba, że uważałaś, że jesteście ze sobą na zawsze. Ale wtedy nie miałabyś prawa czuć się okropnie. Przecież prawdziwa miłość to dawanie i branie bez ważenia tego na szalkach jakiejś wagi. "cieszyły mnie tylko wspólne nasze wypady i wycieczki, bo miałam w nich swój udział" - to tylko potwierdza, że wasz związek traktowałaś jako jakąś spółkę, a nie autentyczną jedność dwojga ludzi. "Spisałam większość tych grubszych sum, które pozwoliły mi przetrwać." - kiedy dokonałaś tego spisu? Czy w ramach rozliczeń? Czy rejestrowałaś od początku, mając świadomość, że on ani nic co jest jego nigdy Twoje nie będzie? " mówię o zrozumieniu, o trosce, o czytaniu w myślach, o wyczuciu nawet najdrobniejszych niuansów - o tym mówię, że on to u mnie miał, a nie doceniał, uważał, że jeśli się z nim nie zgadzam, znaczy że go nie rozumiem" - świadomość tego powinno się mieć zanim wpadnie się po uszy. Ale przecież ludzie najczęściej odkrywają to po pewnym czasie. Jeżeli nawet widzą coś złego wcześniej to ignorują, wierząc, że to wszystko się naprawi. Jeżeli się nie dostrzegło od razu, albo też samo się nie naprawiło, pretensje można mieć tylko do siebie i nie szukać innej odpowiedzialnej za nasze rozczarowanie osoby. (Ale też nie należy się tymi pretensjami do siebie zadręczać). "nie zamierzam leczyć zranionych uczuć przy pomocy klina" - dlaczego takie zamiary przypisujesz innym? "nie robić doświadczeń na żywym organizmie, kogoś, kogo "może kocham", a "może nie kocham"" - generalnie ludzie nie wykonują takich doświadczeń. Problem tkwi w tym, że tak trudno sobie odpowiedzieć na pytanie: co to jest miłość? czy to to już miłośc? a tamto to już bez wątpienia nie? "jestem w takim samym stopniu odpowiedzialna za uczucia jakie w kimś wzbudzam jak i za swoje własne do tej osoby" - czy Twoja odpowiedzialność to tylko puste słowa? Czy nie czujesz się odpowiedzialna wobec tamtego faceta za uczucia jakie w nim wzbudziłaś? W imię tej odpowiedzialności przestań używać określeń typu "kłamstwo ... gówniarskie zagrywki ...mnie wykorzystał..." itp I skorzystaj z rad: "Zacznij od zaopiekowania się ...SOBĄ Wybacz sobie,uspokój i wycisz swoje wnętrze." "Odczekaj,uspokój się ,odetchnij,zdystansuj" "Stań się dla siebie... przyjacielem" Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"poznawałam go" - rozumiem, że stopień poznania był wystarczający żeby zdecydować o tym, że warto spróbować, a nie o tym, że to ten na całe życie --->każdy pierwszy ma być tym ostatnim, w moim przypadku to były bardzo dziwne okoliczności poznania, trudny czas i decyzja jaką podjęłam, nie należała z pewnością do tych z gatunku "luźnych" "kiedy podtrzymywał nadzieję, łudził i mamił" - na co była ta nadzieja? Czym Cię mamił? Jakie złudzenia miałaś? ---> może i on miał nadzieję, nie wiem, wiem, że czołgałam się razem z nim, przez jego problemy, byłam powiernikiem, przyjacielem i kochanką, a miałam nadzieję zostać partnerem na życie, z jego opisu oczekiwań, zabiegów i zachowań do pewnego momentu wynikało jasno, że to ma być na długo, po to pokonujemy trudności, ale kiedy zrozumiałam, że jemu jest wygodnie tak z doskoku i gdy postawiłam sprawę na ostrzu noża, wręcz puściły mi nerwy, od tamtej chwili przestał się starać - po prostu on chciał związku bez zobowiązań, a ja wprost przeciwnie, choć nie należę do kobiet którym się śpieszy do ołtarza, chciałam po 2 latach 'zalegalizować' nasz związek i ogłosić wszem i wobec, że jesteśmy razem "można przyjąć pomoc, kiedy się jest wypłacalnym" - kiedy jest się wypłacalnym można się zadłużyć; kiedy jest się bezradnym można skorzystać z czyjejś pomocy. I należy się cieszyć, że znalazło się kogoś, kto chciał i mógł pomóc. ---> sądzę, że to racja i nawet pisząc co pisałam, wiedziałam już że nie mam racji, ale sądzę że i tak chcę mu oddać te pieniądze, których on powiedział, że nie chce widzieć "czułam się okropnie, jakbym była utrzymanką" - w jakimś sensie przecież byłaś. Chyba, że uważałaś, że jesteście ze sobą na zawsze. Ale wtedy nie miałabyś prawa czuć się okropnie. Przecież prawdziwa miłość to dawanie i branie bez ważenia tego na szalkach jakiejś wagi ---> czułam się utrzymanką, bo niestety tak on postępował, że nie mogłam poczuć się komfortowo jak równoprawny partner, dlatego chcę mu te pieniądze oddać, dlatego że dla mnie on był kimś więcej niż tylko przygodnym kochankiem, wierzyłam, bardzo pragnęłam być kimś więcej "cieszyły mnie tylko wspólne nasze wypady i wycieczki, bo miałam w nich swój udział" - to tylko potwierdza, że wasz związek traktowałaś jako jakąś spółkę, a nie autentyczną jedność dwojga ludzi ---> jedność dla mnie przejawia się także w partnerstwie, ja go wyczuwałam, rozumiałam, kochałam, ale taką już mam strukturę, trudną, że póki nie zaufam bez reszty, nie chcę by mnie mężczyzna utrzymywał, dla mnie to było szalenie trudne, wolałam pokazać mu, że z siebie też mogę dać, nie tylko uczucia, tym bardziej, że on psioczył na byłą żonę, że leniwa, że niegospodarna, że nigdy niczego nie umiała zorganizować "Spisałam większość tych grubszych sum, które pozwoliły mi przetrwać." - kiedy dokonałaś tego spisu? Czy w ramach rozliczeń? Czy rejestrowałaś od początku, mając świadomość, że on ani nic co jest jego nigdy Twoje nie będzie? - sumy jakie mi dał, na utrzymanie mieszkania, spisałam na początku, uważam to za autentyczny mój dług i chcę go spłacić, jeśli chodzi o resztę, to oszacowałam ile go kosztował nasz romans i oddam mu pieniądze, bo w końcu, jak napisałeś, jego nadzieje się nie spełniły - nie pokochał nikogo innego, więc będzie cierpiał, nie sprawdziłam się - zwrot kosztów i policzek, czuję do niego za to wielką niechęć NIE POJMUJESZ?, WIEDZĄC O TYM JAKĄ MAM BURZĘ UCZUĆ TERAZ W SOBIE DO NIEGO, NIE PÓJDĘ DO LUDZI I NIE BĘDĘ PODRYWAĆ FACETÓW, W NADZIEI ŻE KTOŚ POMOŻE MI O NIM ZAPOMNIEĆ !!! TO BYŁO NIEDOJRZAŁE Z JEGO STRONY !!! PRZEZ CAŁY CZAS SŁUCHAŁAM JAKĄ TO ONA BYŁA NIEODPOWIEDZIALNĄ, A KIM OKAZAŁ SIĘ ON??? " mówię o zrozumieniu, o trosce, o czytaniu w myślach, o wyczuciu nawet najdrobniejszych niuansów - o tym mówię, że on to u mnie miał, a nie doceniał, uważał, że jeśli się z nim nie zgadzam, znaczy że go nie rozumiem" - świadomość tego powinno się mieć zanim wpadnie się po uszy. Ale przecież ludzie najczęściej odkrywają to po pewnym czasie. Jeżeli nawet widzą coś złego wcześniej to ignorują, wierząc, że to wszystko się naprawi. Jeżeli się nie dostrzegło od razu, albo też samo się nie naprawiło, pretensje można mieć tylko do siebie i nie szukać innej odpowiedzialnej za nasze rozczarowanie osoby. (Ale też nie należy się tymi pretensjami do siebie zadręczać). - chwilowo to zbyt dla mnie trudne, dałam mu 2 lata mojego życia, rozumiałam, płakałam i śmiałam się z nim, rozwiązywałam problemy, załatwiałam formalności, podpowiadałam , tłumaczyłam, nocy nie przesypiałam, żeby nie czuł się samotny, byłam terapeutą, plastrem, lekiem, spoiwem, wszystkim czego mu trzeba było, a gdy chciałam w zamian równości, dostawałam pszticzek w nos, wyminięcie, ominięcie czy przemilczenie - to nie jest fair!!! "nie zamierzam leczyć zranionych uczuć przy pomocy klina" - dlaczego takie zamiary przypisujesz innym? ---> bo on ze mną tak zrobił, bo nie jedna koleżanka podsuwała mi tę metodę jako niezawodną, a ja wiem, że nie umiałabym spojrzeć sobie w twarz po czymś takim, wiem jak to strasznie boli, być komuś potrzebnym tylko przez 2 lata, a potem trafić do śmieci i nie mieć nawet słowa podziękowania, wdzięczności, czułości, nic! "nie robić doświadczeń na żywym organizmie, kogoś, kogo "może kocham", a "może nie kocham"" - generalnie ludzie nie wykonują takich doświadczeń. Problem tkwi w tym, że tak trudno sobie odpowiedzieć na pytanie: co to jest miłość? czy to to już miłośc? a tamto to już bez wątpienia nie? ---> teraz myślę, że jestem tym przerażona i zamiast otwierać się na ludzi mam ochotę uciec, zapomnieć, przestać czuć, bo skoro to takie trudne, to czemu kiedy się to już raz zrozumie, najpierw się doprowadza do rozwodu, potem robi komuś wodę z mózgu, żeby na końcu wrócić do tego co się już raz kiedyś ustaliło? kocham, więc trwam, wytrzymuję każde przeciwności, jeśli wiem, że choć raz, choć na początku to było uczucie odwzajemnione teraz ja sobą pogardzam, za głupotę, za to z jaką łatwością dałam się zmanipulować, a byłam tylko zabawką ! "jestem w takim samym stopniu odpowiedzialna za uczucia jakie w kimś wzbudzam jak i za swoje własne do tej osoby" - czy Twoja odpowiedzialność to tylko puste słowa? Czy nie czujesz się odpowiedzialna wobec tamtego faceta za uczucia jakie w nim wzbudziłaś? W imię tej odpowiedzialności przestań używać określeń typu "kłamstwo ... gówniarskie zagrywki ...mnie wykorzystał..." itp ---> dlaczego?, dlaczego mam nie używać określeń, które określają co zaszło, co się stało i moich uczuć? on mnie nie kochał, na zimno przyjmował moje oddanie, ale niewiele go ono obchodziło, może nawet wydawało mu się śmieszne. I skorzystaj z rad: "Zacznij od zaopiekowania się ...SOBĄ Wybacz sobie,uspokój i wycisz swoje wnętrze." "Odczekaj,uspokój się ,odetchnij,zdystansuj" "Stań się dla siebie... przyjacielem" Pozdrawiam Dziękuję, staram się, ale jak pisałam nie jest łatwo. Ale dzięki tej rozmowie, zrozumiałam i poczułam się gotowa by pójść z tym do psychologa. Dziękujęęęę!!! Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Jest mi strasznie ciężko. Facet, który robi wszystko żeby zdobyć zaufanie kobiety, po czym, odkłada na bok, i proponuje kumplostwo, jakby się mu należało i jeszcze z pretensją, że nie umiem być kumplem. Nieee - nie mam za co tego człowieka nawet lubić. Wszystko co mówił i robił jest dla mnie teraz, z perspektywy czasu, czystą obelgą! Nie chcę go znać, marzę o tym żeby zniknął, przestał istnieć. Napawa mnie wstrętem ten człowiek. Teraz obchodzi mnie przyszłość. Bardzo mnie obchodzi. Chcę dać miłość, a mam coraz mniej czasu. Więc do diabła z nim. Oni już siebie mięli, kochali się, mięli swoje szczęście w życiu. Nie jest to ani moje życie już ani moja sprawa, nigdy nie powinna być. Nie wiem, co się robi w moim wieku, żeby nie działać desperacko, a żeby wyjść szczęściu naprzeciw.To jedyne co mogę zrobić, żeby zapomnieć o tamtym. Jak piszecie, uwierzyć w siebie, zaufać sobie, polubić, wybaczyć, stać się swoim przyjacielem. Jestem przerażona, ale nie mam wyjścia i tak. Więc będę działać. Pozdrawiam :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
skaleczona, "teraz ja sobą pogardzam" - straszne słowa. Czy jeżeli już "upokorzysz" tego, który miał swój udział w doprowadzeniu Cię do takiego stanu, przestaniesz sobą gardzić? A może Twoja pogarda tylko się powiększy? Zacznij siebie lubić. Jeżeli chodzi o przeszłość to faktem jest, że spotkał Cię zawód. Wierzyłaś, że będziesz z kimś do końca życia. Stało się inaczej. Dzisiaj wiesz, że to nie było to. I tyle. Nie roztrząsaj tego więcej. Zacznij nowe życie i żyj tak abyś już nigdy więcej nie musiała sobą pogardzać. A porażkę życiową nazwij doświadczeniem. I wykorzystaj ją. Praktycznie. Np, jeżeli jesteś w stanie odłożyć jakieś pieniądze, to po to by mieć chociaż niewielkie zabezpieczenie na wypadek zaistnienia sytuacji w jakiej się już kiedyś znalazłaś. Kiedy Twoje być albo nie być zależało od pieniędzy innych ludzi. Nie zmarnuj z trudem ciułanych pieniędzy na jakąś bzdurną zemstę. I oszczędź sobie jakiegoś przepychania z tamtym facetem. Nie szukaj pretekstu do jakiegokolwiek kontaktu. Jeżeli potrafisz być sama, masz szansę na to, co nie udało Ci się z tamtym facetem. Spotkasz kogoś, kto Cię pokocha za to jaka jesteś dzisiaj, i który nie będzie roztrząsał tego jaka byłaś kiedyś. Chyba, że sama powtórzysz to co przeżywałaś ze swoim facetem. To jest najbardziej niebezpieczne dla Twojej przyszłości. A takie ciągoty masz!!!! W przeszłości: "on psioczył na byłą żonę, że leniwa, że niegospodarna, że nigdy niczego nie umiała zorganizować" "czołgałam się razem z nim, przez jego problemy, byłam powiernikiem, przyjacielem" "rozumiałam, płakałam i śmiałam się z nim, rozwiązywałam problemy, załatwiałam formalności, podpowiadałam , tłumaczyłam, nocy nie przesypiałam, żeby nie czuł się samotny, byłam terapeutą, plastrem, lekiem, spoiwem, wszystkim czego mu trzeba było" W przyszłości: "chcę jeszcze w życiu kochać i być kochaną! "bardzo chciałabym zobaczyć w rzeczywistości twarz mojego przyjaciela, z który dzielę moje życie, wiedzieć, że jest w nim obecny na dobre i złe i że fizycznie objawia swoje uczucia ciepłym objęciem, troską, przytuleniem, że ja mogę odwdzięczyć się mu tym samym" To naturalne, ale to co dalej to już nie do końca. "mężczyzna dojrzały zrozumie, wybaczy, poczeka" - Co ma Ci wybaczać ten Twój nowy mężczyzna? Czym go skrzywdziłaś? Co masz na myśli pisząc, że poczeka? Czy masz świadomość tego, że zakładasz pojawienie się nowego faceta w momencie kiedy Ty jeszcze będziesz zadawała sobie pytanie czy tamtego to już naprawdę nie kochasz? "czy temu komuś wspomnieć w ogóle o tym co zaszło" - po co? Czy nie po to żeby Cię "rozumiał, płakał i śmiał się z Tobą, rozwiązywał problemy, z którymi się jeszcze nie uporałaś?" Z ofiary jednego gościa chcesz się przemienić w kata innego? Dj vu? "dla mnie związek z drugim człowiekiem oparty jest na prawdzie, nie mówienie tego co było, będzie ukrywaniem czegoś" - a może zbyt natrętne mówienie, będzie dręczeniem??? A przecież "bardzo nie chcę żeby przez to cierpiał ktoś naprawdę wartościowy, kogo bardzo chciałabym spotkać, to mi da szczęście" "będę mogła spojrzeć mojemu, mam nadzieję przyszłemu partnerowi czy mężowi w oczy!!!" - żeby zobaczyć litość i współczucie??? "samą siebie skazałam na zmarnowany czas" - i teraz może będziesz skazywać na to samo kogoś innego??? Zastanowiło mnie jedno Twoje zdanie: "nie dałam szansy komuś wartościowszemu, kto nie pchał się z buciorami w moje życie, z szacunku" - czy to jest jakaś rzeczywista, konkretna, istniejąca postać?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przepadł wpis ... nie, nie ma nikogo, nie było nikogo realne, to było moje marzenie, pragnienie by pojawił się przyjaciel, ciepły, delikatny, cierpliwy, facet który wie czego chce, wie że zależy mu właśnie na mnie ale nie nadużyje przyjaźni dla siebie, uszanuje mnie (mój ojciec ma młodszą ode mnie utrzymankę), brzydzę się więc fałszem, obłudą, hipokryzją, jest we mnie upór i postanowienie, że wierzyć w miłość nie przestanę, stało się inaczej - stałam się trybikiem w fałszywej układance tego faceta, mimo że znał moje uczucia związane z życiem mojego ojca - obłudnik! czuję się źle, z tym że pozwoliłam się wykorzystać, że potrzeba kochania okazała się silniejsza od opieki nad samą sobą, jestem wściekła że okazałam się głupią, naiwną marzycielką i uwiodła mnie piękna gadka, a nie to w co wierzę - prawda, pracowitość, odpowiedzialność, solidność, uczciwość nie, nie chcę litości, nie chcę współczucia, chcę być czysta, uczciwa, kochająca, gdy spotkam moją miłość, chcę by łączyło mnie z nim uczucie a nie jakaś hybryda, albo fantazja, chcę by miał dostęp do mojej miłości, nie chcę w moim życiu więcej fałszu, gierek i obłudy dla mnie to bardzo proste - miłość, to uczciwość, szczerość, odpowiedzialność, szacunek, to i wiele innych buduje miłość, kiedy więc połączy mnie to z ukochanym, stanie się to dla mnie świętością, dla której jestem zdolna wiele znieść, poświęcić, tym bardziej, gdyby okazało się że stałabym się matką - na samą myśl o tym czuję w sobie siłę - tych których kocham, nie opuszczę! co do pieniędzy - nie wiem czym się kieruję, ale to już postanowione, jakąś część mu oddam, nie musi wiedzieć o tym skąd te pieniądze, znam sposób by to zrobić anonimowo, ale pieniądze nigdy nie były przepustką do moich uczuć, jeśli facet ma siłę, odwagę, dumę i honor, to jest dla mnie najlepsza poręka muszę pędzić do pracy, zadbać troszkę o siebie, aż się rozchorowałam od tych emocji i zbrzydłam Dziękuję Ci bardzo :-) Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"tylko, czy jeśli ktoś kiedykolwiek mnie jeszcze zechce poznawać, czy temu komuś wspomnieć w ogóle o tym co zaszło ?" czemu ma nie zechcieć cie poznawac przepraszam bardzo?... wspomnisz jak bedziesz chciała. jak ni bedziesz chciala to nie. ale generalnie odradzam takie opowieści.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To muszę przemyśleć jeszcze. "mężczyzna dojrzały zrozumie, wybaczy, poczeka" - Co ma Ci wybaczać ten Twój nowy mężczyzna? Czym go skrzywdziłaś? Co masz na myśli pisząc, że poczeka? Czy masz świadomość tego, że zakładasz pojawienie się nowego faceta w momencie kiedy Ty jeszcze będziesz zadawała sobie pytanie czy tamtego to już naprawdę nie kochasz? "czy temu komuś wspomnieć w ogóle o tym co zaszło" - po co? Czy nie po to żeby Cię "rozumiał, płakał i śmiał się z Tobą, rozwiązywał problemy, z którymi się jeszcze nie uporałaś?" Z ofiary jednego gościa chcesz się przemienić w kata innego? Dj vu? Myślę, że tu nie o uczucie chodzi. A o to, że brakuje mi siły by zaufać ponownie. Nie mogłabym prosić o czas, wiedząc, że nie czuję do konkretnej osoby, mężczyzny, tego co kobieta czuje do mężczyzny, myślę, że mogłabym jednak prosić o czas, by zaufać, by uwierzyć, myślę, że dlatego on powinien wiedzieć, że ktoś kiedyś mnie skaleczył, no chyba, że leczyć się w samotności, lizać rany i może po 40-tce uznam, że jestem wyleczona ... nie wiem - tego boję się bardzo, upływu czasu, tego że nie mam go Bóg wie ile, ciągle jeszcze marzę o tym by mieć rodzinę, a to wymaga uwagi, czasu, cierpliwości, decyzji ... kiedy, kiedy ja to zdążę, skoro już tyle tego czasu zmarnowałam ... ... nie zakładam niczego, tego jestem pewna, po prostu znam swoją sytuacje, wielopłaszczyznowy, złożony problem i uporczywie chcę wierzyć jednocześnie w miłość, mam nadzieję że z tego coś będzie, że nie wszystko stracone !!! Muszę już iść. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć Pomyślałam, że gdyby to była miłość, z jego strony, nie pozwoliłby na kłamstwo. Gdyby to była miłość z mojej strony, nie pozwoliłabym na kłamstwo. Jakaś spirala uczuć, emocji, dziwnych zależności, niewypowiedzianych i nie do końca uświadomionych żalów, pretensji - z tym się spotkaliśmy, to wnieśliśmy do relacji. To nie mogło się udać. Ja mam uraz do panienek, które pozwalają się utrzymywać, pozwalają by im załatwiano pozycje i inne ... On miał uraz do rutyny małżeńskiej. Dwa przeciwstawne skojarzenia. Nie mogło się udać. Skoro więc nie było miłości, może nie powinnam tego żałować. Cieszę się z wyjazdu nad morze. To będzie króciusieńka służbowa przygoda :-), ale właśnie sobie uświadomiłam, że rozpamiętując złe emocje, podkarmiam je w sobie, więc one nie zasychają jak rany. Pozostaje mi nadzieja, że poznam smak miłości, takiej jak pycha mango, ananas, jak soczysta sałatka, chrupiące pieczywo, smak kawy codziennie rano. To jest to :-). Pozdrawiam serdecznie. Ten topik, i Wy na tym topiku pomogliście mi wyrzucić z siebie żal, pustkę, rozgoryczenie. Nie, na pewno nie jestem jeszcze 'oczyszczona', ale przynajmniej wiem już, że dobrze zrobiłam zatrzaskując za sobą tamte drzwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
skaleczona, "Ten topik, i Wy na tym topiku pomogliście mi wyrzucić z siebie żal, pustkę, rozgoryczenie." - Tak właśnie postrzegam rolę tego forum. Pytamy o rady, ale tak naprawdę to chcemy coś z siebie wyrzycić. To pomaga. Potrafimy zdefiniować swoje błędy. Nie wyciągamy jednak wniosków. "dobrze zrobiłam zatrzaskując za sobą tamte drzwi" - chciałbym wierzyć, że to już za Tobą. Ale, niestety, nie jest to prawdą. Obsesyjnie wręcz szukasz jakiegoś oczyszczenia, twierdząc, że ten cały brud zrzucił na Ciebie ktoś inny. I jaki sposób wymyśliłaś na to oczyszczenie? Obrzucić błotem tego, który Cię zbrukał. I upokorzyć. I nieść to zbrukanie przez resztę życia, demonstrując potencjalnej "nowej miłości". Ma to Cię zabezpieczyć przed kolejnym rozczarowaniem. Znów chcesz wrócić do miejsca, w którym już byłaś. "Zakładam, że może zdarzy się jeszcze cud i ktoś mnie pokocha." - zapewniam Cię, że nie ma w tym działania sił nadprzyrodzonych. To normalna rzecz. I w dużym stopniu zależy od Ciebie. Ale Ty nadal chcesz zrzucać odpowiedzialność za swoje życie na partnera. Znów zamierzasz zaczynać związek od słów "to dla mnie bardzo ważne, nie zdepcz tego". Zamiast traktować związek po partnersku, stawiasz się w roli tej biednej i nieszczęśliwej, tak bardzo skrzywdzonej przez tamtego faceta. A zadaniem partnera jest dać Ci szczęście. Porażka gwarantowana. To nie może być podstawą udanego związku. Już to przerobiłaś. "Wielokrotnie go strofowałam, żeby o niej źle nie mówił, bo przecież oprócz złego łączyło ich i dobre." - to on był nieszczęśliwy, a Ty pocieszycielką. Teraz ma być odwrotnie. Zatrzaśnij za sobą tamte drzwi. Zerwij całkowicie kontakt z tamtym gościem. A podczas przypadkowego spotkania pokaż spokojną twarz, na pytanie "co u Ciebie?" - odpowiedz "super!!!" i nie rewanżuj mu się podobnym pytaniem. Znikaj szybko, bo przecież masz "tyle ważnych i pilnych spraw". Widzę, że raczej nie odwiodę Cię od wcześniejszego rozliczenia z nim. Nie rób tego anonimowo. Wyślij mu kurierem paczkę, bez żadnego listu. Zapakuj "kilka przydatnych rzeczy, jak dysk twardy, prezent na dzień kobiet, na urodziny i kilka drobiazgów" i oczywiście kopertę z sumą jaką udało Ci się dotychczas w tym celu odłożyć. I zatrzaśnij za sobą tamte drzwi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
:-) To prawda ... zostawiłam uchylone drzwi. Był moją pierwszą miłością, w każdym razie to były ważne uczucia. Nie da się odciąć za jednym razem wszystkich wspomnień, bo były też te dzięki którym zakochałam się i walczyłam póki miało to sens o utrzymanie pozytywnych uczuć w sobie. Nie zatrzasnęłam drzwi. Zawsze było mi trudno uwierzyć, że komuś się podobam. Nie spotykałam się z chłopakami, bo panicznie byłam nieśmiała. Trudno mi więc zatrzasnąć drzwi do wspomnień za czymś co jako jedyne zrealizowałam, nabrałam odwagi i postanowiłam. Dla mnie miłość mężczyzny, gdyby mi się zdarzyła, byłaby cudem. Jedno mnie zastanawia. Skoro ja mam wziąć za siebie odpowiedzialność teraz, po tym nieszczęściu, to po to, żeby nie cierpiał ktoś mi najbliższy na świecie. Jeśli bym tego nie zrobiła, okazałabym się tym kimś kim był były. Skoro więc on taki był, znaczy że zrzucił cały ciężar odpowiedzialności za powodzenie lub niepowodzenie, na mnie, więc wiadomo że nie mogło się udać. Czyli to nie tak, że nie mam go za co winić, siebie przecież bym winiła, lub też czytam przestrogi by tego nie zrobić. Stała mi się krzywda, bo nie mogę teraz kochać, a to jest dla mnie tak naturalna potrzeba jak oddychanie, jedzenie i picie. Nie mogę przytulać, nie mogę dotykać, nie mogę się kłócić i cieszyć z nim. Cieszę, się że wyjeżdżam. Może odpocznę i przemyślę. Nie mam pojęcia ... Gumiaki muszę kupić, bo pada, więc żadne buty się nie oprą takiej ilości wody :-). ... Nie da się nie powiedzieć, że mi brak, czuję pustkę, pragnienie znalezienia się w innym wymiarze, w jego ramionach, jakby czas się cofnął, a on umiał wymazać swoją przeszłość. Teraz ja choruje na to samo. Ale chcę, bardzo chcę znaleźć jakiś sposób na to, żeby 'oczyścić' moje myśli, na tym mi zależy, choćby po to, żeby zauważyć, że żyje dalej, że dookoła mnie są ludzie, mądrzy ludzie. On mnie nie zapyta "co u Ciebie", to nie w jego stylu. Podejrzewam, że wini mnie za wszystko, uważa za najgorsze wcielenie kobiety, nie rozumie czego ja od niego chcę ... itd. itp., żeby mu nie zawracać doopy. Nie chcę go upokorzyć. wolałabym móc go znów kochać. Nie nauczyłam się rozstawać z ludźmi, bo nie potrafię mądrze zarządzać moimi uczuciami. Muszę pędzić. Pozdrawiam :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość rozlane mleko
skaleczona, "Nie nauczyłam się rozstawać z ludźmi, bo nie potrafię mądrze zarządzać moimi uczuciami" - powiem więcej, nie nauczyłaś się nie tylko rozstawać, ale też być z ludźmi. I coś optymistycznego: Na naukę nigdy nie jest za późno. Nie chodzi mi jednak o naukę zarządzania swoimi uczuciami. Nikt, nigdy się tego nie nauczy. Bo to niemożliwe. Można próbować poznawać różne techniki ukrywania swoich uczuć, ale nie można zarządzać uczuciami. Tym się różnią od rozumu. Cała sztuka życia polega na tym aby nie dopuścić do tego, aby uczucia kompletnie ten rozum wyłączyły. Najważniejsza rada dla Ciebie brzmi: POKOCHAJ SIEBIE. Jeżeli Ci się to uda, to będziesz miała miłość prawdziwą, odwzajemnioną, taką na całe życie. I znajdziesz kogoś, kto to doceni, kto równie jak Ty, zakochany w sobie, będzie chciał przeżywać tą najpiękniejszą miłość razem z Tobą. Nie będziesz się musiała z tym obnosić, aby to zauważył jakiś "książę". Ten właściwy nie będzie szukał jakiejś agresywnej reklamy, nie będzie szukał okazji aby "nabyć" coś w promocji, po korzystnej cenie; on Cię znajdzie bez tego. Tak zresztą jak i Ty jego. "Zawsze było mi trudno uwierzyć, że komuś się podobam" - spodobaj się sobie, jesteś piękna. I szukaj w innych przede wszystkim podobnego wewnętrznego piękna. Zapomnij o tym, że można stworzyć trwały, szczęśliwy związek budowany na schemacie "biedna, nieszczęślwa, skrzywdzona - pocieszyciel". Mam nadzieję, że przerobiony już inny model "żona go nie rozumie/nie doceniła - ta która go rozumie i wyciągnie z traumy" definitywnie odrzucisz już dzisiaj!!! Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×