Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Szauri

Róza Nowak nie zyje zmarla wczoraj

Polecane posty

Gość przykre to und smutne
ile Róża miała lat??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość klaudysiaa_85
miała 23 lata czytaj jest jej strona na poczatku topiku i tam jest historia jej choroby

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość powiedzciemi
kim ona byla, bo szukam w googlach i nic nie widzialem oprocz "chora-fundacja" itp To jakas aktorka ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość taki jeden oszołom
no to trochę lużniej na tej drodze do karier. a i dla dziewczyn mniejsza konkurencja bo biznesmenów jakby mniej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie, zwyczajna dziewczyna, mowili o niej w tv, chyba do meksyku poleciala na jakies leczenie szkoda dziewczyny, mam tyle samo lat co ona i mam zwiekszone prawdopodobienstwo wystapienia raka trzustki :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ma przyjemność z pracy hehe
Była zwykłą młodą kobietą, jakich miliony tutaj. Max, zapewne myślisz o terapii Gersona, czy też witaminami. Tak, ponoć leczą, nawet w to wierzę, gdyż ma to całkiem rozsądne wyjaśnienie jak działa, ale w takim razie dlaczego nie podpowiedziałeś im tej metody, gdy jeszcze żyła? Zresztą, przy trzustce - no nie wiem, jeden z najbardziej zjadliwych nowotworów to jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ma przyjemność z pracy hehe
Ellinka, ty przynajmniej wiesz, że musisz się kontrolować, badać, a jej nikt nie powiedział, bo we wczesnym stadium jest wyleczalne. Z tą trzustką to chodzi o to, że objawy są wtedy, gdy już jest za późno.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
wiem o co chodzi z rakiem trzustki moj tata i jego siostra na to zmarli pytanie tylko jak sie kontrolowac? lekarze sa niedouczeni i nie widza guzow na usg, na CK nikt nie dostaje skierowania od tak, a jak dostaje to czeka sie kilak miesiecy w kolejce, ze zwyklego badania krwi za wiele wyczytac nie mozna, a nieprawidlowe markery moga wynikac takze z innych powodow :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szauri
LIST OD KAMILA (PRZEDRUKOWANIE) wtorek, 18 maja 2010 12:29 Witam Was. Minęły 3 dni, odkąd na ziemi nie ma już mojego Aniołka. Nie potrafię opisać, jak się teraz czuję. Wiem, że jej nie ma, ale nie dotarło to jeszcze do mnie i nie mam pojęcia, póki co, jak będzie dalej wyglądało moje życie. Czas pokaże. Różyczka wróci do Polski za ok. dwa tygodnie, prawdopodobnie jednym samolotem z nami. Jednak nie o taki powrót nam chodziło, nie po to wszystko organizowaliśmy dokładnie dwa miesiące temu. Miała wrócić do Polski jeżeli niezupełnie zdrowa, to na pewno w lepszym stanie. Jednak mimo naszych wszelkich starań, lekarzy, rodziny, przyjaciół i wszystkich Was, kochani, stało się inaczej. Jedynym pocieszeniem dla mnie jest to, że Ona już nie cierpi, bo dokładnie od początku tego roku jej życie było prawdziwym koszmarem. Ja to wszystko widziałem i patrzyłem jak zupełnie zdrowa, silna, pełna życia, kochana osoba cierpi i staje się coraz słabsza. Każdy dzień przynosił coraz to nowe cierpienie, lecz mimo to przez całą swoją chorobę ani razu się nie poskarżyła. Całe cierpienie i ból znosiła godnie i w milczeniu, a ja na to patrzyłem i mimo że starałem się robić wszystko co tylko było możliwe, nie udało się. Ona mi ufała i wierzyła, że uda mi się jej pomóc, jest mi z tym bardzo ciężko. Lekarze w Meksyku czekali na nas, z Kanady leciało DCA, mało brakowało, abyśmy udali się do Chin, do Tiankin, na leczenie, lecz lekarze ze względu na bardzo złe wyniki krwi nie podjęli się leczenia, zabrakło czasu... Choroba nie dała nawet chwili wytchnienia, abyśmy mogli dalej próbować z nią walczyć. Lekarze, którzy opiekowali się Różyczką, w tym wybitny onkolog z Kalifornii dr Mason powiedział, że nigdy w życiu nie spotkał się z tak agresywną odmiana nowotworu, który atakował tak szybko i bezwzględnie jak ten. Różyczkę znali dosłownie wszyscy lekarze w szpitalu i cała obsługa i naprawdę bardzo starali się jej pomóc. Niektórzy pacjenci i ludzie odwiedzający szpital dziwili się, kim my jesteśmy, że non stop tyle osób zajmuje się nami. Było to naprawdę niespotykane. Jednak choroba była nie do zatrzymania. Stenty, które były włożone do jej ciałka podczas zabiegów, gdzie lekarze uważali, że pomogą jej nawet na kilka miesięcy, już po kilku dniach były zdeformowane i zablokowane przez nowotwór. Nie potrafię tego wytłumaczyć, dlaczego mimo tego że Róża była tak dobrą i kochaną osobą, mimo tego że tyle osób się o nią modliło i trzymało kciuki, mimo starań tylu lekarzy, nic nie udało się zrobić. Mojej Różyczki już nie ma, nic tego nie zmieni, nigdy już nie przyjdzie wesoła do mnie do domu, nie pójdzie na herbatkę z moją mamą , a później nie przybiegnie do mnie i się nie przytuli, jak robiła to zawsze. Nigdy nie pójdzie ze mną na jedzonko, które tak kochała. Nigdy już nie pojedziemy na wakacje ani na narty. Straciłem osóbkę, na którą mogłem liczyć dosłownie w każdej sytuacji, z którą rozumieliśmy się bez słów i nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze mnie rozumiała, nigdy nie robiła żadnych problemów, mimo tego że nie mam łatwego charakteru i czasami ciężko było ze mną wytrzymać. Chyba naprawdę mnie kochała. Zostały tysiące zdjęć, filmy i wspomnienia. Na razie jeszcze jestem w USA, ale nie wiem jak to będzie po powrocie do Polski, nie wyobrażam sobie tego... Jak odchodziła Różyczka? Tak samo, jak znosiła cała chorobę. Dobę przed odejściem była już w maseczce tlenowej, gdyż coraz trudniej łapała powietrze, jej ciśnienie krwi było bardzo niskie, była nieprzytomna, prawdopodobnie była już w śpiączce, gdyż nie reagowała nawet jak zwilżałem jej usta i podniebienie wodą, gdyż było bardzo wysuszone przez tlen, który non stop był pompowany do jej biednego ciałka. Przez wiele dni wcześniej zastanawialiśmy się co zrobić, jak jej serduszko przestanie bić. Początkowo chcieliśmy, aby była reanimowana i podłączona do aparatury, jednak po wielu naprawdę długich rozmowach z wieloma lekarzami różnych specjalności wytłumaczyli nam i przekonali nas, że będzie to dla niej tylko dodatkowe wielkie cierpienie i ból, będzie musiała być na oddziale intensywnej terapii sama bez nas, otoczona jedynie aparaturą, w bólu, a przedłuży to jej życie tylko o kilka godzin, może dni. Nic to nie zmieni. Dlatego zdecydowaliśmy, że zostanie z nami i będziemy przy niej cały czas. W ciszy i spokoju. Tak zrobiliśmy, trzymaliśmy ją za Rączki, ja, jej mama i siostra. Ostatnią noc całą spędziłem przytulony do jej niej. Rano jeszcze położyłem głowę na jej serduszku, i poczułem, jak biło coraz słabiej i słabiej. Aż w końcu ledwo co się ruszało. Powiedziałem do jej mamy, że chyba właśnie Różyczka nas opuszcza. Za chwilkę serduszko zupełnie ustało i przestała oddychać. Złapała jeden oddech, po czym usnęła na zawsze. Wszystko odbyło się w ciszy i spokoju. Przez cały czas dużo do niej mówiliśmy. Czy nas słyszała?? Tego nigdy się nie dowiemy. Tak samo jak tego, czy cierpiała w ostatnich godzinach jej życia. Jednak wyglądało na to, że sobie spała, jedynie coraz ciężej łapała powietrze. Mam nadzieje, że teraz jest gdzieś, gdzie nie cierpi, nie wiem czy to jest niebo, gdyż obecnie straciłem wiarę dosłownie we wszystko. Ale na pewno, jeżeli istnieje jakieś inne życie, to zasługuje ona na wszystko co najlepsze, wierzę, że tam jest i o to jestem spokojny. Co dalej? Staramy się jak najszybciej załatwić powrót do kraju i zrobić jej najpiękniejsze pożegnanie, jakie jest tylko możliwe i godne mojego Anioła. Byliśmy też dziś na zakupach, kupiliśmy jej piękną, różową suknię z kryształkami Svarowskiego, które tak bardzo lubiła, do tego naszyjnik, różową świecącą torebkę, maskotkę - mojego pieska Rocky'ego, którego tak kochała, różowe buciki balerinki, do tego dostanie oczywiście swojego "kwiatka" - podusię, bez której się nigdzie nie ruszała, i pierścionek, który dostała na zaręczyny. Tak że na pewno będzie piękna jak zawsze. Co do ostatniego pożegnania, jeszcze nie znamy dokładnej daty, ale na pewno jak tylko będzie znana, poinformuję Was. Następnie mocno się zastanowię nad "podziękowaniem" docentowi chirurgowi onkologowi ze szpitala MSWiA, który się opiekował Różyczką podczas jej kilkukrotnych pobytów na jego oddziale i leczył podawaniem pyralginy i sugerował, że tu może najlepiej pomóc joga, a także wybitnej pani profesor z tego samego szpitala, na którą trzeba było czekać kilka miesięcy, aż wróci z Japonii z sympozjum, aby dostać się do niej na wizytę i usłyszeć, że: „jest Pani zdrowa i proszę zrobić USG za 6 miesięcy. Bo skoro tak wybitni lekarze nie wiedzą, że po wycięciu 12-centymetrowego guza z trzustki, który był bardzo podejrzany (podwyższone markery), należałoby robić odpowiednie badania w celu sprawdzenia, czy nie rozwija się nowotwór i twierdzili, że tu jest pomocne jedynie USG, to tacy ludzie nie powinni mieć prawa do leczenia ludzi. Być może sprawdzenie markerów krwi, które kosztuje kilkadziesiąt złotych, pozwoliłoby szybko wykryć, że dzieje się coś nie tak i szybko zareagować. Gdybyśmy wyjechali do Meksyku lub USA przynajmniej rok temu, być może wszystko skończyłoby się inaczej. Ale nikt tego nie zrobił, nie wiem dlaczego i nigdy się nie dowiem. Zaufaliśmy tym ludziom, a oni dzięki swoim tytułom naukowym i swojej diagnozie zupełnie uśpili nasza czujność. Bo skoro wybitny pan docent i pani profesor mówią, że jest wszystko dobrze, to jak może być inaczej??? Być może, jak się to trochę nagłośni, to ustrzeże inne osoby przed tym, co spotkało moją Różyczkę. Także strona internetowa będzie dalej działała i będziemy Was informować, co się wydarzyło. Korzystając z okazji bardzo serdecznie chciałbym podziękować wszystkim, którzy byli i są z nami podczas tej nierównej walki, a w szczególności mojej siostrze Martuffie, która jest z nami od początku naszej walki non stop, również przez pierwsze 2 tygodnie była w Meksyku i dzielnie wspierała i walczyła o swoją kochaną siostrzyczkę Różyczkę, i teraz tak jak ja nie wyobraża sobie, co będzie dalej. Mojemu przyjacielowi Rafiemu, który przez 1,5 miesiąca był z nami 24 godziny na dobę i łącznie ze mną opiekował się Różyczką i robił wszystko, żeby się udało. Wszystkim przyjaciołom i nieznajomym, którzy czy to finansowo, czy duchowo nas wspierali. Dziękuję fundacji LC Heart, dzięki której pomysł z wyjazdem stał się w ogóle realny, a także naszemu kochanemu "Panu Prezesowi", bez którego wyjazd i leczenie nie byłoby możliwe. Mógłbym tak wymieniać godzinami osoby, które się zaangażowały w naszą walkę, ale nie będę tego robił, żeby kogoś nie pominąć, bo byłoby to nie fair, gdyż w tę walkę było zaangażowanych tyle ludzi, że aż trudno opisać. Chcę żebyście wiedzieli, że dzięki tym osobom i Wam wszystkim Różyczka miała do końca nadzieję, że się uda, i wspaniałą opiekę. Do końca wierzyliśmy, że się coś poprawi, coś się zmieni, mieliśmy sporo pomysłów na dalsze leczenie. To nie było czekanie na śmierć, tak jak by to było w naszym kraju. Gdybyśmy dostali troszeczkę czasu, gdyby nerki Różyczki zaczęły lepiej pracować, gdyby nie nastąpiło to nagłe pogorszenie, za kilka dni bylibyśmy w Meksyku, dostałaby terapię, DCA, może jeszcze inne leczenie. Niestety nie było jej dane więcej czasu. Życie jest czasami po prostu okrutne. Co do leczenia leatrilem (wit. b17), co mogę powiedzieć? Na pewno nie jest to szkodliwe. Przez ponad 20 dni pobytu w szpitalu nie widziałem ani jednej osoby, która by się źle czuła po tym leku, albo miała jakieś negatywne objawy. Rozmawiałem z wieloma osobami, które się tym od dawna leczą, zaufanymi pielęgniarkami, i zgodnie twierdzili, że to naprawdę może pomóc, jednak efekty widoczne są po kilku miesiącach, czasami po roku. Nie zawsze uda się całkowicie wyleczyć, czasami zatrzymuje się rozwój guza, czasami przedłuża życie i daje więcej czasu. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś ma nowotwór bez przerzutów, warto próbować leczenia leczenia b17, Wit C, zwłaszcza, że nie przeszkadza to w podawaniu chemioterapii. U Różyczki, jak wszyscy wiemy, w momencie przyjazdu do Oasis nowotwór był rozsiany do całej jamy otrzewnej, zaatakowane były jelita i wiele innych narządów, do tego była to bardzo agresywna odmiana raka trzustki, który jest jednym z najmniej poznanych i najgorszych nowotworów. Nie udało się, ale mam nadzieję, że nasza walka nie pójdzie na marne. Nie ma już mojego Aniołka, ale dla mnie będzie ona żyła na zawsze w moim sercu, w moich wspomnieniach i nikt i nic tego nie zmieni. Wiem, że czas leczy rany i z czasem być może będę trochę inaczej patrzył w przyszłość, ale na pewno nigdy o niej nie zapomnę. Dla mnie będzie żyła wiecznie. Dziękuję Wam. Kamil. Od administratora: 30 maja 2010 o godzinie 11:15 w Sanktuarium św. Antoniego w Mińsku Mazowieckim zostanie odprawiona msza święta za zmarłą Różyczkę. Jak już wspomniał Kamil, o dacie pogrzebu poinformujemy jak tylko zostanie ona ustalona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Szauri
C.D.N. Rozmawiałem z wieloma osobami, które się tym od dawna leczą, zaufanymi pielęgniarkami, i zgodnie twierdzili, że to naprawdę może pomóc, jednak efekty widoczne są po kilku miesiącach, czasami po roku. Nie zawsze uda się całkowicie wyleczyć, czasami zatrzymuje się rozwój guza, czasami przedłuża życie i daje więcej czasu. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś ma nowotwór bez przerzutów, warto próbować leczenia leczenia b17, Wit C, zwłaszcza, że nie przeszkadza to w podawaniu chemioterapii. U Różyczki, jak wszyscy wiemy, w momencie przyjazdu do Oasis nowotwór był rozsiany do całej jamy otrzewnej, zaatakowane były jelita i wiele innych narządów, do tego była to bardzo agresywna odmiana raka trzustki, który jest jednym z najmniej poznanych i najgorszych nowotworów. Nie udało się, ale mam nadzieję, że nasza walka nie pójdzie na marne. Nie ma już mojego Aniołka, ale dla mnie będzie ona żyła na zawsze w moim sercu, w moich wspomnieniach i nikt i nic tego nie zmieni. Wiem, że czas leczy rany i z czasem być może będę trochę inaczej patrzył w przyszłość, ale na pewno nigdy o niej nie zapomnę. Dla mnie będzie żyła wiecznie. Dziękuję Wam. Kamil. Od administratora: 30 maja 2010 o godzinie 11:15 w Sanktuarium św. Antoniego w Mińsku Mazowieckim zostanie odprawiona msza święta za zmarłą Różyczkę. Jak już wspomniał Kamil, o dacie pogrzebu poinformujemy jak tylko zostanie ona ustalona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
"ma przyjemność z pracy hehe Była zwykłą młodą kobietą, jakich miliony tutaj. Max, zapewne myślisz o terapii Gersona, czy też witaminami. Tak, ponoć leczą, nawet w to wierzę, gdyż ma to całkiem rozsądne wyjaśnienie jak działa, ale w takim razie dlaczego nie podpowiedziałeś im tej metody, gdy jeszcze żyła? Zresztą, przy trzustce - no nie wiem, jeden z najbardziej zjadliwych nowotworów to jest. " Miałem na myśli to ale między innymi bo znam jeszcze kilka sposobów:P.No i skąd miałem wiedziec że ktoś ma raka:O?Przecież ja nie mam ewidencji chorych na raka:O.Do tego kiedys zrobiłem temat w dziale medycznym o tej kuracji ale się zapadł:O.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do Max
Zastanów się co za bzdury piszesz.Dzieki takim jak ty niektórzy ludzie rezygnują z konwenconalnego leczenia i umierają. Mam lekarzy w rodzinie i nie raz opowiadają o ofiarach takich mądrali,pacjenci zglaszają sie do szpitala gdy ich choroba jest juz skrajnie zaawansowana i nie można im pomóc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość adi_P
zastanowił mnie ten fragment opisu ; Następnie mocno się zastanowię nad "podziękowaniem" docentowi chirurgowi onkologowi ze szpitala MSWiA, który się opiekował Różyczką podczas jej kilkukrotnych pobytów na jego oddziale i leczył podawaniem pyralginy i sugerował, że tu może najlepiej pomóc joga, a także wybitnej pani profesor z tego samego szpitala, na którą trzeba było czekać kilka miesięcy, aż wróci z Japonii z sympozjum, aby dostać się do niej na wizytę i usłyszeć, że: „jest Pani zdrowa i proszę zrobić USG za 6 miesięcy. Bo skoro tak wybitni lekarze nie wiedzą, że po wycięciu 12-centymetrowego guza z trzustki, który był bardzo podejrzany (podwyższone markery), należałoby robić odpowiednie badania w celu sprawdzenia, czy nie rozwija się nowotwór i twierdzili, że tu jest pomocne jedynie USG, to tacy ludzie nie powinni mieć prawa do leczenia ludzi. Być może sprawdzenie markerów krwi, które kosztuje kilkadziesiąt złotych, pozwoliłoby szybko wykryć, że dzieje się coś nie tak i szybko zareagować. Gdybyśmy wyjechali do Meksyku lub USA przynajmniej rok temu, być może wszystko skończyłoby się inaczej. Ale nikt tego nie zrobił, nie wiem dlaczego i nigdy się nie dowiem. Zaufaliśmy tym ludziom, a oni dzięki swoim tytułom naukowym i swojej diagnozie zupełnie uśpili nasza czujność. Bo skoro wybitny pan docent i pani profesor mówią, że jest wszystko dobrze, to jak może być inaczej??? Być może, jak się to trochę nagłośni, to ustrzeże inne osoby przed tym, co spotkało moją Różyczkę. Ci lekarze to konowaly zgroza jak sie czyta ze ludzie z takimi tytułami tak leczą to potem nie ma co sie dziwic ze ludzie umierają. Brak słów na to wszystko

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nor-bert.
adi_P co sie dziwisz no tak bo kończa studia córki synowie albo wnuki wnuczki lekarzy jakiś tam marnych profesorów medycyny albo koligacje rodzinne sa tutaj wyznacznikiem kariery zawodu lekarza to pózniej wychodza takie miernoty a oni nadaja sie na lekarzy jak ja na astronautę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jaaaaa2o
no prosze ale stac ja bylo na leczenie w usa! ile w polsce codziennie umiera na raka ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Agatka z dużego miasta
jak ktoś mial chemioterapie to terapia Gersona nic tutaj nie pomoze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość K-A-R-O-L-I-N-A.
poczytaj sobie ciolku jeden ze stac bylo na leczenie w stanach bo odbywaly sie koncerty byly zbiórki pieniedzy licytacje i skad byly pieniadze jak nie wiesz to po co piszesz bzdury

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przykre to ale markery mogli i
sprawdzać koszt ok 30 zł, co nie znaczy że pochwalam polskich lekarzy,jest spychotechnika ,ja tez słyszałam że jestem zdrowa że symuluję a teraz o cudzie o kurwa 2 dobrych lekarzy i nagle 5 chorób:).Rak trzustki jest bardzo agresywny ,wiadomo swayze ,pavarotti pomimo pieniedzy i eksperymentalnych terapii tez na to zmarli.Ja bym ich pozwała chociaz mało spraw jest wygranych ,ale mogliby jakas fundacje jej imienia za to otworzyć.A do maxa -obejrzyj jarmark cudów ,tam są ludzie co się tak leczyli jak ty proponujesz i kuźwa dziwnie zawodziły wszystkie czary mary hokus pokus jak chodziło o raka ,żaden bio ,żadne jogi ,żadne homeo i tyle w temacie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×