Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość mieszkamsama

w jakiej sytuacji po raz pierwszy zdaliscie sobie sprawe, ze jestescie samotni?

Polecane posty

Gość mieszkamsama

i kiedy dopada Was najwiekszy dol? ja juz kilka lat jestem sama...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość karaluszek.fggf
Więc musisz zacząć się poważnie rozglądać przełamać trochę stereotyp, że to faceci powinni zagadywać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Samotność czasem jest dobra:) I ja chyba z takiej samotności korzystam w tej chwili, więc w sumie, to jestem zadowolona z tego, że jestem samotna, chociaż chyba samotna nie jestem, bo tak się nie czuje, może jedynie sama;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tryukiytujhgtrf
dopada mnie to gdy na dworze robi sie cieplo i ludzie wyjezdzaja na wycieczki, na grille a ja ani faceta ani znajomych. odczuwam to takze w sylwestra gdy nie mam gdzie i z kims isc. a ogolnie to jestem zosia samosia, z problemami tez radze sobie sama

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mieszkamsama
ja tez nie odczuwam permanentnej samotnosci, lubie miec, szeroko rozumiana, przestrzen wokol siebie, ale sa takie momenty, ze jest mi naprawde smutno. gdybym umarla w swoim mieszkaniu to chyba dopiero smrod rozkladajacych sie zwlok obwiescilby swiatu te wiesc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lonika
ja mam męża ale i tak jestem samotna....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lonika
ja zdaje sobie sprawe ze jesem samotna np kiedy gdzies jedziemy a nie mam u kogo zostawic naszego zwierzaka albo kiedy sylwestra spedzamy w domu sami, urodziny zreszta tak samo-kazdego dnia chyba zdaje sobie z tego sprawę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hmm, na studiach zaczęło do mnie docierać że tak jakby trochę łyso gdy wszędzie pary. Ale nie przejmowałem tym się zbytnio wciąż uciekając w swój własny świat i utrzymując swe relacje na dość bezpiecznym dla mnie poziomie nieufności i braku otwarcia. Z czasem i wraz ze zmianami w mym życiu wyzbyłem się większości swych nagannych przyzwyczajeń lecz jak to się rzecze "zbierzesz co zasiejesz" i to przysłowie dobrze oddaje mą sytuację. Przespałem ten czas nauki bycia w tłumie, z tłumem - w środku nie na uboczu i teraz nadrabiam z mozołem stracony czas. Czas przeplatany chwilami gdy dotkliwy brak drugiej osoby jest dokuczliwy i czyni mnie człowiekiem słabym i nielogicznym. Na szczęście to są krótkie epizody ponieważ wraz z upływającymi chwilami nauczyłem się akceptacji dla faktu iż z "życiem" nie da się negocjować i walenie głową w mur ponieważ "chcę, pragnę a i wzmagam" to nie jest droga. Jest nią działanie i wręcz wyszarpywanie silą tego co się pragnie, nie zapominając przy tym aby pozostać sobą. Bierność, obawy i nadzieje i wymagania to zamknięty obieg gdzie coraz to na nowo wtłaczanym się jest na sam dół emocjonalnego diabelskiego młyna. Staram się poznać siebie i innych a w końcu i me 5 minut nadejdzie. Tak sobie radzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
będąc w szpitalu. nie miał mi kto przynieść nawet szczoteczki do zębów. na co dzień przy okazji wszelakich długich weekendów i urlopów kiedy zostaję sama, a inni sparowanie i stadnie wyjeżdżają, imprezują etc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×