Kolejny problem miłosny :D

Zgodnie z tradycją potrzebuję rady odnośnie spraw sercowych tak wiec : Byłem w związku z kobietą 4 lata, jednak jak to zazwyczaj bywa nie układało się nam. Prowodyrem naszego 1 rozstania byłem ja a powodem jej zaborczość i brak zaufania do mnie nie potrafiła znieść tego że mogę mieć jakiekolwiek kontakty z kobietami bo byłem podejrzany o prawdopodobieństwo zdrady itp. nie ukrywam że lubiłem wyjść na piwko z kolegami do PUBu ona nie mogła tego znieść więc nie mówiłem jej o tym. Zaręczyłem się z nią chciałem dać jej dowód do zaufania mi ale po tym stałą się bardziej nie ufna. Rozstaliśmy się i to ja tego chciałem złamałem jej serce, biłem się z myślami że zle zrobiłem, ona cały czas zabiegała o mnie po pewnym czasie umówiliśmy się na spotkanie , nie przyjechała bo miała wypadek samochodem wtedy to ja pojechałem do niej nie wiem czemu ale chyba jakoś mnie wzieło sumienie dotarło do mnie jaki jestem podły. Byliśmy ze sobą 3 miesiące od tego zdarzenia ja cały czas maja jakieś opory a ona widziała to. Pewnego razu upiłem się z kolegami no i wracając do domu pociągiem przejechałem kilka stacji za dużo w szoku obudziłem się i zadzwoniłem do niej żeby przyjechała chciała to zrobić ale rodzice ją powstrzymali (studiowała byłą uzależniona finasowo od nich a może i z wygodnictwa mieszkała u nich bo byli zamożni) Wtedy poradziłem sobie sam i nasz kontak sie urwał, zero odzewu ode mnie. A teraz najlepsze po 2 miesiacach zateskniłem za nia bardzo mocno pękłem! Spotkałem się z nią 2-3 razy, przepraszałem, ona jest stanowcza, pytałem czy mnie kocha jeszcze ale nie chciała mi powiedzieć ze nie, tylko tyle że nie możemy być razem bo mi już nie ufa... A ja ciągle o niej mysle, śni mi sie po nocach...brakuje mi jej mocno... co wy o tym myślicie bo ja już nie wiem...sam sobie złamałem serce...