Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__

Koniec uczucia czy kolejna faza? Pomocy

Polecane posty

Gość ioioio
pierwszy nie, ale pierwszy związek o tak długim stażu, i pierwszy, o którym myślę poważnie i gdzieś tam na prawdę chcę, żeby był już do końca.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
ioioio - wcale nie jesteś stara ;) No, a odczucia odnośnie tych problemów mamy podobne. PAroblemy nastolatek... To strasznie głupie, że nie potrafimy do końca odgadnąć swoich uczuć. Klaudia - przechodziłaś juz ta fazę? a czy ona kiedyś mija? mam na mysli szczególnie tą niechęć do wad? przestaną mnie drażnić? Kiedys je w pełni akceptowałam, a teraz nie umiem. Wręcz sie go wstydzę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochana ja mam podobnie. jestesmy ze sobą prawie cztery lata. dwoch i pol chcielismy zobaczyc zy nadal potrfimy być ze sobą czy to tylko juz przyzwyczqajenie, moze głupi pomysł, ale pojechalismy na imreze razem, ale bawilismy sie oddzielnie, kazdy znalazł sobiejakies kompana do zabawy przytulania i calowania. po imperzie stwierdzilismy ze zyc bez siebie nie mozemy. teraz kiedy za dwa lata bierzemy slub myslelismy ze sprawdzic czy w lozku z kims innym byloby nam lepiej, naldal sie wahamy nad ta decyzja, bo wiadomo seks to co innego niz impereza z calowaniem;P ufamy sobie,. ale jak mamy sie zdradzic po slubie i sie rozwiesc to lepiej sprobowa przed. oczywiscie chcialabym nadmienić ze i on i ja - to byl nasz wspolny pierwszy raz.:) tak słodko :) ]tez mam dni wahania, załaania ze ja juz nie chce i woogle, ale kocham tego mojwego obuza pond zycie i kiedy nie widzimy sie jeden dzien to umieram z tesknoty;) powodzenia i przemysl sobie czy go kochasz..:) mowisz ze sie widujecie codziennie(wnioskuje po tym jak pisalas ze seks jest codziennie) zrobcie sobie dwa, trzy dni przerwy, zajmijcie sie kazdy soba z osobna;) uwierz pomoze;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Dla mnie jest to własnie pierwszy poważny związek. Spotykałam się z innymi, ale te znajomości trwały max dwa miesiące. Ten jest pierwszy tak poważny i dlatego tu napisałam. Jestem niedoświadczona i nie potrafie rozeznać swoich uczuć. Sama nie wiem, czy ja go juz nie kocham, czy to poprostu inny rodzaj miłości, taki dojrzalszy, który pojawia się po dłuższym okresie. Czasem łapię się na tym, że Daniel jest dla mnie coraz bardziej jak przyjaciel...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
o autorko, a powiedz mi jeszcze taką rzecz. pisałaś o wstydzie, a czy jak jesteście Wy i tylko Wy np. w domu, nie wiem gotujecie, gadacie, oglądacie film, cokolwiek to jest ok, a dopiero jak jesteście "wśród ludzi", to chciałabyś, żeby zachował się tak a nie inaczej i pojawia się to uczucie wstydu za niego?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ja tez jestem w podobnej sytuacji jestem z chlopakiem prawie 3 lata na poczatku myslalam ze to juz ten jedyny a po tych latach widze ze ja sie zmienilam i on. Mnie nawet nie ciesza chwile jak razem jestemmy.Jak on sie chce kochac to ja nie mam ochoty w ogole i nie wiem dlaczego sie tak dzieje. Wydaje mi sie ze musisz porozmawiac z sowim partnerem moze poprostu masz hustawke nastrojow chodz u mnie to nie mija... ja dzisiaj do was napisalam pod tutulem" moj zwiazek" mozecie mi tez doradzic bo sama szukam jakis porad

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
u mnie sie czasem pojawia takie uczucie wstydu za mojego bo jak jestesmy wsrod swoich to okej, a jak juz wsrod obcych togłupio ton glosu taki jakby zajarany Bóg wie czym i gada co mu slina na jezyk przyniesie mylac znaczenie słów, powiedzialam mu co mi lezy, poprawił sie :) zaczelismy rozmawiac bardzioej o sobi, co Nam nie pasuje a co pasuje w sobie, o tytm co czujemy etc. zrobilo sie znacznie lepiej

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
jak jesteśmy tylko my to się nie wstydzę. Przy innych też bywa różnie. Ja wiem, że on sie dobrze zachowuje. Jest miły, kulturalny... Tylko czasem głupio mi jak siedzimy sobie z moimi rodzicami i mój tata ciągle nawija, mama i ja, a on odpowie tylko jak się go ktoś zapyta. U niego w domu podobnie. Jego rodzinka rozmawia, a on mało co. Wtedy mi troszkę glupio, tak jakby wstyd... Najgorsze jest to, że on nie jest głupi. Jest inteligentna osobą, ale jakoś tak nie lubi mówić w towarzystwie. Wśród znajomych jest troszke lepiej, ale też nie calkiem normalnie. Ostatnio zwróciłam specjalnie na to uwagę...odzywał sie najmniej. wszyscy jego koledzy nawijali, a on tylko czasem. wiem że to cecha charakteru tak amałomówność. Przedtem mi nie przeszkadzała. Tylko teraz sie to zmieniło. Teraz zaczyna mnie to draznić. Głupio mi, że gdzieś idziemy to ja rozmawiam, a on siedzi obok...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Jesteście kochane, że odpisałyście. Bardzo Wam dziekuję. Potem napewno jeszcze tu zajrzę i przeczyta,m ewentualne nowe wpisy, ale na razie muszę wziąść się za gotowanie obiadku. Jeszcze raz dziękuje i pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
hehe jesteśmy na tyle podobne, że ja też właśnie muszę gotować obiadek :D autorko, to Twój wątek, i powinien się rozwijać tak jak sobie życzysz, ale nie powiem miło by było jakby ktoś np. z takim dłuższym stażem w związku, z podobnymi problemami np. przed ślubem, a teraz już szczęśliwy po nim, napisał, jak to przeskoczyć :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
niech ten temat nie umiera, autorko wróć :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Wróciłam ;) Przepraszam, że tak długo to trwało, ale porwały mnie domowe obowiązki. ioioio - Co u Ciebie? Poprawiło się coś? Bo u mnie niestety nadal wszystko stoi w miejscu. Jakoś tak wyszło, że wczoraj i dziś wyjątkowo się nie widziałam z Danielem i nic. Nawet nie tęskniĘ. Kiedyś było mi trudno wytrzymać dzień bez niego, a teraz... Wogóle to mam jakiegoś doła. Nic mi sie nie chce, wszystko co robie wydaje mi się bez sensu... Ehhh... Może to przez te upały... Mama nadzieję, że to kwestia pogody i wraz ze spadkiem temperatury spadnie również poziom mojej chandry ;) Mam też nadzieję, że u Ciebie cos się poprawiło :) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
wiesz, ja ostatnio myślałam o tym, że chciałabym, żeby on wreszcie zrobił coś, co byłoby oczywistym powodem do zakończenia tego związku, ale problem w tym, że on jest za dobrym człowiekiem i żadnej krzywdy mi nie zrobi. a ostatnio tak bardzo denerwuje mnie tym, że przychodzi po pracy codziennie zmęczony... staram się go zrozumieć, ale chodzą mi takie myśli po głowie, że co będzie w przyszłości, jak przestaniemy się zajmować tylko sobą, jak trzeba będzie jeszcze rano odprowadzić dziecko do przedszkola, odebrać popołudniu i jeszcze mieć czas dla niego. on czasami wydaje mi się być za słaby fizycznie... i chyba to mnie najbardziej gdzieś 'gniecie'. tak jak mówiłam, ja też nie czuje się silną osobą, ale raczej psychicznie niż fizycznie i może dlatego podświadomie szukam kogoś silniejszego, w kim będę miała oparcie. on jest na prawdę dobry, ale przy problemach zamiast wspierać to panikuje :( przynajmniej ja to tak odbieram. i chyba boję się tej naszej wspólnej przyszłości...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mam tak samo jak Wy
kurcze mam tak samo i nie wiem co począć ;( jeszcze poznałam kogoś kto zawrócił mi w głowie... nie wiem czy to chwilowe czy nie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
a zawrócił Ci w głowie po początku wątpliwości, czy jego obecność ściągnęła wątpliwości? :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
szukam jeszcze z Tobą autorko wspólnych cech ;) - jak było z początkiem Waszego związku? od razu wiedzieliście, że musicie być ze sobą, czy raczej jedno musiało dłużej zabiegać od drugiego, a może oboje mieliście na początku słabe uczucia i później się coś z tego wykluło.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
ioioio - Ja już znalazłam kolejną wspólną cechę. Napisałaś, że czekasz aż on zrobi coś co byłoby oczywistym powodem do zakończenia tego związku... Mam identycznie. Już od dłuższego czasu powtarzam sobie, że jeszcze jedna jego wpadka i to będzie znak, że powinnam się z nim rozstać. Tylko, że łatwo się mówi... Już parę razy zdarzyło się tak, że to sobie obiecywałam po czym on coś przeskrobał, a i tak się nie rozstaliśmy. To znaczy zdarzyły się dwa rozstania, ale takie jedno i dwudniowe... I widzisz, mogłoby się wydawać, że mając za sobą takie chwilowe rozstania powinnam umieć ocenić swoje uczucia do niego, a jednak nie potrafię. Wiem, że siedziałam wtedy i płakałam jak bóbr, było mi bardzo źle i smutno... Ale nie jestem pewna, czy to dlatego, że go kocham, czy może z tego powodu, że coś się skończyło. Na pewno był to troche strach przed samotnością, ułożeniem sobie życia od nowa... To niesamowite, że tak wiele rzeczy łączy Nasze związki. Szczerze mówiąc troszkę sie obwiniałam za takie oczekiwanie na jego wpadke, żeby zerwać. A widzę, że nie jestem sama z takim mysleniem. Jeśli chodzi o nasze początki... To bylo tak, że jak wróciłam z pierwszej randki z Danielem to powiedziałam przyjaciółce, że nic z tego nie będzie. Jest miły i przystojny, ale jakoś nie w moim guście. Prawie wcale nie pociągał mnie fizycznie. Na ulicy nie zwróciłabym na niego uwagi. No, ale że był sympatyczny, a ja nie miałam akurat nikogo innego na oku to zaczęłam się z nim spotykać. (Szczerze mówiąc to miałam w tym pewien ukryty cel, a mianowicie poznaliśmy się w listopadzie i liczyłam, że będzie z niego dobry partner na sylwesra). ak sie spotykaliśmy, spotykalismy i tak zostało. Nawet nie wiem kiedy się w nim zakochałam. Pamiętam tylko, że wtedy byłam tego pewna. Jak o nim myślałam to, aż mnie kulo w środku ze szczęścia. Wtedy najwazniejsze bylo dla mnie, żeby byl tylko mój. Byłam zazdrosna o inne dziewczyny jak diabli ;) (oczywiście tego nie okazywałam). Teraz nawet juz to mineło... A jak wyglądały Wasze początki?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Przyszła mi na myśl jeszcze jedna rzecz, która się zmieniła, a o której troche zapomniałam... Kiedyś jak mieliśmy jakiś kryzys, czy było blisko rozstania to po pogodzeniu czułam się strasznie szczęśliwa, jakby w ekstazie. Mogłabym góry przenosić. A ostatnio... Ostatnio jak mu wybaczyłam i postanowiłam nadal z nim być nie czułam nic. Wcale mi nie ulżyło, jak to dzialo się zawsze gdy się godziliśmy... Chyba naprawdę nie jest najlepiej z moimi uczuciami :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
wydaje mi się, że skończyć związek z takim stażem, z człowiekiem, który w gruncie rzeczy nic poważnego nie zawinił, a jeszcze w dodatku jak się nie jest do końca pewnym czy to właściwa decyzja, jest cholernie trudne. stąd te Twoje łzy.. po zawsze jest dylemat, a co by było gdyby. nie umiem się jednak ustosunkować do tych powrotów po kłótni- my w gruncie rzeczy praktycznie poważnie się nie kłócimy, czasami mają miejsce jakieś emocjonalne dyskusje ;) , ja czasami potrzebuję chwili ciszy po czymś takim, ale on długo nie wytrzymuje i pierwszy się odzywa, pytając o jakąś pierdołę - ale teraz sobie tak uświadomiłam, że rzadko wraca do tego tematu chcąc znaleźć jakieś rozwiązanie, tylko po prostu zaczyna o rzeczach przyziemnych... i może tu leży gdzieś przyczyna, że mamy wiele rzeczy porozdrapywanych i nie dokończonych? bo to zwykle ja mam pretensje o jakieś jego zachowanie, nie żebym się specjalnie i na każdym kroku czepiała, ale czasami mnie martwi to, że to jego zachowanie teraz, będzie miało kiedyś odbicie w przyszłości w jakiś poważniejszych sytuacjach. nie wiem, czy jasno to tłumaczę. z nami na początku było tak, że poznaliśmy się w pracy i on od razu wiedział, że zrobi wszystko, żeby ze mną być, a ja się przekonywałam przez ładnych kilka miesięcy, a wręcz na początku za żadne skarby nie chciałam. on mnie w ogóle nie pociągał fizycznie, w sumie wtedy miałam go za dziwaka, ale ja się dobrze z dziwakami dogaduję (poważnie!), to jakoś się tak skumplowaliśmy. i tak jakoś jak mieliśmy chwile wolnego to gdzieś tam sobie pojechaliśmy, gdzieś się spotkaliśmy, a to mi ugotował obiad ;) miałam świadomość, że coś się w moim stosunku do niego zmienia i nawet obserwowałam tą powolna zmianę uczuć, aż sobie w końcu uświadomiłam, że go kocham i z nikim mi tak nie będzie dobrze. właśnie dlatego pomyślałam, ze to się już nie zmieni, bo to nie było takie wielkie uczucie od początku, które nagle pryska, tylko wręcz świadoma zmiana uczuć, wręcz jakby sto razy przemyślana. a powiedz mi, czy jakbyś miała teraz do wyboru, tzn. w sumie masz ;) zrobić wszystko, żeby spróbować to wszystko odbudować, czy znaleźć poważny powód, żeby zakończyć, to co byś wolała? bo ja długo myślałam o tym, że chcę, żeby coś się stało, żeby znalazł się ten niezaprzeczalny powód do rozstania, ale jak pomyślę ile mieliśmy szczęśliwych chwil w życiu, jak długo byłam na 100% pewna, że ja już nikogo absolutnie nie szukam i, że nie wiem, czy ktoś jeszcze będzie mnie w stanie pokochać tak ze wszystkimi wadami i niedoskonałościami jak on (poważnie, nie raz się go pytałam, czy chciałby coś we mnie zmienić, to nigdy nie znajdował nic). chcę teraz zorganizować jakiś wyjazd na tydzień (daaaawno nigdzie nie byliśmy), tylko we dwójkę, gdzieś, gdzie będzie mógł porządnie wypocząć, gdzieś gdzie będziemy mieć czas tylko dla siebie, gdzie będziemy dużo rozmawiać o nas i naszej przyszłości - ostatnio mało mamy na to czasu i wolnej głowy. może coś na nowo odkryję, może znowu odkryję głęboki sens...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Nie wiem co bym wolala... Chyba najbardziej bym chciała, żebysmy byli razem, tylo żebym była pewna, że tego chcę. Dobrze Nam się w życiu układa, znamy swoje rodziny, mamy wspólnych znajomych, wiemy o sobie niemal wszystko... Napewno o wiele lepiej i prościej byłoby gdyby po prostu wróciła do mnie ta pewność, że go kocham ponad życie i że chcę z nim być do końca. Szczerze mówiąc to drugie rozwiązanie mnie przeraża... Boje się, że nikogo bym nie znalazła. Boję się, że jeślibym kogoŚ znalazła to byłby gorszy od Daniela. Boję się, że później znów miłość by osłabła i przechodziłabym przez to co obecnie. Boję się, że bym żalowala decyzji o rozstaniu do końca życia. Bardzo bym go skrzywidziła, a jesli by sie na dodatek okazało, że to poszlo na marne... Ehhh... To wszysko strasznie skomplikowane. Boje się tylu rzeczy, co wywołuje kolejny lęk... Martwię sie, czy nie trzymają mnie przy Danielu właśnie te lęki. Przy nim czuje sie bezpiecznie i stabilnie. Wiem, że jesli z nim zostane spełnia sie moje marzenia o męzu i dzieciach.... O rety, jak tak patrze na to co napisałam to sama sie nie rozumiem. Mam totalny misz masz w glowie. Nie wiem, może rzeczywiście powinnam zrobic przerwę. Tylko nie chcę go niepotrzebnie straszyc i ranić. Może wymyslę jakis powód... A z tym wyjazdem to spróbuj. Bardzo dobry pomysł. Mi co prawda wspólny urlop nie bardzo pomógł, ale każdy związek jest inny. Może Wy odkryjecie w sobie świeże pokłady uczucia. Życzę Ci tego i pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
dokładnie, trzeba sobie uświadomić, że związek to nie tylko dwoje ludzi, to wszystko, co się wybudowało dookoła znajomi, rodziny, plany, znajomość swoich nawyków, przyzwyczajeń nie wyobrażam sobie komuś jeszcze raz o tym wszystkim opowiadać wiesz co, w sumie to zazdroszczę Ci tej pewności, że zostaną przy nim spełnione marzenia o mężu i dzieciach już masz jakiś punkt zaczepienia :) i to bardzo ważny - rodzina to jednak podstawa - mi się za to wydaje, że my jako my jakoś pewnie przetrwamy, ale chyba na „rozbudowywanie rodziny nas zwyczajnie nie będzie stać. Wiem, że przy nim nie mogłabym sobie pozwolić na to, żeby nie pracować a on nie potrafi powiedzieć tak po męsku, żebym się o to nie martwiła, tylko potwierdza moje obawy. Że to polska i takie i takie warunki. Ja jestem realistką, ale z tendencja to pesymizmu, więc chyba tak widzę naszą przyszłość: przeżyjemy, ale co to za życie. A z tym wyjazdem, to sobie pomyślałam, że musimy doprowadzić do jakiś fal w naszym ostatnio zbyt monotonnym życiu, bo zmiany zawsze pomagają i są potrzebne raz na jakiś czas, żeby wszystko szło do przodu :) ja wymyśliłam wyjazd, ale Ty pomyśl, co mogłoby być takim przełomem dla Was. Dziękuję i skoro jednak gdzieś tam pragniesz, żeby ta pewność wróciła, to może też trzeba poszukać nowych bodźców. Wiem, że mój przykład z wyjazdem jest banalny, ale dla nas to pierwszy urlop od dwóch lat, więc jakiś tam przełom jednak jest. I potem pomyślę co dalej. ;) pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Wiesz Daniel tez nie jest jakis super zaradny. W zasadzie wcale nie jest zaradny :( Pracuje fizycznie i też bym nie mogła sobie pozwolić na niepracowanie i zajmowanie się dziećmi. Tylko, że my juz o tym rozmawialiśmy, przeanalizowaliśmy i mamy troszke inne podejście do tego. Oboje chcemy ślubu i dzieci. Mieszkanie kupią nam rodzice, a utrzymać się damy radę. W końcu dwie pensje będą. Myślę, że Wam też by się udalo tylko trzeba naprawdę chcieć. Przecież nigdzie nie jest powiedziane, że aby móc pozwolić sobie na dziecko to trzeba mieć willę z basenem i jeździć bmw. A więc główka do góry i tym się tak nie przejmuj. Ja bym na Twoim miejscu wprost zapytała go, czy na pewno chce mieć dzieci. Bo może on po prostu nie chce na razie być tatą i stąd te wymówi finansowe. jesli chodzi o te urozmaicenia... Byliśmy w czerwcu na urlopie i mi to nie pomogło. Jedyny wniosek to taki, że wiem, iż po trzech latach bycia razem nadal sie dogadujemy. Będąc 24 godziny na dobę razem nie kłócimy się, a wręcz przeciwnie. Jesteśmy dla siebie cały czas mili. Nawet któregos dnia żartowaliśmy, że jesteśmy jak stare dobre małżeństwo. No i może w tym sęk. Miłość w starym dobrym małżeństwie pewnie nie jest tak szalona na początku i dlatego nie potrafię się w tym odnaleźć. Ale to, że u mnie uczucie się nie rozpaliło dawnym żarem to nie znaczy, że u Ciebie będzie podobnie. My wyjeżdżamy kilka razy każdego roku, więc może już przywykliśmy. A skoro Wy tak dawno nie byliście to może przypomną Ci się stare dobre czasy :) Trzymam kciuki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
z tym posiadaniem dzieci, to jest raczej tak, że ja póki co i tak nie chcę (on nie jest takim zagorzałym przeciwnikiem ;)), ale podobno na każdego prędzej czy później przyjdzie czas, i jako kobieta po prostu chciałabym mieć jakąś pewność, że wiąże się z człowiekiem, który jednak materialne będzie potrafił zadbać wtedy o naszą trójkę. nigdy nie mieszkałam w luksusach i tego nie oczekuję, ale każdy ma jakieś wyobrażenie o tak zwanym zaspokajaniu podstawowych potrzeb i świadomość, że samą miłością rodziny się nie wykarmi. może go nie doceniam, może zwyczajnie trzeba zaufać, że człowiek w takich przypadkach zaczyna myśleć inaczej? czasami jestem zła na ten mój racjonalizm, bo chyba za dużo analizuję. nie wiem czy nie od tego właśnie zaczęły się moje wątpliwości. ufam jemu, ale nie zawsze ufam rzeczywistości, że nas nie zaskoczy czymś nie do przeskoczenia, że jesteśmy trochę na nią za słabi. zawsze jak myślałam o związku, to twierdziłam, że to 75% miłości, a na resztę składa się konfrontacja tego drugiego człowieka z rzeczywistością. bardziej obrazowo chodzi o to: jak kogoś kocham, ale on mnie chociaż raz uderzył, to się w to nie pakuję, jak kogoś kocham, ale on jest totalnym leniem, to również odpuszczam. i takie tam. nie mówię oczywiście, że jest całkiem źle z jego zaradnością- o nie - jest po prostu tak przeciętnie. jak piszesz o tym starym małżeństwie, to brzmi to uroczo :) ja myślę, że macie ogromne szanse. tak jak wspominałam, może to po prostu monotonia? a za każdą monotonie jesteśmy odpowiedzialni tylko my. a w sumie skoro to my, zauważyłyśmy, że coś jest nie tak, (może ci nasi partnerzy w ogóle nie wiedzą co siedzi nam w głowach), i wcale nie chcemy tak łatwo odpuścić - to warto zainicjować jakieś zmiany. przynajmniej jak nic z tego nie wyjdzie, nie będzie się miało wyrzutów, że się nie próbowało. tylko nie wiem, co dla Was jest codziennością, a co byłoby zmianą :) może zacznijcie sobie planować jak urządzicie Wasze wspólne mieszkanie - podobno dobrze jest żyć jakimś wspólnym celem w przyszłości, nie samą teraźniejszością - a z doświadczenia wiem, że urządzanie mieszkania jest przecudowną sprawą :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
DłuGo mnie nie było, przepraszam. Pewnie masz racje z tym wspólnym celem. To bardzo ważne. Tylko ciężko tak planować coŚ na sucho. JUz kiedyś próbowałam go wkręcić w rozmowęo tym co trzeba będzie kupić do nowego mieszkania, w jakim stylu chciałby je urządzić itd... Ale Daniel jak to facet. Pomyśli nad tym jak trzeba będzie je już urządzać, a do tego jeszcze dłuuuga droga. Niesamowite, nawet przemyslenia mamy podobne. Piszesz o analizwaniu. Dostrzegasz w tym problem. Ja go rownież dostrzegłam. Juz od dluższego czasu obserwuję, trochę z zazdrością, koleżanki, które nie analizują. Biorą co przyniesie dzień. Często mają dużo gorszych partnerów, facetów z którymi ja bym się niegdy w zyciu nie odważyła związać, a one sa z nimi szczęśliwe. Ja odkąd opadło to najsilniejsze zauroczenie też ciągle analizuję. Też wiele razy zastanawiałam sie nad jego pracowitością, podejsćiem do dzieci, oszczędnością, co będzie jeśli mnie zdradzi, co będzie jesli przestanę go kochać, a może go wcale nie kocham itp. Zwariować można...wiem jedno... z tego analizowania nic dobrego nie wychodzi. Dobrze zdawać sobie sprawę z wad partnera, ale bez przesady. Myślę, że to wina naszych charakterów. Z tego co piszesz wnioskuję, że jesteś bardzo wrażliwą, skromna osobą. Ja także do twardych osób nie należę. I w tym tkwi sedno sprawy. Jesteśmy zbyt wrażliwe. Za bardzo się wszystkim przejmujemy. Nie wiem jak ty, ale ja od jutra postaram sie zmienić tok rozumowania. Będę walczyć z tymi myslami. Jak Daniel ma wyskoczyc z czymś niewybaczalnym to w końcu wyskoczy i sie rozstaniemy. Po co na zapas sie martwić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
teraz to mnie długo nie było. skorzystałam ze spontanicznego zaproszenia kuzynki do niej na 4 dni i od razu zaświtała mi przebiegła ;) myśl, że oprócz spotkania z nią, będę mieć "nareszcie okazję" do chwili odmiany od Niego. potrzebowałam tego jak nigdy dotąd i jakoś nie mogę dopatrzeć się w tym nic złego. jak wróciłam do domu to nie mogliśmy się od siebie oderwać, spędziliśmy tak miły wieczór jakiego dawno nie odczułam. w takich dniach jak ten wczorajszy nie mogę uwierzyć, że chwilami dopadają mnie wątpliwości- wczoraj to było tak oczywiste, że nie wyobrażam sobie mojego życia inaczej niż z Nim. tylko jak tą myśl zatrzymać już na zawsze?... tak, masz absolutną rację- należę do osób bardzo wrażliwych i przejmujących się wszystkim i nie potrafię brać spontanicznie tego, co przyniesie dzień. chociaż wielokrotnie powtarzałam sobie, że przecież nie można tak do końca życia wszystkiego chcieć planować, bo jedno niezależne od nas wydarzenie, może roztrzaskać wszystko w drobny pył. może to dzięki tym czterem dniom, może to dzięki wymianie zdań z Tobą, zainspirowałam się do zmian. ale już nie chcę zmieniać kogoś, ani rzeczywistości dookoła, tylko chcę zacząć od zmian w swojej głowie. i ... chyba doszłyśmy do podobnych wniosków ;) powodzenia życzę! p.s. bardzo się cieszę, że założyłaś ten wątek. mam nadzieję, że to samo pomyślę za 5, 10 i 30 lat :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość __Sama_nie_wiem_co_czuje__
Bardzo się cieszę, że udało Ci się obudzić w sobie pełnię uczuć i wreszcie poczułaś tą pewność. Aż Ci troszkę zazdroszczę ;) Ja jeszcze tego niestety nie osiągnęłam, ale cały czas sie staram. Ciągle sobie powtarzam, że nie ma co się zatanawiać nad przyszłością i wszystkiego analizwać, trzeba brać co przyniesie dzień... I wiesz co? To nawet pomaga. Co prawda sama jeszcze nie wiem co mam robić, ale już sie nad tym tyle nie zastanawiam. Wychodzę z założenia, że jeśli mamy sie rozstać to stanie sie coś, co do tego doprowadzi. Na razie jest dobrze, więc po co psuć. Co prawda wczoraj dopadły mnie mysli czysto praktyczne i przyziemne, a mianowicie zaczęlam sie zastanawiać nad jego pociągiem do alkoholu. Ma z tym mały problem (tzn. wg mnie, on twierdzi inaczej), ale i tego na razie nie ma co wyolbrzymiać. Staram sie odganiac te myśli i nawet mi to wychodzi. Bedzie co ma być. No, a jesli dla Ciebie wystarczyły tylko 4 dni rozłąki, żeby zatęsknić to napewno to nie jest zwykłe przyzwyczajenie, czy sympatia. Kochacie się , a to najważniejsze. Razem dacie rade wszystkim problemom, nawet tym mieszkaniowym. Życzę Wam powodzenia :) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mmmmmmmmmmm
jak się zastanawiasz to znaczy, że to nie jest to. Jeżleli się kocha to nie ma wątpliwości

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gąbka zielona
mmmmmmmmmm - jaaaasne wyrocznio...:D A któż objawił Ci tą prawdę? :D Dziewczyny jestem w związku od prawie 8 lat (rok po ślubie). To był (jest) mój pierwszy związek tak na poważnie. Przeszłam chyba dwa takie okresy jak Wy - pierwszy gdzieś właśnie po 3 latach i kolejny przed ślubem. Za pierwszym razem miałam już zrywać - nie czułam kompletnie nic, nie tęskniłam wcale (spotykaliśmy się na odległość). Jakoś nie mogłam zerwać... Nie chciałam go ranić, było mi przykro, sama nie wiem...Raz zabrakło mi odwagi...I zaczęłam na to patrzeć na zasadzie: będzie co ma być - jak będę miała zerwać to zerwę - a nie będę się tym zamartwiać cały czas. Przestałam myśleć. Żyłam chwilą. Nie wgłębiałam się w myśli, że traktuję go jak kolegę... Żyłam z dnia na dzień. I nawet nie wiem, kiedy mi przeszło... znów poczułam, że kocham. I wszystko wróciło do normy, a ja się zastanawiałam jak wcześniej mogłam mieć takie głupie myśli... Drugi raz złapałam to przed ślubem - ale to było połączenie moich stresów, kryzysu w związku i wielu innych. Wtedy było duuużo gorzej... Już nie mogłam nie myśleć. Ślub był dla mnie bardzo ważny. I tu pomogły godziny rozmów, Jego wsparcie... Słowem: daliśmy radę! :D Znów poczułam, że to jest to :). Dziewczyny tak jak Wy jestem wrażliwcem, brak mi pewności siebie, jestem niezdecydowana nawet w sprawach-bzdurkach... Co ciekawe moja siostra jest taka jak ja i przechodziła przez to samo...Myślę, że to normalnie w związkach - nikt nie będzie wiecznie zakochany i pewny... Tylko są osoby, które nie umieją walczyć - mówią: aaa... mam wątpliwości, więc to nie jest TO... i znów szukają zauroczenia i mmmmmmmmmmm - jaaaasne wyrocznio...:D A któż objawił Ci tą prawdę? :D Dziewczyny jestem w związku od prawie 8 lat (rok po ślubie). To był (jest) mój pierwszy związek tak na poważnie. Przeszłam chyba dwa takie okresy jak Wy - pierwszy gdzieś właśnie po 3 latach i kolejny przed ślubem. Za pierwszym razem miałam już zrywać - nie czułam kompletnie nic, nie tęskniłam wcale (spotykaliśmy się na odległość). Jakoś nie mogłam zerwać... Nie chciałam go ranić, było mi przykro, sama nie wiem...Raz zabrakło mi odwagi...I zaczęłam na to patrzeć na zasadzie: będzie co ma być - jak będę miała zerwać to zerwę - a nie będę się tym zamartwiać cały czas. Przestałam myśleć. Żyłam chwilą. Nie wgłębiałam się w myśli, że traktuję go jak kolegę... Żyłam z dnia na dzień. I nawet nie wiem, kiedy mi przeszło... znów poczułam, że kocham. I wszystko wróciło do normy, a ja się zastanawiałam jak wcześniej mogłam mieć takie głupie myśli... Drugi raz złapałam to przed ślubem - ale to było połączenie moich stresów, kryzysu w związku i wielu innych. Wtedy było duuużo gorzej... Już nie mogłam nie myśleć. Ślub był dla mnie bardzo ważny. I tu pomogły godziny rozmów, Jego wsparcie... Słowem: daliśmy radę! :D Znów poczułam, że to jest to :). Dziewczyny tak jak Wy jestem wrażliwcem, brak mi pewności siebie, jestem niezdecydowana nawet w sprawach-bzdurkach... Co ciekawe moja siostra jest taka jak ja i przechodziła przez to samo...Myślę, że to normalnie w związkach - nikt nie będzie wiecznie zakochany i pewny... Tylko są osoby, które nie umieją walczyć - mówią: aaa... mam wątpliwości, więc to nie jest TO...I szukają zauroczenia i myślą, że będzie ono trwało wiecznie. Zastanówcie się tylko czy Wasz partner zasługuje na starania, czy jest człowiekiem, któremu można zaufać i powierzyć swoje życie. Aha i moja przyjaciółka psycholog też mi mówiła, że to normalne... Trzymajcie się dziewczyny i dużo szczęścia życzę. ufff... ale się rozpisałam...:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gąbka zielona
oj... coś mi się źle dodało - przepraszam za powielenie tekstu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ioioio
Heh najśmieszniejsze jest to, że ja wcale przez te 4 dni nie tęskniłam, nawet niespecjalnie chciało mi się z Nim rozmawiać przez telefon, więc pomyślałam sobie "no to ładnie". ale po powrocie uświadomiłam sobie jak lubię z nim spędzać czas, że tak na prawdę to tylko przy nim jestem w 100% sobą, że z pozoru nic się nie wydarzyło przez te 4 dni, a tyle mieliśmy sobie do opowiadania. poczułam się po prostu lepiej, jak w jeden z tych dni, kiedy się zastanawiam skąd czasami biorą się w mojej głowie wątpliwości. no i racja, nie ma co myśleć, co będzie dalej, skoro dziś jest dobrze, to niech tak będzie :) kurcze no i ja się tak uczepiłam kurczowo tych zmian w związku, że to pomaga, że dalej będę namawiać ;) bo my np. odkąd jesteśmy razem nie rozłączyliśmy się na tak "długo" jak 4 dni! ;) a alkohol to faktycznie delikatny temat, bo trzeba mieć wyczucie, kiedy nie ma co dopatrywać się problemu, a kiedy on faktycznie może się pojawić. ale ja myślę, że jesteś na tyle inteligentną i świadomą osobą, że znajdziecie jakieś rozwiązanie. na pocieszenie powiem, że walczyłam u Niego z innymi "nałogami", ale typowo spokojnie i rozmowami i nie na zasadzie zakazów, ale bardziej w stylu, że przecież "ty wcale tego nie potrzebujesz, ani my tego w związku nie potrzebujemy". mega szybko uświadomił sobie, że to, co było dla niego niezbędne przez 6-7 lat życia, kompletnie nie pasuje do tego świata, który próbujemy sobie razem zbudować. byłam z Niego mega dumna :) no i właśnie mmmmmmmmmmmmm, gdyby wszystko był tak proste jak twierdzisz, to faktycznie nie byłoby tego wątku. jak widzisz jesteśmy świadome naszych związków i tego, że nie odrzuca się całego jabłka, gdy pojawia się na nim kropka. człowiek z biegiem lat przestaje marzyć o ideale, a wątpliwości są wliczone w ten przyziemny świat i tak skonstruowany jest umysł człowieka, że wiecznie się będzie zastanawiał. najważniejsze umieć sobie z takimi chwilami radzić :) gąbka zielona -- fantastycznie, że się odezwałaś :D lubię, takie rzeczowe i życiowe zarazem przykłady. ja szukam w tym momencie raczej powodu, żeby poskładać ewentualnie to, co się posypało niż szukać powodu do ucieczki, a więc to co napisałaś jest wielce budujące :) widać my wrażliwcy już tak mamy :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×