Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ashiiikkkaaaaa

Pomiędzy młotem a kowadłem...

Polecane posty

Gość ashiiikkkaaaaa

Wychowała mnie moja sąsiadka. Matka się nami nie interesowała, brat jak tylko skończył 18 lat zniknął i do dziś nie mam z nim kontaktu. ta kobieta karmiła mnie, ubierała, wysłała na studia. Traktowała mnie jak własną córkę. A przede wszystkim dała mi dużo miłości. Dziś jestem sama mamą dwójki dzieci w wieku 4 i 2 lat. W poniedziałek wieczorem dowiedziałam się że ona ma raka, w ostatnim stadium. Odmówiła leżenia w szpitalu, odmówiła miejsca w hospicjum. Powiedziała, że chce umrzeć we własnym domu a nie w jakiejś "umieralni". Podała moją osobę jako osobę z rodziny którą mają powiadomić w razie czego... Lekarz powiedział, że będzie miała naprawdę dużo szczęścia jak przeżyję do listopada... Serce mi pęka z bólu. Chciałabym być przy niej w tych ostatnich chwilach, jednak są dzieci... Nie chce ich zabierać ze sobą bo chyba to nie jest widok odpowiedni dla dzieci ale boję sie jak by zniosły tą rozłakę... proszę, jeśli ktos może niech coś doradzi...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość inside your soul
Jedz! Ona na to zasluguje!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja bym pojechała! Nawet bym się nad tym nie zastanawiała. To kim teraz jesteś i co masz to tak naprawdę zawdzięczasz jej ,a w tej sytuacji było by podłe zostawić ją samej sobie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja też bym pojechała ! Przecież ta kobieta była dla Ciebie jak matka ! Jesteś jej to winna ! Jedź !!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ashiiikkkaaaaa
Poprosiłam w pracy o urlop, na razie na 2 tygodnie a później się zobaczy... Wiecie jakie ja mam poczucie winy z tego powodu, że dopiero teraz dowiaduję się o tym co sie z nią dzieje...? Dzieli nas 300 km i to prawda, że nie za często dało się radę odwiedzić, pojechać... Ale w miarę naszych możliwości jeździliśmy.... Średnio 1-2 razy w miesiącu na weekend. Nigdy nie powiedziała że coś się dzieje. Dzwoniłam do niej i to bardzo często, bywa że i codziennie. Może gdyby nie miała komórki to bym zauważyła jej nieobecność z powodu wizyt w szpitalu, ale miała komórkę, zawsze odbierała i nigdy nie powiedziała słowa o swoim zdrowiu... Ja też niczego nie zauważyłam. Ona zawsze uśmiechnięta, zadowolona. Nie raz pytałam czy była u lekarza, mówiła, że chodzi regularnie i oprócz typowo wiekowych dolegliwości (nadciśnienie, cholesterol) to nic jej nie dolega... Już mówiłam dzieciom że będę musiała pojechać do "cioci" i raczej się tym nie przejęły ale nie wiem jak one zniosą rozłąkę na dłuższy czas... mam nadzieję, że dadzą radę...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×