Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Roxi82

Jak zapomnieć, jak dalej żyć... MAM DOŚĆ

Polecane posty

lato nad morzemm raczej to chyba o nmnei zostawił, ale mniejsza o to. Wiesz, moze dlatego cięzko mi to jakos ogarnąc, bo po porstu nie mieści mi się w głowie, nie wierze, że można kogoś tak potraktowac, a szczeólnie kogoś kogo ponoć się kocha. Myślałam, że takie rzeczy dzieja się w filamch, czasem nawet po 10miesiącach ciężko mi uwierzyć, ze to jest moje zycie. Ale chce je jakoś ogarnać, znów się pozbierać, tyle że chwilami nie mam siły ;( Mam tylko przyjaciól, znajomych, którzy nie o wszytskim wiedzą, ale mi pomagają nie zdajac sobie z tego spary i za to im dziękuje. Niestety, ten w którym miałam mieć oparcie zawiódł na całej linii, szkoda, że mam w domu jak mam, żeby mama była koło mnie, ale ona woli piwo... ;( To też nie jest bez wpływu. W domu nikt o ciąży nie wie, w sumie rodzice mało są w domu to pobyt w szpitalu udało mi sie jakoś ukryć. A co do ciąży... ja mysle, ze on uważał, że kłamę, zę chce go zatrzymać na dziecko. Ale pierdole to, sama bym wychowała, nawet by nie musiał sie z nim widywać, nie potrzebuję jego łaski. Mina mu zrzedła jak mu rzuciąłm wynikami i wypisem ze szpitala.... trochę za późno uwierzył. A jakby mnie znał to wiedziałby, zę nigdy bym sie do tekigo kroku nie posunęła, zeby łapac go na dziecko!!!! W ogóle mniej więcej w czasie kiedy miało się urodzić urodziło się dziecko jego koledze... oczywiście jak je zachwalał na NK, jakie cudowne... szkoda, ze o swoim nie pomyślał :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lato nad morzemm masz racje, wszyscy macie racje, bo coś musi w tym byc skoro 3 osoby mi piszą w ciągu godziny to samo. Wiec postanowienie na dziś- nie bezie żadnych życzeń na urodziny-udowodnie sobie, zę umiem żyć bez niego, ze nie muszę sie odzywać, zę nei potrzebuje go widzieć... Heh, moze w końcu w to uwierzę, bo to chyba ze mna jest coś nie tak i trzeba coś zmienić, skoro dotychczasowe metody zawiodły. Pewnie macie racje- to ten kontakt mi wszytsko utrudnia i przez to nie mogę osiagnąć celu. Wiec próbuje po raz kolejny.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość no palnij się w ten głupi łeb
ty jeszcze myslisz o jego urodzinach?Jak można tak się nie szanowac,no już gorzej nie mógł cię potraktowac.Nawet nie dziwie się mu,jak ty sie nie szanujesz to niby dlaczego on ma cię szanowac.Nie rób już z siebie błazna,idz do psychologa,czy psychiatry.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no palnij się w ten głupi łeb a wiesz że o tym myśle? Bo to co się ze mną dzieje, mnie przeraża. Nigdy taka nie byłam, nigdy nie pozwoliłam zeby ktokolwiek mnei tak traktował, a teraz... nie wiem co jest. Tak do reszty zgłupiałam czy co? Nie twierdzę, że to jest normalne.... to nie jestem ja!!! Dlatego właśnie to napisałam, zeby jakoś dostać w łeb i się ogarnąć, bo tak dalej się nie da. Zawsze wychodziłam z założenia- szanuj się, bo inaczej nikt nie będzie cię szanował... i nie wiem co się z tym stało:( Nie wiem co się stało ze mną. Może to za duzo na raz jak na takiego małego żuczka jak ja... Lece do koleżanki. Wrócę topoczytam resztę. Poki co nie chcę siedzieć sama- zawsze godzna z kimś jest lepsza niz w tych 4 ścianach samej, tu, gdzie razem mieszkaliśmy... ale do tego juz sie przyzwyczaiłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lato nad morzemm
no widzisz??? sama to napisalas. "szkoda ze o swoim nie pomysl" naprawde myslisz i tesknisz o kims takim?? o kims takim, z kim bylas , kochalas, poswiecilas czesc swojego zycia i kto nie uwierzyl Ci w Twoja ciaze??? Moja droga...ciesz sie ze to wyszlo teraz, jego prawdziwa natura, a nie np po slubie...Wspolczuje Ci bardzo, ze poronilas. Pomysl sobie, ze Bog tak chcial, tak musialo byc...ze dostaniesz kiedys inne dzieciatko. albo to bedzie to samo, tylko troszke w pozniejszym czasie przyjdzie do Ciebie:) pamietaj ze wszystko w zyciu ma swoj cel, nic nie dzieje sie bez przyczyny. ja w to wierze. tak musialo byc...okazal sie zupelnie innym czlowiekiem, niz myslalas. on nie odzywa sie do Ciebie, olewa...nie ponizaj sie, odzywajac do niego. a probowalas sie z kims spotykac, umawiac na randki? nie mowie zwiazek powazny, ale zeby spotykac sie z facetami...uwierz ze wiele jest wolnych facetow, naprawde wartych uwagi. wiem, ze trudno Ci myslec teraz w tych kategoriach, ale znam sytuacje moich kolezanek /znajomych, ktore byly w takim marazmie, depresji 'pozwiazkowej' ale namowilam je np na zalozenie profilu na portalu randkowym i dlugo juz same nie byly:) to tylko taki przyklad...chodzi o to zebys otworzyla sie na ludzi, bo jest ktos wsrod nich na pewno kto by chcial Cie pokochac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
lato nad morzemm wiesz co? Najgorsza jest chyba ta tęksknota za tym, co juz nigdy sie nie spełni. Za tymi wszytskimi planami, obietnicami... ja napawdę w to wierzyłam. Bardzo chciałam mieć normalne życie... Heh, próbowałam z kimś,ale to jeszcze nei czas. Dobry, fajny chłopak, ale nie chce być z kimś myśląc o kimś innym. Tu nie pomoże klin klinem. Powiedziałam mu szczerze o co chodzi i nadal się spotykamy, jako przyjaciele. Nie zniszvczyliśmy tego, moze za jakiś czas coś z tego będzie. Póki co poświęcam się mojej pasji motocyklowej. Własnie biorę motor i jadę do znajomej. Ale wróce tu wieczorem. Tyle że na chwilkę zapomnę o tym :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lato nad morzemm
bedziesz miec jeszcze plany, obietnice i marzenia, zobaczysz! tylko ze z kim innym . i beda jeszcze cudowniejsze:) wyzbadz sie jakichkolwiek mysli na temat tego samca z ktorym bylas. dobrze ze z nim nigdy juz nie bedziesz, bo nie zmarnujesz sobie zycia. skad wiesz, moze za kilka lat powiedzialby Ci to samo? ze byl na dziwkach i Cie juz nie kocha? tak na przyklad przy sniadaniu, pewnego pieknego dnia? a tak to, mlodziutka jestes, wszystko przed Toba. bledy w zyciu kazdy ma, Twoim bledem byl on, teraz jestes juz madrzejsza o pewne sprawy. wiec milego wypoczynku i masz racje - oderwij sie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Afro1982
Ponad rok temu przezywalam (a wlasciwie skonczylam przezywac) to samo co Ty i chyba przezywalam to o wiele gorzej (jak chcesz to sobie poczytaj :), a jesli doluja Cie smutne historie innych to moze lepiej nie czytaj...w kazdym razie masz tu link http://f.kafeteria.pl/temat.php?id_p=4102543 ) Nie bede Ci mowila tego samego co reszta tu piszacych, choc maja racje (przynajmniej w wiekszosci tego co mowia) bo z doswiadczenia wiem, ze to nic nie da. Albo pomoze na jakis czas a potem znowu bedzie Cie to bolalo, ewentualnie znowu ktos Ci przemowi do rozumu, znowu na jakis czas pomoze i tak w nieskonczonosc. Radzilabym Ci sprobowac psychoterapii, mnie pomogla (a bylo ze mna naprawde zle) moze i Tobie pomoze. Nie wiem w jakim mieszkasz miescie i jaka masz sytuacje finansowa; mowie to bo psychoterapia indywidualna jest niestety przewaznie platna, zdarza sie ze jest na NFZ ale jest jej jak na lekarstwo (chodzi mi o systematyczne spotkania a nie takie pojedyncze). Psychoterapie grupowa mozna juz czesciej znalezc bezplatna. Tak czy inaczej radzilabym Ci sie udac do psychologa albo psychiatry, sama taka pojedyncza wizyta moze Ci dobrze zrobic a poza tym bedziesz tez ich mogla spytac czy nie wiedza cos na temat mozliwosci bezplatnej psychoterapii w Twoim miescie. Jezeli jednak mozesz sobie pozwolic na platna, to radzilabym rozejrzec sie za kims naprawde dobrym. Z rzeczy podobnych do reszty tu piszacych powiem Ci to, ze to kiedys przejdzie, ludzie przezywali i o wiele gorsze historie tego typu i im przechodzilo. Nie wiadomo tylko kiedy i to jest ten bol. Ja ze wspomniana historia meczylam sie 6 miesiecy po zerwaniu, ale to byla moja druga milosc (choc uwazam ja za milosc mojego zycia), po stracie pierwszej meczylam sie ponad 3 lata. To, jak szybko sie otrzasamy zalezy tez od tego jaka mamy konstrukcje psychiczna, czy potrafimy byc szczesliwi bedac sami czy mamy bardzo silna potrzebe posiadania tej drugiej osoby (nie mowiac juz w ogole o sytuacji kiedy ktos uwaza, ze zycie bez zwiazku jest pozbawione sensu). Jezeli ktos ma jakies pasje to tez jest mu latwiej sie otrzasnac, Ty z tego co mowiasz masz - zajmij sie tym co lubisz, tez bedzie Ci wtedy latwiej. Metody klin klinem bym nie zalecala - ja probowalam i za kazdym razem jak sie z kims spotykalam (przewaznie poznanym przez internet) to przezywalam rozczarowanie bo zawsze mialam nadzieje ze bedzie to ktos podobny do mojego ex. Co innego jak po prostu pewnego dnia kogos spotkasz i sie nim zainteresujesz dla niego samego. Mnie jeden czlowiek (juz starszy, bardziej doswiadczony przez zycie), jeszcze gdy cierpialam z powodu ex-a i myslalam, ze mi nie przejdzie i ze juz nie bede potrafila zainteresowac sie nikim innym powiedzial, ze będę potrafila. Ze beda zwracaly u innych moja uwage inne interesujace rzeczy niz te ktore zwracaly u ex-a. I ze jak spotkam kogos kim sie zainteresuje dla niego samego to przestanie mi byc zal rzeczy ktore stracilam wraz z ex-em.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Afro1982
ten adres na górze jest zły, mój to xyz42@poczta.onet.pl :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Afro1982 masz racje, klin klinem odpada. Ja po prostu za bardzo się do niego przywiązałam, za bardzo mu zaufałam, jak nigdy nikomu i teraz za to płacę , bo on to podle wykorzystał. Myślałam właśnie o jakiejś psychoterapii (kurde, do czego mnie doprowadził :( ), ale właśnie wszytsko płatne, a na to nie mogę sobie pozwolić, bo po poronieniu wyszły u mnie pewne komplikacje wiec żeby mieć dzieci muszę się leczyć i nie jest to tanie :/ no ale co mam zrobić. Przecież jego nei poproszę, żeby mi pomógł. Co to to nigdy!!! Mam swój honor!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Afro1982
Dlatego mówię, udaj się do psychologa albo psychiatry i spytaj o mozliwosc bezplatnej psychoterapii (niekoniecznie u tego, bo nie kazdy psycholog czy psychiatra jest od razu psychoterapeutą), jezeli nie w tym samym osrodku, to w innym, oni powinni cos sie orientowac. Miedzy wierszami wyczytuje, ze to chyba Twoja pierwsza milosc a takie rozstania z jednej strony sa najciezsze - pierwsza osoba z ktora jest sie tak blisko... Jezeli dasz sobie szanse na to, zeby znowu kogos pokochac i bedziesz miala odwage zaryzykowac ze w razie czego znowu bedziesz cierpiec, to mozesz spotkac kogos kogo pokochasz jeszcze bardziej a co najmniej tak samo, choc raczej ta milosc bedzie inna (inna nie znaczy slabsza) Ja bardziej przezywalam utrate tego drugiego chlopaka ale to przez to, ze dla mnie to byla ostatnia szansa na milosc. Po prostu, jeszcze jak miedzy nami bylo dobrze, stwierdzilam, ze wiecej podejmowac tego ryzyka juz nie jestem zdolna ani nie chce. Akurat ja tez, jak mowie "kocham" to znaczy to ze sie angazuje na maksa. Tak sie zaangazowalam za pierwszym razem, przezylam pieklo, gdy mi po ponad trzech latach przeszlo czulam sie jak uleczona z bardzo ciezkiej i dlugotrwalej choroby i nie chcialam wiecej sie tak angazowac. Dlatego w tym drugim zwiazku sporo czasu trzymalam pewien stopien dystansu. Zalezalo mi na tym chlopaku bardzo ale zawsze jakis dystans trzymalam i liczylam sie z tym, ze moze sie to rozpasc. Przez pewien czas to on wydawal sie bardziej zaangazowany niz ja i nie raz robil mi wymowki, ze ja jego uczucia nie odwzajemniam tak silnie. Byl tak przekonujacy, ze po jakims czasie, mowiac gornolotnie znowu zaczal mi sie zamykac rozum a otwierac serce...dowiedzialam sie o nim rzeczy, ktora bardzo nadszarpnela moje zaufanie do niego, dwa dni po tym jak po raz pierwszy mu powiedzialam, ze go kocham. Od tamtego wydarzenia zaczelo sie miedzy nami pogarszac w drastycznym tempie i po ok. dwoch miesiacach z czlowieka w ktorym sie zakochalam nie zostalo praktycznie nic. I powiem prawde, ze osobiscie wydaje mi sie ze nie warto sie angazowac tak na maksa, uzalezniac sensu swojego zycia od tej drugiej osoby (optymalne podejscie to - to ze z toba jestem sprawia ze moje zycie jest radosniejsze i ma glebszy sens ale moje zycie ma sens bez wzgledu na to czy z toba jestem czy nie). Bo w razie czego, jak to sie rozpada (a zdarza sie to bardzo czesto - nie po kilku, to po kilkunastu latach) to tym bardziej boli, ze tyle czlowiek w to wlozyl czasu, energii, nerwow. My mamy o tyle dobrze, ze nikt nie zostawil nas z dzieckiem (przepraszam, bo wiem ze u Ciebie to wyglada "troche" gorzej i ta kwestia akurat moze byc dla Ciebie bolesna - bylas z nim, w ciazy, dziecko stracilas i to dodatkowe cierpienie, w dodatku jeszcze problemy zdrowotne tym spowodowane...) i ze jeszcze jakies szanse na ulozenie sobie zycia mamy. A co ma powiedziec kobieta, ktora zyla tylko dla swojego faceta, tylko nim a on ja zostawil po kilkunastu latach z trojka dzieci? Nie dosc, ze samo rozstanie to jest taki bol, ze ma ochote czlowiek skonczyc ze soba to jeszcze baaaardzo male szanse na ulozenie sobie zycia...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość M-ika
ale z niego świnia i cham...szkoda słów

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
stwierdzam ,że jesteś nienormalna. Po czymś takim ty jeszcze chcesz widywać sie z nim dziewczyno opamiętaj sie życie ci zmarnował, psychikę zniszczył i myślisz że on sie zmienił owszem może sie zmienił ale na krótko. Radze ci urwij wszelkie kontakty z nim a będzie ci lepiej o nim zapomnieć. Ten człowiek bawi sie tobą

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dzisiaj będę pomarańczowa
Miałam podobną sytuację. 3 lata cudownego związku, podobnego jak twój; w planach dzieci i ślub. Wiązało się to wyjazdem z domu i tymczasowym zerwaniem kontaktów z rodziną - nie powiem dlaczego - nigdy nie układało mi się z rodzicami mówiąc łagodnie. Byłam gotowa rzucić wszystko i byle tylko być z nim. Kochałam go mocno i wiedziałam, ze on też mnie kocha. Nadszedł jednak dzień, kiedy musiał wybrać - albo jego rodzina albo ja. Wybrał ich. Zdecydował za nas, że nie będziemy utrzymywać kontaktu, żeby było mi łatwiej... (zapomnieć, wybaczyć?). Nasza wspólna znajoma wypytywała co u mnie, podobno on chciał wiedzieć. Chciałam jej mówić, że dałam sobie radę i że go nienawidzę, bo zmarnował mi życie. A tak naprawdę myślałam, że umrę z tęsknoty i żalu. Mój świat się zawalił. Przez pół roku płakałam co noc, przez miesiąc nie wychodziłam z domu. Potem musiałam zacząć się ogarniać, bo rodzice dziwnie się zaczęli zachowywać. Na twarzy uśmiech a w sercu krwawiąca rana. Minęło 1,5 roku a ja dalej żyłam jak cień człowieka. Myślałam, że już jest ok, że daję radę, że pokonałam miłość. I wtedy go zobaczyłam... On mnie nie zauważył. Minęliśmy się w centrum miasta. Dobrze, ze było tam mnóstwo ludzi, bo z wrażenia upuściłam teczkę z dokumentami i telefon z drugiej ręki i stanęłam jak wryta. Szybko się pozbierałam i poszłam dalej. Nie przeszłam 10 metrów a popłakana byłam jak małe dziecko. Wszystko wróciło. Zrozumiałam, że dalej go kocham i miłości i wspomnień nie można wymazać, nawet jak ktoś nas mocno skrzywdzi. W sierpniu minie 3,5 roku. Spotykałam się z jednym facetem, ale nie umiałam się zaangażować, więc skończyło się zanim się zaczęło. Jestem sama w dalszym ciągu. Czasami zastanawiam się czy jeszcze będzie mi dane tak kogoś pokochać. Staram się myśleć, że już jest ze mną lepiej, że się uporałam. Wiem jedno - nigdy więcej nie chcę go spotkać, żeby nie przekonać się, że moja miłość została tylko zagłuszona a nie przezwyciężona. Jest mi ciężko z tym, siłą rzeczy wspomnienia wracają. Nie zastanawiam się czy dalej go kocham, ale wiem, ze ten związek bardzo wpłynął na to kim dzisiaj jestem i sam ten fakt nie daje mi zapomnieć. On nauczył mnie kochać i potem tę miłość odebrał. Po prostu zgotował mi piekło na ziemi... Nie winię go za nic, nie mam prawa. Wybaczyłam mu wszystko. Jeżeli w życiu ma się tylko jedną prawdziwą miłość, to ja już swoją przeżyłam. I mimo wszystkich dobrych słów jakie chciałabym do ciebie, autorko, pokierować, nie wiem co powiedzieć. Życie się zmienia i ludzie się zmieniają. Mam nadzieję, że szybko się z tym uporasz i ból z roku na rok będzie coraz mniejszy. W końcu dasz radę ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość aneczka:)
plakac mi się zachcialo ..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
monka240 myślisz że o tym nie wiem, że to jest nienormalne? Jakby to było normalne to nie próbowałabym nić z tym zrobić tylko żyłabym tak dalej. A co mnie do niego nadal ciągnie...tak jak napisała dziś będę pomarańczowa- "to on nauczył mnie kochać i potem ta miłość odebrał". Dokładnie czuję to co Ty. On również wpłynął w taki sposób na moje życie, ze dziś jestem jaka jestem,. Miałam poukładane życie, plany... ja tym żyłam z dnia na dzień . Rano usłyszałam "kocham cie", a wieczorem "spierdalaj" i na raz zostałam z niczym. Staram się żyć, ale mam życiu taką cholerną pustkę, która to właśnie przyprawia mnie o to, że są nie raz nadal płaczę w poduszkę. Zastanawia mnie dlaczego on nie zerwal tej znajomosci definitywnie. Pytałam o to psychologa, do ktorego trafiłam po poronieniu i powiedizał mi, że on po prostu nie dorósł do związku, do bycia razem, że jest niedojrzały emocjonalnie i po prostu jak już nie mógł tego odkłałdać to uciekł od tego. Fakt faktem wybrał sposób podły. A to, ze nei zerwał znajomosci psycholog tłumaczył mi tym, że "zostawia sobie furtkę", że jak "dorośnie" to będzie chciała kiedys wróćic. Heh, mimo tego co czuję i tego co podpowiada mi serce wiem, że nie mogę tego zrobic, choćby ze względu na pamięć o własnym dziecku dlatego szukam jakiegoś sposobu, żeby się "wyleczyć", żeby kiedy będize trzeba powiedizeć nie no i żeby przede wszytskim zacząć układać sobie życie od nowa i wreszcie nie myśleć- pozbyć się go z mojej glowy :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
monka240 ja nie wierzę, że on się zmieni, dlatego nie pytam "jak do niego wrócić", tylko pytam "jak o tym zapomnieć", jak zamknąć ten rozdział w moim życiu, bo mimo wielu prób ciągle mi się nie udaje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dzisiaj będę pomarańczowa
Nigdy o nim nie zapomnisz z powodu miłości jaką go darzyłaś i wspólnych wspomnień, bo miłych zapewne było dużo więcej i poronienia. Musisz się nauczyć z tym żyć. Można, ale to trwa. Przede wszystkim zerwij z nim kontakt. Jest to terapia wstrząsowa, ale chyba działa. Wykasuj wszystkie numery i pousuwaj pamiątki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzisiaj będę pomarańczowa pamiątki i wszytskie rzeczy które mi o nim przypominały pozbyłam się od razu, ale tu gg, nr tel, który i tak znam na pamięć, to NK... kurde, takie pierdoły, a jednak ciężko się ich pozbyć "bo co złego jest, że sobie zerknnę? " I to jest taka ciągłe walka- serca z rozumem :/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Afro1982
No juz bez przesady, ze nigdy o nim nie zapomni i ze moze jedynie nauczyc sie z tym zyc - ja zapomnialam wiec jak widac mozna. Zreszta, zalezy co rozumiesz poprzez "zapomniec"... chodzi mi o to, ze pewnego dnia nie bedzie juz o nim myslala i to wydarzenie nie bedzie jej w ogole bolec. To tylko kwestia czasu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Afro1982 mnie nie chodzi o zapomnieć, zeby nie pamiętać. Bo i pierwszego mojego bylego pamiętam, drugiego i trzeciego też... ale są mi obojętni. Fakt nie łączyło mnie z zadnym z nich nic tak silnego z jak z tym. Pamiętać go na pewno będę, bo na amnezję nie liczę, ale chciałabym kiedyś przejśc koło niego i nic nie czuć, kompletnie nic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dzisiaj będę pomarańczowa
Jeżeli kochałaś go tak bardzo jak mówisz, to rzecz jasna do końca życia będzie gdzieś tam w pamięci. A zobojętnić się? Zależy od charakteru. Po prostu daj sobie czas, dużo czasu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dzisiaj będę pomarańczowa właśnie problem w tym, że cholernie się do niego przywiązałam, za bardzo- mój błąd, teraz staram się go naprawić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Afro1982
Roxi82: i tak kiedys bedzie, ze nie bedziesz czula kompletnie nic - uwierz mi. Ja swojego pierwszego chlopaka tez kochalam. Fakt, ze nie az tak mocno jak tego drugiego, ale tez przezywalam tragicznie - moja kuzynka twierdzi, ze ja do psychiatry powinnam byla sie udac juz wtedy, bo moje zachowanie juz wtedy zakrawalo na chorobe psychiczna. A teraz???... Ogladam sobie czasem na NK profil jego zony, ich zdjecia ze slubu, zdjecia ich synka a wiesz czemu? Bo sprawia mi niewymona przyjemnosc swiadomosc, ze ja do tego czlowieka przez ktorego przezylam pieklo nic kompletnie nie czuje, patrze na te zdjecia i W OGOLE mnie to nie boli. Jezeli juz cos czuje, to ewentualnie troche politowania (do niego oczywiscie, do tamtej dziewczyny nic nie mam)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dzisiaj będę pomarańczowa
Ja wiem jak to boli. Ale mimo wszystko uważam, że ten mój dobrze zrobił, że całkowicie zerwaliśmy kontakt. Z perspektywy czasu widzę, że to pomaga. Przywiązanie nie jest żadnym błędem, tylko wynikiem związku. Nie wiń się za to. Zacznij akceptować jego decyzję. Ja też na początku się z tym wszystkim nie zgadzałam, więc pisałam, przepraszałam (do dziś nie wiem za co :o), prosiłam. Dzisiaj widzę, ze ośmieszyłam sama siebie, ale człowiek zakochany nie kieruje się zdrowym rozsądkiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Afro1982
Najgorsze co moze byc to uwierzyc w to, ze "kocha sie tylko raz" (nie wiem kto to wymyslil, ale uczynil tym ludzkosci straszna krzywde!!!). A jak jeszcze uwaza sie milosc (do faceta/dziewczyny) za wartosc w zyciu najwazniejsza to wtedy juz rzeczywiscie w razie czego mozna sie tylko pochlastac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dzisiaj będę pomarańczowa
Tak uważają ludzie, którzy zawsze byli za mało kochani, np. przez rodziców bądź przez nieudane związki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No właśnie, zakochana kobieta myśli irracjonalnie. Ja go za nic nie przepraszałam, nie prosiłam, 2 czy 3 razy napisałam co czuję, ale po czasie stwierdziłam, ze to było żałosne. I więcej takich rzeczy nie piszę. Gdy się widzimy w ogóle do tego nie wracam, udaje twardą i obojętną. Co się ze mną dzieje potem to już inna bajka. Heh, póki co nie wiem czy z kimś jest czy nie. Kiedyś niby przez przypadek napisała mi smsa "juz jestem w domu Kotku"- od razu zaczął się tłumaczyć, ze to nie do mnie... Nie wiem po co to zrobił, bo jednak wydaje mi sie, ze nikogo nie ma, ale generalnie nie wnikam w ten temat, nie wypytuje znajomych, staram się nim nie interesować. Jednak jedno jest pewne, jak go z kimś zobaczę i tak mnie to zaboli. Nic nie zrobię, przejdę obojętnie jakby nigdy nic, bo nie jestem wariatką, ale boleć będzie. Chciaż nie martwię się na zapas, moze nie będę miała takiej przyjemności, ale wtedy będzie mi już zupełnie wszystko jedno. Koleżanka powiedziała mi kiedys "wtedy nie powinnaś tej lasce niczego zazdrościć, tylko jej współczuć, bo nie licz na to, że nieodrosły emocjonalnie facet na raz stanie się gotowy do poważnego związku. Ja mu źle nie życzę, ale śmiem twierdzić, że gdy jej zacznie zależeć on znów ucieknie- wtedy powinnaś się cieszyć, ze to juz nie ty".... i chyba ma racje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Heh, chyab nie woierze w to , że kocha sie tylko raz. tylko póki co ciężko mi uwierzyć, ze jeszcze na kimś mozę mi tak zleżeć, że jeszcze ktoś mi przypasuje,bo nie bezie się śmiałą jak on, bo nie będzie taki czy owaki jak on... na razie niestety wszystkich do niego porównuje, bo skoro go kochałam to musiało mi wiele cech w nim odpowiadać. Liczę że to czasem minie, a póki co nie pcham sie w żaden związek, zeby nikt potem przeze mnie nie musiał cierpieć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dzisiaj będę pomarańczowa
Sama wbijasz sobie nóż w plecy utrzymując z nim kontakt. To twoja sprawa, my za ciebie decyzji nie podejmiemy. I nigdy nie pozwól mu wrócić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×