Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

historia człowieka który poszukiwał Boga nawet był w sekcie himavanti opowiadał jak szukał Boga wyjechał nawet do Izraela by szukać boga znam prawie wszystkie religie i wszystkie ich odłamy Począwszy od islamu, a skończywszy na joginach czy ortodoksyjnym żydostwie. Oczywiści cały nurt ortodoksyjnego chrześcijaństwa. No I katolicyzm. Mieszkając tam, stykałem sie z tymi religiami. Szukałem odpowiedzi na swoje pytania. Przyszedł jednak taki moment że poczułem się rozwalony Minął rok, aja da lej stałem obok tego basenu, który jest wypełniony Bogiem. Wszędzie Go czuję. Wszędzie Go dotykam, ale to jest jak dotknięcie przez prezerwatywę. „Wszędzie jesteś, ale nigdzie nie mam z Tobą tego fufl kontaktu. Modliłem się do wszystkich bogów. Chodziłem pod Ścianę Płaczu w Jerozolimie i płakałem, a dobrze się tam płacze. Tam Żydzi w różnych porach przychodzą się modlić. Oni się cały czas modlą. Żyd jak tam płacze, to płacze, jak bije pięścią, to bije, jak jedzie temu Bogu, to jedzie mu z grubej rury, jak wali kapeluszem, to wali. I zdarzył się taki dzień, że podszedł do mnie dziadek niewielki, taki w wyświechtanym ubraniu, siwa broda, i pyta po rusku Ty czemu tak płaczesz? A skąd ty wiesz, że ja... po rusku rozumiem? A bo ty płaczesz jak Słowianin. No, ja jestem Polak. Ja też jestem Polak i po polsku zaczął mówić. A ja do niego: Słuchaj, no przecież w każdym jednym piśmie pisze chrześcijańskim iw waszym że tu, parę metrów stąd, była świątynia. Przecież tu był Bóg. I pisze we wszystkich pismach, że on tutaj zostanie z wami na wieki. Chyba że się obrazi. Bóg jak da słowo, to da słowo. Dlatego ja tutaj przychodzę. Przyjechałem do Ziemi Świętej, bo chcę znaleźć odpowiedź. Znam wierzenia islamskie, znani buddyzm, znam hinduizm. Wszystkie religie poznałem i nawet na wasze żem się prawie załapał. I tu przychodzę i dalej nic. Ale czego ty oczekujesz? Żeby mi odpowiedział jakoś. Słuchaj, czy ty znasz hebrajski? -Nie. A czy mówisz po hebrajsku? No nie. Myślisz po hebrajsku? Nie. To popatrz, tu jest Bóg, który przemawia do Hebrajczyków. Jak ty go chcesz usłyszeć? Bóg wszystko potrafi. Ale twój Bóg. Czy ty będziesz islam wielbił? Będziesz śpiewał? Po arabsku potrafisz? - Nie. Myślisz po arabsku? - Nie. To jak on ma do ciebie przemówić? Po arabsku? On może mówi do ciebie po hebrajsku, tylko ty tego nie słyszysz, nie rozumiesz. To jest dla ciebie bełkot: Jak ja cię wezmę, obrzezam, to ty będziesz Żyd? Czy będziesz obrzezany Polak? No obrzezany Polak. No widzisz, bo ty może znalazłeś Boga, tylko potrzebujesz tego kapitana który cię do niego doprowadzi, do tej twojej ścieżki. Jak jesteś z Polski, to czy twoja matka i babka katoliczkami były? No były. No to przypomnij sobie, chłopcze, jak pierwszy raz modliłeś się sam do swojego Anioła. Co ci mama mówiła? Co wtedy czułeś? Co słyszałeś? Przypomnij sole sw pierwszą modlitwę. Swoją, swoją! Przypomnij Nieważne dlaczego, tylko przypomnij sobie i to jest twój Bóg. On będzie do ciebie tak mówił. W tym języku będzie mówił, w którym ty myślisz. Tam jest grób Chrystusa. Idź, spróbuj, posłuchaj, poczuj to, co to tam się będzie z tobą działo. Pomódl się tak, jak ci mówię A jak ci nie wyjdzie, to wrócisz do mnie cię obrzezam i zrobię z ciebie Żyda. To był straszliwy wstrząs dla mnie, bo ten Żyd powiedział tak, że wtedy już poczułem prawdę. On zdarł ze mnie maskę udawania, tych wszystkich sztuczności. Coś się ze mną porobiło wtedy w nocy. Rano poleciałem do grobu Chrystusa. Wchodzę. Spóźniłem się trochę. Nie wiedziałem, jaki tam jest obrządek , Msza się odprawia wewnątrz kaplicy w środku grobu Chrystusa. Stoję z boku patrzę, co się dzieje. A tu naraz dwie ręce wystają, bo tam jest niziutko, wystają mi tak pod nos. To hostie trzyma kapłan, po polsku mówi: „Oto jest ciało moje. A we mnie jakby piorun strzelił. Dosłownie. Nie wiem, co się stało. Wszystkie te sztywności, sztuczności i to szukanie wtedy padły. Przewróciło mnie to Uszło wszystko ze mnie. Walnąłem plackiem na ziemię. Próbowałem krzyżem leżeć. Poleżałem sobie. Płakałem... tak, płakałem. Tam nie było dużo ludzi... trochę. Nikt mnie nie zaczepiał. Moja dziewczyna była trochę zaskoczona, ale ona zna moje przypały, przypilnowała mnie, podniosłem się. Podniosłem się innym człowiekiem. Tak się zaczęło wędrowanie w drugą stronę. Moje anioły wróciły, krasnoludki wróciły. Skończył się dla okres szukania Boga poza sobą . z książki sekta made in Poland

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do w drodze do Boga: Dzien dobry :) To jest raczej "typowe" doświadczenie na tej drodze. To jest odczucie rozszerzania się umysłu i przekraczania granic ciała, które jest ograniczeniem dla umysłu. Nowe doświadczenia bardzo często mogą nas przestraszyć. Bo to są naparawdę nowe doświadczenia i niezwykłe z punktu widzenia codziennego życia. Żadne podróże nie moga być porównane do podróży wewnętrznej. Nie raz odczuwałem taki lęk, pomimo że mam bardzo wytrenowany umysł w jego ekstremalnej eksploracji. Jednak nie da się wytrenować umysłu do doświadczenia, którego wcześniej nie miał. Na przykład gdy pierwszy raz poczułem, że jestem umysłem w kilku miejscach naraz. Choć wiedziałem co się dzieje, to i tak odczułem lęk. Bóg żywy calkowicie przekracza wszelkie nasze codzienne wyobrażenia, tak samo jak prawda o nas samych. Co nie jest chyba dziwne? W tej drodze normalną rzeczą są więc jakościowo zupełnie nowe stany umysłu. Czym innym jest gdy czytasz o nich, czym innym gdy ich doświadczasz. Rozumiesz też dzięki temu, że nie chodzi o słowa i poznanie intelektualne. Będziesz tez coraz lepiej rozpoznawać ludzi, którzy, jak mawiali dawni mistrzowie, napchali się słowami, którzy mają "chorobę słów", którzy klepią tylko wyuczone teksty. Nie powiem Ci rzuć to albo kontynuuj. Z Twoich postów wynika, że jesteś mądrą, poukładaną osobą. Słuchaj siebie, swego wnętrza, w Tobie są odpowiedzi dla Ciebie. Poza tym nie musisz podejmować stanowczych decyzji typu: nigdy więcej. Możesz zawsze zwolnić tempo, odpcząć trochę np. od medytacji. Nieraz robiłem sobie przerwy. Zanurzałem się w codzienne życie w zwykły sposób, zawężałem sobie na trochę świadomość, by potem, gdy już czułem nieznośną pustkę takiego codziennego umysłu, opanowanego przez ego, wrócić do drogi. Bóg nigdy nie prowadzi na siłę. Wszystko, naprawdę wszystko zależy od Ciebie. Jesli jest Ci z czymś źle, to nie rób tego. NIe zmuszaj się do niczego. Nie pokonuj lęku na siłę. Szybkość Twojego zrozumienia i Twoich kolejnych doświadczeń jest niezwykła. Tym bardziej więc możesz czasami odpuścić sobie, jesli masz taką potrzebę. Z punktu widzenia każdego "zwykłego" czlowieka, z punktu widzenia normalnego codziennego życia, ta droga jest bardzo niezwykła. Ona zmienia wszystko, dosłownie wszystko. Pamiętaj o tym. W pewnym momencie nie ma już odwrotu. Zwykle życie wydaje się tak płaskie, tak schematyczne, wydaje się stanem zawężonej, okaleczonej świadomości, że nie można już do niego wrócić. Żyję normalnie, mam pracę, etc., ale wszystko jest już dla mnie tylko dekoracją drogi, która wiedzie mnie do domu, do Boga. Czasami można tez odczuwać samotność, bo ludzie wokół w ogóle nie rozumieją Twoich doswiadczen. Możesz widziec jak są zamknięci w więzieniu wlasnych umysłów i nie chcą z niego wyjść. To może boleć. Jedyną ścieżką, która ratuje przed zwariowaniem, jest wybór drogi miłości i patrzenie z miłością także na tych, którzy w ogóle nie rozumieją co robisz. Zresztą przecież o miłość chodzi. Od początku wskazywałem też, że to jest droga, na której następuje dekonstrukcja świata. Zaczynasz widzieć wszystkie mechanizmy, które dzialają za kulisami sceny codziennego życia. Królicza nora jest bardzo, bardzo głęboka, future Alice :) Tak głęboka, że jesli chcesz to wszystko widzieć, to czasami naprawdę dobrze jest się zatrzymać, by sobie poodychać, poodpoczywać. Pamiętaj też, że możesz zostawić medytację z boku i uczyc się tylko patrzec na świat z miłoscią. Jeśli w danym momencie czujesz, że to jest dla Ciebie lepsze, to tak zrób. A przecież w tym wszystkim chodzi o miłość, nie o cokolwiek innego! Słuchaj siebie, nie mnie. Nie spiesz się i bardzo dbaj o siebie. Pozdrawiam serdecznie :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do w drodze do Boga. Jeszcze jedna wskazówka. Najważniejszym znakiem czy nie błądzimy jest odczuwanie pokoju. Wewnętrzny pokój jest znakiem właściwej drogi, właściwego kierunku. Miłego dnia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość w modlitwie sie wzrasta
Modlitwa to spotkanie z Bogiem, a na to spotkanie trzeba poświęcić czas. Wtedy będzie można doświadczyć tego, o czym mówi Matka Boża: Kto się modli, ten nie boi się przyszłości. Różne są formy modlitwy, ale najpiękniejsze jest stanie przed Bogiem z miłością. To jest Łaska, otrzymanie miłości. I wtedy wiele rzeczy może się wydarzyć. Bóg wszystkie problemy związane z modlitwą rozwiąże. Maryja prosi, by medytować te słowa: Aby Bóg zajmował pierwsze miejsce w moim życiu. Matka Boża w Medziugorju oczekuje od nas modlitwy sercem, to jest modlitwy sercem z miłością. A to nie oznacza doznawania, odczuwania spokoju, radości, nie musimy też widzieć rezultatów tej modlitwy. Módlcie się przez trzy godziny dziennie , za mało się modlicie, módlcie się najmniej pół godziny rano i wieczorem. Poświęćcie pięć minut Najświętszemu Sercu .. A to, o czym mówi Matka Boża w Medziugorju: Wy jesteście mi potrzebni, bez was nic nie mogę uczynić to jest takie Matczyne określenie, które musimy przyjąć i uczynić wszystko co możemy. A dlaczego Bogu potrzebna jest nasza modlitwa to już inna sprawa. Możemy to zrozumieć na przykładzie dzieci i rodziców. Ile razy matki mogą zrobić coś same, a jednak proszą o to swoje dzieci. Robią to po to, by dziecko czegoś się nauczyło, by potrafiło zrobić coś razem z mamą. Kiedy będziemy się modlić, to Boże i Matki Bożej intencje staną się naszymi. A wtedy będziemy mogli wiele uczynić, będziemy odczuwali pokój, będziemy umieli kochać i wybaczać. Zatem wiele trzeba będzie zmienić. Nasze intencje i potrzeby są na pewno intencjami Matki Bożej, ale intencje Matki Bożej nie są naszymi intencjami. Można to bardzo dobrze zrozumieć, patrząc na stosunek matki do dziecka. Intencją matki jest danie dziecku wszystkiego, co jest mu potrzebne, ale liczne sprawy i intencje, o które ona prosi, nie są, niestety, intencjami i sprawami dziecka. http://www.gloria.tv/?media=59246

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EDEK WĄS
Ja myślę że to nie jest złe co mówisz ale ludzie nie są jeszcze na to gotowi, to mogłoby im raczej tylko zaszkodzić. Myślę że ludzie są jeszcze za mało świadomi swojego bytu, ich sen jest jeszcze za głęboki. Bóg wiedząc to zapewne nie dopuszcza jeszcze na masową skalę takiej wiedzy o sobie jaką piszesz, taką wiedze poznają tylko nie liczni. Moim zdaniem ludzie tak naprawdę duchowo żyją w średniowieczu to tylko postęp technologiczny daje nam poczucie wyższych świadomości duchowych lecz wcale tak nie jest. Myślę że nie możemy jeszcze zamienić szatana na ego. Nie możemy mówić: "hulaj dusza, piekła nie" to wpłyneło by negatywnie na nasz świat, stał by się jeszcze bardziej grzeszny. Dlatego myślę że tzw. biblijne kary boskie mają sens. Człowiek aby się nawrócił musi poczuć albo niebo albo piekło, lęk albo miłość, wszystko przechodzi ostatecznie w miłość. Zapewne słyszałeś o różnych poziomach świadomości we wszechświecie. Zapewne zdajesz sobie sprawę że nie jesteśmy sami, że wszechświat jest pełen życia, istot o różnych poziomach świadomości. My jesteśmy jeszcze prymitywni, posługujemy się np mową, czy nie potrafimy podróżować z prędkością światła gdzie inne istoty w wyższych poziomach używają telepatii i potrafią latać bardzo szybko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość AIice
> budząc się > Ktoś już pytał o to, mnie też to interesuje >> Ile masz lat Jak dla mnie to ważne. Także wciąż szukam..Nie pytaj czemu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EDEK WĄS
To już starszy człowiek.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość budzac się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość EDEK WĄS
Tak się patrzę na twój nick i się zastanawiam dlaczego ty się jeszcze budzisz? Przecież poznałeś już drogę nazat do Boga, dostrzegasz ścieżki więc czego jeszcze szukasz? Czy nie jesteś jeszcze w pełni świadomy swego bytu, Boga? Czego brakuje ci jeszcze do prawdziwego przebudzenia? Jak myślisz czy w tym życiu przebudzisz się całkowicie czy czeka cię jeszcze dalsza "drzemka" po zyciu? PS. Czytałeś może taką książkę "W Świetle Prawdy - Przesłanie Graala" aut. Abd Ru Shin

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do EDKA WĄSA :) WItaj :) Bardzo dobre spostrzeżenia. Jednak... Co do hulaj dusza, piekła nie ma, to pisałem już o tym, teraz mogę powtórzyć wyraźniej. Piekła nie ma, bo Go nie stworzył Bóg. Nie chcę straszyć, bo to jest przeciwne Bogu i nigdy nie działa. Sprawa jest jednak bardzo prosta. Im większe oddanie dla ego, dla jego podszeptów, tym większe odwrócenie od Boga, czyli tym większe zasłonięcie przed samym sobą światła i miłości. W ciemności zaś można doświadczać bardzo boleśnie i realistycznie okrutnych halucynacji o piekle. Bóg nam pomaga non stop. Nie zostawia nas na pastwę naszego chwilowego szaleństwa. Amortyzuje je. Gdy miałem jeszcze jakiś czas temu trochę większe wątpliwości, dumałem jeszcze o tym, że może mógłbym skonstruować dobrą rzeczywistość na moich warunkach, bez Boga, to pokazano mi czym byłby świat ego, bez opieki Boga, bez Jego pomocy i ochrony. Hmmm.....Nie da się tego opisać. Nie czytałem opisów piekła, które oddawałyby choć trochę grozę i horror tego stanu. Nie miałem watpliwości, że czynię to sam sobie. Ale co z tego? Słowo piekło jest nieadekwatne. Nie było tam smoły i narzędzi tortur, nie było diabelków. Wyobrażenia satanistów są dziecinne, śmieszne i niewinne przy ego wyzwolonym z ograniczeń, które nakłada Bóg, na co godzimy się, bo samo echo tej grozy zmąciłoby umysł w wir niewyobrażalnego horroru. Gdzieś głęboko wiemy o tym swietnie i pozwalamy Bogu, by nam pomagał. Tak samo jak głęboko w sobie każdy dobrze wie, że Bóg istnieje. Nie da się opisać na czym polelga czyste ego. Jest to po prostu pewien stan umysłu. Nie chcę nawet próbowac tego opisywać, nawet jeśli może mógłbym trochę to przybliżyć. Ale nie chcę. Nie ma takiej potrzeby. Dlatego jednak nigdy nie mówiłem i nie mówię, róbcie co chce wasze ego, bo piekła nie ma. Nie mogę tak mówić, bo wiem, że ego jest piekłem, które sami sobie wymyślamy. Wołam: porzucajmy ego, bo ego jest piekłem. Jest iluzją, ale gdy w nią chcemy wierzyć, wtedy doświadczamy jej jako rzeczywistej. Bóg jest doskonały. Gdy widzę czasami jak działa, po prostu kompletnie mnie to oszałamia, mój podziw, zdumienie i wdzięczność są bezgraniczne. Nikt kto nie jest gotowy nie pojdzie tą ścieżką. To po prostu niemożliwe. Jego brak gotowości będzie przejawiał się w braku zrozumienia tego co słyszy i co jest mu wyjaśniane. Nie rozumiejąc, nie wejdzie na tę drogę. Natomiast ten kto będzie gotowy i na nią wejdzie, zyskuje możliwość zmiany rzeczywistości. Warunkiem jest porzucenie ego. Jeśli będzie zaawansowany, ale doda ego, skrzywdzi sam siebie okrutnie (będzie miał realistyczny sen o tym). Jeśli nie doda ego, może zmienić świat. Wiara w Boga wskazuje, że Bóg może uczynić wszystko i natychmiast. Na tym polega Jego Doskonałość i Boskość. Może dowolnie przyspieszyć przemianę świadomości, jeśli tylko pozwolimy Mu na to - czyli przyjmiemy Jego pomoc. Gdy mówimy: to niemożliwe by Bóg nas zbawił wszystkich teraz, to dajemy wyraz temu, że nie wierzymy w Niego całkowicie. Wszystko jest sprawdzianem wiary, nie dla Boga, bo On nas nie testuje, ale dla nas samych. Każdy dzień i każda sekunda niosą lekcje, których możemy się nauczyć. Widzę jak czas zmienia swe właściwości. Jest niemal pewne, że jesteśmy blisko. Margines błędu zawęża się z każdym dniem. Zmiany świadomości będą następować wykładniczo. Znasz pewnie opowieść o królu, który musiał odddać wszystko i jeszcze więcej, bo zgodził się w jakichś okolicznościach, że na szachownicy na pierwszym polu położy jeden grosz, na drugim dwa, na trzecim cztery, itd. Ta niewinna matematyka uczyniła go kompletnym bankrutem. Wzrost wykładniczy spowoduje, że za jakiś czas w jednym tygodniu będzie następował taki rozwój świadomości, jaki wcześniej następował przez miliardy lat, w nastepnym będzie jeszcze większy, itd. Na końcu w jednej sekundzie, krótszej niż nanosekunda i dłuższej niż cała historia Wszechswiata Bóg nas obudzi, podnosząc naszą świadomość do swego poziomu. I wtedy wrócimy do domu, wtedy znów przypomnimy sobie Boga. Tak, albo jakoś podobnie, albo inaczej. Nie ma znaczenia. Bo plan zbawienia pochodzi od Boga, a to oznacza, że jest doskonały. Nie ma czego się lękać. Przemiany będą łagodne, z każdym postępem coraz łagodniejsze, bo idziemy do Boga, a Bóg jest całkowitą i doskonałą łagodnością. Wiara przenosi góry? Nie, wiara może uczynić wszystko, bo wiara to po prostu otwarcie drogi do Boga, a Bóg może wszystko :) Kocham Boga całkowicie. Mógłbym pisać codziennie przez kilka godzin miłosne poematy o Nim :) Ale nie o to chodzi. Chodzi o to by do Niego wrócić :) Pozdrawiam ciepło :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Alice! Uwierz mi, to naprawdę bez znaczenia, jak wszystko co dotyczy mojej ziemskiej powłoki, ziemskich ról i masek. Tak jak Ty nie mam lat, czas jest iluzją. I uwierz, to Twoje ego chce to wiedzieć. Nie powiem Ci, bo zaczniesz ustawiać się do tego na różne sposoby. To zmąciłoby przekaz. Na różne sposoby różnym osobom, w zależności od ich "wieku". Czuję się czasami jakbym miał miliony lat, jakbym wszystko przeżył już wielokrotnie. Częściej jednak, coraz częściej, czuję się jakbym zyskiwał wieczną młodość. To wszystko jest jednak bez znaczenia, bo czasu po prostu nie ma :) W wieczności nie istnieje ani starość, ani młodość. Istnieje tylko doskonałość :) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do EDKA WĄSA :) Nie przebudziłem się. Wiem to na pewno. Mam tego liczne dowody. Nie można przebudzić się samemu. To jest klucz do zrozumienia oświecenia. Bóg jest miłością. Przebudzenie do Boga, to przebudzenie do milości. Robienie czegoś dla siebie i samemu jest stanem nieznanym miłości. I to wszystko co wiem i czym się dzielę, to tylko podstawa do tego by wreszcie otworzyć się na miłość. Jestem w necie od jakiegoś czasu. Już wtedy intelektualnie wiedziałem to co wiem, ale często była to tylko wiedza intelektualna (pomimo, że różne wglądy i doświadczenia mam od wielu, wielu lat). Pomimo tej wiedzy, na ogół, obok chęci jej przekazania, była chęć prezkonywania i posiadania racji. Teraz mam zdecydowanie inne intencje i co najważniejsze już potrafię je dość wyraźnie odróżniać. Ale do tej pory pojawia się chęć mądrzenia się. Najczęściej już piszę z serca, z czystymi intencjami, ale czasami po napisaniu pojawia się zadowolenie ego, jaki ja ku.... mądry jestem. Żałosne to, bo wiem, że nic nie wiem sam z siebie. Wszystkiego po kolei uczy mnie Bóg i inni ludzie. Cierpliwość i miłość moich bliskich jest nieoceniona. Ale wiem, że pomagają mi wszyscy. Ile Wy tutaj w necie mnie uczycie:) Ile mi nawet zwierzęta pomogły zrozumieć! Pozostawiony sam sobie mógłbym się tylko głupio i okrutnie zniszczyć. Nawet w tym wątku widać to jak na dłoni. Weźmy choćby tylko mój pierwszy post o Panu Romualdzie. Gdzie tam była miłość? Nie było w ogóle. Tylko mędrkowanie zadowolnego ego. A w ilu postach jest? Proszę, miej miłosierdzie i nie licz. Ego jest paskudne i szalone. Przyczepia sie nawet do procesu oświecania się, którego celem jest wyeliminowanie ego (choć ego to po prostu nasze błędne myśli). W realu też pojawiąją się różne nieoświecone myśli. Już bardzo mało, w małym natężeniu. I nie robię tego co kiedyś, gdy niedobre myśli powodowały samopotępienie i wizytę w umysłowym piekiełku (co jest oczywiście dalszą gra ego). Wciąż kurz, nie szambo i błoto jak kiedyś, już "tylko" kurz, ale mąci mi wzrok. Oświecimy się w tym życiu. Wierzę w to, nie dlatego, że uważam siebie za geniusza lepszego od innych. Wierzę w to, bo wierzę w Boga. Oświecimy się, bo samotne oświecenie nie ma sensu i jest niemożliwe. I tak naprawdę Bóg nas oświeca, a my wzajemnie pomagamy sobie w drodze i nie ma nikogo, kto byłby lepszy. Bo jako dzieci Boże jesteśmy doskonale równi. Kiedyś byłoby to dla mnie nie do zaakceptowania. Dzisiaj ta mysl niesie mi ulgę i ukojenie. Tak więc drogi Edku najszczersze i najserdeczniejsze podziękowania dla Ciebie i dla Was wszystkich :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość facio jest stary staruch
dlatego wam nie odpowiada na takie pytania ((:classic_cool:))🖐️

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
teraz wiem skad ona pisze takie głupoty Bona Tyara Elżbieta Gas Jezus Chrystus przebywa obecnie w Opolu. Tu mieszka i pracuje, czyli uzdrawia, naucza oraz przemawia w imieniu Boga Ojca, głosząc „Przesłanie Prawdy. Ja Pan Bóg Jezus Chrystus Romuald Statkiewicz, Syn Boży, Święty Graal, Miłość, Prawda. Uzdrowiciel ze... i teraz wiem po czym im odbiło po tej książce "W Świetle Prawdy - Przesłanie Graala" aut. Abd Ru Shin

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
aha i maja w ekipie Mojżesza PRZESŁANIE PRAWDY APOSTOŁ MOJŻESZ UZDRAWIANIA DAR 71. Uzdrawiania nie można nauczyć się na żadnych kursach. Jest to dar jaki otrzymało się od Stwórcy. Nie potrzebne są żadne certyfikaty, dyplomy i inne papierki stwierdzające, że jest się uzdrowicielem. Przede wszystkim osoba zajmująca się uzdrawianiem, medycyną naturalną sama powinna być zdrowa i mieć optymalne ciało. Jeżeli uzdrowiciel nie potrafi sam sobie pomóc to jak chce pomagać innym? Uzdrowiciela możecie poznać po jego efektach pracy i to są najlepsze dowody. Osoba, która poddaje się terapii powinna ściśle współpracować z uzdrowicielem i wtedy na pewno efekty pracy są widoczne i można je odczuć już po pierwszym zabiegu. Ludzkie twory chodzą latami do medyków, a kiedy oni są już bezradni, dopiero zaczyna szukać się metod naturalnych i przy tym żąda gwarancji, że terapia pomoże w 100%. Brak jest deklaracji ze strony osoby poddanej terapii o całkowitej współpracy. Jeżeli dwa elementy nie współpracują, to na pewno nie przyniesie to oczekiwanych efektów. Osoba poddana terapii powinna wiele zmienić w koło siebie, posprzątać bardzo dokładnie swoje wnętrze jakim jest mieszkanie. Powinny być uregulowane i prawidłowe relacje z ziemską rodziną. Uzdrowiciel podpowiada co należy robić, a dana osoba powinna wprowadzać to w swoje codzienne życie. Bardzo ważnym elementem jest też zmiana odżywiania, abyście organizmowi dostarczali potrzebnych witamin, mikroelementów do budowy waszych komórek. Do waszego organizmu powinniście dostarczać czystą wodę, aby można wypłukać wszystkie nagromadzone niepotrzebne śmieci. Jeżeli jest taka współpraca z uzdrowicielem możecie wtedy rozpoczynać działanie, bo to jest gwarancja sukcesu w postaci uzdrowienia osoby poddanej terapii. MOJŻESZ koszt nauki 100 zł

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mm..
budząc się- kto tutaj ma rację?- obecnie nie mam pracy ale ciągle szukam. mieszkam z rodzicami bo na wynajem nie mam pieniedzy. mama czesto wyraza negatywne opinie nt pracy np chwytaj sie byle czego byleby się utrzymac, miec jakies pieniądze, niestety ludzie harują na to zyc, takie jest zycie, jak nie bedziesz miec stalej pracy to i emerytury. ja tlumaczę mamie, ze chce znalezc pracę przynoszącą satysfakcję i zadowolenie, w mamie natychmiast opór, ze tak nie ma, ze dzisiaj ciezko o pracę. powoli jestem bezsilna bo z jednej strony wiem, ze mozna znalezc wymarzona prace z drugiej strony ciagle slyszę glos mamy, taki popychający, na gwalt. przez to zle sie czuje, moja wiara sie zmniejsza bo przeciez to mama mowi. potem w samotnosci znowu glos wewnetrzny by sie temu nie poddawac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość mm.. ile masz lat kobito
:D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj mm..:) Nie chciałbym tutaj udawać psychologa i jakoś mądrzyć się za bardzo. NIe powiem Ci zrób tak i tak, to będzie dobrze. Nie powiem Ci kto ma rację. Mogę Ci powiedzieć jak to widzę, a Ty zastanów się sama. Powiem co wynika z mojego doswiadczenia, ale nie wiem czy to akurat jest dobre dla Ciebie. Ok? Dla mnie słuchanie wewnętrznego głosu jest bardzo ważne. Nawet powoli psychologowie dochodzą do tego, że istnieje coś takiego (choć nie nazywają może tego glosem wewnętrznym), że najczęściej pierwsze spontaniczne decyzje są najcelniejsze, lepsze od takich wynikających z długich analiz. Oczywiście są osoby, które zagłuszają w sobie ten wewnętrzny głos i mają zamieszanie. Podam Ci przykład z mego życia. Kiedyś mój Tata bardzo był przeciwny pewnej mojej bardzo ważnej życiowej decyzji. Wiedziałem, że ma trochę racji. Ale nie było mowy bym go posłuchał. Po paru latach sprawdziły się jego przepowiednie. Czy to znaczy, że zrobiłem źle? Nie. Błąd, który wówczas popełniłem, nauczył mnie niesamowicie wiele, takich rzeczy, których mój Tata nie byłby w stanie mi przekazać i powiedzieć o nich. Ten błąd, ze względu na to, że chciałem z niego wyciągnąć naukę, był jedną z kluczowych dobrych decyzji w moim życiu. A z owoców tego błędu korzystam do dzisiaj. Oczywiście ważne było to, że byłem na tyle uczciwy by chcieć widziec w tym swój błąd i by chcieć zrozumieć jego istotę i wyciągnąć wnioski. Z tym związana jest kolejna kwestia. Wedlug mnie rodzice mają zawsze błędne mniemanie, że są w stanie ustawić życie dziecku i dobrze doradzić. Bardzo, bardzo rzadko tak się dzieje. Jest jeden prosty test. Czy życie rodziców jest życiem, które im wyszło, z którego są zadowoleni i czerpią satysfakcję? Czy można czerpać naukę z ich życia? Czy sa wzorem. Czy mogą o sobie powiedzieć z ręką na sercu: tak, moje życie czyni mnie szczęśliwym i spełnionym człowiekiem? Dzieci, które żyją z nimi, wiedzą jaka jest prawda o rodzicach. Jeśli odpowiedź jest negatywna, rodzice raczej pchają wózek zwany życiem, gorzej lub lepiej sobie radząc, nie są ludźmi spełnionymi, radosnymi i szczęśliwymi, to powinni unikać ustawiania życia dzieciom. To proste: jesli sami sobie nie doradzali najlepiej, to jaka jest szansa, że są w stanie dobrze doradzić innym ludziom? Można powiedzieć, że ok, ale oni wiedzą jakie błędy popełnili i chą tą wiedzę przekazać. To kłamstwo. To tak jak ktoś kto chciałby odnieść sukcesy w sporcie, poszedłby do słabego, przegranego zawodnika, by on go trenował, na tej podstawie, że może zrozumiał jakie błędy popełnił w trakcie kariery. To byłoby nieporozumienie. Nikt rozsądny nie budowałby kariery, wybierając sobie za trenera przegranego. Ok, mogę posłuchać przegranego, jesli rosądnie powie mi o swoich błędach i przekonująco wyjaśni jak ich unikać. Mogę to ewentualnie wziąć pod uwagę. Ale nie uczynię go swoim trenerem. Dlaczego w życiu miałoby być inaczej? (oczywiście z rodzicami może być problem taki, że oni, pomimo, że nie są szczęśliwi i spełnieni, nie uznają się za przegranych, nie chcąc tego widzieć, mówią takie jest zycie, jeszce zobaczysz, co jest w istocie programowaniem dziecka na takie samo przegrane życie). Kolejna kwestia. Jesli posłuchałbym Taty, ale moje życie nie uczyniłoby mnie szczęśliwym, to już zawsze bym myślał, po cho... lerę słuchałem Ojca, po co się ugiąłem, gdybym go nie posłuchał to moje życie wygladałoby inaczej. Wolę popełniać własne błędy, chyba że ktoś mi naprawdę rozsądnie wyjaśni co robię źle, mądrze wyjaśni. I można zawsze zadać takie pytanie doradzającemu: ok, załóżmy, że zrobię tak jak mówisz, to mam pytanie, ty doradzasz, ty wiesz, czy ty bierzesz w związku z tym odpowiedzialność za tę decyzję i za to jak ona wpłynie na moje zycie? Czy jesli nie będę z tym szczęśliwy/a, to czy ty weźmiesz ode mnie to poczucie porazki, poczucie przegranego zycia. Bo zgadzam się, że będę się słuchać ciebie i twoich decyzji, ale pod jednym warunkiem: Ty bierzesz za nie odpowiedzialność, ty w swoim życiu poniesiesz negatywne konsekwencje tych decyzji. Czy jestes to w stanie zrobić? Człowiek o minimum rozsądku w odpowiedzi na takie pytania przestaje narzucać swą wolę. Jeśli nie przestaje to znaczy, że jest zaburzony, jest dysfunkcyjny, a po co słuchać dysfunkcyjnej osoby? Rodzice mogą doradzać dorosłym dzieciom na zasadzie dzielenia się swoimi doświadczeniami, obawami, przemysleniami, ale nie na zasadzie, że oni wiedzą lepiej jak powinno wyglądać życie innej osoby. Jest o tym tysiąc uroczych familijnych filmów klasy B (tytułów nie podam, jak to z takimi filmami, nie pamiętam). Tak to widzę, ktoś może widzieć to inaczej. I jest jeszcze jedna kwestia. Na ile Twoja Mama jest szczera z Tobą. Może jest tak, że uważa utrzymywanie Ciebie za ciężar dla siebie, ale nie potrafi Ci tego powiedzieć. Może spróbuj z Mamą porozmawiać o tym wszystkim bardzo szczerze. O tym jak Ty to widzisz, o tym o co jej w istocie chodzi. Jesli jest to kwestia kosztów Twojego utrzymania, to może nie być to miłe dla Ciebie, ale musisz zrozumieć, że ludzie często są zmęczeni życiem, i próbują na różne, często nie najlepsze sopsoby zmniejszyć sobie ten ciężar. W takim przypadku pomyśl jak Ty możesz Mamie ulżyć, jak ograniczyć swoje wydatki do minimum. Szczerość musi działać w obie strony. I kwestia czy czekasz na wymarzoną pracę jak na mannę, czy raczej aktywnie, wkładając w to serce. To tez rozważ. I pilnie słuchaj swego głosu, bo może szukasz księcia z bajki, który nigdy nie przyjedzie, i nie zauważysz całkiem niezłego hrabiego, który tak naprawdę dla Ciebie byłby lepszy. Bądź w stosunku do siebie uczciwa. A z punktu widzenia tego w co ja naprawdę wierzę, to zawierz Bogu, jeśli w Niego wierzysz. Jeśli naprawdę to zrobisz, to rozwiązania przyjdą do Ciebie same, wszystko zacznie samo sie układać. Co więcej może się okazać, że te rozwiązania będą najgenialniejsze, bedą proste, eleganckie, a może nawet dowcipne. Bóg tak działa. Tylko nie możemy Mu przeszkadzać, natężając sie w realizacji własnych planów. Nie oznacza to, że nic nie robimy. Działamy, tylko nie przywiązujemy się do swoich planów, swoich założeń. Wtedy zaczynamy dzialać na luzie, z pewną beztroską nawet, wiedząc, że Bóg ma najlepszy plan. Z kolei rozluźnieni, lepiej słyszymy i widzimy jak działa Bóg, co do nas mówi. Wtedy pozwalamy Bogu zdjąć z nas ciężar trosk, stajemy się radośniejsi, milsi dla siebie i innych. Gdy jestesmy rozluźnieni, ale nie "luzaccy", na pewno wiesz o co mi chodzi, radośni, ale nie wesołkowaci, wtedy ludzie także na nas lepiej reagują. Bóg dział kompletnie wielowymiarowo. Trzeba Go ujrzec w działniu, byb to zrozumiec. Ale trzeba mu pozwolic działać. Dzisiaj wszystko odaję Bogu i to działa. Ale też trzeba w sobie odróżnić oddanie czegoś Bogu, od oszukiwania się, że się oddało. Jesli powiesz, chcę pracę w takiej fimie, ma wyglądać tak, albo chcę pracę w takiej branży, to nie będzie to oddanie Bogu. Oddanie Bogu to: działaj, prowadź mnie, bo ja naprawdę nie wiem co jest dla mnie dobre. Po oddaniu ważne jest nie wsadzanie kija w szprychy, czyli niby oddaliśmy, ale jednak wiemy, że tak i tak byłoby lepiej. Ok. Tak sobie tu popisałem. Pogdybałem. Posnułem różne myśli. Może coś z tego weźmiesz, może nie. Słuchaj siebie, w Tobie są odpowiedzi dla Ciebie, a nie we mnie. Jedyny sens tego postu jest taki, byś lepiej sluchała siebie. Byś popatrzyła w siebie i lepiej słyszała głos Boga w sobie. Kierownikiem Twego życia jesteś Ty i tylko Ty. Ty masz nad nim wszelką władzę, bo dał Ci ją Bóg dając Ci wolną wolę. Patrz na wszystko dookoła i słuchaj uważnie, Bóg mówi też przez innych ludzi. Mówi cały czas. Ale Ty podejmujesz decyzje dla siebie. Także decyzje o tym by słyszeć głos Boga lub nie. By Jemu pozwolić kierować lub nie. Nikt nie może żyć za Ciebie i podejmować dezycji za Ciebie. Może, ale nie zrobi tego dobrze, chyba, że Będzie to Bóg. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ale sie rozpisujesz chlopie
:D🖐️ nie masz chyba za bardzo komu sie wyzalic , jak wiekszosc ludzi w obecnych czasach zreszta nie z kazdym da sie pogadac o takich rzeczach

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do mm..Jeśli to nie żart, to nieco skorygowałbym swój wcześniejszy post. I zapytał się dlaczego w tym wieku mieszkasz z rodzicami? Czy jest tego jakiś konkretny powód, czy tak się po prostu ułożyło? Choć z drugiej strony, co w tym złego? Albo przestał pisać o czymkolwiek innym niz o Bogu. To może najlepszy pomysł. Chyba wiem, gdzie to ego siedzi, ale tutaj w necie wkręcam się wswoje "dobre" intencje i w necie to momentami takie zagmatwane......może tutaj najlepiej jest mi oszukiwać samego siebie? *** Ja mam odjazdowe życie i nie muszę się żalić :) Z szacunkiem traktuję wszystkich ludzi. I dlatego tak sie rozpisuję. Ale może masz rację, może jakiś tu błąd robie. Pozdrawiam :) I miłego wieczoru.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przypadkiem
do budząc się Nie przejmuj się tymi niezbyt mądrymi uwagami niektórych ludzi. Jak ich drażni Twój topic mogą nie wchodzić i nie czytać. Ja go slędzę od poczatku i miałam wiele pytań, ale w miarę jak zacząłeś tak szczegółowo odpowiadać innym, i ja znalazłam odpowiedzi. Ten temat mam zapisany w "ulubionych" jako jedyny wart czytania. Każdy ranek zaczynam od przeczytania bieżących postów, są dla mnie jakby wskazówką jak mam się ustawić na nadchodzący dzień" czyli: nie oceniać ludzi, być obserwatorem, na każdego patrzeć z miłością bo każdy jest równy mnie i wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi jednakowo ukochanymi przez Niego. Jeśli są jakieś miejsca w necie gdzie pisujesz, mam prośbę, możesz podać.??? Mam nadzieję, że nie tylko ja czytam Cię z zainteresowaniem. Pozdrawiam bardzo serdecznie.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak to bywa na tym padole

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry:) Do przypadkiem: bardzo dziękuję za Twoje słowa. Dają mi wielką radość. Bardzo wierzę, że im więcej będzie osób, które uwierzą w Boga, który jest Miłością, które uwierzą w równość nas wszystkich i które będą uczyły się widzieć we wszystkich dobro i patrzeć na wszystkich z miłością, to tym szybciej zmienimy świat, tym szybciej zniknie cierpienie i ból. Ta wiara jest sensem mojego życia. Dlatego Twoje słowa są dla mnie niezwykle ważne. Nie przejmuję się innymi. Raczej każdy krytyczny post jest dla mnie lekcją. Czy w odpowiedzi czuję chocby najmniejsze drgnienie niechęci, czy czuję chęć dyskutowania by wykazać, że ktoś się myli (co jest zupelnie czymś innym, niż chęć objaśniania, gdy czuję zrozumienie dla błędów innych, bo wiem, że za pozornymi błędami są święci i doskonali)? Jeśli tak to wiem, że postrzegam poprzez ego. Tak więc te osoby uczą mnie o mnie samym. Raczej więc czuję do nich wdzięczność. Nie pisuję obecnie w innych miejscach. A w kontekście poprzedniego akapitu, pozwolę sobie przywołać post, który kiedys zamieśniłem na cafe i na jeszcze jednym forum: "Jeśli wierzymy w Boga, to jak możemy sprawdzić czy nasza wiara jest prawdziwa, mocna, czy nie oszukujemy się co do naszej wiary? Czy musimy być doświadczeni jak Hiob? Jest jeden, piękny, prosty i doskonały sprawdzian wiary. Miłość do bliźnich. Bóg stwarza doskonale, na swój obraz i podobieństwo, a więc stwarza doskonałych. Jeśli Bóg jest jedynym Stwórcą rzeczywistości (a musi tak być, jeśli ma być Bogiem), to nie istnieje cokolwiek, co nie jest stworzone przez Boga. Bóg kocha swoje stworzenia, bo jest doskonały w swej miłości. Stwarza wszystkich doskonale równych, bo jest doskonale sprawiedliwy. Jeśli więc nie kochamy bliźnich i nie widzimy ich doskonałości, to zaprzeczamy doskonałości Bożej kreacji, a więc zaprzeczamy Bogu. Jak więc możemy Go znać, rozumieć i przyjmować radośnie Jego dary? Kto ochoczo miłuje i przyjmuje z radością dary od tego, komu zaprzecza? Nikt. To jest sprawdzian, który możemy stosować cały czas, zawsze, w każdej sytuacji. Jeśli czujemy „tylko niechęć , choćby cień niechęci do bliźnich, uważamy się za choć troszkę lepszych od kogokolwiek, to zaprzeczamy Bogu. Nie znamy Go więc i nie rozumiemy. Nie ma znaczenia w ilu rytuałach bierzemy udział, ile modlitw dziennie odprawiamy, ile tysięcy kilometrów przejdziemy na kolanach i czy oddamy wdowi grosz na budowę świątyni, jeśli nie kochamy bliźnich. Jeśli Bóg czegokolwiek oczekuje to tylko miłości. Daje miłość i chce by była dawana. Skoro jest Miłością, to czego innego mógłby oczekiwać? Jeśli nigdy, w żadnej sytuacji nie potępiamy kogokolwiek, nie czujemy cienia wyższości, nie uznajemy się choć za drobinkę lepszych, jeśli w każdej sytuacji całkowicie kochamy innych, nie chcąc od nich nic w zamian, to dopiero wtedy możemy powiedzieć, że kochamy Boga, że wierzymy w Boga. Dzisiaj jeszcze nikt na ziemi nie wierzy w Boga całkowicie. Choć coraz większa jest świadomość, którędy wiedzie do Niego droga. Idźmy nią. Poza tym rozpoznanie świętości innych jest warunkiem rozpoznania własnej świętości, czyli jest warunkiem zrozumienia samego siebie - zrozumienia i rozpoznania własnej tożsamości." Pozdrawiam serdecznie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj Budzac sie:) Pisz prosze ciagle i jak najwiecej, z kazdym Twoim postem dowiaduje sie czegos nowego i wszystko uklada mi sie w jedna calosc. To cudowne co piszesz, to daje nadzieje. Nie wiem co sie ostatnio dzieje ze mna... wstydze sie za siebie, jestem osaba impulsywna, reaguje dosc emocjonalnie, jak wpadam w zlosc to sie w niej zatracam, gdzies tam w glowie dzwieczy ciagle - hej opanuj sie, uspokoj sie! ale to uczucie jest czesto silniejsze ode mnie - jak sobie z tym radzic? Mam jeszcze jedno pytanie. Jak poradzic sobie ze smiercia, np bliskiej osoby? Napisales, ze nic w zyciu nie dzieje sie z przypadku, czy osoby, ktore spotykamy i ktore w naszym ziemskim rozumieniu kochamy (rodzina) czy te osoby beda z nami rowniez po przebudzeniu? czy bedziemy sie rozpoznawac? (ty jestes moim dzieckiem, ty moim mezem, ty moja mama) czy tez nie bedzie to pozniej gralo zadnej roli? Czy byl u ciebie taki punkt przelomowy w Twoim zyciu, kiedy stwierdziles - to jest to, teraz wszystko gra? Jak doszedles do tego, ze wlasnie tak jest, jak tu opisujesz, jak zdobyles ta pewnosc, ze to jest wlasciwa droga, spotkales kogos, kto Ci w tym pomogl czy tez sam do tego wszystkiego doszedles? Wiesz pomyslalam sobie, ze moglbys napisac o tym ksiazke, serio, wtedy ta idea dotarlaby do masy ludzi, pomysl ilu jeszcze ludziom pomoglbys wejsc na droge do przebudzenia :) Pozdrawiam Cie serdecznie. P.S. Ostatnio napisales post o czwartej nad ranem - wstajesz tak wczesnie bo musisz czy lubisz :-D ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Mgatp
Co sprawiło twoją przemianę?medytacja,narkotyki,jakieś przeżycie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do szatan atakuje cały czas :) Film, do którego odsyłasz, nie gniewaj się, jest bardzo, bardzo infantylny. Z punktu widzenia wiary w Boga chciałoby się powiedzieć, że jest wręcz śmieszny. Dzieci na koloniach straszą się w podobny sposób :) Urąga elementarnej logice. Uważasz, że Bog nie jest logiczny? W istocie ten film to obraz rozszczepionego umysłu, umysłu, który wierzy w Boga, który stwarza zło. To obraz umysłu opanowanego przez lęk. Żyjącego w głębokim napięciu. Pomijając to, że prawdopodobnie ludzie, którzy wyprodukowali ten film są kompletnymi manipulantami. Jest to bardzo prosta wiedza: ludźmi przestraszonymi łatwo jest manipulować i łatwiej jest im sprzedawać rózne rzeczy. Bardzo chciałbym byś poznał/a uczucie wolności od strachu :) Poznasz zresztą, kwestia jak szybko. Gdy choćby przez kilka sekund byłabyś/byś całkowicie uwolniona/y od lęku, natychmiast zrozumiałbyś, jak bardzo sam/a przed sobą ukrywasz Boga i miłość. Przypomnisz sobie wtedy ten filmik i będziesz się śmiać, zdziwiony/a i rozbawiona/y, że kiedyś straszyłaś/łeś się czymś takim. I wtedy zrozumiesz, że sam/a atakujesz się cały czas. Pozdrawiam :) <stopka></stopka>

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×