Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

budząc się

Bóg jest lepszy od LSD

Polecane posty

Gość przypadkiem
:) budząc się pięknie to napisałeś. Choć nie było do mnie, dziękuję Ci za te słowa. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzień dobry przypadkiem :) Jeśli coś jest prawdziwe jest dla wszystkich :) Bo prawda jest od Boga i jest dla wszystkich :) Jest więc na pewno dla Ciebie :) Jeśli coś jest kłamstwem, to jest tylko dla tego, który kłamie. I ja Ci bardzo dziękuję. Jeśli Twoje życie zamieni się w samą radość i pokój, jeśli przyjdzie do Twego życia całkowite spełnienie i wygna smutki, a tak w końcu będzie, to Twoje życie będzie także moją radością i moim spełnieniem :) I radością wszystkich :) Już dzisiaj Twoja najmniejsza radość i każdy uśmiech, jest radością Boga, a więc jest dla wszystkich, a więc i dla mnie. Miłego dnia :) Naćpany "Bogiem ileś tam %" budząc się :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wujek ales gut
i przez te wolnosc jest tyle zła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość life is brutal and...
wydaje mi sie, wrecz powiem ...mam pewnosc , ze wszyscy z tego tematu wiele przeszli w swoim zyciu. pozory myla i jak kazdy z nas wie.. osoby czesto wygladajace - brane za innych za szczesliwe, wcale takie nie sa. wszyscy wokol mowia im - masz zajebiscie, a ona, on ...tak tak - jest super ..jest super ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Drogi Siostrzeńcze:) Jeśli nie wolność to co? Rządy silnej ręki? Dyktatura? Spójrzmy na to prosto, bez ostatecznych rozkmin na temat dobra i zła, których ten topik jest pełen. Nie ma w historii żadnego przypadku rządów silnej ręki, dyktatury, w której ludzie byliby szczęśliwi, nie byłoby cierpienia, wyzysku, itd. Wręcz odwrotnie. Dyktatury to straszne, krwawe okresy w historii ludzkości. Dzisiaj w Polsce jest na pewno największa wolność w całej jej historii. Możemy narzekać na to czy owo, ale jest to też najlepszy okres jaki kiedykolwiek był w Polsce. Oczywiście jest jeszcze dużo do zrobienia, musimy nauczyć się korzystać z wolności, ale lepiej nigdy nie było. I to nasza rola, by każdy z na uczył się mądrej wolności i świecił przykładem. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Life is brutal, ale nie musi takie być. I o to chodzi w tym topiku, Ty, ja każdy z nas możemy razem zmienić świat. Ale nie przez rewolucje, ideologie, tworzenie organizacji, tylko każdy przez zmianę siebie. Suma nawet drobnych zmian da niewyobrażalny efekt. Kilka uśmiechów w ciągu dnia, życzliwości dla innych i wyrozumiałość dla ich słabości wystarczą by atmosfera wokół nas była inna. Już to zapewnia doświadczanie troszkę lepszego świata. A jeśli damy z siebie więcej, więcej włożymy pracy w samych siebie? Efekty mogą być oszałamiające. I będą ;) Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wujek ales gut
Następnie jest druga droga, droga pokuty, konieczna dla tych, którzy mieli nieszczęście - choć w różnym stopniu - zaznać goryczy grzechu: nie wnijdziecie do Królestwa niebieskiego, jeśli pokuty czynić nie będziecie". Grzesznicy są bardzo liczni, ale wszyscy z nich nie wchodzą na drogę pokuty. Dlaczego tak jest, nie wiecie o tym i nie rozumiecie tego, bo tylko Sam Bóg przenika niezbadaną otchłań serca ludzkiego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór Wujku:) Tak, droga pokuty. Na czym polega pokuta? Na miłowaniu innych i przebaczaniu im, tego co wydaje nam się, że zawinili przeciwko nam. Dlaczego nie wchodzimy na drogę pokuty? Boimy się całkowitej miłości, całkowitego oddania Bogu, zaufania Mu bez zastrzeżeń i warunków. Nie miłujemy innych całkowicie i nie przebaczamy im bezwarunkowo, bo nie potrafimy zaufać. Brak zaufania do innych jest wyrazem i konsekwencją braku zaufania do Boga. W to wierzę. W moim życiu to działa, gdy pokutuję wybaczając innym urojone przewiny, które w nich widzę, ucząc się kochać bez moich warunków i dodatków, czuję jak zbliżam się do Boga. Życie staje się radosne, krok lekki, oddech swobodny, dni łagodne. Dobranoc :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość a ja myslałem ze
pokuta to odrzucenie tego co sie lubi W tradycji chrześcijańskiej opartej na Ewangelii pokuta przybiera następujące podstawowe formy: * modlitwa, * post, * jałmużna.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość do---budząc się
Co myślisz o ludziach uciekają się do praktyk z pogranicza magii typu wróżenie z kart tarota i inne? :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość talala
W którymś poście pisałeś żeby dobrze myśleć o innych,a jak sie bronić przed złymi myślami innych o nas,bo skoro my osłabiamy kogoś negatywną myślą to działa to również w drugą stronę.Wiesz,jeśli ktoś nas nie lubi i żle myśli o nas..Bardzo proszę czy mógłbyś napisać coś na ten temat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość oyooy
do---budząc się Uwazam to za zle rozwiaznie, najlepiej szukac pomocy u samego zrodla mocy - dobrego Boga. Takie jest moje zdanie. Niech autor nas naprostuje, jezeli ma inne zdanie. :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość znow stek pytan,chlop sie nie
wyrobi :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość I dalej wszyscy piszą w oranż
:D:D:D:D poza merkabą Ciekawe czemu ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dobry wieczór czy może raczej dzień dobry albo raczej dobry środek nocy:) Do „a ja myślałem że. Bardzo możliwe, że wielu osobom taka forma pokuty o jakiej piszesz może pomóc. Patrzę na to jednak inaczej i w moim życiu to działa. Za co pokutujemy? Bóg uczynił nas doskonałymi i w oczach Boga to jest niezmienne. Bóg nie zmienił swego zdania o nas, dlatego, że odwróciliśmy się od Niego. Nie przestał nas kochać. Nie chce byśmy karali się i udręczali. Gdyby ukochany syn matki zapomniał o niej, wpadłby w tarapaty, zacząłby robić głupie i złe rzeczy, to kochająca matka nie wysyłałby mu listów o tym, że go kocha i chce by do niej wrócił, ale najpierw niech na kolanach przejdzie 1000 kilometrów, przez miesiąc się głodzi i dwie godziny codziennie przez pół roku prosi o wybaczenie. Gdyby spytała się koleżanki, czy taki list jest dobry, to ta raczej uznałaby ją za trochę psychotyczną, mściwą osobowość. Dlaczego Bóg miałby być taki? Kochająca matka chciałaby by syn zszedł ze złej ścież, by żył w pokoju i i przypomniał sobie jej matczyną, bezwarunkową miłość, by wrócił do domu, by mogli spotykać się i cieszyć swoją miłością. Tego samego chce Bóg. Pragnie więc byśmy Go sobie przypomnieli. Bóg jest miłością, jej źródłem. Trudno sobie przypomnieć miłość nosząc nienawiść w sercu. Dlatego pokutowanie to uczenie się miłości do innych i wybaczanie im, tak jak nam wybacza Bóg. Można to nazwać pokutą chyba tylko z jednego powodu. Dla ego (to część naszego umysłu, to nasze własne błędne myśli) to jest pokuta. Ego nie chce kochać. Jeśli czujesz do kogoś jakąś niechęć, uważasz, że ktoś Cię skrzywdził, albo uważasz kogoś za złą osobę czy przypisujesz jej negatywne cechy, spróbuj od tak pomyśleć o niej z miłością, czułością, troskliwością, jak o najbliższym bracie czy siostrze. Jeśli poczujesz jakikolwiek opór, choćby najmniejszy, to to jest właśnie opór ego. Ego jest tak niechętne przebaczaniu i bezwarunkowej miłości, która nie oczekuje nic w zamian, że odbiera to jako pokutę. Na ogół nie da się przeskoczyć ego (tak jest na razie) w jednej chwili i dlatego musimy być stopniowo, łagodnie prowadzeni, by przypomnieć sobie znaczenie miłości. Możemy zacząć od najprostszej życzliwości, powoli zmieniając swoje myślenie, powoli dochodząc do zrozumienia. W nadstawianiu drugiego policzka nie chodziło o to by wystawiać głowę na dalsze ciosy, gdy nas ktoś bije, tylko raczej właśnie o przebaczanie. To była, jak sądzę, taka literacka metafora. Modlitwa zawsze jest dobra. Ale niekoniecznie modlitwa o nowego mercedesa (w niej nie ma nic złego, tyle, że to niekoniecznie jest to modlitwa tylko raczej chciejstwo ego), ale modlitwa jako oddanie się Bogu, prośba o prowadzenie, prośba o to by rozumieć miłość, by uczyć się kochania innych, modlitwa o to by umieć przebaczać. Post ma właściwości lecznicze, więc nie zaszkodzi. Ale idea umartwiania się jest obca Bogu. Gdy zaś przypominamy sobie Boga i miłość, gdy w innych zaczynamy dostrzegać naszych braci i siostry, to przyjemności zmysłowe same tracą na znaczeniu, przestają nas pociągać, odchodzą od nas. Jedno odczucie promyka Bożej miłości obnaża pustkę zmysłowych przyjemności. One nie są złe same w sobie, one po prostu nie mają znaczenia. Jałmużna tak. Ale jałmużna czyniona ze zrozumieniem. Nie chodzi o to by rozdawać co się ma i zostawać kloszardem. Tutaj też wiele symbolicznych stwierdzeń zostało zinterpretowanych zbyt dosłownie. Bóg nie chce by ktoś w zwykłym życiu rozdawał wszystko innym i sam cierpiał niedostatek, biedę i miał problemy. Jaki miałoby to sens? Przywiązanie do rzeczy materialnych też odejdzie od nas z czasem, gdy zaczniemy rozumieć miłość i to, że Bóg jest w stanie zaspokoić nasze wszystkie potrzeby. Jałmużna to nauka dawania, czyli przypominanie sobie Boga, który jest Doskonałym Dawcą Życia, Miłości, Spełnienia. W jałmużnie chodzi o to by uczyć się, że dzielimy się z równymi nam, by uczyć się dawać z radością. Można zacząć od uśmiechu i złotówki. Dla potrzebujących. I nigdy nie należy dawać z poczuciem straty czy poświęcenia. Jeśli mamy to czuć, to nie ma to wartości i można nie dawać wcale. Tak wierzę, tak to widzę, ale każdy oczywiście wierzy w co chce i nikt z nas nie jest gorszy lub lepszy z tego powodu, że wierzy w to czy tamto. Pozdrawiam :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do „do---budząc się". Nie znam się na tarocie, wróżbach, nie chcę za bardzo tego oceniać. Nie znam ludzi, którzy tym się zajmują. Może lepiej merkaba by to przedstawił jako m.in. były tarocista. Niektórzy mogą mieć dar związany z widzeniem pewnych rzeczy. Jeśli to są osoby kierujące się dobrem innych, chęcią pomocy, są ostrożne i wyważone w swych wypowiedziach (bez mówienia będzie tak i tak), to myślę, że mogą pomóc. Kierowanie się odruchem serca i chęcią pomagania innym jest zgodne z wolą Boga. Być może mogą kogoś dobrze nastawić, zasugerować „pozytywniejszy" kierunek życia, dać nadzieję, etc. Jeśli uważają się za lepsze od innych, uważają się za wyjątkowe, robią w ten sposób karierę (bycie znaną wróżką to chyba też kariera?), czy są pazerne na pieniądze, to różnie może być. Ja osobiście nie korzystam i nie korzystałem z wróżb, numerologii, itd. Jeśli choć trochę się w to wierzy, to można ulec sugestii i zaprogramować swoje życie. Ktoś może usłyszeć, że liczby mówią to i to o jego życiu. Dana osoba może żyć pod dyktando takiej oceny, często podświadomie. Może np. uwierzyć, że ma jakieś cechy charakteru i żyć w przekonaniu, że tak być musi. To może być łatwe. A to guzik prawda. Bóg może wszystko, ze zbrodniarza uczyni świętego, jeśli zbrodniarz będzie chciał, ze złośnika anioła cierpliwości, itd. Także niewierzący mogą ulec takiej przemianie, bo każde dobro jest wspierane przez Dobro. Po co więc zniewalać się tym co powiedzą liczby. Ktoś może usłyszeć, że będzie miał dwie żony. Na początku może to odrzucić i taka wróżba może go nawet zezłościć. Ale po latach małżeństwa, gdy w związku pojawią się konflikty, zainteresuje się miłą koleżanką z pracy, przypomni to sobie. Pomyśli, aha, rzeczywiście wróżka miała rację. I zamiast zacząć pracę nad sobą i związkiem, zamiast uczciwie spojrzeć na siebie i swoje życie, wróżbę z przeszłości wykorzysta do pofolgowania swemu ego i łatwej ucieczki z małżeństwa, porzucenia żony, itd. Takie negatywne scenariusze można mnożyć. Dlatego w swoim życiu odrzucam wszelkie wróżby, numerologię, itd. Przede wszystkim zaś, i dla mnie to jest najważniejsze, wierzę w Boga i Jego głos chcę słyszeć, a nie głos wróżki. Bóg tak zmienił moje życie jak nie zmieniłoby tysiąc najlepszych wróżek. I nie diluję tu kartami do tarota ani talizmanami ;) Pozdrawiam:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do talala:) Z tymi myślami to bardziej złożona sprawa. To bardzo wielowymiarowa kwestia. Ale spróbuję wskazać na istotę rzeczy. W zwykłym życiu pragniemy kontrolować rzeczywistość, mieć wpływa na własne życie. Poziom potrzeby kontrolowania rzeczywistości może być oczywiście różny. Z tego powodu napinamy się, snujemy plany, analizujemy różne czynniki. Niektórzy mogą mieć nawet poczucie, że im to się udaje. Ale i tak żyją w wielkim napięciu, często nie mając tego świadomości. Ta kontrola jest jednak bardzo pozorna (wszystkich powodów takiego stanu rzeczy nie będę tu wymieniał). W zwykłym życiu wierzymy też w tak zwany przypadek, nieprzewidziane okoliczności, itd. I uznajemy, że nad tym nie mamy kontroli, tym bardziej więc staramy się przed nimi zabezpieczać. Ale przypadki zdarzają się, itd. Kontrola, jeżeli nawet wydaje się, że działa, jest stanem bardzo chwiejnej równowagi. Taka osoba jest czuła na własnym punkcie (nawet jeśli myśli o sobie co innego), bo ma w sobie czujność kontrolera i wydaje jej się, że inni mogą wydrzeć jej kontrolę, pokrzyżować plany, itd. Takimi osobami jest łatwo manipulować, nawet na zwykłym psychologicznym poziomie. Jeśli wiemy, że dla kogoś ważne są pieniądze, czy wygląd, to możemy łatwo manipulować emocjami danej osoby. Działa to także na „niewidzialnym poziomie, jesteśmy też podatni na to co o nas myślą inni, odbieramy te myśli (to już kwestia „metafizyczna" w istocie wszystkie umysły są połączone), odbieramy też podświadomie różne, bardzo subtelne sygnały (wie już o tym psychologia). Jednak kontrolę nad rzeczywistością uzyskuje się w kompletnie odmienny sposób poprzez porzucanie kontroli. Nie należy jednak mylić z porzucaniem kontroli umysłowego bezwładu, tumiwisizmu, olewactwa. To zupełnie co innego. Porzucanie kontroli może odbyć się tylko poprzez porzucanie ego. To zaś możliwe jest tylko poprzez rozpoznanie natury rzeczywistości, jej boskiego charakteru, rozpoznanie że jesteśmy częścią doskonałej całości. Wtedy pozwalamy działać Bogu. On zaś kontroluje rzeczywistość w sposób doskonały i dla nas zawsze najlepszy. Wtedy przestaje działać przypadek, los, zbiegi okoliczności. Wszystko układa się w spójną całość. Rzeczywistość zaczyna wyglądać jak doskonała, wielowymiarowa, harmonijna mozaika. Inne osoby nie są wówczas w stanie narzucić nam swojej woli, przez żadne manipulacje, myślami, działaniami, etc. Możemy pójść za manipulacją, ale robimy to świadomie, w istocie to my decydujemy, o tym co ma na nas wpływ. Nie jesteśmy jednak marionetkami Boga. W ten sposób Bóg nas uczy także kim jesteśmy, przypomina nam o naszej mocy, którą nam dał. To jest moc miłości, która jest nieskończona. Oczywiście to odbywa się stopniowo (może niektórzy mają inaczej, ale tak jest na ogół). Powoli zyskujemy dostęp do tej mocy. Z tym, że doskonałe Boże prawa są takie, że moc miłości nie może być wykorzystana w służbie ego. Jeśli więc chcemy wykorzystać tę moc dla celów ego, ona nie działa. Uczymy się w ten sposób jak z niej korzystać. Najprościej można zaś powiedzieć, że moc miłości nie może być wykorzystana przez kogoś kto nie kocha, a ego nie kocha. Można to ująć także w ten sposób, że moc umysłów dana nam przez Boga, w połączeniu z daną nam wolnością, działają tak, że doświadczamy tego w co wierzymy. Jeśli ktoś wierzy, że może kontrolować rzeczywistość dla celów ego, to doświadcza tego jakby rzeczywistość była rządzona przez ego. Ale każdy ma ego, a więc będzie doświadczać braku kontroli, będzie doświadczać, że działania innych ego, ich słowa, myśli, mają na nią/niego wpływ. Jeśli zaś wierzy w Boga i jemu oddaje kontrolę, to Bóg dla niego będzie kontrolował rzeczywistość, zapewniając najlepsze rozwiązania. Gdy będzie chciał/a kontrolować rzeczywistość, ale nie poprzez ego, tylko dla miłości, dobra i radości wszystkich, to będzie doświadczać miłości, dobra i radości. Inne ego utracą na taką osobę wpływ (co też na ogół dzieje się stopniowo), ale nie inni jako doskonałe stworzenia Boże (ten wpływ to wówczas pomoc w uczeniu się miłości, w oświecaniu). Poprzez zrozumienie tego wszystkiego staje się jasne co oznacza, że pokorni posiądą Ziemię. Pokorni to nie Ci, którzy uważają się za małych i bezwartościowych. Pokorni to Ci, którzy zwracają się do Boga i uznają, że są Jego ukochanymi i doskonałymi dziećmi, uznają Boga za swe jedyne źródło. To ci, którzy porzucają ego i w ten sposób rozpoznają moc daną im przez Boga. Moc, która działa tylko dla dobra i zawsze dla dobra wszystkich. Oświeceni przejmą kontrolę nad rzeczywistością, pozwalając działać Bogu, niejako „wpuszczając" do niej Boga, Jego miłość. To zapewni dobro, oświecenie, zbawienie, dla wszystkich. W istocie ten proces już się dzieje, stopniowo ale w sposób narastający, bo wszyscy dopiero budzimy się. Można to przedstawić także i w następujący sposób. W istocie wszystko co wydaje się, że ludzie czynią złego, można rozpoznać jako wołanie, błaganie o miłość. W ciemności, w którą pozornie upadliśmy, nie jest to widoczne, bo jest skryte w najdziwaczniejszych, najbardziej szalonych formach. Uproszczone przykłady. Ktoś dąży za wszelką cenę do kariery. Co chciałby sobie zapewnić? Poczucie materialnego bezpieczeństwa, dobrobyt, wolność od problemów, które rodzi brak pieniędzy, poczucie bycia wartościowym człowiekiem i akceptację innych. To wszystko daje miłość Boga, w inny sposób , nieskończenie doskonalszy. To wszystko choć kompletnie inaczej doświadczane i podniesione do nieskończonej potęgi mamy w Niebie. Kariera to wyrażona w dziwnej formie tęsknota za miłością, akceptacją, poczuciem własnej wartości, bezpieczeństwem i dobrobytem. Kariera nie zapewnia tych rzeczy, Bóg tak. W drodze do kariery, czyli realizacji jej celów, nie rozumiejąc tego wszystkiego, niektórzy idą po trupach i w ten szalony sposób ich wypaczony obraz świata prowadzi np. przez niszczenie innych (podaję skrajny, wyolbrzymiony dla jasności przekazu przykład) do poczucia własnej wartości. To oczywiście nie może się udać. Dla tego ci, którym kariera powiodła się odczuwać mogą zadowolenie i satysfakcję, ale nie szczęście i spełnienie wynikające z kariery, bo kariera tego nie daje. Drugi przykład. Hitler to była osoba bita w dzieciństwie, głęboko nieszczęśliwa, która nie doświadczyła miłości i by uwierzyć w swą wartość i moc, posunęła się do skrajnego szaleństwa. Gdy to widzimy, widzimy, że inni tak naprawdę tęsknią po prostu za miłością, za dobrem, za spełnieniem, ale nie wiedzą jak to wszystko odnaleźć. Wówczas nie widzimy ich złych myśli, bo rozumiemy, że w istocie nie ma złych myśli. To zaś czego nie ma, nie może mieć na nas wpływu. Widzimy osoby całkowicie równe nam, w swej istocie dobre i doskonałe, choć chwilowo może nieco mocniej śpiące. Nie ma więc co się martwić myślami innych. Wejście na ścieżkę wiary, rozpoczęcie pracy nad zmianą swego myślenia o świecie, zaufanie Bogu (choćby na początek bardzo skąpe), uniezależnią nas od wpływów innych ego. Od nas zależy jak szybko. Można to wyjaśniać jeszcze inaczej, ale mam nadzieję, ze to co wyżej jest zrozumiałe, choć może na początku trudno w to uwierzyć. Pozdrawiam i życzę miłego dnia :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie przypadkiem
-> budząc się -to nie była żadna wymierzona prowokacja z mojej strony, raczej przemyślenia związane z lekturą lafeterii, mniejsza z tym nie mnie jednak oeniać ich postawę, niech przeżyją swoje życie na swój własny sposób pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nie przypadkiem
*kafeterii :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niedoszły pakt z szatanem Miałam zamiar ten tekst umieścić na swoim blogu, trochę później, ale Hilts (swoim post'em u TT.) spowodował, że zrobię to teraz. Owe świadectwo pokazuje bezmiar ludzkiej głupoty, ale zarazem jest też dowodem ogromu Miłości Boga. Zostało opublikowane w Małym Gościu Niedzielnym, jako ostrzeżenie przed pochopnym wchodzeniem na obszar szatana. Bywałam już wtedy w carlsberskim Ośrodku Oazowym. Stali mieszkańcy:ks.Franciszek Blachnicki(założyciel Oaz w Polsce i Centrum Ewangelizacyjnego w Niemczech), Wspólnota żeńska i czterech młodych księży. Fajni ludzie, myślałam tyle, że jacyś dziwni, jakby z innego świata. Modlący się kilka razy dziennie, zero bluzgów, a poglądy na świat zupełnie nierealne. Mówili, że treścią ich życia jest Bóg. Odbiło im, czy co? Przyglądałam im się z zaciekawieniem połączonym z politowaniem. Biedni ludzie, pomyślałam marnować młodość dla bzdetow? Doszłam do wniosku, że to nie moja sprawa. Każdy układa sobie życie, jak mu się podoba. Mimo wszystko dobrze się u nich czułam lubiłam tam bywać.Pewnego dnia (u siebie, w domu) czytałam Legendy Góralskie: takie, tam Boruta, Rokita.. Pomyślałam spróbuję, może to działa. Wykombinowałam warunek, po ludzku niemożliwy do spełnienia. Poczekałam do godz 24:00 i zaczęłam. Postawiłam na stoliku zapaloną świecę i zawołałam jeżeli jesteś, pokaż się Lucyferze! Nic, żadnej reakcji . Powtórzyłam. W tym momencie w głowie , pojawił się jakby błysk medalik przeszkadza. Faktycznie, miałam na szyi medalik jeszcze od chrztu. Nosiłam go przez sentyment, jako rodzinną pamiątkę. Zerwałam i rzuciłam na podloge. Swieca zgasla. O,kurde chyba coś się dzieje, fajnie jest, tylko nie widać nikogo. No nic, dobra , niech i tak będzie. Zaczęłam perorę zapiszę ci moją duszę (swoją drogą, po cholerę ci ona) jeżeli dostane Nic, ponudziłam się jeszcze chwile, zgasiłam świecę i poszłam spać. Następnego dnia, pojechałam do Carlsberga. Spotkałam ks.Kazika i opowiedziałam o swojej przygodzie. Ksiądz zbladł zaproponował egzorcyzmy. Stuknij się w główkę powiedziałam, mamy XX w. nie średniowiecze. Pobyłam z nimi trochę i wkurzona wróciłam do domu. W nocy, kontynuowałam to nieco dziwne spotkanie tym razem świeca nie zgasła. Może, to trzeba inaczej pomyślałam?Wzięłam długopis (wiem,powinno być gęsie pióro, ale nie miałam), kartkę papieru. Zaczęłam pisać cyrograf: wymieniłam czego chcę, a jako dowód, iż zostałam wysłuchana dołożyłam dwa warunki do spełnienia natychmiast: Następnego dnia mam wygrać z mężem (drugi, niesakramentalny)) w szachy, grałam bardzo słabo; w najbliższym czasie dostać dużą sumę pieniędzy (10 tys.marek,już mnie satysfakcjonowało), wtedy podpisze kwit własną krwią. Rano, skłoniłam męża do gry wygrałam(?!). Hm,hm to chyba działa. Zaczyna mi się podobać.:) Po południu, przyszła koleżanka mojej córeczki. Zabrała ją do siebie. Po upływie kilku minut, przybiegła rozdygotana Jowita wpadła pod samochód, wydusiła. Poszliśmy tam z mężem zdarzenie miało miejsce ok.300 m. od naszego bloku. Kierowca, młody chłopak (dzień wcześniej zrobił prawko), nie jechał szybko ale nie miał szans, dziecko zbiegło z nasypu kolejowego prosto pod maskę. Początkowo wydawało się, że to nic groźnego, mała nie krwawiła. Po 5 min. było pogotowie. Pojechaliśmy do szpitala. Prześwietlenie pokazało pęknięcie czaszki,ale dziecko było przytomne. Przewieźli ją na sale. Po pewnym czasie "odjechała". Zrobił się szum, kazali czekać nam na korytarzu. Dopiero wtedy zaczęłam się bać. Decyzja córka zostanie zawieziona do Kliniki Specjalistycznej, na odział IOM, stan jest ciężki. My musieliśmy zostać w miedzy czasie przyjechała Policja. Krótkie przesłuchanie kierowcy, później rozmowa z nami. Dali nam jakieś formularze do wypełnienia mieliśmy ubiegać się o odszkodowanie. Według niemieckich przepisów, wina kierowcy była bezsporna. Mąż został jeszcze, dopełnić formalności, ja poszłam do domu. I wtedy (to było, jak przebłysk w głowie) usłyszałam: umowy dotrzymałem, pieniądze dostaniesz, czekam. Zatkało mnie, wrzasnęłam "nie!!!" na całą ulicę, mijający mnie przechodnie patrzyli ze zdziwieniem." Ty, gnoju, ty bandyto, bydlaku!!!" Wpadłam do mieszkania, chwyciłam telefon, z trudem wykręciłam numer do Carlsberga. Odebrał ks.Kazimierz. Kazik, stało się coś strasznego. Jowita miała wypadek, proszę módlcie się, ja przecież nie umiem. Nie wiem czy minęła godzina. Ksiądz Franciszek (we Wspólnocie nazywany Ojcem) przysłał auto i zabrano nas do Ośrodka. Pobiegłam prosto do Kaplicy. Ze wszystkich sił, całym swym jestestwem wyrzekałam się Lucyfera i jego mocy. Powiedziałam " Boże, jeżeli Ty naprawdę jesteś, ratuj, proszę moje dziecko. Głupia jestem, wiem ale ja naprawdę nie wiedziałam, iż moja zabawa może być groźna. To miały być tylko takie jaja." Następnie poszłam do domu wspólnoty. Ojciec rozmawiał ze szpitalem. Stan córki był krytyczny. Kerspintommograf pokazał cztery wewnętrzne pęknięcia czaszki. Lekarz powiedział, robimy wszystko, co w naszej mocy. Ks.Kazimierz rozumiał co jest grane (nie wiedziałam jak, ale czytałam to w jego oczach), ze to efekt moich wygłupów nie usłyszałam jednak słowa wyrzutu, wręcz przeciwnie, dużo serdeczności. Zapłakana zasnęłam. Rano telefonat ze szpitala, dziecko odzyskało przytomność wola mamę. Któryś z księży (nie pamiętam już, kto) pojechał z nami do Kliniki. Mała była mizerna, ale pojawiła się szansa, że będzie żyła. Został z nią tata, byli w szpitalu prawie miesiąc, dziewczynka musiała na nowo uczyć się jeść, mówić, chodzić miała wtedy 8 lat. Przez cały ten czas mieszkałam w Ośrodku dałam nieźle domownikom w kość. Po powrocie "moich" z Kliniki, mieliśmy jeszcze jakiś czas zostać w Carlsbergu. Pojechałam do mieszkania po trochę maneli.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Boog tylko
do do---budząc się nie warto chodzic i radzic sie takich ludzi wyjatek to osoby niepobierajace zaplaty lub "co laska" ci maja wrodzony dar przepowiadania reszta robi to dla mamony a tym samym sluzy zlu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
no w sumie terz sie zajmoałem demonam ale nie podpisywałem z nimi paktu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkabą
jestem księdzem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość merkaba.
za to wziąłem sie ostro za pisanie na forum :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość męrkaba
tak jest :D

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×