Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

mika_mika

Historia jak ich wiele - mąż się zauroczył, czy to jeszcze kryzys czy to już kon

Polecane posty

Zachęcona w innym wątku postanowiłam założyć swój własny. Mąż zakochał/zauroczył się, nie wiem, w koleżance z pracy. Na dzień dzisiejszy mam podstawy sądzić, że się z nią nie spotyka. Byliśmy szczęśliwym, kochającym się małżeństwem. Wszyscy stawiali nas za wzór. Małżeństwo było z miłości a dziecko zdarzyło się długo po ślubie. Chociaż jak braliśmy ślub byliśmy młodzi mieliśmy po 21 lat. Teraz wszyscy mi mówią, że on się nie wyszalał i przeżywa 'kryzys wieku średniego' chociaż jest przed 40-tką ale tak się zachowuje. Kryzys trwa już 7 m-cy. I tak jak napisał Cyklometr (w innym wątku) 'furtka powoli się zamyka' bo on zakończył tamtą znajomość ale nie chce ratować małżeństwa. Może i chce bo dostaję od niego maile, że wie jak mnie skrzywdził, że żałuje ale czasu nie cofnie, że wie ile stracił ale żadnych działań z jego strony nie ma. Historia zaczęła się następująco. To ja powiedziałam, że go nie kocham. Był kryzys od jakiś dwóch lat. Rozmawiałam z nim na ten temat. Nic się nie zmieniało. W końcu pojawił się ktoś kto prawił mi komplementy, mówił jaka to jestem fajna, silna i zaj**ista. Zauroczyłam się. Jednak on był w związku, smolił do mnie cholewy jak to się mówi, ale nic się nie zdarzyło i nic o tym nie wie do dziś. Mam swoje zasady. Pomyślałam, że jak obcy facet mówi mi to czego w życiu nie usłyszałam od swojego męża przez 14 lat a on nie reaguje na to co mówię to po co ja mam tkwić w tym związku i być nieszczęśliwa. No i zaczęłam działać. Powiedziałam mężowi, że go nie kocham i chcę rozwodu. Szybko okazało się, że rozum to jedno a serce to zupełnie coś innego. Chciałam wszystko naprawiać ale on już nie chciał. Po dwóch miesiącach może trzech dowiedziałam się, że się z kimś spotyka. Sponiewierałam się bardzo a on był obojętny na moje łzy. Gdyby nie dziecko odeszłabym ale dziecko, właśnie dziecko trzymało mnie w domu. Myślałam kilka razy o wyprowadzce ale jaką byłabym matką. Nie mogłam ryzykować czy ona będzie chciała się ze mną wyprowadzić. Mieszkamy na wsi, gdzie wyprowadziliśmy się kilka lat temu, tutaj ma szkołę, koleżanki. Już raz zrobiłam rewolucję w jej życiu. Te 7 m-cy wyglądało tak, że wracaliśmy do siebie było jakiś czas dobrze potem on mi mówił, że coś się w nim wypaliło. Nie czuje już takiej potrzeby, żeby mnie przytulać, całować. Serce mi pękało ale dawałam mu kolejne szanse. To ja wyciągałam rękę. Przytulałam się, mówiłam, że mamy córkę, którą chcę wychować z nim itede itepe. Tak wtedy czułam. Wiem byłam głupia. Trzeba było go odstawić na samym początku. On miał gdzie wracać, zawsze wiedział, że go przyjmę. W międzyczasie kłóciliśmy się okropnie raniąc się nawzajem. Wyjechałam na kilka dni i nabrałam do tego wszystkiego dystansu i powiedziałam dość! To on powinien za mną latać i mnie przepraszać, za to co zrobił, a nie ja za nim. To on mnie zranił, skrzywdził, zdradził emocjonalnie a nie ja. Postanowiłam sobie, że albo on przejrzy na oczy i zacznie coś naprawiać albo się rozstaniemy. Ja się więcej nie sponiewieram dla dziecka, dla siebie. Jak nie chce ze mną być to sory. Ja już dłużej nie będę mu dawać taryfy ulgowej. Miał się wyprowadzić, już kilkakrotnie i ciągle zmieniał terminy. Teraz też miał się wynieść dzisiaj i znowu się nie wyniósł. Mogłabym mu wywalić rzeczy ale jest córka i nie chcę jej narażać na niepotrzebny stres i tak już wszystko bardzo przeżywa. Sama widzi tata mówi, że się wyprowadza a się nie wyprowadza. Ubliża mi co ona słyszy ja jemu zresztą też. On nie chce ze mną rozmawiać. Nie chce ratować naszego małżeństwa. Nic nie robi, żeby pokazać mi, że mu zależy, ale maile, sami widzicie. I wynieść się nie chce. Teraz termin do soboty cokolwiek to znaczy. Nie wiem co mam już robić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paulina ze stumilowego lasu
Trudna sytuacja, poplątana. Pytanie czego Ty chcesz naprawdę - zakończyć to małżeństwo? Jeśli tak - zrób to. Jeśli nie - powalcz. Porozmawiaj. Spokojnie. Nie odgrzewaj mu wspomnień, jak to kiedyś było super, bo to nie działa. We wspomnieniach widzi się tylko obrazy, uczuć nie przywołasz. Jesteście rodziną - to po pierwsze i na pewno to, że jeśli zakończyłby się Wasz związek - nie oznacza, że jest koniec relacji, bo macie dziecko.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kocham go. Uważam, że jesteśmy jak te dwie połówki. Byliśmy naprawdę szczęśliwi. Umieliśmy się wspierać. Ja już walczyłam a on nic tylko mi mówił, że coś wygasło, że mam nie walczyć. Ja też mam swój honor, swoją dumę. Przez ostatnie 4 m-ce udowodniłam mu, że go kocham. Skoro on tego nie zrozumiał to co ja mogę jeszcze zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Złóż pozew o rozwód i niech się dzieje co chce! Ty już wyciągałaś ręke, starałaś się a on najwyraźniej ma to głęboko gdzieś. Ja bym ju z tej niepewności nie wytrzymała i postawiła sprawę na ostrzu noża, albo go to otrzeźwi albo nie masz czego żałować naprawdę. Najgorsze jest życie w próżni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dzisiaj z nim rozmawiałam. Pytałam czy te maile to prawda. On, że TAK. To zapytałam dlaczego nie chce ratować naszego małżeństwa? Odp., że chce. To mu powiedziałam, że dziwnie to okazuje a właściwie to ja w ogóle nic nie widzę. Później mieliśmy dłuższą rozmowę. Powiedział, że widzi, że się z niego wyleczyłam. Ja pier... ja nie mogę z nim rozmawiać bo mnie nerwa bierze. To pewnie lepiej odpuścić niż zawalczyć. Nie ma to już sensu widzę i to kurde mnie tak boli. Jakby mnie kochał to wiedziałby co zrobić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość i co dalej? uratowaliście
to małżeństwo?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość errrgon
Problem polega na tym, ze ty myslisz jak kobieta a on jak facet. Piszesz " jakby mnie kochal to by wiedzial, co zrobic..." A moze wlasnie nie wie? Moze musisz mu wylozyc jak krowie na krowie o co chodzi. On z racji tego, ze jest facetem nie rozumie twoich potrzeb.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość errrgon
oj, teraz zauwazylam, ze temat sprzed kilku miesiecy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Czy uratowaliśmy? Próbujemy odbudować to co było. Na razie skutecznie ale jeszcze długa droga przed nami. Od początku. Mąż wyprowadził się przed świętami. Po kilku dniach przyszedł z kwiatami i prosił, żebym mu dała ostatnią szansę. Nie wiem czy to zbliżające się święta czy porostu wiedziałam, że tak będzie. Wiedziałam, że im szybciej się wyprowadzi tym szybciej do mnie wróci. Nawet mu to wcześniej mówiłam. I tak się stało. Może to kobieca intuicja :) Początki nie były łatwe. Co chwile wybuchałam a on wszystko znosił. Chciałam wiedzieć szczegóły on chciał zapomnieć, błędne koło. Tłumaczył, że on mnie kocha i będzie o mnie walczył. Nie raz poszło na noże ale on zawsze mi powtarzał, że może po prostu ja muszę tę złość z siebie wyrzucić a on to przeczeka bo jestem najważniejsza w jego życiu. Teraz jest lepiej. Potrafimy o tym rozmawiać, może jeszcze nie bez emocji, ale wszystko przyblakło. Ja nie mogę zapomnieć on nie może sobie wybaczyć. Jakoś próbujemy poskładać to wszystko do 'kupy' Nikomu nie życzę tego co ja przeżyłam ale wszystkim życzę szczęśliwych zakończeń :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×