Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

zagubionakas

Żyć, czy umrzeć - problemy, problemy, problemy...

Polecane posty

Witam wszystkich. Chciałabym podzielić się z kimś moim jednym wielkim problemem. Nie chcę zwracać się do nikogo znajomego, bo mogę zostać kompletnie źle zrozumiana. Dlaczego? Wyjaśnię to później... W moim życiu mało kiedy było w ogóle kolorowo. Zawsze dobrze się uczyłam - czerwone paski, wysokie średnie, olimpiady. I tak do czasu studiów. Mam starszego brata studiującego medycynę. zawsze był wybitny, rodzice chwalili go za wszystko. Zawsze musiałam go 'gonić', żeby ich zadowolić. Jeśli dostałam jakąś 4, 3, a nie daj Boże 2 lub 1 to awantura gotowa - że mi się nie chce, że się nie uczę, że jestem beznadziejna. Słyszałam to w życiu od rodziców tyle razy, że nie jestem w stanie już tego nawet zliczyć. O wszystko mieli do mnie pretensje, za nic nie chwalili. Jeśli zabrałam się do pracy domowej - pościerałam kurze, pozmywałam naczynia to po powrocie rodziców dostawałam dosłownie opierdol - że talerze krzywo poukładane na suszarce, że buty źle ułożone, że czemu nie odkurzyłam podłóg i masa innych pretensji i dziwnych wymysłów, bo strasznie lubią się nakręcać. Wtedy często sobie wymyślają, dopowiadają różne rzeczy - np., że jak nie potrafię czegoś porządnie zrobić to mam się za to nie zabierać, że nie sprzątam (!), że nie zmywam naczyń (!). Patologia... I tak było od dzieciństwa. W trakcie kłótni z bratem, a ponieważ jest starszy, lubił się dosłownie nade mną psychicznie znęcać. Kiedy wkraczali między nas rodzice, zawsze wina była po stronie obu albo tylko po mojej. Brat odzywał się do mnie okropnie... Prowokował, wyzywał. A rodzice tego nie słyszeli i nie wierzyli. Cokolwiek nie powiedział wierzyli jemu, a nie mnie. Dlaczego tak było nie mam pojęcia, zawsze byłam dobrym dzieckiem. Nie mieli żadnego powodu do tego żebym była 'gorsza' w ich oczach... Teraz mam 20 lat i psychicznie jestem zerem. Kiedy miałam niecałe 14 lat zostałam zgwałcona. Wtedy zaczęły się moje poważne problemy z myślami. Tamten czas to piekło, do którego nie chcę wracać... ;( Po dwóch latach doszłam do siebie, zaczęłam spotykać się z ludźmi z własnej nieprzymuszonej woli, zakochałam się też w chłopaku, z którym zresztą byłam później ponad 2 lata. Przyszło rozstanie, które bardzo źle zniosłam, ale najlepszym lekarstwem na zranione serce jest nowa miłość. I tak też się stało, poznałam - wydawało mi się - cudownego chłopaka. Jestem z nim do teraz, niedługo obchodzimy rocznicę. Wszystko pięknie, ładnie, ale... Od początku 2010r. zaczęłam bać się wychodzić z domu. Miałam lęki, bóle serca. To właściwie zaczęło się w wieku 17 lat, może nawet wcześniej, jednak rok temu zaczęłam zupełnie wysiadać psychicznie. Bałam się wszystkiego, matury, studiów, sprawdzianów, wychodzenia z domu, zostawania samej w domu, ciągle kręciło mi się w głowie, było mi słabo, duszno, niedobrze. Na początku liceum wychowawca osądził mnie o anoreksję. To kompletna bzdura oczywiście, owszem jestem bardzo bardzo szczupła, ale mamy to genetycznie w rodzinie. W każdym razie nikt wcześniej nawet mi nie powiedział, że jestem za chuda, że źle wyglądam. Powiem szczerze, że nawet tego nie zauważałam (pewnie nawet nie zwracałam uwagi na to, że ktoś mi tak mówił, dlatego tego nie pamiętam) - widziałam w lustrze fajną dziewczynę, na której wszystko leży i nie przejmowałam się swoim wyglądem ani trochę. Po tej jego uwadze i wysyłaniu do pielęgniarki na ważenie się zaczęłam świrować (na szczęście matka wytłumaczyła wychowawcy, że mam budowę po niej i dał mi spokój). Zastanawiałam się, dlaczego ktoś mnie posądził o coś tak strasznego, przecież lubię sobie pojeść, uwielbiam słodycze i przez myśl by mi nie przeszło jakiekolwiek odchudzanie się. I od tej 1 liceum zaczęło się ze mną źle dziać. Zaczęłam mocno zwracać uwagę na to jak ktoś na mnie patrzy na plaży, kiedy jestem w stroju, zaczęłam panikować jak tylko nie miałam apetytu przez jakiś czas, że schudnę, że ktoś sobie coś złego pomyśli, wściekałam się w duchu jak ktoś mi mówił: "Jedz więcej" albo "Ale ty jesteś chuda". Dosłownie wyprowadzało mnie to z równowagi, płakałam nocami i wpadłam w depresję co skutkowało brakiem apetytu i koło się zamykało... Poszłam do endokrynologa na badania tarczycy, hormonów, krwi itd i na szczęście jestem zdrowa. Uspokoił mnie, że tak już mam, szczególnie, że brat i mama są tak samo szczupli jak ja i że mam się nie przejmować. Od tego czasu wzięłam się trochę w garść i starałam nie słuchać ludzi tego, co mówią, nie brać do siebie złośliwych komentarzy i nie wmuszać w siebie jedzenia, jeśli po prostu czegoś nie chcę. Niestety, moje podniesienie się trwało tylko chwilę, bo poszłam na studia. Załamałam się tym, że rodzice nadal mnie krytykowali, zresztą nadal to robią. Że jak mogłam nie zdać przedmiotu z najmniejszą punktacją ECTS (powiem w skrócie, że mam baaardzo upierdliwego prowadzącego, tego się niemalże nie da zdać, poza tym wszystko inne zaliczyłam). Kompletnie nie rozumieją tego, ze nie podał nam nic, z czego będzie układał pytania, z czego mamy się uczyć, żadnego tytułu książki, NIC, krzyczy, za byle co, nie chce powiedzieć nawet, kiedy jest egzamin poprawkowy i jak będzie wyglądał. Rodzice wymyślają niestworzone historie o tym, że jestem leniwa, że mi się nie chce uczyć, nic robić itd, itd... I zawsze wszystko to moja wina - jak jestem chora to też moja wina. Nawet nikt mi nie pomoże w chorobie, nie poda herbaty, nie pójdzie do apteki - bo moja wina... Do tego dochodzi mój obecny chłopak. Na początku było pięknie, jak w każdym przypadku. Niestety po pół roku rozstaliśmy się na miesiąc - zerwał ze mną w kłótni. Nie wytrzymałam tego psychicznie i szukałam pocieszenia u nowo poznanego kolegi, z którym niedługo po tym byłam. Stety lub niestety mój były i obecny zaczął mnie nachodzić, przepraszać, prosić żebym mu wybaczyła (kłóciliśmy się wtedy o pewne świństwo, które mi zrobił) to co zrobił i żebym wróciła. Byłam na niego wściekła i nie chciałam do niego wrócić. Po miesiącu się załamałam, bardzo mi go brakowało. Zostawiłam tamtego chłopaka i wróciłam do mojego. Dwa tygodnie temu kazałam mu dać mi hasło do portalu modelek, na którym się udzielał, ponieważ szkicuje ludzi itp ze zdjęć. Sama jestem fotomodelką (to była moja kuracja antydepresyjna przeciwko sytuacji opisanej wcześniej dot. mojej chudości) i mam na tamtym portalu profil. Zagroziłam, że jeśli nie da mi hasła to z nim zerwę. Podał... Z tego portalu nie da się usunąć wiadomości z kosza, dlatego też przeczytałam dosłownie wszystko, każdą rozmowę słowo po słowie... Okazało się, że mój ukochany flirtował z kim popadnie, kiedy byliśmy znowu razem i robił to przez trzy miesiące! ;( Pisał do dziewczyn, które mieszkały w jego miejscowości, gdzie studiuje bądź z okolicy, że mają wyjątkowo piękną twarz, boską figurę, że są piękne, pytał, gdzie się uczą, pracują, co robią, czym się interesują. Zachwycał się tym jak wyglądają... Pisał tak okropne rzeczy... Że mają więcej pokazywać na zdjęciach, bo mają co. Posyłał im linki do ich najlepszych zdjęć - oczywiście nagich, na których są w mega seksownej pozie, wygięte, gdzie wszystko im widać. Przeżyłam drugie piekło w moim życiu. Pierwszy raz poczułam taką chęć pozbawienia się własnego życia. Płakałam jak opętana. Chyba nic w życiu mnie tak nie zraniło. Tłumaczył się, że przestał tak już pisać, że się zmienił, że już mnie nie okłamuje. Po czym wczoraj... Wczoraj weszłam na jego pocztę. W styczniu pisał ze swoją byłą przyjaciółką - totalną puszczalską, taką straszną dziwkę... Chwaliła się mu przy mnie, że jak to fajnie się przespać z obcym na odreagowanie. Cały czas przeklina, brakowało tylko żeby przy mnie mu powiedziała: "Bzykniemy się później?". ;( Zabronił mi widywać się z moim przyjacielem, więc przestałam i byłam uczciwa, nie utrzymywałam z nim kontaktu, bo mój był o niego zazdrosny. A że jego przyjaciółka się puszcza i dosłownie pożerała mojego faceta wzrokiem, na dodatek mnie obrażała przy nim, a on nie reagował na to, zabroniłam mu się z nią zadawać. Niby zerwali kontakt, po czym okazało się, że wcale nie ;( Pisał z nią, zawoził do domu za moimi plecami, kłamał ciągle jak najęty. Okłamał mnie chyba już milion razy ;( I to nie jest tak, że on jest zły. To dobry chłopak, ale chyba nie potrafi się pohamować. A może jest zły tylko ja głupia i naiwna wierzę w jego łzy, przeprosiny, bo da mi różne, powie coś miłego, przytuli, ciągle do mnie jeździ? Może jest złym człowiekiem, może specjalnie mi to wszystko robi? Okłamywał mnie prawie pół roku i gdybym sama tego nie odkryła nie wiedziałabym jaki jest, bo w życiu by mi nie powiedział ;( Ten człowiek chyba nie ma sumienia ;( Na dodatek, kiedy opowiedziałam mu o tym, że boję się wychodzić z domu, że boję się być sama w domu, że jest mi ciągle niedobrze, słabo, źle, ciągle chce mi się płakać, że mam poważne myśli samobójcze, to niby się przejął, ale szybko o tym zapomniał i potrafił po 20 minutach na mnie nakrzyczeć i mnie totalnie olać. Później nawet nie zapytał jak się czuję, co robię... To wszystko mnie niszczy. Rodzicom nie mogę powiedzieć, że mam głęboką depresję i nerwicę lękową, bo albo powiedzą, że mam nie przesadzać, bo nie mam żadnych problemów, albo że mam się wziąć w garść, bo każdy ma problemy, albo że mam nie wymyślać i moje gadanie nic nie da. Mój chłopak tak wiele stracił w moich oczach, sama nawet nie wiem czy go bardziej kocham, czy nienawidzę. Dlaczego oni wszyscy mi to robią... Boję się jeździć na uczelnię, bo to się wiąże z 2,5h drogi na nią i wyjściem samej z domu, bo dojeżdżam z daleka. Nie mogę rzucić studiów, bo jak tylko wspomniałam o tym rodzicom to była wielka awantura. Oni są bardzo ograniczeni w myśleniu, z nimi nie da się rozmawiać. Nie mogę ani zostać na studiach, ani z niej zrezygnować. Boję się iść do pracy. Boję się już wszystkiego. Właściwie to nie mam nikogo. Do psychologa nie chcę iść, już nie wspomnę o psychiatrze. Nie chcę brać żadnego świństwa. I teraz jestem zagubiona. Nie wiem co robić, czuję, że nie mam żadnego wyjścia. Nie zwrócę się na żywo o pomoc, nie mam siły nikomu opowiadać już o swoim życiu, jakie złe ono było. Spotkało mnie w życiu wiele innych złych rzeczy, ale nie mam siły o tym pisać. Jestem bezradna, wściekła, załamana. Od 3 lat myślę regularnie o samobójstwie, od kilku miesięcy coraz poważniej, a od miesiąca nie widzę innego wyjścia. Ciągle dawałam sobie czas - nie podejmę decyzji teraz, poczekam jeszcze tydzień. I z tygodnia na tydzień coraz gorzej. Nie wiem, po co ja jeszcze czekam. Nie wiem też po co to wszystko tu napisałam, pewnie i tak nikt tego wszystkiego nie przeczyta. Może bezsensownie wołam o pomoc, z której i tak pewnie nie skorzystam, bo nie wiem, czy tu jeszcze wrócę. Mam nadzieję, że wszystkim innym życie potoczy się lepiej, nie wystawią ich najlepsi przyjaciele, nie okażą się fałszywi, że ich rodzina będzie ich rozumiała i nie pozwolą na to, żeby psychika po prostu wysiadła... Pozdrawiam... K.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość renkka.
Kochana, przeczytalam wszystko choc sporo tego bylo. Widac musialas sie wygadac, bo tak naprawde nie ma w twoim zyciu zadnej osobie, ktorej moglabys zaufac, ktora bylaby dla ciebie wsparciem. Jesli chodzi o chlopaka byc moze ty jestes w to bardziej zaangazowana i trzymasz sie go kurczowo, jak ostatniej deski ratunku. Jesli on nie rozumie twoich problemow i nie daje ci zadnego wsarcia to warto byloby sie zastanowic nad tym zwiazkiem. Przede wszystkim musisz wziasc srawy w swoje rece. Zacznij od psychologa, bo napewno tego potrzebujesz. Pamietaj, ze nie jestes niczemu winna! Jestes ladna i inteligentna. Skonczysz studia, znajdziesz prace, pewnie kiedys zalozysz rodzine. Jeszcze nie raz przekonasz sie, ze naprawde warto zyc. Chociazby po to, by pokazac rodzicom, ze ich "nieudolna i leniwa" corka swietnie daje sobie rade ;)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ja nawet boję się iść do psychologa. Rozkładam ręce i płaczę. Ciągle płaczę, od kilki tygodni bez przerwy. Codziennie po kilka godzin, nie potrafię nad tym zapanować. Tabletki na uspokojenie nie pomagają. Czuję się tak, jakbym była chora, wszystko mnie boli, boli mnie dusza. Czasem w myślach sobie żartuję - Kaś, Ty się nawet nie musisz zabijać, Ty się zabijesz sama zniszczonymi uczuciami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Idz do psychologa na terapie rodzice zniszczyli twoje poczucie wlasnej wartosci, nie dali ci akceptacji nie dasz rady sama sobie pomoc, twoje problemy wygladaja na fobie spoleczna , bo twoj lek przed wychodzeniem z domu byc moze bierze sie z wlasnie z braku akceptacji i ciaglej krytyki szukasz milosci ale facet , z ktorym jestes nie daje ci milosci tylko zludzenie dasz rade odbudowac siebie ale potrzebujesz fachowej pomocy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To nie jest tak, że boję się akceptacji i dlatego boję się wyjść z domu. Boję się wychodzić z domu, bo boję się, że zemdleję, ze zasłabnę gdzieś, że źle się poczuję i co ja wtedy zrobię. Jestem wykończona problemami, wykończona tym, że tak ufałam swojemu chłopakowi, życia poza nim nie widziałam, a on zrobił mi coś takiego. Wie, że jest ze mną źle, że nie daję sobie rady sama ze sobą, a on mimo to często jest zimny, zachowuje się tak jakby nie miał w ogóle uczuć. Kiedy powiedziałam mu, że prawdopodobnie od niego odejdę powiedział mi tylko zimnym tonem: "Zastanów się dobrze nad tym. Zrobisz jak uważasz". I to jest miłość?? Zastanawiam się, czy on w ogóle mnie na prawdę kiedykolwiek kochał. Może mu się tylko wydawało, że kocha, a tak na prawdę to było tylko zauroczenie, chęć przygody albo bycie ze mną, bo nie miał z kim. Coraz częściej łapię się na niezdrowych sytuacjach... Potrafię siedzieć dwie godziny i patrzeć w przestrzeń bez myślenia. Nagle się 'budzę' i orientuję się, że minęły 2h, nawet nie wiem kiedy. Zwieszam się. Siedzę w łazience lub w kuchni i mam ochotę odkręcić gaz i pójść tam spać. Ale wtedy myślę - a co z sąsiadami? Jak wysadzę budynek? Nie potrafię sięgnąć po nóż, boję się bólu fizycznego, panicznie... Boję się nałykać tabletek, że mnie odratują i zamkną w zakładzie psychiatrycznym. A ja nie chcę iść na terapię, nie mam pieniędzy, boję się rozmawiać z kimś o tym na żywo. nie chcę!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Woda niegazowana
Przepraszam, ze nie przeczytałam tresci tematu ale oczywście jednym tchem powiem zyćććc. Ja osobiscie strasznie sie boję śmierci :o

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Też się boję śmierci, ale jak sobie pomyślę, że jutro znowu wstanę po nieprzespanej nocy i znowu będę płakać i myśleć o tych wszystkich problemach to sama nie wiem, czy ten strach przed dniem następnym i następnym smutkiem jest większy od śmierci, czy nie...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pssssssssssssssssssst
Kochana,bardzo Ci wspolczuje,ale-uwierz mi-musisz isc na terapie.To w Twojej sytuacji jest jedyne wyjscie. Jesli nie stac Cie na leczenie,mozesz isc do psychologa z ubezpieczenia. A obecny Twoj chlopak nie jest wart Twojego spluniecia. Po Twojej wypowiedzi widze,ze Ciebie nie szanuje. Moze go jeszcze kochasz,ale coz warta jest milosc bez zaufania?... Taka milosc jest jak marcowy snieg. Lekkie promienie Slonca patrafia go stopic.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie chcę żyć bez niego. Chciałabym żeby był taki jaki był - tzn jaki wydawał mi się, że był: nie kłamał, nie zdradzał, nie podrywał, nie gapił się na inne, nie ukrywał nic z premedytacją... Siedzę w jego mieszkaniu i czekam aż wróci z uczelni. Siedzę i płaczę, na dodatek piję. Już w ogóle nie umiem się ogarnąć. Niby mnie przytuli, powie żebym nie płakała po czym jest zmęczony tym, że płaczę i zaczyna podnosić głos: "No przestań już płakać!". Gdyby można było cofnąć czas lub zapomnieć o wszystkim nie wahałabym się podjąć takiej decyzji... A ponieważ się nie da, to co robić... ;( Mój lekarz rodzinny to idiota, oni wszyscy są tam nienormalni. A gdzie ja mam szukać tego psychologa, psychoterapii? Jak i gdzie można się na nią zapisać, żeby nikt o niej nie wiedział??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pssssssssssssssssssst
Znajdz w swojej okolicy poradnie psychologiczna.Tam dostaniesz sie do terapeuty. Nie boj sie wszystkie dane sa utrzymywane w tajemnicy.Mam rowniez problemy natury psychologicznej i korzystam z porad terapeuty. Uwierz mi -to bardzo pomaga. Zreszta co ja Ci tu bede mowic-jestes madra dziewczyna i sama wiesz,ze bez tego w Twojej sytuacji sie nie obedzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Wiem, że powinnam... Ale strach przed tym, że bardzo długo potrwa nim zapomnę o tych wszystkich krzywdach, kłamstwach, zdradach psychicznych, złych chwilach powoduje, że nie potrafię czekać. Chciałabym, żeby mi przeszło teraz, już. Nie chcę więcej płakać... Pozdrawiam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość genowefaa
O tych wszystkich rzeczach nie da się zapomnieć, ale da się o nich mysleć bez bólu. Na to trzeba czasu. I terapii. Idź na terapię - wczesniej zaczniesz to wczesniej zaczniesz Żyć. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nie wyobrażam sobie, że mogłabym komuś opowiedzieć na głos o moich problemach - ani przez telefon, ani w oczy. ;( Jak tylko próbuję coś powiedzieć to od razu zaczynam płakać...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Teraz widzę, że ucięło mój pierwszy post. Cd. Dlaczego oni mi to robią? Co ja im zrobiłam? Zawsze staram się pomagać ludziom, nie umiałabym kogoś oszukiwać, udawać kogoś kim nie jestem. Nikogo nigdy nie skrzywdziłam z premedytacją, nie mogłabym tego zrobić. Nie potrafię od tak ranić ludzi i bawić się ich uczuciami. Może jestem za dobra?? Może też powinnam 'mieć coś za uszami', flirtować z kolegami, uśmiechać się i nawiązywać rozmowy z przystojnymi mężczyznami w pociągu, podawać mój nr gg i telefonu każdemu, kto mi wpadnie w oko - tak jak to robił mój facet w trakcie naszego związku? Może powinnam mieć tajemnice, nie mówić mu o wszystkim, nie mówić mu o tym, że były się do mnie przystawia? Zawsze o wszystkim mu mówiłam, może to błąd? Stał się zbyt pewny tego, że nie odejdę, że jestem wierna, że jestem dobra? Może powinnam pokazać mu, że mam też złą stronę? Co prawda nie mam, ale mogę się nauczyć kłamać, ukrywać i zdradzać może nie fizycznie, ale flirtami na boku w ukryciu i podrywaniu wszystkich, którzy mi się tylko spodobają? Kurcze, a może ja jestem nienormalna? Nienormalna, że nie interesują mnie inni jak z kimś jestem? Nigdy przez myśl mi nie przeszło: "Ale przystojniak idzie" jak z kimś byłam. Nigdy nie potrafiłabym obejrzeć się za innym facetem. Może powinnam się zmienić? Może wtedy mniej by bolało jak ktoś znowu by mi tak zrobił? Jestem zagubiona, zniszczona, zmęczona, źle się czuję, mam wszystkiego dość, dość samej siebie, dość chorej i zapewne udawanej miłości tylko po to, aby mieć kogoś obok...;(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość infantylna Carrie
autorko - PSYCHOTERIAPIA natychmiast. i rzuc tego dupka w cholere. to co nazywasz miloscia, jest po prostu strachem przed samotnoscia, uczepilas sie go i wydaje ci sie ze bez niego nie ma ciebie. musisz sie nauczyc szacunku do samej siebie i nabrac sil, zeby ludzie nie robili z ciebie wycieraczki. mysle ze bez psychologa sie nie obejdzie. pozdrawiam i powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Tylko, że jesteśmy rok razem i było nam dobrze do tej pory... Aż odkryłam, co ma za uszami. Nie da się tak po prostu odejść. Bynajmniej ja nie potrafię... Jestem z nim, bo go kocham, a nie dlatego, że nie poradzę sobie bez niego. Ja i tak nie radzę sobie będąc nawet z nim, więc to żadna różnica. No, jest jedna różnica - bez niego zatęsknię się na śmierć za jego ramionami... ;( Kwestia do przemyślenia: żyć, czy umrzeć. Inne już się nie liczą... Pozdrawiam...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witaj zagubiona ,przytulam Cię kochanie i powiem Ci ,że jesteś bardzo wrażliwiwa i uczciwa.Ja mogłabym być Twoją mamą i po przeczytaniu bardzo mi smutno ,że jesteś taka młoda a tak już zmęczona ,zagubiona .Koniecznie musisz iść do lekarza psychiatry po leki na depresję i nerwicę .Na wizytę możesz zapisać się w każdym mieście w przychodni psychiatrycznej bez skierowania ,można telefonicznie.Kochanie to 21 wiek i tylu jest pacjętów ,to żaden wstyd ja osobiście biorę leki bo też nie mogłam sobie poradzić jak mąż odszedł po 30 latach do prostytutki w wieku córki,biorę fluoksytynę i bardzo mi pomogła ,przestałam płakać i bardzo się uspokoiłam.Całe życie przed Tobą ,studiujesz jeden egzamin nie zaliczony to nic takiego,poradzisz sobie .Uwierz mi żaden facet nie jest wart naszych łez .Jeszcze spotkasz uczciwego człowieka a teraz zajmij się studiami a kłamcę zostaw bo zasługujesz na szczęście.Popatrz ile jest ludzi chorych dla których życie jest tak ważne pomimo bólu.Jesteś mądra i zdajesz sobie sprawę ,że rodzice żle się zachowują więdz sama zadbaj o siebie .Pisz do nas ,nie jesteś sama ,ja będę zaglądała aby dowiedzieć się na kiedy wizyta i jak się czujesz,to Ty jesteś najważniejsza ,dasz sobie radę .Pozdrawiam Cię ,do jutra.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Hej Zagubiona żyjesz ,odezwij się ,wiem jak życie boli i co przeżywasz ale wiem też ,że złe dni miną ,głowa do góry ,buziaki i czekam na wiAdomości pa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Cześć. Nie mogę się zmusić do zapisania się do specjalisty. No po prostu nie mogę! :( Na poprawę humoru się zafarbowałam. Robię wszystko, żeby nie myśleć o przykrościach. 'Wybaczyłam' swojemu chłopakowi wszystkie kłamstwa. Ostatni raz dałam mu szansę, obiecałam sobie. W tej chwili próbuję robić cokolwiek, więc tańczę... Tańczę taniec brzucha od kilku lat. Relaks...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość radzio77
wiesz aż łza się w oku kręci jak to przeczytałem , a ja myślałem że mam problemy, co ci moge doradzić to jedynie zmień chłopaka i idż na terapie u nas mało osób korzysta z takich porad u psychologa ale lepiej to zrób bo naprawdę szkoda by było żebyś sobie coś zrobiła jestes młodą wrażliwą dziewczyną i napewno ktoś to doceni , bynajmniej ja bym tak zrobił gdybym cie spotkał ,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość andrzej m
Cześć . nawet nie przeczytałem dokładnie o co chodzi. Na pewno jesteś wrażliwa. Zycie nie jest łatwe, czasami jest przyjemne innym razem pułapką bez wyjścia. szukaj tego co najlepsze idż głosem serca/ inni tez mniewaja takie problemy a nawet wieksze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×