Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Gość gazela87

wybory rodzinne i relacje

Polecane posty

Gość gazela87

Piszę na tym Forum, bo może już ktoś miał podobny problem do mojego. Jestem ze swoim chłopakiem (a właściwie to już narzeczony i prawie przyszły mąż) 7 lat. Sęk w tym, że pomimo że go kochoam to jakoś nie mogę się porozumieć z jego rodziną. Chodzi mi właściwie o jego ojca i brata oraz "konkubinę" brata.Mama Maćka jest całkiem w porządku. Moim największym koszmarem są jakieś uroczystości rodzinne, na których są wszyscy, nie mogę ścierpieć ciągłego narzekania wywlekania jakieś przeszłości i mało znaczących faktów z życia tej rodziny. Uważają się oni za pępek świata, wydaję im się, że wszyscy wokół nich to banda złodzieji i cwaniaków a oni są kryształowi. W gruncie rzeczy to zauważam, że oni też za mną nie przepadają. Kiedy o czymś rozmawiają to tak jakby mnie tam nie było traktują mnie jak powietrze. Szczególnie Szymon brat Maćka, mam wrażenie, że tak jaby mnie nawet trochę wyśmiewał, bo co tylko nie powiem to on to zaraz neguje itd. Ogólnie nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów z innymi ludźmi, ale oni to dla mnie ewenement. Konkubina Szymona to dla mnie zupełnie obca osoba, ale od kiedy tylko ją zobaczyłam to zaraz jakoś mi nie przypadła do gustu. Z jego poprzednią żoną umiałma się dogadać miałyśmy podobne charaktery i porozumiałyśmy się, ale Jadwiga, bo tak się nazywa konkubina to całkiem inna sprawa. Ja nie pochwalam związku jej i Szymona z racji tego, że pomimo że to żona wniosła o rozwód to on, mimo że początkowo chciał się nawet wieszać z rozpaczy to w ciągu miesiąca od wyprowadzki z domu zgarną sobie Jadzię. Diabeł tkwi w tym, że dla Maćka rodzina ma szczególne znaczenie. To co powie jego tata jest święte. A już najbardziej irytujące jest to, że w ich towarzystwie staje się zupełnie inny niż kiedy jesteśmy sam na szam. Przy nich staje się syneczkiem mamusi i tatusia, taki nieporadny chłopczyk, który sam i nie potrafi nic zrobić. Spotkania rodzinne są o tyle męczące, że oni nie umnieją rozmawiać jak normalni ludzie tylko krzyczą i drą się na siebie, każde z nich chce przekonać wszystkich do swojej racji. ja pochodzę z zupełnie innego domu u nas każdy ma prawo do własnego zdania i nie kłócimy się przy stole o to np w którym roku kto leżal w jaki szpitalu( tam takie kłótnie mają miejsce, bo jedna osoba twierdzi, że był to 2002 a druga 2003 rok i wywiązuje się naprawdę poważna awantura). Wydaję mi się, że kocham Maćka, ale jego rodzina i sama myśl o tym, że mogę ich spotkać przyprawiają mnie o solidny bół głowy. Czasem wydaję mi się że to nie ma sensu, bo nie można wiązać się z kimś jeśli nie do końca akceptuje się jego rodzinę, a dla tej osoby jest to coś ważnego nade wszytko. Powiedziałam Maćkowi, że nie chce uczestniczyć w tych szopkach, w których chcą oni pokazać wszystkim jaka to jest wzorcowa rodzina. I tak unikam ich jak ognia, ale on się na mnie obraża, że oni mi nic nie zrobili a ja ich nienawidzę, że nawet w święta ich nie chcę odwiedzić. Pytanie brzmi czy tkwić w tym związku i zacisnąć zęby oraz przeboleć te wszystkie uszczypliwe uwagi pod moim adresem oraz zaakceptować to ich zbiorowe furiactwo, czy też może zaoszczędzić sobie i jemu takiego życia? Proszę pomóżcie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×