Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość jabatka

mój piesek zdechł...

Polecane posty

Gość Marla123
Dziękuję za słowa współczucia. Powiem jeszcze, że strasznie boli mnie widok cierpiącej z żalu po piesku mojej 9 letniej córci. Od jej urodzenia on był zawsze przy nas, był nieodłączną częścią naszego życia. Mam nadzieję, że czas wyleczy rany i poradzi sobie z tą rozpaczą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Justyna z Opola
Ta czesc nieba nazywana jest Teczowym Mostem. Kiedy odchodzi zwierze, które bylo szczególnie bliskie komus, kto pozostal po tej stronie, udaje sie na Teczowy Most. Sa tam laki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele moga bawic sie i biegac razem. Maja tam dostatek jedzenia, wody i slonca; jest im cieplo i przytulnie. Wszystkie zwierzeta, które byly chore i stare powracaja w czasy mlodosci i zdrowia; te które byly ranne lub okaleczone sa znów cale i silne, takie, jakimi je pamietamy marzac o czasach i dniach, które przeminely. Zwierzeta sa szczesliwe i zadowolone, z jednym malym wyjatkiem: kazde z nich teskni do tej jedynej, wyjatkowej osoby, która pozostala po tamtej stronie. Biegaja i bawia sie razem, lecz przychodzi taki dzien, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje sie i spoglada w dal. Jego lsniace oczy sa skupione, jego spragnione cialo drzy. Nagle opuszcza grupe, pedzac ponad zielona trawa, a jego nogi poruszaja sie wciaz predzej i predzej. To ty zostales dostrzezony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie sie spotykacie, obejmujecie sie w radosnym polaczeniu, by nigdy juz sie nie rozlaczyc. Deszcz szczesliwych pocalunków pada na twoja twarz, twoje rece znów pieszcza ukochany leb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak dlugo opuscil twe zycie, ale nigdy nie opuscil twego serca. A potem przekraczacie Teczowy Most - juz razem... ,,,,,,

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lika25
08.10.2008 to najgorszy dzień w moim życiu. Pomimo mojego wieku , doświadczenia nie mogę sobie poradzić ze stratą mojego najukochańszego pieska Domelka. Zaczeło się 20.08.2008 Domel dostał jakiś ataków, były bardzo podobne do padaczki jednak później lekarze wykluczyli tą chorobę. Podejrzewali wylew, ale żeby to jednoznacznie stwierdzić trzeba by było zrobić rendgena głowy- w Wiedniu albo Warszawie bo jak powiedział lekarz to najbliżej. Dodam że jestem z niewielkiego miasta z Górnego Śląska. Leczenie opierało się w I tygodniu na codziennych zastrzykach na pobudzenie funkcji mózgu oraz podawaniu Luminalum na uspokojenie i wyeliminowanie kolejnych ataków. I było coraz lepiej, mój piesiu odzyskiwał wzrok, coraz lepiej radził sobie z chodzeniem, coraz częściej machał ogonkiem, przejawiał tyle radości tyle chęci do życia a ja razem z nim bo już wtedy bardzo się o niego bałam. Po pierwszej serii zastrzyków, po jakimś tygodniu od ostatniego zastrzyka znów pojechałam z nim do wet bo piesiu tracił siły witalne robił się osowiały itp. I tak przez kolejny tydzień Domelek chodził na zastrzyki przy czym lekarz użył określenia że to równia pochyła bo to jest chemia i na jedno mu pomaga a na drugie szkodzi . Ale jemu znów się poprawiło i nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam ile radości sprawi mi tym że sam poradził sobie ze wskoczeniem na łóżko. Kurcze czułam się wtedy jakbym wygrała w lotka. To był pierwszy raz po wylewie bo po nim nigdy mu się samemu nie udało tak wysoko wyskoczyć a dodam że to był mały kundelek, niektórzy mówili nawet że to taka miniaturka owczarka niemieckiego . Tydzień temu w czwartek 02.10 Domel dostał kolejnych ataków jednego wczesnym popołudniem, drugiego na spacerze wieczorem i od tego momentu było coraz gorzej. Zwiększyłyśmy mu z mamą dawkę Luminalum na 1/4 tabletki żeby te okropne ataki się nie powtarzały. W weekend mój kuzyn miał wesele ale ja co 2 godziny jeździłam do psa żeby sprawdzić jak się ma i czy czegoś nie potrzebuje. Praktycznie całą sobotę przeryczałam w ogóle nie miałam ochoty być na tym weselu, chciałam być z moją psinką która już wtedy bardzo cierpiała. Co było bardzo dziwne w jego zachowaniu to to że gdy tylko znalazł jakiś kąt, jakąś szpare między scianą a meblami wciskał się tam głęboko i nie reagował na wołania.Za którymś razem gdy wróciłam do niego nie mogłam go znaleść nigdzie w domu, Boże jak ja się wtedy przeraziłam. Ale był. Spał choć w takiej nienaturalnej pozycji w takim maleńkim kącie-sama miałam problem go wyciągnąć. zauważyłam też że Domel chyba przestaje widzieć. Niedziela jakoś minęła również piesiek się nieco uspokoił ale dalej próbował wciskać się w różne konty, unikał nas. W poniedziałek miała wolne więc mogłam cały dzień spędzić z psem i trochę go poobserwowałam. Wieczorem przyszedł kryzys. Nie chciał leżeć cały czas dreptał, chodził w kółko, wchodził w ściany, meble nie można go było uspokoić. We wtorek znów do wet, podał mu 6 zastrzyków postawiłam go u niego na podłodze bo dostał bardzo bolesny zastrzyk w nóżkę i on jak szalony dosłownie wbił się pod kaloryfer a scianę i ani ja ani wet nie mogliśmy go wyciągnąć, strasznie wtedy "płakał" bo to nie było wycie. Boże serce mi wtedy pękało,lekarz powiedział żebyśmy przyszły jutro na kolejny zastrzyk a dziś powinno mu wszystko przejść.Dodam jeszcze że już na pierwszym badaniu wet powiedział że nie podoba mu się za bardzo brzuch Domelka bo jest cały czas mocno napięty. Ale tylko tyle cały czas skupiony była na podleczaniu skutków wylewu.Ale wtorkowy wieczór i noc były straszne te zastrzyki nie tylko nie pomogły mu ale miałam wrażenie że jest jeszcze gorzej,moja niunia szalała po kątach płakał zaczął siusiać pod siebie. Wytrzymywał na rękach chwilke apotem się wyrywał. Chyba wtedy już nic nie widział. W środę w pracy cały czas byłam na tel. zwolniła się z pracy gdy tata powiedział mi ze jest źle coraz gorzej. Gdy przyjechałam Domel tak jakby zupełnie nie panował nad tym co robi, wzięłam go spacer gdy znosiłam go na dól na rekach jego maleńka śliczna główka zaczęła się wtedy odchylać do tyłu zaczął zamykać oczy. Byłam przerażona, nie mogłam powstrzymać łeż, byłam przekonana że to już, że to koniec ale po chwili było znow ciut lepiej. Gdy mama wróciła z pracy pojechałyśmy znów do wet ale już wtedy czułyśmy że to chyba już ostatni raz.Opowiedziałyśmy wszystko lekarzowi i zapytałyśmy co jeszcze możemy zrobić że pieniążki w tym wypadku nie graja żadnej roli i że oddamy wszystko żeby tylko Domelek był zdrowy. Ale on spojrzała na nas i rozłożył ręce powiedział że wszystko co było możliwe zostało już zrobione. I wtedy już wiedziałyśmy....tzrba go uśpić i to najlepiej już bo on starsznie cierpi, nie tylko z powodu braku wzroku, nie tylko z powodu braku możliwości utrzymania równowagi, utraty słuchu lub/i "świadomości" (w ogóle nie reagował na swoje imię i na wołania, na głosy, na odgłosy), nietrzymania moczu itd ale było coś jeszcze coś w jego maleńkim brzuszku, coś co było od początku nie tak. Domelek umarł na moich rękach, moja mama wyszła nie mogła być przy tym a ja nie mogłam go zostawić. Powoli osuwał się, płacząc coraz ciszej aż usnął...potem drugi zastrzyk i z nim mój świat się zawalił,dziś mija drugi dzień a ja ciągle płacze nie mogę znaleźć sobie miejsca, nie chce mi się wracać do domu . Każdy kąt w domu kojarzy mi się z moją psinką, Był ze mną 12 cudownych lat, całe życie oddany, wierny i kochający. A ja teraz gdy go już nie ma mam przeogromną ochotę go przytulić pogłaskać usłyszeć na podłodze jego kroki. Boże nie radzę sobie, oddała bym własne życie żeby go uratować. Moja mama, mój tata ja i moja siostra która niedawną się przeprowadziła do Częstochowy straciliśmy kogoś kto był dla nas jak brat, jak syn. I nigdy już nie będzie tak jak kiedyś...NIGDY

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Marla123
lika25 bardzo ci współczuję bo wiem co czujesz. Ja i moi bliscy przeżywamy to samo. Straciliśmy kogoś bardzo nam bliskiego, wiedzieliśmy że kiedyś ten okropny i straszny dzień nastąpi ale zawsze uważaliśmy że to nie teraz i że mamy jeszcze sporo czasu. Niestety stało się najgorsze. Wciąż czujemy ból, żal i ogromną pustkę w sercu... Pomóc może tylko czas, kiedyś znowu zaczniemy się przecież uśmiechać mimo, że serce będzie pamiętać tą naszą kochaną psinę. Trzymaj się nie jesteś w tym bólu sama

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Justyna z Opola
JA ZACZYNAM; A O TO MODLITWA W INTENCJI PSÓW: Panie Boże nie jestem aniołem niewielu jest takich na tym świecie może ci,co na ziemskim padole pokochali zwierzęta i dzieci Panie Boże powiedziałeś ,,proście,, rzekłeś ,,proście,, a będzie wam dane wiesz, że wczoraj po tęczowym moście szedł do ciebie mój pies ukochany Panie Boże poznasz go z łatwościa miał śerść jedwabistą cztery łapki ogon proszę ,o Panie zawołaj go głosno bo miał w zwyczaju nie słuchać nikogo Panie Boże nie proszę dla siebie daj mu jakąś przyjazną osobę by smutny i głodny nie był i żeby przy kimś bezpiecznie mógł zasnąć Panie Boże a gdy tak się stanie że i mnie zabrać stąd będzie tarzeba pozwól by wyszedł mi na spotkanie gdy ja będe wędrować do nieba... PROSIMY!!!!!!!!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Justyna z Opola
Kochamy nasze pieski przez całe ich życie. Gdy są grzeczne i gdy rozrabiają, gdy kładą nam głowę na kolanach i gdy pogryzą nam buty. Niestety często te kochane i uwielbiane odchodzą od nas, chorują bądź po prostu dochodzą już do kresu swoich dni. Przenoszą się do krainy szczęśliwości, gdzie ogonki merdają im wesoło całe dnie. Ich wspomnienie żyje ciągle w naszych sercach. Podziel się nim i uwiecznij tutaj swojego najwierniejszego przyjaciela. Justyna........... Nie kochalam i nie kocham nikogo tak mocno jak moja najsliczniejsza Jaminczke Akse...To nie byla suczka to byla moja coreczka,,,,,, Jestem sama pomimo ze mam wokolo siebie tyle bliskich znajomych przyjaciol...... Nie macie pojecia za czym teskinie najbardziej,,,,za jej zapachem..... Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lika25
Dziękuje Justynko, dziękuję Marla. Dziś mija trzeci dzień od tamtego momentu, a ja w ogóle nie czuje się lepiej. Wczoraj gdy wróciłam z pracy i nikogo nie było w domu, nikt nie wybiegł mi na spotkanie znów niemalże wpadłam w histerie.Płakałam jak opętana-to przez tą pustkę, a gdy na podłodze w koncie zauważyłam pod światło odbitą łapkę Domelka.....przepraszam nie mogę........

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość anietka
moj ukochany Rufi odszedl w poniedzialek 1 grudnia po 16-tej. mial 15 lat i byl zdrowy i bardzo energiczny. tydzien wczesniej nagle bardzo mu sie pogorszylo, moja siostra byla u weterynarza codziennie, dostawal kroplowki odzywcze, sterydy. mial bardzo zle wyniki badan krwi, podejrzewano raka watroby. bardzo powiekszyl mu sie brzuszek i nie mogl sam wychodzic na dwor... mial miec robione usg we wtorek i juz nie doczekal. ja jestem w usa od pieciu lat i jest mi bardzo ciezko, ze go tak dlugo nie widzialam i ze juz nigdy nie bedzie mnie mogl przywitac i ze nie moglam sie porzegnac:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dołączam
23:46 missya Mój Brutusek miał 8 lat , zmarł 2 dni temu . Na początku był to niewielki guzik taki tam mięśniak niby nic , a się okazało po wielokrotnych wizytach iż jest to nowotów. Robiliśmy wszystko aby go uratować , woziliśmy od jednego weterynarza do drugiego ale bez skutków . Nowotów zaczął bezlitośnie atakować łapki , żołądek itd. Leżał na łóżku i błagał swoimi cudnymi oczętami pomóżcie mi ja tak cierpię . W nocy zaś skomlał z bólu aż serce się krajało . Jednakże po ostatniej wizycie u weterynarza rokowania były nie dobre ....... powiedział że jeżeli będziemy go dalej faszerować chemią to będzie bardzo cierpiał . Decyzja była nie odwołalna nie chciałam wraz z rodzicami aby Brutalek cierpiał i postanowiliśmy ulżyć mu w tym cierpieniu . Nie wiem czy dobrze zrobiliśmy , ciągle kłębią mi się myśli a może by przeżyła a może by lepiej było chociaż lekarz powiedział że nie ma szans . Dziś jest drugi dzień jak nie ma z nami Brutuska tak jest smutno bez niego , nikt z nas nie może znaleść miejsca , czuje się pustkę . Nie wita nas jak wchodzimy do domu , nie czeka już na nas , nie merda swym pięknym ogonkiem , nie przyjdzie , nie przytulimy już go , nie ucałujemy , nie pogłaszczemy po brzyszku , nie ma tej biało - czarnej mordeczki która zawsze była z nami . Tak nam jego brakuje że się go szuka po katach . Mam nawet myślała że biega po podwórku ale to nie on . Odszedł na zawsze pozostał po nim tylko kocyk i piłeczka. Brutusku tak nam TĘSKNO za Tobą Tak bardzo Cię Kochamy Zawsze będziesz w naszej pamięci , bo nikt Ciebie nie zastąpi żaden inny piesek . Pisząc to łzy mi się cisną po policzku . Wiem że to zwierze ale wkońcu to był członek rodziny , to był nasz przyjaciel . Leży pod brzuską u babci , zawsze tak lubił biegać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lika25
Za kilka dni minie trzeci miesiąc odkąd nie ma go z nami. Dla mnie minęła już cała wieczność. Ciągle za nim tęsknię. Mam kilka jego zdjęć ustawionych w ramkach i wspomnienia i tylko tyle.... Strasznie mi go brakuje....i wiem też, że żaden piesek nie zastąpi mi Domela. W drugi miesiąc po odejściu mojego przyjaciela mój szef przyniósł nam małego niespełna dwumiesięcznego rottweilera. Wybrałam jej imię i spędzam z nią 8 godzin dziennie, nie wiem czy ona czuja ,że ja straciłam niedawno pieska bo ciągle przesiaduje pod moim biurkiem, kręci się wokół mnie...ale to nie jest mój Domelek, choć już zdążyłam ją pokochać to nigdy mi go w żaden sposób nie zastąpi. Tak sobie teraz myślę jakby cudownie było wyjść z Domelkiem teraz na spacer on tak bardzo lubił śnieg....Niestety już nigdy tego nie zrobię.....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Blondette
Mój piesek też umarł 4 dni temu.Wcale sobie nie radze.Płacze cały czas,nie moge nic robić.To jakby umarła część mojego serca.Ostatnio myślę tylko o tym zeby popełnic samobójstwo,zeby nie cierpieć,żeby nic już nie czuć.Przy życiu trzyma mnie mama,tata,babcia,dziadek,ciocia.Poprostu wszyscy to dla nich nie popełnię samobójstwa.Mój psiaczek żył prawie 3 latka.To strasznie mało.Nie wytrzumuje z faktem ze mógł żyć jeszcze conajmniej 10.Wpadł pod samochód i to jeszcze wtedy był u mojej babci.Ja nic nie widziałam nie byłam przy tym jak ten samochód go uderzył,ani jak musiał być uśpiony,żeby nie cierpieć.Coś mu pękło w środku,był sparaliżowany.Tak bardzo chciałabym cofnąć czas nie zotawiac go u babci nawet na te pare dni.Winię siebie.Nigdy nie straciłam nikogo z rodziny,więc nie wiem co będzie ze mną jak tak się stanie.Umarł pies,przez to ja też umieram.Tak bardzo go kochałam.Zrobiłabym dla niego wszystko.Wolałabym,żeby mi się coś stało niż jemu.Ja wiem,że wiele psów ginie i to przez te przeklęte samochody.Nie umiem wrócić do normalnego życia bez mojego najukochańszego psa..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Justyna z Opola
Wiersz...Gdy odejdzie twój Pies...:( Wróć do listy tematów ღஜღღஜღ Gdy twój pies odejdzie, będziesz szukał go wszędzie. Lecz pewnego dnia poznasz, że tak nie można. Bo ten pies, Ciągle przy tobie jest. A gdy Ty już pójdziesz do nieba, Weź ze sobą kawałek chleba, i kiełbasę, może szynkę, by nakarmić swoją psinkę. Spotkasz się z tym psem któregoś dnia. Więc zanim twój pies odejdzie, powiedz mu że go kochasz, że nigdy nie będziesz szukał go już wszędzie i że nigdy nie chciałeś go zbić, że nie chciałeś nigdy też nakrzyczeć na niego, zabić go też nigdy nie chciałeś... ...i ten pies wysłucha tego, będzie ci wierny też po śmierci. To jest wiersz dla każdego psa i właściciela. Ode Mnie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magdaasia
O 20.30 zostanie uspiony moj piesek, moja psinka z ktora dorastalam. Nie ma mnie przy niej, jestem za granica. Mam prawie 30 na karku a siedze i rycze jak male dziecko, nie mam nawet z kim pogadac bo od rodzicow nie chce odebrac telefonu bo wiem jak to bedzie wygladac, bedziemy sobie z mama do sluchawki ryczec. Kontaktuje sie z nimi tylko smsowo, moze nawet mysla ze sie nie przejmuje. Nigdy nie czulam takiego bolu po czyjejs smierci jak teraz :( A teraz patrzen na zegarek i rycze coraz bardziej. Jak ja to przezyje? :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magdaasia
I ciesze sie ze mnie nie ma przy niej, nie znioslabym tego, wiem to egoistyczne ale nie wiem ile prochow uspokajajacych musialabym wziasc. To byla jamniczka miniaturka, bardzo madra, z charakterkiem, obrazalska i spryciara, miala wlasne drogi ale jak plakalam przychodzila do mnie laszac sie i lizac po twarzy, w nocy zawsze wslizgiwala sie do mnie pod koldre, ciepluch z nije straszny. Juz nie raz miala ropomacicze ale z tego wychodzila. Teraz nic nie pomoglo a ona cierpi strasznie, lekarz nie widzi wyjscia, ona ma juz 14 lat i od 6 lat jest slepotka kochana... Nie moge :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jesiotr akurat przeplywajacy
Ten topik zawsze wzbudzal we mnie chec przytulenia osob zegnajacych sie z najlepszymi przyjaciolmi. Tule Ciebie , magdaasia, chociaz wiem, ze w tej chwili wszystko Ci jedno i rozumiem to❤️ Trzymaj sie, kobieto, mimo wszystko masz dobrze - mialas PRZYJACIELA, masz i bedziesz miala wspaniale wspomnienia. Bol mija... daj czasowi czas :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość magdaasia
Dziekuje. To jest straszne, czemu to jest az tak straszne i bolesne :( Jak sobie pomysle ze 3 tyg temu przytulalam sie z nia, a teraz jak za jakis czas znow przyjade do domu rodzicow i jej tam nie bedzie, nie bedzie jej lozeczka :( mam nadzieje ze ten czas naprawde mi pomoze :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moj pies ma 16 lat, wabi sie TARZAN. Jest to mieszaniec, umaszczenie owczarka, a budowa ciala labrador. Jest bardzo spokonym i wyrozumialym psem. Niestety ma raka pluc. :( Minol jakis miesiac po jego diagnozie. Dostaje tabletki przeciw bolowe i sterydy. Weterynarz powiedzial ze w jego przypadku tylko chemia jest ratunkiem, ale on ma 16lat i to moze byc dla niego ciezkie. Teraz ma problemy z tylnymi lapkami (bezwladne), ale caly jest slaby... nie ma sily nawet podniesc lebka. Ale jak ktos wejdzie na posesje to szczeka. :) Szkoda mi go... Wolalbym zeby sam umarl...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pusta-w-srodku
moja ukochana malutka odeszla w grudniu. wczesniej niez astanawialam sie nad tym w jaki sposob ją kocham. wiedzialam ze kocham ponad zycie, ponad siebie i dla jej szczescia bylam gotowa zrobic wszystko dlugo to do mnie niedocieralo, to byly slowa, ktorych nie czulam. kiedy minąął szok, zaczal sie prawdziwy koszmar w koncu dotarlo do mnie, ze kochalam i kocham ją miloscia, taka jaka matka kocha dziecko przez pierwsze miesiace myslalam tylko o tym, by odejsc jak najszybciej zebysmy znowu byly razem. tesknota doprowadzala mnie do obłedu, ale tak panicznie sie balam, i tak bardzo nie chcialam zapomniec z naszego wspolnego zycia ani jednej chwili, ze o niczym innym nie myslalam, tylko wspominalam. rozdrapywalam tą rane na wszystkie strony bo nie chcialam czuc sie dobrze minelo kilka miesiecy, a ja nadal codziennie placzę, choc teraz staram sie tego nie robic. ona jest caly czas blisko i patrzy na moje cierpienie. a bylam i wciaz jestem dla niej calym swiatem, zroumialam ze kiedy widzi moje lzy i nie moze podejsc, przytulic sie, to cierpi podwojnie, ta jak ja cierpialam patrzac na jej bol mamy jeszcze jedna jamniczke. traktowalam ja- jest, bo jest. i tyle. ale ta mala zaczela do mnie przybiegac i pocieszac mnie, za kazdym razem, kiedy uslyszala moj placz i w koncu otworzyla sobie droge do mojego serca. zycie jest niepowtarzalne i nikt nie jest w stanie nikogo zastapic. ale terazz nowu mam z kim zasypiac i nie budze sie sama nowy piesek, to dobry pomysl, ale nie od razu. najpierw trzeba przezyc w pelni swiadomie tą koszmarnie bolesna strate. chcialam jeszcze jednego pieska. chcialam go natychmiast. ale jeszcze nie czas na to. na mojej twarzy dopiero zaczal czasem pojawiac sie usmiech

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kwiecien 2004

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do niedawna wierzylam, ze cos ze mna jest nie tak, ze jestem nienormalna a moje uczucia sa chore. w grudniu zawalil sie moj caly swiat. minely miesiace a ja wciaz nie potrafie bez niej zyc zrobilam sie obojetna na wiele rzeczy i ciagle czekam, czekam, czekam... tak jakby to bylo \"tylko na jakis czas\" czas ktory trzeba przeczekac a potem juz bedziemy razem. kiedy mama przyniosla ta tragiczna wiadomosc, chcialam sie zabic, by isc do niej by byc przy niej.. i z nią wysypalam tabletki jeszcze tylko chwila.. i bedziemy razem ale zaczelam myslec co sie dzieje z duszą samobojcy. przez lata sporona ten temat slyszalam i pojawil sie lęk, ze jesli to zrobie, to byc moze juz nigdy nie bedziemy razem

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kwiecien 2004, czy Ty chciales/chcialas cos napisac? bo chyba nie zrozumialam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Anq25
znam te uczucia...minely miesiace a wciaz mi go brakuje:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niestetty taki urok kochania
ehhh niestetey tak to jest....u mnie koty są od zawsze, jedne krócej inne dłużej ale za każdym razem jest strasznie jak następuje koniec, jedna kotka żyła 18 lat ( jak ja sie urodziłąm to miała kilka lat) więc była praktycznie od zawsze był też kot który zachorował, inny zginął w wypadku, aż nie chce myśleć bo teraz jeden z kotów w domu( syn tej kotki która żyła 18 lat) ma 16 lat...póki co jeszce się w miare trzyma:) Mam nadzieje ze tak pozostanie jak najdłuzej ale jak tak sobie pomysle że troche lat już ma to płakac mi się zachciewa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak mnie dziś wzięło . . .
Barbara Borzymowska " To tylko pies " To tylko pies, tak mówisz, tylko pies... A ja ci powiem Że pies to czasem więcej jest niż człowiek On nie ma duszy, mówisz... Popatrz jeszcze raz Psia dusza większa jest od psa My mamy dusze kieszonkowe Maleńka dusza, wielki człowiek Psia dusza się nie mieści w psie I kiedy się uśmiechasz do niej Ona się huśta na ogonie A kiedy się pożegnać trzeba I psu czas iść do psiego nieba To niedaleko pies wyrusza Przecież przy tobie jest psie niebo Z tobą zostaje jego dusza * * * Dokąd idą psy gdy odchodzą? No bo jeśli nie idą do nieba To przepraszam Cię Panie Boże Mnie tam także iść nie potrzeba. Ja proszę na inny przystanek Tam gdzie merda stado ogonów Zrezygnuje z anielskich chórów tudzież innych nagród nieboskłonu. W moim niebie będą miękkie sierści Nosy, łapy, ogony i kły W moim niebie będę znowu głaskać Moje wszystkie pożegnane psy. http://www.youtube.com/watch?v=-aycREqGTZU

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość opowiem Wam cos
Moja znajoma miala malenka ratlerke.Piesek mial ok 4 lat.Bardzo chciala (znajoma oczywiscie) zeby sunka urodzila szczeniaczki,mowi sie ze piesek chociaz raz powinien miec potomstwo,nie wiem ile jest w tym prawdy.Probowala ja dopuscic,za ktoryms razem udalo sie,zaszla w ciaze z malenkim ratlereczkiem.Ciaza rozwijala sie dobrze,piesek mial apetyt i gruby brzuszek.Termin porodu przypadal na minione wakacje.Nic nie zapowiadalo tragedii.Znajoma spedzala cale dnie na dzialce,piesek z nia.Wozila ja w torbie zeby sie nie meczyla.Wieczorem sunka chodzila niespokojna,krecila sie,wydawalo sie ze zbliza sie porod-zostaly 2-3 dni. Znajoma czuwala przy niej,nic dalej sie nie dzialo polozyla kocyk pieska kolo swojego lozka i w koncu poszla spac.Rano przezyla szok-suniulka nie zyla.Czarna rozpacz.Nie wiedziala co sie stalo,poszla do zaprzyjaznionego weterynarza i poprosila zeby przeprowadzil sekcje,nie dawalo jej to spokoju,bardzo chciala wiedziec co sie wydarzylo.Okazalo sie ze serduszko pieseczka nie wytrzymalo obciazenia jakim byla ciaza. Sunia miala 4 pieski,za duzo i za duze jak na taka rase.Prawie napewno trzeba by bylo robic cesarke.Lekarz stwierdzil ze nie zaczela rodzic przed smiercia ale porod byl blisko. Jedyne wyjasnienie calej tej tragedii sprowadza sie (moim zdaniem) do tego ze po stronie pieska lub suczki musialy byc zamieszane rasy lub wieksze osobniki.Ktores musialo miec geny jakiegos wiekszego przodka. Nie dopuszczajcie na wlasna reke pieskow,zwlaszcza takich malych ras.Moja znajoma do dzis ma pretensje do siebie ze chciala miec szczeniaczki a stracila ukochanego przyjaciela.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×