Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość ciekawa mama...21

Jak ogólnie wspominacie poród

Polecane posty

Pierwszy poród miałam przedwczesny i do tej pory mam uraz, w trakcie umarła moja córeczka. Tego jak byłam traktowana w czasie tamptego porodu wolałabym nie pamiętać... Ale pamiętam. Przed drugim porodem od razu wiedziałam że chcę męża przy sobie- nie żeby uczestniczył w tym, tylko żeby był przy mnie, dziecku i żeby zareagował jak coś będzie nie tak. Miałam pessar, groził mi poród przedwczesny, pessar zdjęli 2,5 tyg. przed terminem i byłam pewna że szybko pójdzie- po miesiącach leżenia wróciłam do seksu, spaceru, zakupów... A tu guzik. W noc przed terminem łapały mnie pierwsze, bardzo nieregularne skurcze- pół nocy przesiedziałam w nerwach, potem uznałam że przynajmniej odpocznę. Rano znów chciałam się zdrzemnąć- obudził mnie mój ojciec z niezapowiedzianą wizytą. Po południu coś mnie zabolało- położyłam się, bo bolały plecy, a tu pierwszy skurcz, drugi- przy trzecim takie wyraźne "pyk" i już wiedziałam, wstałam i wody pociekły mi do kolan. Chciałam zadzwonić po męża- nie odbierał, dzwonię do teściowej (myślałam że jest u niej)- akurat mnie skurcz złapał i usłyszała tylko moje jęczenie. Przyleciała momentalnie ;) Mąż wrócił, powiedziałam że jedziemy, jeszcze dzwonił do szpitala pytać czy aby na pewno można taxi jechać (chciałam do konkretnego szpitala i nie wiedziałam jak to karetką załatwić). Pani w szpitalu stwierdziła że spokojnie można, bo to potrwa godzinami jeszcze :) W taksówce miałam skurcze co 3 min, taksówkarz cały mokry i w nerwach. Przy każdym skurczu (leżałam) wywalałam nogi na okno, oparcie i zaczynałam przeklinać... Jak mąż zapytał czy może coś zrobić, to się wydzierałam że mógł 9 m-cy wcześniej pytać :) Pod szpitalem maż poleciał po wózek, a ja siedziałam w taksówce na czworakach i oświadczyłam że się nie ruszę. W końcu się wytoczyłam, mąż mnie wiezie na porodówkę, panie z takim przekąsem: "no, daj tu panią SKORO TWIERDZI ŻE RODZI" (pewnie każda tak mówi). Jak mnie zbadały przestały żartować, miałam 6 cm. rozwarcia ;) Dopiero po porodzie dowiedziałam się że miałam zielone wody, mąż widział ale nie mówił żebym się nie denerwowała. Zrobili mi szybko usg, w tym czasie mąż zajął się papierkami- jedyna fromalność jaką miałam do załawienia to było podpisanie zgody na informowanie go. Żeby było ciekawie- miałam ze sobą starsze badania czy akt ślubu, a książeczkę ciaży i grupę krwi zostawiłam w domu w torbece, bo przed porodem ponoć trzeba przy sobie nosić... Potem badanie ktg- wspominam najgorzej z całego porodu, skurcze miałam niesamowicie bolesne, mąż przydał się bo wycierał mi twarz ręcznikiem i podkładał rękę do gryzienia ;) Ale leżenie na plecach to najgorsza możliwa pozycja, tylko w klęku podpartym czy w siadzie było mi lżej. Po ktg położna mnie zbadała- niesamowita babka, rozłożyła podkład na podłodze, pozwoliła klęknąć i się oprzeć tylko dlatego żeby mi ulżyć, siadła przy mnie i tak mnie zbadała. A że krzyczałam na zmianę banalne teksty "ja już nie mogę" i "dajcie mi znieczulenie", to usłyszałam że mam teraz 10 cm., idziemy na porodówkę i zadnego znieczulenia nie dostanę :) W sumie od pierwszego skurczu w domu upłynęły dwie godziny. I tu skończyły się złe doświadczenia. Na porodówce miałam genialną położn,a lekarz taki sobie ale nie bardzo się odzywał to co mi szkodzi. Położna wytłumaczyła jak przeć, bardzo mi pomogło jak powtarzała że robię to dobrze i to że lekarz po każdym skurczu słuchał tętna dziecka- ja je słyszałam i wiedziałam że z małym jest ok :) Cztery czy pięć skurczów partych- które wcale mnie nie bolały, chyba w szoku byłam, krojeniena krocza- też niebolesne, bo na skurczu (wyjaśnili po co to i pytali o zgodę). Wyciągnęli małego, położyli na moment na brzuchu- a ja byłam zdziwiona tym że jest rudy (zakrwawiony był, ale nie zajarzyłam :) ). To była moja pierwsza reakcja na dziecko. Rodzenie łożyska- jeden niebolesny skurcz, łożysko jest miękkie więc żaden wysiłek. W sumie druga faza trwała 10 min. Szycie krocza- w znieczuleniu, bolało minimalnie, ja ukłucie w rękę małą igłą, nie miałam na co narzekać, marwtiłam się czy mąż za mną dziecko- właśnie na korytarzu spotkała nas teściowa która znajdzie ubranko dla synka. Cała się trzęsłam, wywieźli mnie na salę, dojechała z brakującymi dokumentami za nami- lekko zdziwiona że dziecko już na świecie ;) Na sali poporodowej, podobnie jak dziewczyna wyżej, myślałam tylko o tym że to moje dziecko- nie docierało do mnie, że już zawsze przy mnie będzie. Teraz mi się to wydaje głupie, ale wydawało mi się że mały powinien wyglądać inaczej- miał piękną, gładką, różową skórę, żadnych zmarszczek czy potówek, ale miał tak chude łydki że aż łukowate, duże stopy, strasznie spiczastą głowę i spuchnięty jak bokser nos. Nie docierało do mnie że to z nim tylke miesięcy gadałam, że to on mnie kopał, siedział zwiniety pod żebrami... Opieki nad noworodkiem w szpitalu i "pomocy" personelu nie wspominam miło, ale to już nie było ważne... Dwie godziny po porodzie poszłam z mężem pod prysznic, ogólnie czułam się lepiej niż przed porodem bo ciążę znosiłam bardzo źle. Wolałam żeby bolało mnie krocze niż plecy, nogi, żebra... Pierwszej nocy po porodzie obudziłam się mocno przestraszona bo bardzo mnie bolał brzuch, złapałam się za niego... i dopiero jak popatrzyłam na kuwetę z synkiem to zorientowałam się że brzucha już nie muszę chronić. Ale jeszcze kilka razy zdarzało mi się, jak byłam mniej przytomna, że leżałam i myślałam o kopniakach dziecka albo zasypiałam z ręką na brzuchu...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
kobitko,nie potrzebne Tobie takie wiadomości,każda inaczej rodzi i Ty myśl,że będzie DOBRZE:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość ciekawa mama..21
up:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×