Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość zaczynajaca sie bac

porod w Jeleniej Gorze

Polecane posty

Gość Jeleniogóralka
Nie miałam wówczas porównania. Całą ciążę miałam prowadzoną w Warszawie, toteż nie mogłam kierować się obecnością lekarza prowadzącego ciążę, bo go po prostu nie było ani w JG ani w Kowarach. Strasznie żałuję, że nie posłuchałam głosu rozsądku po przeczytaniu opinii benitulkaaaa, która tak przekonywująco opisywała JG. Obiecałam sobie więc, że tu opowiem jak było w Kowarach. Bardzo się wahałam, z racji tego personelu w JG, który był naprawdę fantastyczny, ale jednak zaryzykowałam Kowary (ze względu na upały, poporodową salę rodzinną i obietnicę gazu rozśmieszającego). Czekało mnie wielkie rozczarowanie. Do Kowar trafiłam w środku nocy z niedzieli na poniedziałek, wypełniłam plan porodu. Już po przyjęciu czułam, że to był błąd i jeśli nie urodzę w ciągu 3 dni to wrócę jednak do JG. Niestety następnej nocy zaczęłam rodzić. Nie odeszły mi wody. Kiedy bóle były już bardzo silne i kiedy zaczęłam lekko krwawić zdecydowałam się, obudzić kogoś z personelu. Chciałam dostać nospę (nospa pozwala sprawdzić czy skurcze są porodowe czy tylko przepowiadające, bo na porodowe nie działa) Nie od razu mi się udało kogoś obudzić- dopiero po pół godzinie ktoś usłyszał pukanie. Wyjrzała jakaś „pani” (bo w tej chwili mam wątpliwości, czy to była położna) popatrzyła na mnie i powiedziała, że nie wyglądam na rodzącą i żebym zmierzyła częstotliwość skurczów przez godzinę i ewentualnie wróciła, jeżeli skurcze będą idealnie regularne tzn co 5- 6 minut. Skurcze były co 6 minut, więc po godzinie do niej wróciłam. Wtedy podłączyła mnie do KTG i stwierdziła, że skurcze są tylko na 40 % więc powinny być 2 razy mocniejsze, żeby można było mówić o porodzie, po czym wysłała mnie z powrotem do sali na oddziale dla ciężarnych. Ginekologicznego badania nikt nie zrobił. To była najgorsza noc w moim życiu. Spałam na siedząco, a co 6 minut stawałam na baczność, bo wyrywał mnie ze snu okropny ból skurczu. Zaciskałam zęby, żeby nie krzyczeć i nie budzić pacjentki obok która była dopiero na początku ciąży (wiadomo jaki jest pierwszy trymestr). Miałam nadzieję, że o ósmej będzie obchód (tak jak w JG) i wtedy ktoś mnie weźmie na badania, ale, jak się później okazało, obchód mógł być nawet po 10. Rano byłam cała załzawiona, zaryczana, a moja „współspaczka” z sali poszła zgłosić, że chyba jednak zaczęłam rodzić. Mówiłam jej, że to nie wiele da, ponieważ wody mi wciąż nie odeszły, a położna mówiła, że jeszcze nie rodzę, więc czekam na obchód … albo na wody. Faktycznie – „współspaczka” wróciła po chwili, mówiąc, że chyba na nikim to nie zrobiło większego wrażenia. Dopiero, gdy przyszła pani z zupą mleczną i spojrzała na mnie stwierdziła, że chyba powinnam być na porodówce – nie wiem czy to przypadkiem nie ona powiedziała coś personelowi, bo dopiero po jej zniknięciu pojawiła się położna (ta z dyżuru nocnego) i rzuciła, żebym wobec tego poszła do pani doktor na badanie. Miałam wrażenie, że w jej oczach jestem histeryczką… jak każda pierworódka. Doczłapałam do gabinetu. Pani doktor stwierdziła pełne rozwarcie – wysłała mnie natychmiast na porodówkę. Spytała jeszcze czy mam spakowaną torbę, oczywiście nie miałam. Wobec tego poproszono znów moją „współspaczkę”, żeby mnie spakowała, bo ja W TEJ CHWILI mam iść na górę na porodówkę piętro wyżej. Zadzwoniłam jeszcze do męża, na co położna (już inna) która wskazywała mi drogę na porodówkę, krzyczała przerażona, żebym się pospieszyła, bo jej jeszcze na schodach urodzę. Gdy trafiłam na porodówkę nie było dla mnie foteli do rodzenia, więc musiałam na takim zwykłym łóżku poczekać aż coś się zwolni, bo położna z porodówki (akurat ta była ok) stwierdziła, że nie jest w stanie z takiego łóżka odebrać porodu. Nie zrobiono mi lewatywy, o którą prosiłam w planie porodu (było za późno). Nie dostałam gazu rozweselającego. Nie było możliwości (wbrew temu co piszą na stronie) rodzenia w wodzie (ale to akurat wiedziałam wcześniej). Wody mi nie odeszły, więc przebito pęcherz płodowy mechanicznie (najgorszy ból z całego porodu i w ogóle chyba w całym moim życiu). Po 2 godz. rodzenia podano mi oksytocynę i wreszcie urodziłam - zdrowe dzieciątko. A 2 godz. po porodzie, po zszyciu pękniętego krocza musiałam przejść do sali poporodowej na drugim końcu korytarza- tym razem prowadzona przez położną za rękę, w razie gdybym zasłabła, bo „poprzednia już zemdlała”. Nie dostałam sali rodzinnej – była zajęta. Z mojej sali poporodowej bez przerwy wypraszano mi gości – nie mógł przebywać w niej jednocześnie mój mąż z moją mamą czy z teściową czy z przyjaciółką, która jest położną. Odwiedziny były do 18. Dzieci z sal się nie wyprowadzało (w JG można było spacerować po korytarzu z dzieckiem, mężem i całą obstawą). Położne w ciągu 3 dni umyły dziecko tylko raz-po porodzie. Dalej musiałam radzić sobie sama… Miłe były tylko MŁODE położne i ta jedna brunetka która odbierała mój poród, a także salowe, czy te panie które noszą posiłki. Tak więc w papierach mam napisane, że trafiłam na porodówkę w drugiej fazie porodu, co nie byłoby straszne, gdyby nie fakt, że byłam przecież od doby w szpitalu PIĘTRO NIŻEJ. PO TO byłam w szpitalu, by się mną odpowiednio zajęto od POCZĄTKU PIERWSZEJ FAZY, by być pod fachową opieką, gdy tylko się zacznie, a nie z pełnym rozwarciem biec na łeb na szyję na porodówkę, bo według położnej nie wyglądałam na rodzącą. Dla szpitala –wstyd. Zatem z mojego punktu widzenia Kowary to był błąd i nie polecam, tym bardziej, że wiem jak miłe i kompetentne osoby pracowały w szpitalu w JG. W JG badania były codziennie, KTG co kilka godzin, nawet w nocy i nie trzeba było na nie chodzić do innego pomieszczenia, sprzęt był przy łóżku. O wszelkie wątpliwości można było pytać bezpośrednio dyżurującego lekarza. Badający mnie lekarze: doktor Bogdan Kunkiewicz i doktor Anna Jabłońska byli bardzo mili, delikatni, pogodni, wszystko tłumaczyli i bardzo uspokajali. Po prostu czułam się bezpiecznie. Uznałam jednak, że jeśli to jest ta słynna „znieczulica w JG”, o której się tyle nasłuchałam i naczytałam, to Kowary muszą być istnym rajem na ziemi. Założyłam, że w Kowarach również może być tak miło…w końcu tam też nikogo nie znałam. Myliłam się. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wiadomo, co by było, gdybym na poród została w JG; może ta „znieczulica” okazałaby się prawdą, ale wątpię; różnice mentalności wyczuwało się już od samego przyjęcia do szpitala i to na niekorzyść Kowar. Uważam, że „rodzenie po ludzku”, o którym tak się dużo mówi, to nie tylko samo wypychanie dziecka na świat, ale także wszystkie te sprawy przed i po. Jeżeli pacjentka twierdzi, że ją boli, należy od razu sprawdzić rozwarcie i do niego zrobić ktg, zamiast kazać jej przez godzinę samej sprawdzać skurcze, po czym z łaską podłączyć ktg, ale bez badania ginekologicznego. Ja rodziłam po raz pierwszy więc oczekiwałam, że personel będzie wiedział, kiedy zacznę rodzić, nawet lepiej niż ja sama, a nie że będę musiała go o tym przekonywać. Te trzy doby pobytu z dzieckiem w szpitalu też powinny być ludzkie to znaczy z możliwością pobytu ojca dziecka (przynajmniej jego) tak długo jak sobie życzy on i matka. Absurdem jest, że rodzenie po ludzku gwarantuje możliwość bycia ojca na sali porodowej a zupełnie nie zajmuje się tematem jego obecności w pierwszych dniach życia dziecka (tym bardziej gdy sale są 1-osobowe i nie przeszkadza to innym pacjentkom). Jeżeli przy następnym porodzie będę więc miała zdecydować między Jelenią a Kowarami to wybiorę na pewno Jelenią, już bez najmniejszych wątpliwości.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja dzisiaj pierwszy raz rodziłam i to właśnie w szpitalu w Jeleniej Gorze. Nie chodziłam do żadnej szkoły rodzenia a położne w tym szpitalu to cudowne kobiety. Słuchajcie ja żadnego zlego słowa nie mogę powiedzieć na temat personelu. Naprawdę położna która mnie "obsługiwała" zajęła się mną jak własna córka. Pozostałe położne również będę wychwalać pod niebiosa jak i lekarzy którzy byli obok. Jeśli ktoś miał inne doświadczenia to współczuje. Każdy może mieć gorszy dzień ale ja jeśli będę w drugiej ciąży z pewnością wrócę do tego szpitala

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Poroniłam w szpitalu w nieznośnym bólu, nikt nie zaproponował środków przeciwbólowych. Przy trwającym kilka godzin krwotoku musiałam chodzić od pokoju do pokoju, bez niczyjej pomocy, wózka. Nie informowano mnie co będzie się działo po kolei, mimo samoistnego poronienia nie dano mi wyboru- przeprowadzono abrazję podsuwając mi świstek papieru do podpisu już na fotelu z wenflonem w ręku. Po zabiegu nie było żadnej rozmowy, wręczono mi jedynie papierek z zaleceniami- oszczędzający tryb życia, zakaz kąpieli. Na sali wylądowałam z karmiącą matką. Zero empatii, podejście położnych i lekarza jak do zwierzęcia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Paola

Hej. Moj pierwszy poród był w Jeleniej Górze w 2014roku. Z powodu braku postępu porodu po całym dniu indukowania podjęto decyzję o cesarce. Były ze mną 3 położne naprawdę super babki. Opieka po porodzie super nie mogę narzekać. Będę rodzić w styczniu 2020 drugie dziecko i napewno będę rodzić w Jeleniej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hhh

Hej, czy w jg trzeba zapisywać się na ktg czy z marszu się idzie? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×