Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość klnjnjnj

nadopiekunczy rodzice zniszczyli mi zycie

Polecane posty

"teraz oczekują wielkiej odpowiedzialności z samej tylko racji wieku. " to jest też standard. tacy rodzice do niczego dziecka nie zachęcają i nie uczą a w pewnym momencie oczekują że skoro "masz tyle lat" to już "powinnaś umieć". zachowania mają podobne właśnie jak zawsze szczery. "masz 24 lata i nie umiesz/robisz tego czy tamtego, może ci dać instrukcję obsługi". coś niesłychanego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tacy rodzice do niczego dziecka nie zachęcają i nie uczą a w pewnym momencie oczekują że skoro "masz tyle lat" to już "powinnaś umieć". jak pisalem na poczatku, czas na pozew i przykladny proces!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
jak pisalem juz wielokrotnie, smiac mi sie z ciebie chce :-) najbardziej w takich sytuacjach jak ta, gdy zdania mamy dokladnie takie same tylko ty uparcie probujesz udowdnic, ze sa odmienne co innego rzecz jasna w polityce :-)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
nie chcę przerywać tych czułości :) pozostawię tylko pozdrowienia:) odbiorca będzie wiedział , że to dla niego :) 🌻 oto one:): ty mały wredny przebrzydły gnomie!! 😡 z mikrooonkiem na dupie se siedź!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość IMO13855
Spadaj ze swoim wiadrem. :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Nadopiekunczosc = kontrola. Osoby, ktore sie tu wypowiadaja sa jeszcze mlode i maja duze szanse na wyleczenie skutkow owych bledow wychowawczych i dysfunkcji. Dobrze, ze macie swiadomosc jakie skutki mialo owo wychowanie i potraficie opisac swoj stan. I to, ze on Was martwi, martwi Wasza postawa wobec siebie, zycia i ludzi. Swiadomosc to pierwszy krok do uzdrowienia siebie. Co dalej - zalezy od Was. Dostaliscie ogromny bagaz i teraz to Wy musicie zadecydowac, co z tym zrobic. Upiory domu rodzinnego moga bowiem odzywac w kazdej stresujacej czy trudniejszej sytuacji i zwiekszac lek. Jak u Was z poczuciem bezpieczenstwa, z poleganiem na samym sobie? Pewnie bardzo krucho, a to jest podstawa do samodzielnego zycia. Nie nauczono Was tego w domu w imie totalnie blednej dydaktyki bo rodzice wyreczali Was nie z troski o Was, a o samych siebie. Byli ludzmi slabymi, ktorzy czerpali namiastke mocy z kontroli nad drugim czlowiekiem a dziecko kontrolowac przeciez najlatwiej. Jesli zrozumiecie ow mechanizm i zobaczycie rodzicow jako ludzi pelnych leku, slabych, przerazonych - moze bedzie Wam latwiej wybaczyc im owe bledy i zajac sie wylacznie soba. Bo nikt Was nie nauczyl, jak to sie robi. W moim domu rodzinnym bylo podobnie, kontrola rozciagala sie daleko poza dom, wlasciwie wszedzie czulam jej niewidzialne macki. Brak pewnosci siebie, kompleksy, przekonanie ze chocbym nie wiem co zrobila to i tak nie bede wystarczajaco dobra bo kazdy byl lepszy ode mnie; ciagla obawa przed krytyka, wyszydzeniem, potencjalna kara. Przy okazji izolacja od otoczenia i rowiesnikow i uczenie, ze ludzi nalezy sie obawiac bo moga nas skrzywdzic. Jest w tym ostatnim czesc racji ale rodzice powinni nauczyc dziecko jak sie bronic, jak wychodzic calo z trudnych sytuacji, jak dzialac w grupie, jak unikac osob niewlasciwych - a nie jak unikac ludzi wogole bo sa grozni. Czeste mantry typu: a nie mowilam, ty to zawsze, ty to nigdy, do niczego sie nie nadajesz... Paradoks - bo skoro niczego Cie nie nauczyli wyreczajac i stwierdzajac ze oni to zrobia lepiej a Ty na pewno schrzanisz - to jak masz umiec, sam z siebie? Nikt sie nie rodzi z wszelkimi umiejetnosciami. A kazdy z nas, bez wyjatku, uczy sie metoda prob i bledow. A skoro nie dano Wam szansy na nauke... Ja to doskonale rozumiem, owa bezradnosc i lek - ktore moga zniszczyc potencjal w Was, ktore moga na zawsze podciac Wam skrzydla. Wchodzenie w niewlasciwe zwiazki z leku, ze sama sobie nie poradze (tak mi wmawiano przeciez przez cale lata), brak wiary w siebie, nieumiejetnosc stania we wlasnej obronie, upomnienia sie o swoje, nieufnosc i ciagly strach. Terapie, swiadomosc, walka o siebie. Zrozumienie. Ale wciaz wracaja tamte zbedne emocje w trudnych chwilach - moze nie w takim nasileniu i bez takiego wplywu na mnie jak kiedys (bo traktuje je ze swiadomoscia, wiem czym sa i skad pochodza i ze nie maja zwiazku z rzeczywistoscia, sa jedynie echem przeszlosci, wdrukowanym na zawsze) ale powoduja chociazby obnizenie nastroju i inercje. Wciaz gdzies tam w kacie umyslu czai sie lek pomimo wszystko, wbrew realiom. On oczywiscie znika po jakims czasie ale ja wiem, ze znowu wroci najmniej oczekiwany i zatruje mi kawalek zycia. Mam jednak na niego sposob - albo przeczekac albo dzialac na sile, robic cokolwiek, zajac sie czyms a najlepiej, zeby szybko bylo widac efekty. Wtedy pewnosc siebie wraca bo widze, ze to jednak nie przeszlosc mnie kontroluje ale ja sama. Bardzo wiele juz zrobilam i gdy patrze wstecz na proroctwa mojej rodziny to bierze mnie smiech pusty. Przepowiadano mi np ze nigdy nie bede prowadzic samochodu (wypowiadali sie ci, ktorzy nie mieli o tym bladego pojecia ale eksperci cala geba), miec wlasnego domu, dobrej pracy, wyksztalcenia. Moje potkniecia czy tez kleski losowe byly kwitowane: no tak, wiadomo! Juz to zostawilam za soba, tylko przy okazjach takich tematow powraca, ale juz bez bolu. Moze tylko troche zal, poczucie ze z czegos, wbrew sobie, zostalam okradziona. Z czegos co mi sie nalezalo jako czlowiekowi. Ale ten zal po chwili ustepuje... Trzeba isc dalej, zyc, probowac cos zmienic a juz na pewno probowac poprawic wlasne zycie - a przeszlosc zostawac tam gdzie jej miejsce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×