Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

swiergotek

nienawisc. znów odżyła

Polecane posty

przez przypadek przeczytalam czyjąś historię i wspomnienia wrociły. postanowilam napisac swoja historię. nie zalezy mi na niczym innym jak wylaniu swego żalu. Mialam 19 lat kiedy jako studentka pierwszego roku pedagogiki, nowa w obcym miescie zapukalam do drzwi straszej pani szukajac pokoju do wynajecia. Bylam przestaszona. balam sie nowego zycia, obowiazkow, nauki. nie jestem typem imprezowiczki. z reką na sercu mowie ze jestem dobrym czlowiekiem. bylam dobrym dzieckiem. zawsze predzej zamknieta w sobie placzliwa niz zbuntowana i krzykliwa. Wtedy w 2006 mialam chlopaka rowiesnika od LO. bylismy razem cala szkole srednia, po maturze cos zaczelo sie psuc. potem sie okazalo ze mnie zdradzal ale chcielismy probowac dalej. mielismy wieeelkie plany. to byla moja 1 milosc. starsza pani mieszakala z synem (28 letnim) na 5 pokojowym mieszkaniu w kamienicy. ona 1 pokoj, syn 2 pokoj, plus 3 puste. wiec 1 mi wynajela. poki bylam tylko studentka szczebiotala na moj temat i byla zachwycona. jaka grzeczna, jak sie uczy, jaka spokojna, jak sprzata, jaka mila. gdy rozstalam sie z chlopakiem z LO, to dosc szybko zaprzyjaznilam sie z jej synem czyli moim obecnym mezem. mimo 9 lat roznicy szybko zlapalismy dobry kontakt, nic porozumienia. potem zaczelo iskrzyc. ja po burzliwym zwiazku z rowiesnikiem docenilam moc intelektu dojrzalego odpowiedzialnego rozsadnego mezczyzny. a on zakochal sie we mnie, (jak to mowil moich marzenaich idealach, samarytanskiej postawie w stosunku do innych, dobroci i innośći) pokazal mi miasto (dla mnie nowe) zapoznal ze znajomymi, częscią rodziny, pomagal zalatwic jakies sprawy na miescie. spedzalismy razem wieczory w kanjpach, kinie, na spacerach, czytaniu ksiazek, albo po prostu siedzial przy mnie gdy sie uczylam. zakochiwalam sie jak w bajce.. dodam ze za mieszkanie placili moi rodzice, a na swoje wydatki zarabialam w Mc donaldzie jako hostessa od organizowania urodzin i dawalam korki z ang. nigdy nie rozmawialam z mezem ( wtedy na początku) o tym ile zarabia itd. nic mi nie sponsorowal. z czasem dosc szybko bo po ok 4 tyg postanowilismy byc razem. dalej placilam za pokoj i mieszkalismy osobno w pokojach. moj mąż jest najmlodszy z 4 dzieci tej starszej pani. niestety byl nauczony wielu wygod w domu. jego rodzenswto jest duzo starsze, maja juz rodziny, dzieci i wnuki i nie mieszkaja z matka. maz zostal z matka sam. ona mu podstwaiala pod nos wszytsko. sniadanko, kolacje, kanapki do pracy, sprzatanie pokoju, pranie prasowanie itd on co prawda placil czynsz i rachunki i robil jej zakupy i wozil gdzie chciala ale prawda jest taka ze wkolo siebie nie umial zrobic NIC. nie minelo duzo czasu jak czulam ze z moim facetem dzieje sie cos zlego. martwil sie, milczal, wzdychał nerwowo. potem wyszlo czym sie przejmowal. dodam ze od kiedy zaczelismy byc razem maz (chyba mu bylo glupio przede mna) zaczal sam dbac o siebie i swoje rzeczy, porzadek i pokoj. widzialam sie nie umie podstaw typu zmywanie ale jak sie stara. ja go dopingowalam i chwalilam i szczerze po cichu mega sie cieszylam. nie chcialam przeciez byc z kims kto jak by nie patrzec jest nauczony do lenistwa. po ok 2 miesiacach okazalo sie ze jego mama jest mega niezadowolona ze jestesmy razem. zaczela chodzic po mieszkaniu i gadac cos pod nosem, trzaskac drzwiami. robila mu uwagi, rzadzila, obrazal mnie. jak wracalam z uczelni to slyszlam jak ucinaja jakas klotnie. zaczely sie awantury, obrazanie, wymyslanie dziwnych rzeczy i w koncu nastawianie rodziny meza przeciw mnie. dochodzilo do absurdów typu: awantura bo moj maz pił z kubka ode mnie na mikolajki a nie z tego co przez 20 lat do tej pory. na szczecie rodzina meza jak sie potem dowiedzialam przeszla przez to co ja. kazda synowa i ziec byli nieodpowiedni dla jej dzieci. i kazdy mial pieklo jak my wiec sie wyprowadzali zeby miec spokoj. wszytsko sie przez rok nawarstwialo. merwy mnie zjadaly bo jak mialam wrocic do mieszkania a jego nie bylo to sie balam.. szlam do kolezanek albo do czytelni. podejmowalam rozne taktyki. albo sie staralam jeszcze bardziej by starszej pani sie przymilic, potem jak nie skutokwalo to ignorowalam ja i staralam wcale nie odzywac i ulatniac ile mozna z mieszkania. w koncu kiedys nie wytrzymalam po tym gdy usłyszlam od starszej pani (60 paro letniej babci) ze cyt" ty niewychowana dziwko zlapałas go na dupę zeby cie sponsorował ty szara gąsko ze wsi. zero ambicji" myslalam ze sie poplacze i ja zabije jednoczesnie. nie wiem jak ktos moze byc taki nie fair. nie znala mojej sytuacji. nie wiedziala ze cale wakacje po maturze a przed studiami pracowalam na stazu w odziezowym by cos odlozyc na studia. kupic nowe ubrania. a na studiach by miec sowja kase zamiast imprezowac z kumpelami szlam do mc donalda za 5 zl na godz. a ona mi powiedziala ze jestem z jej synem dla seksu i kasy. wtedy peklam i moja kultura i spokojny charakter diabli wzieli. darlam sie na nia z calych sil. mowilam ze nie ma prawa mnie obrazac. ze nic jej nie zrobilam. ze powinna sie cieszyc ze jej syn po 8 latach bycia sam jest szczesliwy i zakochany.. oddalam klucze, spakowalam sie. zostawilam list, napisalam juz ze spokojem jak boli mnie i Jrgo to co ona robi. ze jest falszywa i cala rodzina regularnie mowi mi gdy ona mnie obgaduje. ze wszytskim swoim dzieciom niszczy zycie. i ze jesli chce zostawie go skoro tak ma wygladac nasz zwiazek, z nia posrodu, ale to bedzie jej wina! bylo mi tak ciezko przez ten 1 rok studiow ze omal ich nie zawalilam. schudlam baaardzo i czasem nawet wsparcie Jego mi nie pomagalo... nie rekompensowalo tych stresow. jestem osoba spokojna i nie bylam nauczona by ktos mnie tak szykanowal i ponizal. nie umilam walczyc o siebie. nie chcialam stawiac go przed zadnym wyborem ani dawac ultimatum. kochalam go ale nie moglam tam mieszkac wiec sie wyprowadzilam. przez 2 kolejne lata nie zamienilam z nia slowa. od jego rodziny dowiadywalam sie co o mnie opowiada. wszyscy byli po naszej stronie. mowili mi ze On sie zmienil na lepsze. ze cala rodzina spisala go na straty. ze gdyby nie ja to skonczylby jako mamisynek stary kawaler i leń. widzieli ze jest ze mna szczesliwy i sie stara. zmienil sie. jest samodzielny. nie ma juz sluzacej. ale matka nie widziala. nie docenila. nie cieszyla sie. mi stres sie zmiejszyl bo mieszkalam z przyjaciolka ale on tam zostal i wiedzialam ze wciaz ona mu glowe suszy. przyznaje byly momenty gdy chcialam wykrzyczec wyprowadz sie prosze!!! ale wiedzialam ze oni zyja w symbiozie (wspolny czynsz rachunki itd) jednak gdy skonczylam licencjat On mi sie oswiadczyl. :) pojechalismy do moich rodzicow (uwielbiaja mojego meza) wyprowadzil sie. zamieszkalismy razem, ja znalazlam prace a mgr robilam zaocznie. szykowalismy slub i wesele... tesciowa sie odgrazala ze nie przyjdzie mimo to oboje pojechalismy ja zaprosic. zaproszeni nie otworzyla. nie umiala powiedziec gratulacjie ciesze sie zycze wam szczescia, albo czy wam jakos pomoc.. NIC, przyszla na slub ale tylko do kosciola. nie umiala nikomu spojrzec w oczy... teraz juz jest "dobrze". w sensie urzedowo i oficjalnie. raz na miesiac moze, jedziemy na kawe szybka w drodze gdzies tam.. dziendobry, jaka pogoda, jaka choroba, jakie seriale. dowidzenia. nigdy nie spyta co u nas. nidgy u nas w domu nie byla a to juz 3 rok idzie jak mieszkamy sami. jestesmy szczesliwy bez niej. radzimy sobie sami. staramy sie o dziecko. zastanawiam sie czy kiedys zapomne.. to co tu opisalam to kropla w morzu słow i sytuacji jakie prowokowala i wymyslala. gdy o tym nie mysle na codzien to jest ok. ale gdy cos mi przypomni to co ona mi mowila w tych klotniach, co nam przez te lata robila, jak ranila swego syna... nie wybacze chyba. nigdy nie bede jej szanowac ani lubic. choc nie zabraniam i nie bede zabraniac mezowi wizyt u niej i sama tez jezdze to np nie wyobrazam sobie jej w naszym domu na wigilii lub gdy urodzi sie dziecko np na chrzcie. na chwile obecna ma 4 dzieci 6 wnukow i 3 prawnukow. nikt jej nie odwiedza. mieszka sama. czy tego chciala? zawsze wszyscy wkolo niej byli zli, winni i niedobrzy a ona idealna. czy teraz zaluje?? nie wiem. nie obchodzi mnie to. wiem ze nigdy nikt nie zrobil mi takiej krzywdy jak ona. bez powodu. za nic. myslicie ze zycie jest sprwiedliwe? nie chce zeby spotkala ja kara. ale zeby ona kiedys otworzyla oczy i zdala sobie sprawe co robila..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ulżyło mi :) w tym poscie pozdrawiam tez inne kobiety i dziewczyny ktore maja trudna sytuacja z tesciowa. jesli facet jest po twojej stronie to dacie rade :) to najwazniejsze :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×