Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
juchaaa

glejak wielopostaciowy

Polecane posty

Gość dferrt54665
a ile masz lat i jakie sa tego objawy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość frtgag

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrze prawisz
ile masz lat i jakie miałaś objawy? moze nie będzie źle, ludzie z różnych rzeczy wychodzą...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
na to gówno choruje mój tata dzis dostalam wynik histopatologiczny jest to nowotwor złosliwy z 4 stopniem zlosliwosci (najgorszym) rokowania sa kiepskie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pytanie...//
i ty niby siedzisz teraz na forum i o tym piszesz. jakby moj tata byl chory na pewno nie mialabym humoru na siedzenie na forum

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
dla mnie to lepsze wygadac sie komus kogo nie znam niemoge siedziec przy nim i plakac bo on niema pojecia o tym jeszcze moze kiedys to zrozumiesz jak bedzie cie to dotyczyk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość vxcxvcx
może spróbujcie terapii alternatywnych zawsze jakaś szansa, lepiej coś zrobić, spróbować postaraj się nie zamartwiać tylko wykorzystać ten czas z tatą najlepiej jak możesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
w poniedzialek ide do onkologa z wynikami zobaczymy co on powie ale sprobuje wszystkiego jesli naturalna medycyna niebedzie w stanie nam pomoc czytalam tez ze marihuana moze pomoc niewiem co o tym myslec

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrze prawisz
a ile tata ma lat? i jakie miał objawy? bardzo Ci współczuję Kochana! pamiętaj że nadzieja umiera ostatnia. i spędzaj z tatą dużo czasu....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrze prawisz
a co do marihuany to ona ma działanie lecznicze! jak najbardziej niech tata pali! zaszkodzić nie zaszkodzi a nuż pomoże?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dddfffffdd
też słyszałam,że pomaga ale nie palenie a olejek z marihuany.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
tata ma 54 lata a objawy nagle dretwienie lewej reki i nogi zaburzenia mowy problemy z koncentracja ale to bylo chwilowe mijało i znowu odrazu na SOR tam tomograf wynik guz operacja 2 dni pozniej po operacij nasilily sie objawy z niedowladem bełkot czekanie na wynik badania histopatologicznego i dzis wynik glejak wielopostaciowy z 4 stopniem zlosliwosci rokowania najgorsze srednia zywotnosc od diagnozy od 4 do 11 miesiecy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
o co chodzi z tym olejkiem z marihuany?jak go zrobic? wiecie moze?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dobrze prawisz
nie wiem o co chodzi z tym olejkiem, ale na Twoim miejscu dawałabym tacie skręty, niech pali. na całym świecie używa się marihuany w medycynie. może mu się polepszy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dddfffffdd
Oglądałam ostatnio w Tv o takim lekarzu który robił lek z marihuany i autentycznie leczyła raka ale oczywiście uznali,go za dystrybutora narkotyku i zabronili mu tego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość dddfffffdd
Czy czytałam w internecie kurcze nie pamiętam ale sama byłam zdziwiona skoro pomaga to ludziom i leczy to czemu nie pozwolili mu robić tego olejku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiara:-)
jeszcze macie troche czasu...chwytaj sie kazdej deski ratunku zawierz tate Bogu nawet jezeli nie dowierzasz módl sie za niego najbardziej gorliwie jak potrafisz.pamietaj że wiara cuda czyni i umiera ostatnia.polecam tez rekolekcje charyzmatyczne i ksiedza uzdrowiciela.przeciez nie macie nic wiecej do stracenia jezeli lekarze wam nie pomogą.głowa do góry tez jeste chora na raka...dawali mi 7 m-cy zycia...zawzielam sie i postanowilam ze nie umre jeszcze nie teraz prosilam Boga o czas bo mam dopiero 28 lat minelo juz 1,5 roku lekarze sie dziwą.Tata musi miec sile do walki musi sam chciec.pamietaj ze rak karmi sie słabymi dlatego glowa do gory i walczcie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość uiueiwew
współczuję. :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Myślałam, ze mój tata jest niezniszczalny, najsilniejszy w rodzinie, potrafił chodzić dwa tygodnie do pracy ze złamana noga bez gipsu, przykładów mogłabym podać setki. Miał wielkie plany na emeryturę, niestety ... Nie skarżył sie, po prostu nie mogl spac i mówił, ze cos z nim jest nie tak. Chodził do lekarza, choć nigdy tego nie robił. Uznano go za hipochondryka. Miesiąc pózniej zasnął na 16 godzin, nie można było go dobudzić. Następnego dnia jedna strona ciała odmówiła posłuszeństwa. Tej samej nocy tomograf, prawdopodobnie udar, wynik nie był jednoznaczny ale zmiana okazała sie tak duza ze wygladała na zapalenie mózgu. Potem rezonans, odbieranie wyników. Gdy zobaczyłam rozmiar, nie mogłam uwierzyć, jak przekazać ta wiadomość mamie, reszcie rodziny. Ja juz wiedziałam, ze to koniec ... Potem włóczenie sie po szpitalach w całej Polsce - nikt nie chciał podjąć sie operacji, tylko w Bydgoszczy lekarz zlitował sie i zrobił biopsje. Potem były juz tylko padaczki, w końcu wprowadzono tatę w farmakologiczna śpiączkę. Wybudził sie sam następnego dnia, przecież był siłaczem... Następna padaczka miała go zabić... Tak powiedział lekarz. Potem wizyty karetki i nieczuli lekarze mówiący do mojej mdlejącej mamy zeby sie ogarnęła bo on umiera. Powiedziano nam nawet, ze nie beda go respirowac w razie czego, bo to nie ma sensu. Zabrano nam cała nadzieje. Tata żył 2 miesiące od czasu kiedy spał tak długo. Tyle zajęła choroba, nie było żadnego leczenia, chemia przyspieszyła by zgon, radioterapia niemożliwa ze względu na padaczki. I tak tata odszedł w trakcie ataku padaczki, jak przepowiedziano. Pogotowiu sie nie spieszyło ... Smutne to wszystko. Minęło 2.5 roku a ja wciąż nie moge tego ogarnąć... Nie życzę nikomu tego doświadczenia. Dodam ze tata miał glejaka wielopostaciowego IV stopnia. Do ostatnich dni ledwo pobolewala go głowa. Musiałam to z siebie wyrzucić...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Współczuję. Czytam i płaczę. Bardzo Ci współczuję. Trzymaj się kochana.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zabrzmię bezdusznie ale napiszę tak: ciesz się że śmierć nastąpiła tak szybko od diagnozy znacznie gorsze dla chorego jest życie z diagnozą "rak" 1,5 roku i tylko czekanie na śmierć tak było z moim teściem, wiedział że umrze gdy tylko dowiedział się że ma raka płuc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Kochana wiem doskonale co czujesz ... moja mam bardzo silna osoba, bardzo aktywna, nigdy sie na nic nie skarżyła.. podczas wakacji zrobiął sie taka zobojetniała na wszystko, wolała siedziec wdomu całymi dniami, nic jej nie cieszyło, ciągle spała... książkowe objawy depresji. Na początku października zaczęła skarżyc sie na bóle głowy. Jakimś cudem udało sie ją przekonać żeby poszła do rodzinengo. No cóż -tablekti przeciwbólowe i sugestia pójścia do psychiatry bo prawdopodobnie depresja. Poszła 3 dni później. Przez te 3 dni zmieniła się jeszcze bardziej, była jakby zamyślona, zobojętniała na wszystko co robimy, gdzie ją zabieramy. Lekarka rozmaiwała z nią opowiadała o wszystkim, czsami trzeba bylo powtórzyc 3 razy bo jakby odleciała. Lekarska stwierdziła , że to mogą być jakieś neurologiczne sprawy. Do neurologa jakimś cudem udało się zarejestrować na 4 dni później. Nie spodobało mu się soc i dał skierowanie na badania do szpitala. termin przyjecia -2 tygodnie później. Przestraszyłam sie bo mam sie zmieniała nadal, uruchomiłam wszelkie możliwe znajomości i udalo sie mamę do szpitala wziac 4 dni później - było to w okolicach 12 października. Dosłownie po 2 dniach w szpitalu mam zaczeła sie wywracać przy chodzeniu, zalatwiac w pampersy...wyniki badań - glejak 4. mówili, że jest tak źle, że żadne leczenei nie ma sensu. Cała lewa półkula zajęta, i duze nacieki na prawą… Naciskałam powtórzyli wszystkie badania, zrobili dodatkowe, potwierdzili diagnozę, powiedzieli że w takim stanie to żadna operacja ani leczenie nie wchodzi w grę, nikt się nie podejmie tego… Zostały nam tygodnie…nie ma szans na wspólne świeta. Nie musze mówić co poczuliśmy… wszyscy specjaliści powtarzali to samo… Do tego tata chory po operacji serca, zmienił się i postarzał w ciagu kilku dni. Doszedł strach o niego. Uparłam się zaczęłam jeździć szukać, konsultacja u onkologa, potem znalazłam dojście do neurochirurga z klinki w Lublinie. Niby najlepsza klinika w Polsce – kolejki na 2 lata. Znowu znajomi przyszli z pomocą i załatwili, że mogłam dostac się z wynikami do lekarza gdy miał nocny dyżur w szpitalu. Niestety lekaz powtórzył to ale obiecał, ze weźmie mamę do siebie do Kliniki i zrobią biopsje. .. Zostawiliśmy namiary i mieliśmy czekać. Dla nas ciagnęło się to w nieskończoność, czekałam na telefon jak na zbawienie… Po 2 tygodniach znalazło się miejsce i pojechaliśmy do Lublina – to była połowa listopada. Jeszcze wtedy mama była w takiej formie, ze pod pache dało się ją zaprowadizc do samochodu, pampers i zawieźliśmy .. W szpitalu zaczęło się pogarszac, już nie siadał nawet, po serii badań lekarze podjeli się usunięcia części guza z prawej pólkuli, żeby zahamowac pogarszanie się …miało to nam dać dodatkowy miesiąc…. Ostrzegali nas że ta operacja to ryzyko, może przestac mama mówić, może być paraliż lewostronny itp. Itd. Operacja poszła sprawnie,na początku grudnia wróciła do domu. Nadal leżąca ale bez paraliżu, raczej świadoma. Z dnia na dzień nabierał sił, po kilku dniach udalo się ją posadzić i siedziała sama. Pamiec wrociła do normy, miała tylko problemy pamięcią krotkotrwałą. W Lublinie poinstruowano nas, że jak polepszy się to można pomyśleć o naświetlaniach. Mocno nas traszono nimi skutkami ubocznymi itp. I mielismy mieszane uczucia ale zdecydowaliśmy się i kolejny problem – kolejki na pól roku. Wtedy zaczęłam szukać innego szpitala, gdzies gdzie szybciej się uda. Okazało się ze na Podkarpaciu są dobre szpitale i prawie bez kolejek. 30 grudnia karetka zawiozła mamę na badanai do Rzeszowa, została zakwalifikowana do radioterapii, ale lekarka powiedziała, ze to da nam dodatkowy miesiąc i tylko na tyle możemy liczyc. Rozwiała tez trochę wątpliwości na temat naświetlań. Termin wyznaczono na 12 stycznia. Po 5 dniach mama wrociła do domu. Czekaliśmy na zapowiadane efekty uboczne tj problemy ze skóra w miejscu naświetlań, brak apetytu, wypadanie włosów. Ale nic się nie pojawiło. Nawet popraiwlo sie jeżeli chodzi o jedzenie, wcześniej był problem z tym, mama nie chciała wcale jeść, nie mogła przełykać a po powrocie do domu ciagle była głodna. Z dnia na dzien nabierał sił. Mame dopadła jakaś wiru sówka połaczona z bigunka itp., to ją osłabilo, ale pomimo tego widac mega poprawe. Sama przewraca się na boki, posadzona siedzi nawet 2 godziny. Sama bierze talerz na kolana ije, nie trzeba jej karmic. Wykupiłam dla niej rehabilitanta, już miesiąc przychodzi, ćwicza, mówi, ze mam nabiera sił w oczach, doklada ciagle nowe ćwiczenia i mówi, że jak tak dlaej pójdzie to niedługo sprobuje ja postawić. Przez ten czas żyjemy ciągłym strachu, nasze Zycie zostało wywrócone do góry nogami. Od października do stycznia dni, tygodnei zlewały się w jedno, szpitale, albo praca, po pracy do mamy, powrot do domu około 21, sprzątanie, gotowanie rano do pracy i tak w kólko. Najgorsze było to ciągle poczucie, że robię ciagle zamało, że jeszcze powinnam cos zrobić. Bylam wykończona an maxa, pragnęłam mieć chociaz godzine w tygodniu wolną dla siebie, z daleka od tego wszystkiego, ale nie potrafiłam, jak zajelam się czyms innym to miałąm straszne wyrzuty sumienia… Wydaje mi się, że przez ten czas zmieniło się całkiem moje podejście do tej choroby, zaczęłam innaczzej patrzec na to wszystko, przeszla rozpacz, została nadzieja. Kiedys to, że mama przetsała chodzic było dla mnie tragedią… teraz to, że znowu siedzi jest wielkim sukcesem. Boje się straszliwie, boje się mieć nadzieję, ale rodzi się we mnie coraz bardziej… Licze na to, ze choroba wyhamuje, że będzie dobrze. Nie mam jakichś wygórowanych oczekiwań. Marzę o tym, żeby poprawilo się na tyle, żeby mame dało się na chwile postawić-tak żeby przesadzic na wózek i moc ja wozić po domu i żeby była na tyle sprawna umysłowo jak jest teraz. Boje się okropnie ale.. początkowo dawali nam czas do grudnia. później doszła operacja która dala nam następny miesiąc- czyli styczeń, potem naświetlania tez miały dac nam miesiąc czyli luty…. I co to miałby już być koniec? Jestem pewna ze w chorobie nastapił przełom, mama jest teraz w najlepszej formie od listopada…… Ale tak okropnie się boję..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość astarr
A jakiej średnicy jest glejak Twojej mamy? Bo jeśli nie przekracza 4 cm to śmiało można spróbować metody gamma knife. W warszawie zajmują się takimi sprawami, tylko trzeba mieć skierowanie to zabieg zostanie wykonany za darmo. To bezinwazyjna i bardzo skuteczna metoda, może spróbujcie skontaktować się z profesorem Ząbkiem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
znam tą metodę bo moja znajoma z niej korzystała, trzeba się w pierwszej kolejności skontaktować z gamma knife w warszawie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Oni tam pracują od 8 do 20.00 to nie ma problemu z kontaktem i umówieniem się na wizytę. Mój brat miał zabieg u nich to trochę się orientuję. Byłam tam razem z nim bo w tym samym dniu wyszedł do domu i musiał mu ktoś towarzyszyć.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
najważniejsze, że twój brat mógł poddać się leczeniu właśnie ta metodą, a u Was jak to było również mieliście skierowanie z NFZ na darmowe leczenie w gamma knife w warszawie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiem co czują osoby, które zetknęły się z tym gównem bo inaczej nie można tego nazwać. Po 1,5 roku zdecydowałam się napisać na forum. Choć nie jest łatwo. Z glejakiem walczyła moja kochana mama objawy jakie miała to problem z utrzymaniem równowagi oraz z pamięcią. Trafiła 4 maja 2014 roku na SOR stwierdzili udar wypisali mamę po 5 dniach z zaleceniem rehabilitacji jak na udar mama nie odniosła poważnych konsekwencji jedyny minus to szybko się męczyła. Mama ćwiczyła miała rehabilitację jednak jej stan zamiast się poprawiać pogarszał się była słaba, zamyślona, nieobecna. Ciężko jej było się poruszać wtedy po raz drugi trafiła na SOR rezonans guz mózgu. Szok rozpacz niedowierzanie. Szukaliśmy najlepszych specjalistów. Załatwiliśmy mamie miejsce w szpitalu w Bydgoszczy tata był w stałym kontakcie z dr Furtakiem. Przewieźli mamę do Bydgoszczy zrobili biopsje. Guz był tak umiejscowiony, że był nie operacyjny. Lekarze stwierdzili że zostaje radioterapia ale to tylko przedłuży życie. Przywieźliśmy mamę do domu. Oczekując na wynik dzięki któremu mogliśmy ewentualnie zacząć radioterapie. Zajmowaliśmy się nią najlepiej jak tylko było można. Mama ciągle spała karmiona była przez nas bo sama nie miała siły trzymać sztućców to był straszny widok. Zmarła po 2 tygodniach od przyjazdu do domu. W gronie najbliższych. Straszny widok kiedy ukochana osoba odchodzi i nie może złapać tchu, a ty nic nie możesz zrobić. W ostatnim tygodniu mama ciągle spała jednak kiedy odchodziła otworzyła oczy i spojrzała się na nas. Najpierw na jedna stronę łóżka później na drugą, łzy pociekły jej po policzku i było koniec ;( Po śmierci przyszły wyniki ze szpitala że to glejak wielopostaciowy IV stopnia. 4 sierpnia w dniu pogrzebu dostałam @ z kliniki Gamma Kneif ze mama nie kwalifikowała się do zabiegu nożem gamma. Kiedy to przeczytałam poczułam ulgę. Mama żyła od diagnozy 2 mc z hakiem szok. Kiedy to pisze łzy ciekną po policzku mimo, że minęło 1,5 roku. Tym bardziej, że we wrześniu 2014 miałam brać ślub wszystko zostało odwołane. Pobraliśmy się w 2015 roku ale ślub bez kochanej mamy to już nie to samo. Ciężko do tej pory się z tym pogodzić. Zostawiła tatę,3 dzieci i 1 najukochańszą wnuczkę w wieku 1 roku na którą tak czekała. Od tamtej chwili żadne święta, już nie będą takie same, żadne rodzinne spotkania. 1 sierpnia 2014 roku zmarła moja mama mając 53 lata a z nią część mnie. Ciężko uwierzyć w to że silna zdrowa kobieta nagle staje się cieniem i dotyka ją coś takiego. Do tej pory myślałam że coś takiego jak guzy nas (moją rodzinę) nie dotyczą zawsze się słyszało, że ktoś choruje oczywiście współczuje się ale kiedy dotyka to Ciebie zmienia się myślenie i inaczej się patrzy na życie. I nie ma żadnego sposobu by pokonać te g****o żadna witamina, dieta, chemia, operacja, naświetlania nie pomogę ewentualnie przedłużą życie ale co to za życie. Czasem nawet cieszę się ze mama nie doczekała chemii i radioterapii to by ją zabiło, świadomość tego co się wokół niej dzieje. Mama nigdy się nie dowiedziała co jej jest może się domyślała ale nie wiedziała, nigdy też nie zapytała, ponieważ choroba bardzo szybko postępowała i do końca już nie była świadoma niczego. Bardzo za nią tęsknię i bardzo mi jej brakuje, była moja najlepszą przyjaciółka razem z siostrą miałyśmy z nią super kontakt. Nie ma dnia bym o niej nie myślała. KOCHAM NA ZAWSZE. Aga obecnie 27 lat

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przykro mi to mówić ale na glejaka nie ma haka.Mój kochany Marcin miał zaledwie 35 lat walczył z glejakiem 3 lata i 2 miesiące.Niestety choć bardzo chciał żyć przegrał tą walke.Zmarł w grudniu, 3 dni przed wigilią....To wyrok śmierci niestety.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×